Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

sobota, 30 marca 2013

Klasyczne toksyny

Po pierwsze, muszę Cię rozczarować drogi czytelniku, bo nie będzie w tym tekście świątecznych naleciałości, kontemplacji lub dezawuowania religii oraz rozmyślań o śmierci Jezusa. Warto skupić się na "tu i teraz" oraz "klasycznych toksynach" - jakby nie patrzeć są to przecież fundamenty funkcjonowania tego bloga.

Każdy, kto zapoznał się choć trochę z tematyką stosunków międzynarodowych lub politologii zapewne słyszał o paradygmatach określających globalną rzeczywistość i warunkujących jej funkcjonowanie. Spokojnie, niniejszy tekst nie będzie tylko o tym! Do dwóch głównych teorii (bo funkcjonuje ich wiele) należą: realizm oraz liberalizm. Oba paradygmaty są swoistym przeciwieństwem i zakładają inne ujęcie wielu płaszczyzn na arenie międzynarodowej. Dla lepszego zrozumienia poniżej załączam tabele z głównymi cechami oraz sferami zainteresowań tychże paradygmatów.

Realizm (teoria egoistyczna, państwo-centryczna),
prekursorzy: Tukidydes Hobbes, Rousseau, Machiavelli, Carr, Morgenthau
Liberalizm (idealizm, multicentryzm)
Prekursorzy: J. Locke, J. Bentham, J.S. Mill, W. Wilson (wprowadza w życie)
         państwo jest podstawowym uczestnikiem areny m.nar.
         demokracja to pokój
         polityka jest ważniejsza od gospodarki
         wojna i jej przyczyny leżą w naturze państwa - konflikty wszczynają rządzący, a nie społeczeństwo, przyczyny wojen tkwią w państwach niedemokratycznych
         polityka zagraniczna kształtowana przez interesy wewnętrzne państw
          harmonia w stosunkach ekonomicznych
         anarchia i nierówność potencjałów - brak rządu światowego oraz centrum w stos. międzynarodowych
          duża rola wolnego handlu
          funkcjonuje "struktura nieufności"
         transparentność i przejrzystość polityki (etyka i moralność)
          ogromna rola mocarstw
          zachowanie prawa i norm międzynarodowych
         celem SM jest zapewnienie bezpieczeństwa i weryfikowanie swojej potęgi (społecznej, militarnej i ekonimicznej)
         duża rola organizacji międzyrządowych w tworzeniu systemu bezpieczeństwa zbiorowego oraz tworzenie rządu światowego
         gra o sumie zerowej - zdobywa się wszystko albo nic
           demokracje (takie reżimy) nie walczą ze sobą
         sojusze i współpraca tylko w przypadku zagrożenia ze strony trzeciej
           kompromis i pokojowe rozstrzyganie sporów
          wojna jako środek wyrażania interesów politycznych
           rozbrajanie i denuklearyzacja
          równowaga sił daje względny spokój i współpracę
          współzależności na arenie międzynarodowej prowadzą do współpracy

Kilka lat temu podczas zajęć na studiach zostałem poproszony o wyrażenie opinii, który z powyższych paradygmatów jest mi bliższy. I tu pojawił się problem, bo dostrzegam, że na arenie międzynarodowej dominuje realizm, a liberalizm jest mi ideowo tożsamy (i widzę, że w niektórych kręgach jest realizowany). Chciałbym, aby szefowie państw i rządów postępowali w myśl teorii liberalnej, ale to tylko pobożne życzenie.

Fukuyama się mylił i chyba nawet on o tym wie 
 źródło: http://marccooper.com
Francis Fukuyama, który zwiastował koniec historii był w dużym błędzie, podkreśla to także John Grey - wykładowca myśli europejskiej w London School of Economics. Grey stwierdza o wizji Fukuyamy następująco:
Dla mnie historia nigdzie się nie zatrzymała, ale wróciła do swojego naturalnego biegu. A naturalny bieg historii to konflikty etniczne i religijne, walka o zasoby, tajne pakty i rozgrywki polityczne między supermocarstwami.
 (tekst z "Forum", Człowiek, zwierzę nieludzkie nr 12/13, 25.03.2013-7.04.2013)

S. Huntington, Zderzenie cywilizacji, 
Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2001, s. 21.
Jak więc widać, Samuel Huntington także trafił w samo sedno ze swoim "Zderzeniem cywilizacji" (przypominam, był to rok 1995). W jego paradygmacie cywilizacyjnym, który zakłada funkcjonowanie 7-8 cywilizacji, państwa narodowe są i będą najważniejszymi uczestnikami stosunków międzynarodowych, ale ich sojusze, konflikty i interesy w coraz większym stopniu będą kształtowane przez czynniki kulturowe i cywilizacyjne. Co istotne, według Huntingtona świat jest w stanie anarchii - pełno w nim konfliktów plemiennych i narodowościowych, jednak tymi najgorszymi są konflikty między państwami reprezentującymi różne cywilizacje (patrz: konflikt zimnowojenny, Chiny w starciu ekonomicznym z USA czy konflikty wewnątrzpaństwowe powiązane z mniejszościami narodowymi i etnicznymi).

A jak przedstawia się obecnie nasza rzeczywistość? Stany Zjednoczone, kraj przykładnej demokracji i orędownik globalnej stabilności i pokoju stosuje tortury na arabskich więźniach (Guantanamo i waterboarding), atakuje suwerenne państwa (Irak, Afganistan) i w imię wyższego dobra przenosi swoją uwagę i kapitał w miejsca, gdzie może więcej zarobić lub ugruntować swoje bezpieczeństwo (z Europy do Azji). W krajach PIGS, do których dołączył także Cypr, wszyscy widzą głównego winowajcę niepowodzeń i załamania gospodarczego w Unii Europejskiej. Koreańczycy z Północy straszą sąsiadów z Południa i USA atakiem atomowym. Francuzi (co nie jest nagłośnione) tłumią "zamieszki" w Mali, a w innych krajach Afryki Północnej radykałowie religijny zbijają kapitał polityczny.

Waterboarding, czyli nowoczesne tortury u "arbitra demokracji"  
źródło: http://holymansam.files.wordpress.com

Na całym świecie jedni ludzie nienawidzą innych ze względu na religię, terytorium czy ich pochodzenie etniczne. Jak chłodno zauważa Grey: Tyrania daje wytchnienie od ciężaru zdrowego rozsądku i przyzwolenie na dawanie upustu tłumionym impulsom takim jak nienawiść i przemoc (ibidem). To nie pesymizm mój czy Greya a fakty. W XVIII wieku twórca konserwatyzmu i antyabsolutysta Edmund Brurke trafnie stwierdził, że "tuż pod skórą ukrywa się barbarzyńca". Potwierdza to słowa Greya i "tendencje kryzysowe", a przykładami na to jest funkcjonowanie reżimów, w których tyrania jest bardziej lub mniej widoczna (Korea Północna, państwa "miękkiego podbrzusza" Rosji, Chiny, Singapur, Arabia Saudyjska itp.). 

