Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 26 lutego 2014

Bierz ją! - część III

OD AUTORA: W tej części troszkę dowaliłem z kontaktami międzyludzkimi, więc muszę dać adnotację w stylu: nie masz 18 lat? Nie czytaj dalej bo jest opisanych tu wiele aktów seksualnych itp. itd. Czytasz na własną odpowiedzialność i żeby nie było, że nie pisałem. 



Czerwony koronkowy stanik

Czego tu szukasz, mój stary przyjacielu?
Po latach spędzonych w oddaleniu przybywasz,
Niosąc ze sobą wspomnienia,
Któreś przechowywał pod obcym niebem,
Z dala od swej ziemi.

Jorgos Seferis
Spojrzał w niebo.

Kiedyś Adam patrzył na gwiazdy, a one patrzyły na niego. Później nie mógł znaleźć już dla nich więcej czasu i po prostu o nich zapomniał. Wielki i mały wóz dawno gdzieś odjechały, koziorożec zgubił rogi, a Andromeda uciekła z nieba północy. Czas stracił linearność. Wspomnienia o przeszłych wydarzeniach wydawały się odległą historią, która powracała tylko czasami w snach. No, może za wyjątkiem tego jednego, o którym nie mógł zapomnieć.


Los potrafi płatać figle, pomyślał, tyle razy staramy się o czymś nie pamiętać, lecz myśli płoną i żaden strumień nowych wrażeń nie jest w stanie ich ugasić. Tak, jak kiedyś zapomniał o gwiazdach, tak samo zapomniał o swojej niewinności, a wszystko, co wydawało się odległe i zakazane nagle spłynęło na niego niczym szatańska aura. Zapytany o czym myśli, nie potrafił odpowiedzieć i chyba nadal nie potrafi. Jednak samo pytanie o jego stan było czymś, co dawało radość, bo przecież ktoś się interesował jego wnętrzem. Brak konkretów w odpowiedziach dotyczących głębszych przemyśleń spowodowany był tym, że Adam zawsze był daleko od „tu i teraz”, ciągle wybiegał myślami o wiele dalej, w bezkresne konstelacje nienazwanych pojęć.

Pierwsze pocałunki wydawały się mu teraz czymś ulotnym i mistycznym, czymś co dawało niesamowite przeżycie. Wszystko zmarnowała proza życia i brak wyrozumienia. Nie było to jednak związane z emocjonalnością Adama, bo chłopak kalkulował życie na chłodno. Może tylko z wyjątkiem chwil, kiedy ona była blisko. Wtedy oddawał się spontaniczności i emocjom. Jego podejście do świata sprawiało, że to przez innych ludzi poznawał samego siebie. Widział swój obraz w innych dziewczynach, z którymi był lub sypiał, choć nie był nigdy przekonany, czy one widzą jego. Również przez te same dziewczyny doświadczał uczuć. Jednak tylko ona dała mu szczęście i światło.

Jakie przeciwstawne uczucia mogą targać duszą człowieka? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale jedno jest pewne - w tych czasach uczucia przybierały różne formy. Ekscytacje mogą funkcjonować stale, bądź sprawiać, że ci, którzy ich nie doświadczają są wewnętrznie zimni jak lód. Można założyć, że uczucia to wewnętrzne uderzenia, jakie czujemy na widok danej osoby lub podczas jakiegoś ważnego wydarzenia.

Ktoś stwierdził, że najpierw trzeba daną osobę poznać, a później pokochać. Adam wiele razy popełniał błąd mylenia kolejności. Zakochiwał się w nieznanym dziewczynach i przechodził różne rozterki, z których nie mógł wyciągnąć go nikt, nawet Bruno. Chłopak trafił jednak kiedyś na nią i wszystko stało się inne. Powiedział jej „kocham”, a te słowo brzęczało mu w głowie, za każdym razem, gdy o niej myślał. Jej już nie było, obecnie nic nie przypominało „kiedyś”.

***

Smród wydobywający się z przepełnionych śmietników nie był najlepszym lekarstwem na stan po spożyciu alkoholu. Głowa Adama robiła się coraz cięższa, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Musiał przysiąść na schodkach. Jakiś wynędzniały szary kot przebiegł kilka metrów przed nim i przecisnął się przez małą szparę prowadzącą niewidomo gdzie. W korytarzu słychać było szybkie kroki. Przyszła Kaja. Dziewczyna, która zostawiła wszystkich znajomych wewnątrz akademika o dziwnej nazwie „Gehenna” była cała czerwona na swojej bladej twarzy.

- Człowieku! Dobrze, że wyszliśmy, bo w środku zrobiło się naprawdę nerwowo i chyba większość osób ma jakieś wątpliwości co do twojej osoby. Chodźmy stąd zanim wszyscy się połapią, że istnieje coś takiego jak drugie wyjście.

- A widziałaś grubego, eee, to znaczy Bruna?

- Nie, ale pewnie udało mu się prześlizgnąć przez tłum i wyjść frontowymi drzwiami, choć w jego przypadku słowo „prześlizgnąć” jest całkowicie nie na miejscu. Wstawaj, idziemy, twój kolega na pewno da sobie radę.

Adam otrzepał spodnie i wstał, uderzyła go nieznośność grawitacji.
- Gdzie idziemy? – zapytał chłopak, bo w zasadzie plany na resztę wieczoru nie istniały.

- No jak to gdzie, przecież sam mówiłeś, że masz drugie picie u swojego znajomego. Wiesz, czuje się jak wywłoka, ale nie miałam zamiaru tam siedzieć, więc dobrze, że gdzieś idziemy. Mam nadzieję, że Nat ogarnie te naprute damy i… - Kaja zaczęła wyrzucać z siebie wiele różnych zdań, jednak Adam musiał powiedzieć jej, jak w rzeczywistości mają się sprawy.

- Kłamałem z tą imprezą. Po prostu musieliśmy stąd spieprzać, bo Bruno robił się nerwowy, że kumple od tego zjeba w kiblu mnie zabiją – powiedział Adam matowym głosem – nie ma żadnego drugiego picia.

Chłopak myślał, że Kaja zdenerwuje się na niego, zacznie prawić mu uwagi w stylu „To po co ja szłam?” i tak dalej lub po prostu strzeli go w gębę za zawracanie tyłka i zdekomponowanie wieczoru.

- Masz szczęście, że nie poszedłeś z kimkolwiek innym bo już dawno dostałbyś z liścia za takie gierki – powiedziała dziewczyna i poprawiła kolczyk w nosie, a jedna z opcji, o której myślał Adam, na szczęście dla niego, nie będzie zrealizowana.

- Zresztą nieważne, skoro mam kluczę do mieszkania, a patrząc na was obu (tu dziewczyna wyobraziła sobie lokum Adama i Bruna) wnioskuję, że mieszkacie w Purgatorium, a tam nie chciałabym trafić. Jedziemy do mnie, mam jeszcze butelkę z jakimś gównem, może to nas postawi na nogi – na te słowa Kaja zamachała przed twarzą Adama jakimś zielonym płynem, na dnie którego pływały bliżej niezidentyfikowane obiekty.

Blondynka, którą kilka godzin temu poznał Adam należała do osób, którym lepiej nie odmawiać, a w szczególności wtedy, gdy obie strony wlały już w siebie sporo alkoholu. Adam chciał jeszcze coś wyjaśnić, powiedzieć, że nie chciał, aby ten wieczór tak się kończył i zamydlić jej oczy w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób, ale ona była szybsza. Dziewczyna złapała go za przegub ręki za i zaczęła prowadzić uliczką, która wychodziła na większą ulicę.

- Musimy złapać taryfę, mieszkam kawałek stąd – powiedziała Kaja.

- Możesz sobie odpuścić, o tej godzinie nic nie jeździ – stwierdził zrezygnowany Adam. Jednak w życiu tak przeważnie bywa, że prawo Murphy’ego działa zawsze kiedy się tego nie spodziewamy. Zza węgła z piskiem opon wyjechał pojazd z małym neonem „TAXI” na dachu.

- Coś mówiłeś? – zapytała łobuzersko Kaja i wyszła na środek drogi. Nie wiadomo czy miała taką manierę w zatrzymywaniu taksówek, czy po prostu bała się, że nikt ich nie zauważy. A może byłą tak nawalona, że było jej wszystko jedno?

Pojazd zatrzymał się tuż przed nią trąbiąc nieznośnie klaksonem.

Przepraszam, czy panią do reszty popierdoliło? – powiedział kierowca ze gniewem w głosie wychylając się przez otwarte okno – przecież mógłbym przejechać!

- Ostatnio dwie taksówki mnie olały, kiedy machałam na nie ręką, więc tym razem postanowiłam, że trzecia w nocy to nie najlepszy czas, żeby wracać piechotą na Szare Osiedle – powiedziała Kaja imitując wielkie rozczarowanie usługami świadczony przez wszystkie taryfy w mieście.