Tyranie naszych czasów - Koreańska Republika Ludowo Demokratyczna  
źródło: http://chinadigitaltimes.net

Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że nie można być całkowicie pewnym powszechnych wartości, które obowiązują w cywilizowanych państwach. Prawa mniejszości, swoboda religii, opinii i orientacji oraz prawa obywatelskie - to wszystko można cofnąć (przy załamaniu się wielu płaszczyzn działania państwa) i powrócić tym samym do średniowiecza. Prawa można cofnąć, organizacje rozwiązać i powrócić do stanu umowy społecznej, którą kreśli Thomas Hobbes, gdzie państwo to Lewiatan zatrzymujący obywateli przed samozagładą. Kosztem jest jednak wolność jednostki.

Chciałbym, aby na świecie obowiązywał liberalizm, widzę jednak, że realizm bierze górę. Ludzie, jak wytłuszcza to paradygmat państwo-centryczny, są tak samo egoistyczni jak ich władze na arenie międzynarodowej. Celem stał się zysk - wywołuje to patologie w postaci kryzysu finansowego, utratę zaufania w struktury państwa i brak poszanowania dla "innych". To pole do popisu dla skrajnej prawicy i populistów, przykładem są hasła antysolidarnościowe z UE, palenie flag czy szukanie kozła ofiarnego za istniejące problemy.

Co bardzo istotne dla mnie i dla tego tekstu, John Grey wspomina o tych samych toksynach, które dostrzegłem osobiście przy tworzeniu mojego bloga ponad trzy lata temu:

Widzimy powrót do polityki klasycznych toksyn, które wydawały się wyeliminowane raz na zawsze. Za każdym razem, gdy w życiu pojawia się przedłużający się gorszy okres, ludzie zaczynają obwiniać o kłopoty mniejszości: gejów, Żydów, imigrantów. To właśnie dzieje się w całej Europie.

Nikt nie jest bez winy, choć nie każdy to dostrzega, szczególnie jeżeli chodzi o rządy i polityków. Hipokryzja jednostek bije w oczy, do tego stopnia, że nawet media nie są w stanie ubrać całego przekazu w piórka i uspokoić tym samym opinii publicznej (lepsza jest pogoń za sensacją). Uważam, że na samym początku każdego dialogu powinniśmy być ludźmi, a dopiero później obywatelami czy osobami posiadającymi teorie i stanowiska. Słowo klucz to szacunek dla drugiego człowieka i poszanowanie jego racji i stanowiska, o ile nie są one w konflikcie z innym ludźmi lub nami. Trzeba zatem dużo mówić i jeszcze więcej słuchać. Może wtedy marzenia o liberalnym układzie na arenie międzynarodowej się spełni. Patrząc na  Stany Zjednoczone i Chiny nie jestem o tym do końca przekonany.


środa, 27 marca 2013

Nasz rower

Środki transportu w XXI wieku niezaprzeczalnie przyspieszyły i unowocześniły się. Podróż pomiędzy państwami stała się kwestią godzin, a wszystko dzięki samolotom, szybkim pociągom i statkom. Ludzie nowego milenium w krajach, gdzie dochód PKB per capita ma przynajmniej cztery cyfry, mogą pozwolić sobie na "oszczędzanie" swoich nóg i załadować tyłki do samochodów. Nie można nie zauważyć także komunikacji wewnątrz miast, która poprzez rozwój metra, autobusów, tramwajów, trolejbusów i taksówek ograniczyła dłuższe spacery i wysiłek fizycznt. A czemu by nie zostać przy starym dobrym bicyklu?

Przedwczoraj w moim mieście (Pruszkowie) odbyła się tzw. Masa Krytyczna, czyli inicjatywa, która ma na celu unaocznienie władzy i ludziom konkretny problem wymagający interwencji. Zorganizowało ją stowarzyszenie "Zdrowy Rower", składające się z ludzi, którzy wybrali dwukołowiec jako podstawowy środek komunikacji. "Masa" to przede wszystkim przejazd grupy ludzi rowerami po określonej trasie - co u mniej przychylnych i niecierpliwych kierowców wywołuje zdenerwowanie i frustrację. Dla uczestników i ludzi, którzy ich popierają takie wydarzenie jest bardzo istotne i daje pozytywne wibracje. 

Kilka lat temu wraz z grupą znajomych braliśmy udział w dużej Masie Krytycznej organizowanej w celu pomocy dzieciakom chorym na autyzm. Kilka tysięcy ludzi przejechało przez ulice Warszawy dla wspólnego i szczytnego celu. Taka inicjatywa pokazała, że w zdrowy sposób (bez otoczki politycznej i ideologicznej) można współtworzyć fundament demokracji - społeczeństwo obywatelskie. Muszę dodać, że w Warszawie "Masy" organizowane są co miesiąc w cieplejszych miesiącach. Celem jest przeważnie zwiększenie ilości dróg dla rowerów.

Masa Krytyczna w Pruszkowie - fot. od Iza Gajewska
Tak właśnie było w Pruszkowie. Pomimo zlodowaciałej aury 70 osób zgromadziło się w określonym miejscu, podpisało petycję do władz miasta o zwiększenie dróg rowerowych i ruszyło ulicami, aby pokazać wszystkim innym mieszkańcom, że istnieje coś takiego jak rower. Obecny był także prezydent miasta Jan Starzyński, którego inicjatywy i postawę cenie. Warto dodać, że pan Starzyński jest bezpartyjny i zasiada na urzędzie od 1998 roku, co pozwala uniknąć wpływów "monolitycznych" partii. W każdym razie, miałem możliwość, aby dołożyć cegiełkę do projektu, który obejmuje moje najbliższe okolice ("myśleć globalnie, działać lokalnie").


Rower to bardzo ciekawe urządzenie, bo można nim dojechać zarówno do sklepu jak i na inny kontynent. Nie wymaga drogiej benzyny, koszt jego utrzymania jest niewielki, a korzyści z jazdy na nim są ogromne. Spalamy zbędne kilogramy, rzeźbimy nogi, dbamy o środowisko i nie wywołujemy karamboli. Stworzenie  bezpiecznej infrastruktury rowerowej powinno być podstawą dla każdego miasta - wtedy u wszystkich kierowców samochodowych mogłaby pojawić się myśl o alternatywie dla czterech kółek. No a przy dobrych wiatrach można połączyć podróżowanie rowerem z korzystaniem z komunikacji miejskiej i regionalnej. 

Mój "plażowiec" 
Osobiście jeżdżę masywnym rowerem "plażowym" (retro/cruiser), który pod względem funkcjonalności może i odstaje od przyjętych standardów (nie ma ręcznych hamulców i przerzutek), ale zrobiłem już na nim kilkadziesiąt, albo i nawet kilkaset ładnych kilometrów i darze go dużym uczuciem. Zaletom jednośladów jest ich funkcjonalność. Rowery można wykorzystać do "przecinania się" między samochodami w korkach (zaleta kolarzówek i singli),  zjeżdżania po stromych ścieżkach lub zboczach (downhill), robienia trików (BMX, MTB, Trial), ścigania się na przeróżnych trasach, czy zwyczajnie do przemieszczania się między punktem A a punktem B. Wszystko przy minimalnych kosztach finansowych i ogromnych korzyściach na wielu płaszczyznach.