- Dobra dzieciaki wsiadajcie i nie róbcie tak więcej, bo was w końcu coś pierdolenie, a szkoda by było - powiedział wąsiaty kierowca i zlustrował na szybko wsiadającą do wozu Kaję.

Adam też wsiadł, choć związki chemiczne, które teraz osłabiały jego reakcje sprawiły, że wydawało mu się jakby wsiadał do czołgu a nie starego mercedesa. Usiadł wygodnie i zobaczył, że dziewczyna, która uratowała mu tyłek patrzyła się na niego tak jak gepard patrzy na swoją ofiarę. To było jednoznaczne, lekko rozchylone usta i szkliste spojrzenie sprawiało, że Adamowi robiło się podwójnie gorąco. Po pierwsze przez alkohol, po drugie, przez jej dekolt, cycki, spojrzenie, zgrabne nogi i wspomnienie o tyłku w jeansach.

Taksówka przemykała ulicami miasta, a w oknie można było dostrzec prozaiczny krajobraz, który towarzyszył większości skupiskom ludzi żyjących w miastach. Tu sklep, tam sklep, kawałek zieleni, sex-shop, monopolowy, boisko (- o pomnik Zwycięzców – pomyślał Adam widząc znane mu miejsce, które śmignęło za oknem), główne skrzyżowanie, znowu sklepy, blokowisko, fabryka, o której nikt nic nie wiedział i wiele innych mniej lub bardziej interesujących elementów krajobrazu, które ulatywał wraz z resztkami przytomności.

W radiu słychać było jakąś smutną piosenkę. Kaja rozpoznała ją od razu. Miała głowę do zapamiętywania takich utworów i potrafiła przywołać je w myślach nawet, gdy była mocno wstawiona. A była mocno wstawiona i czuła to po temperaturze, jakiej nabrało jej ciało. Nie czekając na jakiś widoczny znak otworzyła butelkę, którą udało się jej porwać z Gehenny. W taksówce uniósł się owocowy zapach trunku. Dziewczyna wypiła dwa łyki, skrzywiła twarz i podała Adamowi. Odmówił i powiedział, że nie może pić jak jedzie samochodem.

- Kurwa, przecież to nie on prowadzi – pomyślała dziewczyna – zresztą nieważne, jak tylko dojedziemy do mnie mam zamiar pokazać mu kilka ze swoich sztuczek. Dobrze, że Nat została. Całe mieszkanie wolne. Mam ochotę na seks.

- Tylko mi tam nic nie porozlewajta – powiedział wąsacz z nutką radości w głosie, która mogła być wywołana zapachem trunku albo widokiem młodej blondynki (lusterko środkowe), która już zdążyła się oblać, a zielona nalewka cienką stróżką spływała po jej szyi, a dalej po piersi.

Radio wypluwało kolejne wersy piosenki.

You were my Sun
You were my Earth
But you didn't know all the ways I loved you, no
 

Adam wsłuchiwał się i coraz bardziej odpływał w świat mar sennych. Zamknął oczy a w głowie zapętliło mu się „Cry me a river”, które leciało w radiu taksówki. Nie minęły sekundy, gdy chłopak odpłynął w świat nocnych mar.

Stała przed nim ubrana w najlepszą sukienkę i jego ulubione buty. Dobrze wiedział, że zakłada je tylko na specjalne okazje, albo wtedy, gdy on ją o to prosił. Znajdowali się zupełnie nigdzie, zawieszeni w nienazwanym i nieskategoryzowanym miejscu. Ona miała minę Mona Lisy i ciągle coś mówiła, ale Adam nic nie mógł usłyszeć. Próbował jej odpowiedzieć, spytać się co u niej, dotknąć i pocałować, jednak nie wydając żadnego dźwięku poruszał tylko ustami. Chciał podejść, ale nie mógł, bo będąc zawieszonym w przestrzeni poruszał tylko nogami, a każdy krok oddalał ją od niego. A ona odpływała, z wielkim zdziwieniem na twarzy, z niewypowiedzianymi zdaniami, z nieporuszonymi tematami. Adam krzyczał bez dźwięku. Chłopak usłyszał głos, dochodzący jakby z oddali.

Bez czerwonego koronkowego stanika

Nigdy nie odkładaj do jutra przyjemności, którą możesz mieć dzisiaj.

Lenina Crowne
A.    Huxley, „Nowy Wspaniały Świat”


- Bierz ją… - ktoś mówił łagodnie.

- No bierz ją – stanowczość wzrosła.

Sen uleciał, a Adam widział przed sobą kierowcę taksówki, który wyszedł z wozu i szturchał go przez otwarte tylne drzwi dla pasażerów.

- Zabieraj swoją dziewczynę i zwijajcie się stąd – mówił zirytowany czekaniem kierowca - a za kurs trzy dychy kolego.

Adam rozejrzał się przecierając oczy z krótkiego, ale intensywnego snu. Kaja też opadła z sił. Zasnęła z otwartą butelką w ręku. Chłopak zapłacił kierowcy podszedł do dziewczyny i obudził ją najdelikatniej jak umiał. Delikatnie potrząsnął jej ramieniem. Zdezorientowana dziewczyna po kilku sekundach odzyskała przytomność, wstała i, co bardzo osobliwe, wypiła dwa łyki i od razu ruszyła w określonym kierunku.

- No choć, przecież wiem, gdzie mieszkam – powiedziała Kaja średnio przytomnym głosem i machnęła ręką na Adama.

Chłopak ruszył za nią. Szare Osiedle zdecydowanie zasługiwało na swoją nazwę. Położone daleko od centrum, zamieszkałe przez ludzi, których nie było stać na osiedlenie się w głównej arterii miasta. Domeną tego miejsca była niezliczona ilość betonowych molochów i krętych uliczek między nimi. To wszystko sprawiało, że każdy „przyjezdny” czuł się osaczony i zagubiony. Szarość była widoczna nawet w nocy, w świetle latarni. Za chwile zacznie się poranek, choć świt i lato nie zmienią okropnego oblicza tej betonowej dżungli.

Adam szedł za poznaną kilka godzin wcześniej dziewczyną, o której praktycznie nic nie wiedział i zastanawiał się czy dobrze zrobił przyjeżdżając w to miejsce. Gdyby był dziewczyną to na pewno by się na coś takiego nie zgodził. Miał w głowie nagłówki prasowe z lokalnych gazet, które czerwonymi literami krzyczały „Morderstwo!” albo „Gwałt!”. Jednak chłopak w obecnych okolicznościach zdawał się tym nie przejmować, bo był przecież facetem. Kaja prowadziła go przez chodniki przecinające mrówkowce, obok klatek schodowych, na których pomimo zwariowanej pory stali jacyś ludzie, niedaleko smutnych placów zabaw. Szli uliczkami i chodnikami, aż wreszcie doszli do jej klatki schodowej.
Winda. Piąte piętro. Drzwi po prawej stronie. Weszli, a może raczej wpadli do środka. Jedyne co zdążył zauważyć Adam, to to, że mieszkanie było typowe. Wszystko urządzone dla i przez studentów - meble z Ikei, schnące pranie, porozrzucane notatki.  Dla Kai jednak musiało to być pewne sanktuarium, które potęgowało swoje sacrum, gdy ona mogła robić w nim to co chciała, nie bacząc na innych lokatorów.

W mieszkaniu było duszno, bo betonowe ściany nagrzały się za dnia i nie zdążyły jeszcze oddać ciepła. Robiło się lepko i oboje to czuli. Dziewczyna straciła resztki hamulców, które miała jeszcze kilka godzin temu. Zamknęła za sobą drzwi i dosłownie rzuciła się na Adama. Wszystko zawirowało. Całowała go ze zwierzęcą namiętnością sprawiając, że jego usta zaczęły boleć. Jednym szybkim ruchem złapała go i wpadli do pokoju, który mógł być jej. Pchnęła go na duże łóżko i powiedziała patrząc na niego drapieżnie:

- Słuchaj, nie wiem czy będziesz chciał to jutro pamiętać, ale dziś jestem cała twoja.

Adamowi podniosło się ciśnienie. Znał i pieprzył się z wieloma dziewczynami, ale niewiele miało tak ognisty temperament. Nawet po alkoholu.

- Co tu zrobić, trzeba się w końcu trochę oderwać od tego gówna - pomyślał chłopak i zdjął podkoszulek na którym byli członkowie zespołu i lista piosenek „Korna”.

Kaja upadła na niego jak tygrys. On zaczął całować ją po szyi, a później po dekolcie. Dziewczyna w ułamku sekundy wyślizgnęła się ze swojej bluzki odsłaniając stylowy, czerwony koronkowy stanik, który zakrywał dwie kształtne piersi. Ręce dziewczyny, jak dwa węże pieściły Adama po wszystkich częściach ciała. Jako osoba z pewnym doświadczeniem w sprawach łóżkowych, chłopak jednym ruchem ręki rozpiął jej czerwony biustonosz, a jego oczom ukazały się dwie piersi średniej wielkości, które zwieńczone były dwoma małymi sutkami. Zaczął je całować i lizać, a ona rozpływała się na łóżku. Jego język wędrował także po jej karku i brzuchu. Nie pamięta jak, ale po kilku minutach namiętnego całowania, lizania i drapania zostali już tylko w majtkach.