Z ciekawostek, warto abym wspomniał o "rowerowym kuriozum". W Korei Północnej totalitarny absurd wdarł się nawet do świata komunikacji rowerowej. Aż do początku lat 90 w kraju Kimów obowiązywał zakaz poruszania się na rowerach - takie zachowanie według władz mogło wywołać indywidualistyczny odruch samodzielnego myślenia i zaburzyć układ "socjalistycznego raju". Po tym jak zakaz został zniesiony liczba cyklistów wzrosła. W 1996 nałożono kolejne ograniczenie - od tego czasu jednośladem mogą poruszać się tylko mężczyźni (sic!).

Jak więc widać, rower to nie tylko zdrowie, sport i transport, ale także kanał do wspólnych inicjatyw i tworzenia tak bardzo dziś potrzebnego społeczeństwa obywatelskiego. Polacy jeszcze nie zrozumieli, że zamiast wielkich paliwożernych samochodów (których stosowanie może być dobre jedynie dla firm, które potrzebują ich jako "narzędzia do pracy") można poruszać się w mieście rowerem, zmniejszając tym samym liczbę wypadków i poziom zanieczyszczenia. Jednak konieczna jest infrastruktura i zapewnione bezpieczeństwo drogowe. Mieszkańcy wielu miast Niemiec już dawno to zrozumieli, a jaki z tego efekt? Zobaczcie poniżej.
Miejscowość Munster w Niemczech - podobno na każdego mieszkańca przypadają dwa rowery

czwartek, 21 marca 2013

Expose Ministra Spraw Zagranicznych na rok 2013


Wraz z mnogością medialnych informacji dotyczących wczorajszego wystąpienia ministra Radosława Sikorskiego, postanowiłem osobiście opracować syntetyczny "ekstrakt" tego, co we wczorajszym expose według mnie było interesujące i będzie najważniejsze dla polityki zagranicznej Polski w 2013 roku.

Na samym wstępie warto zaznaczyć, że owo wystąpienie ministra spraw zagranicznych przed Sejmem (nazywane potocznie expose) jest wydarzeniem istotnym dla każdego badacza i analityka stosunków międzynarodowych i polskiej polityki zagranicznej. Daje ogólny zarys planów działąń zagranicznych na bieżący rok. Z technicznego punktu widzenia szef dyplomacji powinien wystosować expose do końca pierwszego kwartału roku, jednak w przeszłości zdarzały się sytuacje wygłoszenia go w miesiącach letnich (Bronisław Geremek).

Expose ministra spraw zagranicznych odbywa się na podstawie ustawy z 4 września 1997 roku o działaniach administracji rządowej. Informacja może być przyjęta lub odrzucona przez izbę (jednak taka decyzja nie jest w konsekwencji prawnie wiążąca). Wystąpienie jest określone w akcie prawnym jako:

Coroczne opracowanie, uzgodnienie i wnoszenie do rozpatrzenia przez Radę Ministrów dokumentu rządowego określającego kierunki i cele polskiej polityki zagranicznej oraz promocji interesów Rzeczypospolitej na następny rok.

Poniżej zamieszczam główne wątki poruszane przez Sikorskiego wraz z moim krótkim komentarzem i fragmentami wypowiedzi ministra.

Podczas expose minister Sikorski przywoływał trudne losy Polski okresu przedwojennego i wcześniejszego.

(...)Natomiast nasi sąsiedzi rośli w siłę, także militarną. Polska wprawdzie jeszcze formalnie istniała, ale nie liczyła się na arenie międzynarodowej. Obce wojska, wbrew polskiemu interesowi i nominalnej suwerenności, stacjonowały na naszym terytorium. Pod zaborami większość ziem polskich nie zaznała rewolucji przemysłowej.

Polska była wyspą względnej wolności wśród konsolidujących się totalitaryzmów. Ich przywódcy mniej lub bardziej otwarcie głosili wrogość wobec naszego kraju. Jak się później okazało, nie mogliśmy liczyć na solidarność sojuszników.

W wystąpieniu można było wysłuchać także zachęcających prognoz (nieprzerwanego jak dotąd) wzrostu gospodarczego, który do 2030 ma podnieść PKB o 70 proc. Co więcej, według Sikorskiego przy odpowiednich wysiłkach (gospodarczych i społecznych) za 20 lat będzie w Polsce zachodnioeuropejski poziom PKB per capita. Trzymam za to kciuki.

Minister nie szczędził także słów uznania dla premiera i unijnego komisarza Janusza Lewandowskiego w ramach wynegocjowanych dla Polski 106 mld EUR w perspektywie finansowej 2013-2020. To pieniądze, które się nie powtórzą, konieczny będzie więc solidny plan zagospodarowania tych środków.


Należy zatem odnotować, jakie obszary i cele dla polskiej polityki zagranicznej wskazał Radosław Sikorski. Są to:

  • poprawa i umocnienie marki Polski
Nasza pozycja w rankingach marki narodowej także się poprawia. Jak podaje jeden z raportów, Polska uplasowała się na 20 miejscu w świecie na około 200 państw-członków ONZ, a wartość naszej marki wzrosła o 75 procent. Takie rozwiązania jak „kotwica fiskalna”, zapisana w naszej konstytucji, stanowią dziś inspirację dla innych państw. Między innymi dzięki udanej prezydencji w Unii i sprawnemu przygotowaniu Euro 2012 z szacunkiem mówi się o polskim sukcesie i dobrej organizacji. To zasługa wszystkich Polaków, którzy zbudowali wolną ojczyznę – marzenie tylu pokoleń!

  • konieczność wejścia do "trzonu" Unii Europejskiej i tym samym przyjęcia waluty euro - osobiście popieram ten postulat i jestem zwolennikiem zacieśniania współpracy z głównymi decydentami UE
Centrum tworzą dziś bezapelacyjnie państwa używające waluty euro. Uzupełniają je układ z Schengen oraz Traktat Fiskalny.
Jak na tle kręgów integracji, czy – jak mówią inni – jej różnych „prędkości”, rysuje się pozycja naszego kraju? Wobec zawirowań na Południu i wyspiarskiego dystansu Wielkiej Brytanii  mamy szansę wejść do najściślejszego kręgu decyzyjnego Unii Europejskiej. Choć jesteśmy liczącym się państwem członkowskim, to aby zwiększyć nasze znaczenie, powinniśmy być gotowi

Wobec wyłaniającej się nowej Unii Europejskiej, skupionej wokół strefy euro, zadajmy sobie szczerze pytanie, jaki typ relacji z resztą Unii najlepiej będzie służył naszemu interesowi narodowemu. I nie chodzi mi o perspektywę jedynie średnioterminową, którą już tutaj zarysowałem, to znaczy kiedy i po jakim kursie przystąpić do trzeciego etapu Unii Gospodarczej i Walutowej. Czas i warunki wykonania tego kroku trzeba ostrożnie i mądrze rozeznać, ale powiedzmy to jasno: przystąpienie do strefy euro leży w strategicznym interesie Polski. Stawką jest geopolityczne umocowanie naszego kraju na dekady, a może – oby! – na wieki.