Adama na nieszczęście (albo na szczęście?) założył bokserki, więc jego fiut sterczał teraz tworząc osobliwy namiot. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i chwyciła penis Adama ręką. Chłopak kontrował i zaczął pieścić ją przez majtki, także czerwone i koronkowe. Kaja zaczęła jęczeć z rozkoszy, a jej małe sutki stały się bardzo twarde. Dziewczyna wiła się jak łasica, kiedy Adam, jeszcze przez bieliznę czynił cuda ze swoich zdolności manualnych. Ona nie chciała chyba pozostać dłużna, bo zsunęła się niżej i dosłownie rozebrała „namiot”.

W takich sytuacjach Adam zastanawiał się, co było w innych czasach, gdy ludzie mieli więcej pruderii. Czy z pieprzeniem dziewczyny, która jest na ciebie napalona trzeba było czekać do ślubu? A jeżeli tak, to skąd taka dama mogła mieć jakiekolwiek umiejętności w obsłudze męskiego kutasa? Chyba tylko z zagranicznych książek. Adam cieszył się, że mógł żyć w rzeczywistości, gdzie „dotarcie” do dziewczyny było kwestią temperamentu, umiejętności oraz wypitego alkoholu.

Kaja wzięła do ust naprężonego do granic możliwości kutasa Adama i zaczęła metodycznie ssać, pomagając sobie przy tym ręką. Chłopaka przytkało, bo dawno nie spotkał takich umiejętności oralnych. Podniósł Kaję, położył się na plecach, a ją odwrócił, tak, że wagina, w którą wcześniej wkładał palce znalazła się teraz przy jego ustach. Ciała znowu splotły się w rozkoszy, a obie strony przesyłały sobie niesamowite impulsy, które mogą być zrozumiałe jedynie dla tych, którzy tego doświadczali. Kaja jęczała z rozkoszy i robiła się coraz bardziej mokra na całym ciele. Alkohol zaczął parować zarówno z niej, jak i z Adama.

Po kilku chwilach dziewczyna dosłownie odkleiła się od Adama i padła na plecy. Chwyciła obie ręce niedawno poznanego bruneta i przyłożyła sobie do ładnych piersi, zaciskając je dość mocno.

- Bierz mnie – powiedziała cicho, a jej blade policzki zdążyły przybrać już kolor malin.

- Hmm? – Adam zdawał się nie dosłyszeć w ferworze tego co powiedziała

- Bierz mnie jak ci się tylko podoba, zerżnij mnie i zbij jeżeli masz ochotę, dojdź mi na twarz albo piersi, po prostu we mnie wejdź! – głos Kai drżał, jej ciało nabrało temperatury pieca kaflowego, a kobiecość była wilgotna ja klasowa gąbka nasączona wodą.

Do Adama doszedł ten prosty i wydawałoby się pierwotny komunikat, który mógł być przekazywany od kobiety do mężczyzny już setki tysięcy lat temu. Nie myśląc zatem wiele skończył działanie językiem, które zaiste wymagało w takiej pozycji niezłej kondycji. Zszedł z łóżka klęknął przy jego krawędzi i odwrócił dziewczynę mocnym ruchem w swoją stronę i wszedł w nią. Rzeczywiście była ciepła, niesamowicie wilgotna i przyjemnie ciasna. Kaja objęła go nogami. Adam wchodził w nią z metodycznością, ale po chwili postanowił, że będzie ją penetrował mocniej i trochę bardziej dziko. Złapał ją mocno za piersi. Kaja wydała z siebie odgłosy rozkoszy. Kiedy już zaczęły boleć go kolana z powrotem wszedł na łóżko i położył się na plecach.

- Co jest, zmęczyłeś się? – spytała Kaja z rozczarowaniem w głosie.

- Nie, wskakuj na górę, pora żebyś trochę pojeździła – powiedział Adam i pomógł dziewczynie umieścić w niej swojego penisa.

Tak, jak wcześniej Kaja była nakręcona, tak po wejściu na Adama wyszedł z niej prawdziwy demon. Dziewczyna jak w transie dotykała się sama przejeżdżając dłońmi po piersiach, szczypiąc za sutki i mierzwiąc blond włosy. W półmroku pokoju Adam zauważył także kolczyk w sutku. Przez cały ten czas go nie wyczuł i nie zauważył. Zastanawiał się jak to możliwe.

- Czyli kółko w nosie ma kolegę – pomyślał przelotnie chłopak, który sam nigdzie nie miał kolczyka.

Kaja jęczała i wiła się na Adamie, a po chwili, po kilku głośnych „aaaaach” wypięła się jak struna i lekko opadła na chłopaka dotykając piersiami jego klatki piersiowej. Dobrze wiedział co to znaczy, ale nie zamierzał się jeszcze żegnać ze sprawianiem przyjemności zarówno sobie jak i dziewczynie. Delikatnie zsunął ją z siebie i ustawił się tak, że była teraz plecami do niego. Dziewczyna, pomimo upływu zaledwie chwili po szczytowaniu, wiedziała o co chodzi Adamowi. Wypięła się jak jedna z lasek, które można było ujrzeć na filmach, a ręką pod sobą zaczęła pobudzać swoją łechtaczkę. Adama niesamowicie to nakręciło, więc wszedł w nią od razu. Kaja cichutko stęknęła, a chłopak wchodził mocno, co chwilę dając jej solidnego klapsa w zgrabny tyłek, który rozchodził się pustym dźwiękiem po enigmatycznym pokoju. Złapał ją mocno za włosy, a ona wypięła się w łuk dysząc z rozkoszy. Adam był coraz bliżej i czuł, że nadchodzi moment, w którym przy braku zabezpieczenia liczy się refleks.

Podobno człowiek nie myśli tylko podczas wykonywania dwóch czynności – kichania i orgazmu. Ta zasada przestała obowiązywać u Adama. Bowiem będąc bardzo blisko wytrysku przywołał sobie ją w myślach. Trwało to może sekundę, jednak jej obraz mignął mu w głowie pozostawiając dziwne halo. Chłopak szybko wyszedł z Kai. Ta odwróciła się do niego, a on, tak jak go prosiła, spuścił się na jej twarz i na piersi. Dziewczyna chwyciła jeszcze jego fiuta i zaczęła go powoli ssać. Po kilku chwilach zmęczenie stron wydawało się brać górę.

- Idę pod prysznic – powiedziała wielce zmęczonym głosem dziewczyna, która wciąż miała na sobie sporo białej wydzieliny Adama.

Chłopak wytarł się o coś, jakby koc, co okrywało łóżko. Wciągnął wilgotne jeszcze bokserki i zapadł w głęboki sen o niczym, do którego utulił go hipnotyzujący dźwięk prysznica, gdzie prawie nieznajoma mu dziewczyna zmywała właśnie jego spermę ze swojej twarzy.


Bierz go!
Piekło to jesteśmy my sami.

Thomas S. Eliot

Szturchanie wyrwało Adama ze snu, a raczej jego braku, bo czas, w którym zamknął oczy i je otworzył trwał jakby sekundę. Nad łóżkiem, które jeszcze kilka godzin temu było miejscem ostrego seksu, stała Kaja. Była czysta, lekko podmejkapowana, miała na sobie białą bluzkę z podwijanymi rękawami i jakimś napisem oraz czarne obcisłe jeansy.

- Jak one to robią – pomyślał Adam patrząc mętnym wzrokiem na Kaje, a następnie na swoje zmięte i rzucone na ziemie ubrania, które były już mocno „wysłużone”.

- Wstawaj, musisz się zbierać zaraz wpadają do mnie starzy z wizytacją, a muszę jeszcze ogarnąć ten barłóg – powiedziała dziewczyna i gestem rąk ogarnęła cały pokój. – Jak chcesz możemy się jeszcze spotkać kiedyś, a przy sprzyjających okolicznościach może zrobimy coś więcej od łóżkowej gimnastyki – dodała i uśmiechnęła się.

Adam, pomimo dobrych odczuć z końcówki ostatniego wieczoru, nie czuł się najlepiej, co oczywiście można było zwalić na alkohol, zmęczenie i wszystko inne, co odsuwałoby go od faktu, że czuje się źle wewnętrznie. Kaja była w jego oczach niezwykłą dziewczyną, z którą mógłby spędzać całe wieczory uprawiając dziki seks, po którym jego penis byłby obolały, a plecy podrapane. Kaja nie była jednak ciągle nią i żadna siła i żadne wydarzenie nie potrafiły tego zmienić. Myśli które powracają na trwale zamieszkały w jego głowie. Chłopak założył na siebie ubrania nie zważając na ich opłakany stan i wciągnął trampki, które jakimś magicznym sposobem znalazły się pod łóżkiem. Udał się w stronę drzwi.