  • potrzeba utworzenia transatlantyckiej strefy wolnego handlu - plan bardzo pracochłonny do realizacji (długofalowej), ale dający solidne korzyści w wymianie handlowej na linii USA-Europa
Wobec tych przemian, potrzebujemy porozumienia o transatlantyckiej strefie wolnego handlu - Unia Europejska i Stany Zjednoczone, zwłaszcza że jest to kolejny argument przemawiający za silnym głosem Unii w świecie. Tak korzystnego porozumienia w pojedynkę nie wynegocjowałoby żadne państwo europejskie. My, Polacy, przekonaliśmy się, że wspólny interes Europy to nie abstrakcja, tylko namacalna rzeczywistość. Tak było przy okazji zniesienia rosyjskiego embarga na import naszej żywności czy przy negocjacjach gazowych. Tu nie potrzeba wielkich słów – wspólne działanie Unii po prostu się opłaca.

  • intensyfikacja działań w ramach Grupy Wyszehradzkiej (w tym Wyszehradzkiej Grupy Bojowej)
Silna Polska w Unii to także silniejsza Grupa Wyszehradzka. Bo Europa Środkowa nie jest już miejscem, w którym – jak pisał w słynnym eseju Milan Kundera – rozgrywają się dziejowe tragedie. Przypomina coraz bardziej spełnione wreszcie marzenie węgierskiego pisarza György’a Konráda o wolnym i dostatnim regionie, czy czechosłowackiego premiera Milana Hodžy o regionie zintegrowanym. Potencjał naszej części Europy już dziś jest całkiem pokaźny i stale rośnie. Stopa wzrostu gospodarczego Polski, Czech, Słowacji i Węgier przekroczyła w ubiegłych latach średnią unijną. W połowie lat dziewięćdziesiątych PKB czterech państw Grupy Wyszehradzkiej wynosił niecałe 270 miliardów dolarów. Dziś jest to prawie cztery razy tyle. Jesteśmy także zbiorowo najważniejszym partnerem handlowym Niemiec, wyprzedzając między innymi Francję.
Potwierdziliśmy decyzję o uruchomieniu za trzy lata Wyszehradzkiej Grupy Bojowej. Kontynuujemy sprawdzoną formułę spotkań premierów, szefów dyplomacji i ministrów do spraw europejskich przed szczytami unijnymi. Wspólne wysiłki dają dobre wyniki, tak jak przy negocjacjach wieloletniego budżetu. Wspólnie wspieramy europejskie aspiracje państw Partnerstwa Wschodniego. Odbywamy regularne konsultacje polityczne z państwami nordyckimi. Razem zabiegamy o rozszerzenie Unii Europejskiej o państwa Bałkanów Zachodnich. Wkrótce z radością powitamy w Unii Chorwację – 28 państwo członkowskie Wspólnoty.

  • polepszenie kontaktów politycznych, gospodarczych i społecznych ze Wschodem
Choć ucieszymy się, gdy wizy znikną, mamy satysfakcję, że póki obowiązują, nasi wschodni sąsiedzi przychodzą po nie głównie do polskich konsulatów. W roku 2008 wydaliśmy 534 tysiące wiz, a w poprzednim już 1,3 miliona. W ciągu czterech lat wzrost o 143 procent. Znieśliśmy opłaty wizowe za wizy narodowe dla obywateli Ukrainy i Białorusi, a ostatnio także Mołdawii.
Dostrzegamy, że Ukraina stoi przed zasadniczym dylematem, na miarę tego z połowy XVII wieku lub z początków wieku XX. Jest to dla Kijowa wybór między nowoczesnością i demokracją z jednej strony, a innym modelem cywilizacyjnym, z drugiej. Jeśli Ukraina stworzy warunki do podpisania umowy stowarzyszeniowej, Polska będzie zabiegać o przyznanie jej na nadchodzącym szczycie Partnerstwa Wschodniego „perspektywy europejskiej”.
Jesteśmy zainteresowani współpracą między Polską a Rosją, zwłaszcza między regionami i społecznościami lokalnymi. Problematykę tę kompetentnie nadzoruje Polsko-Rosyjskie Forum Regionów. Zarówno w Polsce, jak i w Rosji powołaliśmy Centra Dialogu i Porozumienia, które zajmują się trudnymi tematami. Otwarta w 68. rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz rosyjska wystawa narodowa pokazuje, że jesteśmy w stanie mówić jednym głosem w ważnych i trudnych sprawach historycznych. Wierzymy, że ubiegłoroczna wizyta patriarchy Cyryla I w naszym kraju oraz wspólne przesłanie polskiego Kościoła katolickiego i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej przyczynią się do pojednania między naszymi  narodami.

  • ugruntowanie współpracy z "dobrymi partnerami" - Francją, Niemcami i Stanami Zjednoczonymi
Miniony rok miał doniosłe znaczenie dla stosunków polsko-francuskich. Wybór nowych władz dał podstawy do politycznego zbliżenia. Nowe otwarcie widać przede wszystkim na forum unijnym, gdzie walczyliśmy o utrzymanie ambitnej wspólnej polityki rolnej i prorozwojowej polityki spójności. Wracamy do cyklicznych konsultacji międzyrządowych, przewidzianych w ramach partnerstwa strategicznego.
Niemcom i Francuzom gratulujemy 50-lecia Traktatu Elizejskiego. Pamiętamy, że ponad 20 lat temu był on inspiracją dla pojednania polsko-niemieckiego. Z obu państwami łączy nas współpraca w ramach Trójkąta Weimarskiego, a sam Trójkąt staje się coraz bardziej równoramienny. Niedawny szczyt wyszehradzko-weimarski w Warszawie był ambitną figurą z zakresu geometrii politycznej – kwadrat wpisany w trójkąt. Krytykom naszej polityki mówię: im ściślejsze nasze związki z Francją i Niemcami, tym silniejsza Polska w regionie.  Im lepsza współpraca w naszym regionie, tym większa zdolność Polski do reprezentowania jego interesów.
Najważniejszym partnerem pozaeuropejskim pozostają Stany Zjednoczone. Cieszymy się, że mimo interesów w innych częściach świata USA przypominają sobie o starych europejskich przyjaciołach. Polska pozostanie orędownikiem bliskiego współdziałania obu części zachodniej cywilizacji tak w dziedzinie handlu i gospodarki, jak i bezpieczeństwa oraz szerzenia demokracji.