- To zadzwoń do mnie, jak będziesz chciał się znowu spotkać, może tym razem będą to trochę mniej zwariowane okoliczności – powiedziała Kaja i znowu uśmiechnęła się do Adama. – Jak chcesz się dostać pod swój akademik to najlepiej autobusem, wysiądziesz przy parku. Na przystanek trafisz bez problemu, bo jest niedaleko stąd. Jak wychodzisz z klatki, ciągle w lewo aż do głównej ulicy.

- Ok, dzięki i do zgadania się – odpowiedział chłopak pocałował ją w policzek, a kątem oka dostrzegł, że Kaja nie miała stanika, a przez białą bluzkę przebijały się jej ciągle sterczące sutki.

Równie dobrze mógł jej powiedzieć, że jest łatwą szmatą i nigdy się do niej nie odezwie, bo kilka tygodni temu rozpieprzył telefon o chodnik. Poczuł jednak, że może ją lubić i pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa, że się odezwie postanowił nie palić mostów. Dziewczyna zamknęła drzwi na których był numer „69”.

- Do prawdy, ciekawy zbieg okoliczności – pomyślał Adam odtwarzając w myślach jeden z niewielu fragmentów, które spamiętał z poprzedniej nocy.

Brzydką windą dojechał do parteru. Wyszedł przez jeszcze brzydszą klatkę schodową. Na zewnątrz było jasno i już zaczynało robić się bardzo ciepło. Która mogła być godzina? Ósma? Jedenasta? Bez zegarka ciężko odgadnąć. Szczególnie, że ludzi na zewnątrz nie było wiele. Poszedł więc w lewo, tak powiedziała mu Kaja, która jeszcze kilka godzin wcześniej w podobny sposób instruowała go w Gehennie.

Osiedle na którym się znalazł było naprawdę nieciekawe, jedno z miejsc, w którym może i jest tanio mieszkać, ale okolice przyprawiają o dziwne uczucie osaczenia i obserwacji. Wszędzie kilkunastopiętrowe betonowce o wielu klatkach, jakieś stare nieodnawiane place zabaw, gdzie przesiadują lokalne żule, a koty z piwnic w piaskownicy załatwiają swoje potrzeby. Jak ponuro musi wyglądać to miejsce w zimę? Adam minął grupkę wygolonych fanów sportowej odzieży. Karma może wrócić w najbardziej nieoczekiwanych momentach.

- Brudas jebany – powiedział właściciel ortalionowych spodni i skórzanej kurtki.

- No straszna pizda, aż szkoda patrzeć – potwierdził słowa kolegi drugi z osiedlowych dresiarzy.

- Kurwa świetnie, tylko spokojnie i bez żadnych słów – pomyślał Adam spuszczając wzrok. Wiedział, że nie jest na swoim terenie, a garstka karków, która wracała zapewne z jakiejś imprezy mogłaby sprawić mu większy wpierdol niż Edward „obity nos” i jego kumple.

- Ej ty, cipowaty wypierdku – powiedział łysol, który miał wątpliwości co do stanu higieny Adama – Daj mi przekręcić do kumpla, bo mi komóra padła.

Pozostała czwórka zarechotała wiedząc, że ich ziomek ma naładowany telefon, a prośba ma zupełnie inny charakter.

- Nie mam telefonu, rozpierdolił mi się jakiś czas temu – powiedział Adam przelotnie patrząc na byczka w dresach.

- Nie pierdol kurwa, przecież wy wszystkie cioty macie fony, wypierdalaj kieszenie na lewą stronę – do rozmowy włączył się drugi z grupy, ten który razem z liderem czynił na początku uwagi wobec Adama.

Adam wywrócił na drugą stronę kieszenie ze swoich przetartych jeansów. Z jednej kieszeni wypadły drobniaki pozostałe z poprzedniego wieczora, a z drugiej nakrętka od wiśniówki.

- No to nie kłamałeś pizdo, ale masz na pamiątkę – powiedział lider osiedlowych dresiarzy i strzelił Adama z pięści w twarz.

Świat zawirował, ale wizja na szczęście została. Adam przysiadł na krawężniku i nienawistnym wzrokiem odprowadzał grupkę śmiejących się ortalionowców. To zdecydowanie nie był najlepszy sobotni poranek w jego życiu. Po kilku minutach rekonwalescencji wstał i doszedł do przystanku, który wnioskując po wybitej szybie w wiacie i rzygach na chodniku przed nim, także miał ciężki wieczór. A może i ranek?