  • działania w świecie arabskim + zagrożenie ze strony Korei Północnej - nie sądziłem, że minister Sikorski nawiąże do roli Polski w KNPN w ramach "kontrolowania" Korei
W świecie arabskim nadal będziemy kłaść nacisk na wspieranie demokratyzacji – zarówno dwustronnie, jak i w ramach południowego wymiaru Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Dziesiąta rocznica rozpoczęcia interwencji w Iraku przypomina nam o zagrożeniach, jakie niesie ekstremizm. Z ogromną troską i współczuciem obserwujemy sytuację ludności cywilnej w Syrii. Przestrzegamy rząd w Damaszku przed użyciem broni chemicznej w trwającym już blisko dwa lata konflikcie. Jako członka Komisji Państw Neutralnych nadzorujących rozejm na Półwyspie Koreańskim niepokoi nas kolejna północnokoreańska próba nuklearna.

  • Obszar, na którym trzeba się skupić uważnie - Azja (a w szczególności Chiny) - bardzo się cieszę, że Radek Sikorski dostrzega potencjał kontynentu azjatyckiego i rozpoczyna działania ku intensyfikacji stosunków bilateralnych
Odnotowujemy rosnące znaczenie Azji – kontynentu, który już dziś wytwarza ponad jedną trzecią światowego PKB. Dostrzegając ten potencjał, zwiększamy w Azji naszą obecność dyplomatyczną. Otworzyliśmy Instytuty Polskie w Tokio i w New Delhi, a wkrótce w Pekinie. Rozbudowujemy sieć konsulatów honorowych.
Z Chinami łączy nas partnerstwo strategiczne, potwierdzone ubiegłorocznym szczytem w Warszawie, w którym uczestniczyli również przywódcy państw naszego regionu. Uważamy Państwo Środka  za mocarstwo ponadregionalne, które powinno coraz aktywniej angażować się w rozwiązywanie problemów w skali globalnej. Służymy swoimi doświadczeniami, gdyby Chiny zdecydowały się kiedyś spluralizować system polityczny. Kontynuować będziemy dobrą współpracę z Japonią, forpocztą demokracji w strefie Pacyfiku.

  • terminal gazowy i dywersyfikacja dostaw energii - kolejny duży plus dla ministra, mam nadzieje, że plan doczeka się realizacji
Z uwagą obserwujemy zmiany na rynku energetycznym w USA, które pociągną za sobą konsekwencje geopolityczne. Stany Zjednoczone będą do roku 2020 eksporterem netto gazu. Europejska gospodarka może na tym skorzystać. W ciągu najbliższej dekady otworzy się bowiem nowy rynek handlu energią, pozwalający na dywersyfikację importu surowców, z czego będziemy mogli skorzystać po oddaniu naszego terminala LNG. Polska tworzy ponadto podstawy współpracy w obszarze poszukiwania alternatywnych źródeł energii i rozwoju nowatorskich technologii. Intensywny dialog w tych kwestiach prowadzimy z Kanadą. Priorytetem pozostanie pełne wykorzystanie naszych własnych, narodowych zasobów energetycznych, w tym, ale nie tylko, złóż gazu łupkowego.

  • modernizacja sił zbrojnych - tutaj dla mnie zaskoczenie, nie spodziewałem się bowiem, aby rząd chciał inwestować w "sprofesjonalizowane" wojsko
Modernizacja sił zbrojnych to więc priorytet na najbliższą dekadę. W ciągu tej dekady wydamy na nią poważną sumę prawie 140 miliardów złotych. Budujemy siły odstraszania – pozyskamy rakiety, śmigłowce, wozy bojowe, okręty podwodne i samoloty bezzałogowe.
Będziemy dysponowali własnym systemem obrony powietrznej. Nasza narodowa tarcza, wraz z tarczą amerykańską, której elementy znajdą się na naszym terytorium w roku 2018, wejdzie w skład systemu ogólnonatowskiego. Sojusz Północnoatlantycki pozostaje dla nas bowiem najważniejszym zewnętrznym gwarantem bezpieczeństwa. Będziemy zabiegać, aby kolektywna obrona, kluczowa z polskiego punktu widzenia, pozostała dla NATO naczelnym zadaniem. Jesienią po raz pierwszy na naszym terytorium odbędą się manewry wojskowe Sojuszu pod kryptonimem Steadfast Jazz. Cieszymy się ze znacznego wkładu, jaki zadeklarowali nasi natowscy partnerzy, przede wszystkim Francja i Stany Zjednoczone. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, od kilku miesięcy gościmy w Polsce pododdział amerykańskich sił powietrznych, który obsługuje rotacyjną obecność samolotów bojowych F-16 i transportowych C-130. 

  • zmiana filozofii polityki polonijnej
W ramach rozstrzygniętych niedawno konkursów przeznaczymy na współpracę z rodakami ponad 50 milionów złotych, choć wnioski złożono na sumę 224 milionów. Rozumiem rozczarowanie tych, których zgłoszenia nie uzyskały aprobaty. Zapraszam do składania wniosków w przyszłym roku. Szczególnie mile widziane będą projekty, które wzmocnią współpracę gospodarczą Polonii z krajem oraz te, które zachęcą Polaków z diaspory do powrotu.  Zaproponujemy także nowe formy emisji telewizji i radia dla zagranicy, zarówno po polsku, jak i w językach obcych.
Zmieniamy filozofię polityki polonijnej. Chcemy, aby rodacy mieszkający za granicą stali się wpływowym podmiotem polskiej polityki zagranicznej i swoją aktywnością wzmacniali wizerunek, pozycję i interesy gospodarcze i polityczne Polski. Pamiętamy o naszych obowiązkach wobec rodaków na Wschodzie. A zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie nie pytamy jedynie co Polska może zrobić dla Polonii, ale głównie co Polonia może zrobić dla Polski.

  • modernizacja polskiej służby zagranicznej
Kontynuujemy proces modernizacji polskiej służby zagranicznej. Wprowadzamy nowe formy obecności dyplomatycznej Polski, takie jak wspólne z państwami trzecimi siedziby placówek  czy powoływanie ambasadorów wizytujących, na przykład na Malcie. Te rozwiązania zapewniają obecność polskiej służby zagranicznej w nowych miejscach, przy znacznie niższych nakładach finansowych.
Towarzyszy temu racjonalizacja sieci zagranicznych przedstawicielstw Polski. Zwiększamy naszą obecność w tych regionach, w których mamy istotne interesy, zwłaszcza gospodarcze. Dlatego np. przenosimy konsulat z Vancouver do Edmonton – kanadyjskiej stolicy przemysłu wydobywczego. Rozstrzygnęliśmy międzynarodowy konkurs na nową ambasadę w Berlinie – teraz trwają prace przygotowawcze. Jednocześnie sprzedajemy budynki które odegrały już swą rolę, jak była np. ambasada PRL w Kolonii, lub w miejscach, gdzie nie mamy już placówek.

***
Jak zatem widać, w roku 2013 w polskiej polityce zagranicznej jest dużo rzeczy do zrobienia. Miejmy nadzieje, że deklaracje nie pozostaną na papierze/wyświetlaczu, a będą sukcesywnie zrealizowane. Tylko dołączenie do "twardego jądra" UE i przyjęcie euro da nam możliwość zdynamizowania stosunków gospodarczych z decydentami w UE. Z kolei otwarcie na Azję to w perspektywie ekspansji tego kontynentu (a dokładniej Chin i Indii) to działanie konieczne i perspektywiczne. Nie można także pozostawać ślepym na wydarzenia w Afryce i świecie arabskim, dlatego działania polskiej polityki zagranicznej (pomimo cechy mesjanizmu) można uznać za dobre dla promocji naszego kraju i tworzenia wspominanej wcześniej marki narodowej. 

środa, 20 marca 2013

Energetyka, Exposé i Egalitaryzm

Ogrom wydarzeń, który dotyka nas codziennie nie pozwala na bycie bezstronnym w wielu kwestiach. Posiadanie własnej opinii lub stanowiska w danej sprawie jest niezbędne dla konstruktywnego dialogu i nieszablonowych rozwiązań. Wszystkie trzy pojęcia zawarte w tytule są tematami kontrowersyjnymi, dynamicznymi i dzielącymi Polaków - zarówno tych ze świata polityki jak i szarych zjadaczy chleba. Wszystkie trzy "E" są dzisiaj jak najbardziej aktualne i godne poświęcenia uwagi. Choćby dlatego, że od nich zależy przyszłość.

Pierwsze "E" należy do przemysłu energetycznego, w sprawie którego miałem się już przyjemność rozpisać w ostatnim artykule. Do tematu powracam ponownie nie bez przyczyny, choć w ostatnim zdarzeniu wydobywanym surowcem nie jest węglowodór. Wczoraj w kopalni przy Zakładach Górniczych "Rudna" (oddział KGHM Polska) nastąpił wstrząs, który doprowadził do zasypania górników pracujących przy wydobyciu rudy miedzi. Na szczęście wszystkich udało się uratować. Takiego szczęścia nie mieli górnicy z "Wujka" w Rudzie Śląskiej (20 ofiar), "Boryni" w Jastrzębiu-Zdrój (6 ofiary), "Halembie" także w Rudzie Śląskiej (23 ofiary) czy dziesiątkach innych kopalń w Polsce na przestrzeni tego i poprzedniego wieku.  Przyczyną śmierci był najczęściej wybuch metanu lub pyłu węglowego. 

"Ofiary węgla" - źródło: dziennik.com


Pojawia się więc pytanie, czy dobrze jest blokować lub ignorować inne metody pozyskiwania energii w postaci OZE, gazu i ropy z łupków bitumicznych oraz energii atomowej, w sytuacji gdy pozyskiwanie węgla jest wysoce ryzykowne dla zdrowia i życia. "Skarbonizowanie" polskiej gospodarki energetycznej jest niebezpieczne zarówno dla ludzi jak i środowiska. Świadczą o tym statystyki wypadków w kopalniach na całym świecie. Nie rozumiem także lobby, które sprzeciwia się uparcie budowie elektrowni atomowej oraz wydobyciu gazu łupkowego. Te przedsięwzięcia są drogie, wieloletnie, ale o niebo bezpieczniejsze niż te związane z wydobyciem węgla. 
Co więcej, wygląda na to, że w obecnej formie pozyskiwania energii i zabezpieczania się na tym polu zatruwamy się sami. Dla przykładu dla jednej wyprodukowanej megawatogodziny energii przypada kolejno kg CO2/MWh: energia wiatrowa 9-10, biogaz 11, energia słoneczna 13-32, biomasa 20-41, energia jądrowa 66, węgiel 960-1050 (dane: prof. dr hab. A. Marzec, "Czysta energia" w: "Atom i łupki. Nadzieja czy groźba?", Raporty Polityki nr 4). Warto się zatem zastanowić czy węgiel to atut naszej gospodarki. Moim zdaniem nie, choć zapewnia (brudne) bezpieczeństwo energetyczne.

***

Polska w Europie - źródło: www.eui.eu
Drugie "E" dotyczy dzisiejszego wystąpienia ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Minister w swoim wystąpieniu w Sejmie poruszył wiele kwestii priorytetowych dla Polski, jednak w niektórych sprawach pokazał ignorancje (niewiele o bezpieczeństwie energetycznym i wcale o tematyce południowoamerykańskiej). Exposé, a raczej wystąpienie przed izbą parlamentu, zawierało prognozy i cele dla polskiej polityki zagranicznej na AD 2013. Minister zaznaczył, że nastąpiły zmiany w relacjach z Francją i USA - i widoczne jest zbliżenie podmiotów. Co do USA nie byłbym taki pewien, bo prezydent Obama koncentruje swoje działania zewnętrzne na Bliskim Wschodzie i Azji Centralnej oraz Wschodniej. Sikorski zauważył także poprawę marki naszego kraju na arenie międzynarodowej. To pozytywny trend, który należy pielęgnować - to zadanie dla polskiej dyplomacji. Za osiągnięcia zawarte w exposé wyróżnić można 106 mld EUR wynegocjowane na ostatnim szczycie w Brukseli - to ogromny zastrzyk finansowy dla Polski, bez względu na to co stwierdza (błędnie) prawicowa opozycja. Takich pieniędzy z Unii po roku 2020 już nie będzie. Za cel do osiągnięcia minister spraw zagranicznych stawia wejście do "rdzenia Unii Europejskiej". Jak wiemy, Unia od dawna funkcjonuje przy zachowaniu kilku prędkości państw członkowskich. Wejście do strefy euro jest więc konieczne, zarówno do realizacji celu jak i zwiększenia konkurencyjności rynku Polski i ugruntowania współpracy z europejskim "trzonem". Według Sikorskiego ze Wschodem, oprócz działań (a raczej ich braku) w Ramach Partnerstwa Wschodniego, trzeba skoncentrować się na handlu (Rosja) i zabezpieczeniu granic. Kwestie bezpieczeństwa zewnętrznego minister Sikorski widzi w Zachodzie i jego strukturach. Warto także przytoczyć fragment o Azji, który wskazuje na to, że Sikorski widzi potencjał tego regionu: 

Odnotowujemy rosnące znaczenie Azji – kontynentu, który już dziś wytwarza ponad jedną trzecią światowego PKB. Dostrzegając ten potencjał, zwiększamy w Azji naszą obecność dyplomatyczną. Otworzyliśmy Instytuty Polskie w Tokio i w New Delhi, a wkrótce w Pekinie. Rozbudowujemy sieć konsulatów honorowych.
Z Chinami łączy nas partnerstwo strategiczne, potwierdzone ubiegłorocznym szczytem w Warszawie, w którym uczestniczyli również przywódcy państw naszego regionu. Uważamy Państwo Środka  za mocarstwo ponadregionalne, które powinno coraz aktywniej angażować się w rozwiązywanie problemów w skali globalnej. Służymy swoimi doświadczeniami, gdyby Chiny zdecydowały się kiedyś spluralizować system polityczny. Kontynuować będziemy dobrą współpracę z Japonią, forpocztą demokracji w strefie Pacyfiku.

***

Ostatnie "E", czyli egalitaryzm (powszechna równość i sprawiedliwość), to kwestia, na którą oczy otworzył mi szerzej poseł SLD Ryszard Kalisz. Według Monteskiusza wyróżniamy trzy podstawowe typy władzy: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Tradycyjnie powinny się one hamować, równoważyć i kontrolować, co w rzeczywistości różnie funkcjonuje. Jednak są jeszcze dwie lub trzy władze, które wyłoniły się i umocniły w ramach rozwoju demokracji. Są to: opinia społeczna, organizacje pozarządowe + media. Dwie pierwsze są w stanie wywoływać naciski na te "trzy klasyczne" i to od nich zależy kształt społeczeństwa obywatelskiego. Media stanowią komunikator pomiędzy władzami a społeczeństwem, a czasami pełnią nawet funkcję sprawczą tak, jak np. "opozycyjne" media w Wenezueli czy prorządowe media we Włoszech. Kiedy kontrola zanika i zaczyna dominować jedna z władz lub gdy któraś z nich działa niewłaściwie, zaczyna szwankować sprawiedliwy (egalitarny) ustrój społeczny. Równość szans zostaje zachwiana, a grupy interesów zyskują prymat nad jednostkami. 
Co do polskiego poletka politycznego, jak zauważa Ryszard Kalisz, obecnie nie liczy się już partia "jako taka" z całą jej ideologią i działaniem dla dobra wszystkich obywateli. Teraz najważniejszy jest aparat partyjny i koteryjne walki o władzę wewnątrz ugrupowań. Obywatele stają się jedynie wyborczym motorem napędowym dla legislatywy i egzekutywy. Z kolei opinia publiczna bazuje na przekazach medialnych, które kształtują sprymitywizowawszy obraz świata. Trzeba przeciwdziałać takiemu trendowi.

Rusz zatem głową mój drogi czytelniku. Zastanów się nad tym co będzie za jakiś czas - może warto podjąć samodzielne inicjatywy, aby coś zmienić albo przynajmniej mieć określone zdanie na dany temat. To co nas otacza w sensie instytucjonalnym i kulturalnym jest tworem nas samych i właśnie my to tworzymy. Zachęcam więc do działań w skali regionalnej - wszystko w ramach zasady "Myśl globalnie, działaj lokalnie".


wtorek, 12 marca 2013

Premier chce obie

Jeszcze nie tak dawno pisałem o rozkroku decyzyjnym premiera Tuska w sprawie obrania konkretnej drogi ku dywersyfikacji źródeł pozyskiwania energii dla Polski. W grę wchodziły dwa "główne" źródła - energia jądrowa i gaz łupkowy - oraz pomniejsze, które są obecnie realizowane w mniejszym lub większym stopniu - OZE (tendencja wzrostowa) i źródła konwencjonalne w postaci węgla kamiennego i brunatnego (konieczność rozpoczęcia ograniczania).

O bezpieczeństwie energetycznym Polski decyduje kilka czynników, jednym z nich jest stabilność dostaw surowców energetycznych. W czasach PRL byliśmy potentatem "czarnego złota", które umożliwiało nam rozwój przemysłu jak i wypracowanie ówczesnego bezpieczeństwa na polu energetycznym. Po 1989 tematyka bezpieczeństwa energetycznego najpierw zanikła, a następnie przybrała charakter polityczny - wystarczy przypomnieć spory wokół gazociągu Nord Stream i kontrowersyjne (niezrozumiałe) działania Wojciecha Jasińskiego ministra skarbu w rządzie PiS (minister nie przeczytał aneksu do umowy gazowej i zgodził się na podwyżkę cen o 10 proc. dla przyszłych i przeszłych ilości zakupionego gazu z Rosji). Mniejsza jednak o to, co było kiedyś, bo teraz stoi przed nami Polska-członek Unii Europejskiej, która musi ograniczyć zużycie węgla (dekarbonizacja) i zwiększyć odsetek "zielonej" energii w ramach założeń strategii 3x20 proc.

"niebawem" u nas? - źródło: http://topyaps.com
Na dzisiejszej konferencji prasowej premier Donald Tusk oświadczył, co mnie bardzo zdziwiło (i ucieszyło), że chce mieć obie opcje energetyczne - "atom" i "łupki". Mam nadzieje, że na obietnicach się nie skończy, bo tego typu decyzje wymagają ogromnych i długoletnich inwestycji i wiążą się z wielocyfrowymi kwotami. Jednak tak stanowczy krok będzie w stanie zapewnić Polsce trochę bardziej zielone bezpieczeństwo energetyczne. Warto wspomnieć, że jesteśmy na drugim miejscu pod względem tego bezpieczeństwa w Europie (po Danii), choć nasza stabilność opiera się na węglu.

Spotkanie w sprawie energii jądrowej, które zapowiedział premier w dzisiejszym wystąpieniu będzie dotyczyło zaangażowania PGE w projekt polskiej energii jądrowej. Zapewne zostaną doprecyzowane perspektywy działania i współpracy z tą spółką publiczną. Nie ma mowy o przerwaniu programu jądrowego - stwierdza premier - chcemy uniknąć Fińskiego scenariusza (chodzi o budowę elektrowni atomowej Olkiluoto-3, której budowa została zatrzymana a koszty rosną). Co jest pozytywnym znakiem dla wszystkich entuzjastów atomu - Donald Tusk twierdzi, że w polskim energy mix (bilans energetyczny danego kraju, regionu lub świata) musi być miejsce na energetykę jądrową. Zieloni zapewne też się ucieszą, bo w planach Donalda Tuska jest także rozwój OZE.

Dla premiera przyszłość to także gaz łupkowy. Jednak zastanawiam się, czy na wszystkie inwestycje energetyczne będą pieniądze. Bo samo wybudowanie elektrowni atomowej z dwoma reaktorami III generacji to koszt ok 150 mld PLN (budowa i uruchomienie to jakieś 20 lat), z kolei w przypadku łupków jeden odwiert do szczelinowania kosztuje kilkanaście milionów złotych (nie mówiąc już o eksploatacji). Szalenie drogie są także OZE, które w ramach intensywnego rozwoju za kilkanaście lat mogą pochłaniać nawet 70 mld PLN rocznie. Można więc zakładać, co stwierdza także premier, że przez wiele lat głównym źródłem narodowym w energetyce będzie węgiel. 
tak ma wyglądać w Polsce pozyskiwanie gazu łupkowego

P.S. Donald Tusk zadeklarował, że podczas unijnego szczytu w Brukseli przewidzianego na maj tego roku Polska będzie lobbowała za zmniejszeniem cen energii. Dla odbiorców to świetne wieści.

niedziela, 10 marca 2013

Pustelnicze Królestwo znowu straszy

W ostatnim czasie zrobiło się głośno o państwie, które od kilku lat znajduje się w moim centrum zainteresowania, analiz i rozmyślań. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, nazwana także Pustelniczym Królestwem pokazała, że trzeba się z nią liczyć, a przynajmniej posłuchać tego co ma do powiedzenia.

Parada wojskowa w KRLD
źródło: http://www.nknews.org
Polityka zagraniczna prowadzona przez Koreę Północną przypomina niekończącą się grę w kotka i myszkę. Przedstawiciele rządu w Pjongjangu wiedzą, że metodą "straszenia o pomoc" mogą ugrać bardzo dużo w regionie, gdzie spotykają się światowe mocarstwa - USA, Chiny, Rosja - oraz mniejsi, ale ciągle wpływowi gracze - Republika Korei i Japonia. Szczególnie jak się pokazuje wszystkim, że się ma broń atomową. Region Azji Wschodniej jest więc niezłym polem do popisów dla młodego Kima, który pokazuje obywatelom, że Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna to państwo "najwspanialsze na świecie". Z drugiej strony światowa opinia publiczna wydaje się ciągle nabierać na sztuczki stosowane przez nieprzewidywalnego gracza.

Testy atomowe w wykonaniu KRLD z 2006, 2009 i 2013 pokazują, że państwo może inwestować w broń i badania nad atomem, utrzymując równocześnie społeczeństwo pod butem i w permanentnym niedożywieniu głodzie. Propaganda działa na bardzo szeroką skalę, a książka Orwella "Rok 1984" przypomina paralele życia w państwie Kimów. Wszystko za pośrednictwem odwróconego kodeksu wartości odzwierciedlanego przez doktrynę dżucze-kimirsenizmu, w której splatają się cechy nacjonalizmu, szowinizmu, faszyzmu i komunizmu. Zabójcza mieszanka polityczno-społeczno-ekonomiczna, za którą muszą płacić obywatele Korei Północnej.

W sprawie dalszych wydarzeń na Półwyspie Koreańskim można rozważać dwa scenariusze. Pierwszy z nich, który uważam na 80 proc. za prawdopodobny do ziszczenia, to taki, w którym nic się nie stanie, a państwa będą trwały we wrogim impasie. Gest Kim Jong Una w postaci zerwania traktatu o rozejmie podpisanego przez Amerykanów, Koreańczyków i Chińczyków w Panmunjeom 27 lipca 1953 roku (a więc niespełna 50 lat temu) nie świadczy o niczym. Ten dokument jest wart tyle dla Kim Jong Una co Deklaracja Niepodległości dla radykałów z Hezbollahu. Po pierwsze, ze strony Korei Południowej nie został złożony na dokumencie żaden podpis. Co więcej, pełniący wtedy urząd prezydenta - Yi Syngman (albo Rhee Syngman) naciskał na sojusznicze Stany Zjednoczone, aby dalej walczyły one z Północą i ostatecznie opanowały ją (dla niego). Po drugie, KRLD zrywało już tyle umów międzynarodowych, dokumentów, negocjacji (w tym najważniejszych w ramach tzw. "procesu pekińskiego") i obietnic, że te ostatecznie wymówienie rozejmu i odcięcie się od centrali telefonicznej od innych państw ma jeden cel - postraszyć świat i odwrócić uwagę obywateli państwa Kimów od tragedii gospodarczej. Nastąpi tzw. zwarcie szeregów, a ludzie w Korei Północnej zrobią wszystko dla Wielkiego Kontynuatora i jego pomysłów - to cechy społeczeństwa konfucjańskiego. 

Zasięg rakiety Teapodong-2
Drugi scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Zakłada bowiem użycie sił konwencjonalnych, a nawet atomowych przez reżim z Północy. Propaganda Pjongjangu wysyłała już sygnały o mobilizacji wojsk przygranicznych, nawet sam Kim Jong Un doglądał jak postępowały prace. Wojna to ostateczne rozwiązanie okrutnego reżimu. Oznaczałaby zatem postawienie wszystkiego na jedną kartę. Byłaby to walka o "zjednoczenie" Półwyspu Koreańskiego z użyciem siły - scenariusz wysuwany jeszcze przez Kim Ir Sena pół wieku wcześniej. 
Seul leży 4 minuty od wystrzału rakiet przygranicznych ze strony KRLD. Jak głosił pewien północnokoreański  slogan propagandowy "Jesteśmy w stanie w ciągu 4 minut zamienić Seul w morze ognia". Mocne słowa i groźby to najpotężniejsza broń Korei Północnej. Chiny muszą reagować, pomimo tego, że wycofują się z Korei Północnej gospodarczo, bo nie widzą dalszego sensu w inwestowanie w reżim, pozostawiając jedynie "jałmużnę" żywieniową w postaci pomocy. Chiny muszą porozmawiać na poważnie ze swoim chłodnym sojusznikiem i wytłumaczyć to i owo. W najgorszym wypadku Kim Jong Un traci jakikolwiek kontakt ze światem i jest jedynym przywódcą, gotowy jest atakiem pokazać, że istnieją.

"Nowy stary Kim"
źródło: www.dongyunlee.com
Atak atomowy byłby zapewne ostatecznością, bo uruchomiłby efekt domina w postaci aktywacji się państw sojuszniczych i ich potencjału militarnego. Stany Zjednoczone po raz kolejny miałyby duży problem, bo rakiety Teapodong i Unha-3 mają bardzo daleki zasięg, mogłyby więc dotrzeć do każdej z baz Marines stacjonujących w Republice Korei. Supermocarstwo mogłoby zostać postawione przed sytuacją, w której należałoby rozważyć ponowną wojnę w Korei.  
W przypadku użycia bomby atomowej przez KRLD oznaczałoby to użycie broni o takiej sile rażenia po raz drugi i ostateczne zerwanie reżimu z wątłą ścieżką denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego i używania broni atomowej w ogóle. Ten scenariusz określiłbym mianem samobójczego dla Koreańczyków z jednej i drugiej strony Półwyspu (bardziej tej północnej). Doradcy Kim Jong Una, w tym wpływowy Jang Song Taeka, nie podejmą się takich kroków, nawet oni wiedzą przecież, że pod względem przygotowania do wojny są daleko w tyle za przeciwnikiem.

Reasumując można zauważyć więc, że groźby ze strony Korei Północnej występowały już w przeszłości i nie sprawdzały się. Jednak z drugiej strony, wiele działań, które w ogóle nie były brane pod uwagę przez adwersarzy, to kroki całkowicie nieprzewidywalne - ostrzelanie wysp Yeonpyeong w 2010 roku, niedawne wysłanie satelity na orbitę oraz test "zminiaturyzowanej" bomby atomowej. Te działania nie pozwalają ostatecznie stwierdzić, czy straszenie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Musimy obserwować ruchy zarówno ze strony KRLD jak i Chin, Amerykanów i Koreańczyków z Południa - oni są teraz głównymi figurami na wielowymiarowej szachownicy Półwyspu Koreańskiego.