Przyjechał autobus, kierowca wpuścił Adama bez biletu (pieniądze wypadły mu przy „sprawdzaniu kieszeni”). Adam zaległ na siedzeniu. Wnioskując po wyglądzie, obok niego siedział pracownik fabryki. Mężczyzna był ubrany w kraciastą czerwoną koszulę i czarny kaszkiet, na szyi miał smycz z identyfikatorem włożonym w kieszeń na piersi. Typ około czterdziestki z kilkudniowym zarostem sprawiał wrażenie zmęczonego. Trudno było się dziwić, bo przecież praca w sobotę nie jest najprzyjemniejsza, szczególnie jak na piątek wypada jakiś ważny mecz ulubionej drużyny, albo niespodziewane imieniny szwagra. Mimo wszystko lokalny robotnik był troszkę mniej zmarnowany niż Adam.

Z kolei chłopaka czuł się fatalnie. Alkohol przestał tłumić ból, zmęczenie nawarstwiło się z wrażeniem puchnącą twarzy, do tego nic nie jadł od kilkunastu godzin. Charyzmy ujmował mu także wygląd zewnętrzny i przekrwione oczy. Starając skupić się na czymś, aby nie zasnąć i wysiąść przy parku, obserwował monotonne krajobrazy za oknem. Jeżeli karma miała towarzyszyć ludziom, to tego sobotniego ranka można było powiedzieć, że Adam całkowicie ją stracił.

Pojazd zatrzymał się na kolejnym z przystanków, usytuowanym przy jednej z bogatszych dzielnic, gdzie ludzie jeździli do centrum drogimi samochodami, a autobus był symbolem desperatów. Drzwi otworzyły się i weszła tylko jedna osoba. Adam otworzył szeroko oczy i poczuł się tak, jakby każdy centymetr jego ciała podłączony był do prądnicy, jakby rzeczywistość straciła wszelkie prawa. Nie dalej niż dwa metry od miejsca, gdzie siedział, stanęła i patrzyła się prosto na niego ona. Nie wyglądała gorzej niż w jego taksówkowym śnie. 

czwartek, 20 lutego 2014

Ukraina spływa krwią

To jest wiadomość specjalna.



Ukraina spływa krwią. Dla wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, chciałbym napisać, że władza strzela z broni ostrej do protestujących obywateli (m.in. z karabinów AK 47). Snajperzy z Milicji i Berkutu są na pozycjach i oddają strzały do protestujących. Wedle różnych szacunków zginęło 30-50 osób, a liczba rannych to tysiące. Janukowycz ma krew na rękach, ale mając perspektywę śmierci nie tylko politycznej ale także fizycznej za nic nie chce ustąpić ze swojego stanowiska. Jest w tragicznej sytuacji, bo wie co zrobi cyniczny i wyrafinowany prezydent Putin po jego dymisji. Z kolei premier Azarow, który ustąpił ze swojego stanowiska wyjechał do Austrii. Trójgłowa opozycja ukraińska - UDAR, Batkwiszczyna i Svoboda - nie jest zorganizowana i nie panuje nad tłumem.


Centrum Kijowa to od kilku tygodni plac regularnej bitwy. Koszary, barykady, kuchnia polowa, zapory dymne, ataki z rana, zajmowanie pozycji i odbijanie ich - to rzeczywistość za naszą wschodnią granicą. Regularne bojówki demonstrantów walczą z milicją i oddziałami Berkutu.


Oto jak nie podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską rozsierdziło naród i wywołało reakcję lawinową. W taki sposób wyrażają oni swoją głęboką nienawiść do władzy, która już dawno nie posiada wśród nich legitymizacji. Nie doszło dziś także do spotkania władz ukraińskich z głowami państw UE. Ukraina ma ogromny żal do wspólnoty, coraz więcej osób nie wie czego może się spodziewać od silnej gospodarczo, ale bezwładnej politycznie organizacji.

Z polski wysyłane są najpotrzebniejsze rzeczy tj. koce, ubrania, lekarstwa, opatrunki. Najbardziej brakuje dmuchanych materaców. W tym kierunku działa Fundacja Otwarty Dialog, Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza, Caritas Polska i kilka innych. Ukraina potrzebuje nas jak nigdy, NIGDY wcześniej. Jeżeli nie wierzysz mój drogi czytelniku, to przekonaj się sam.

Ranni i zabici (nie masz 18 lat? Nie oglądaj!)

Wspierajmy jak tylko możemy, mówmy o tym, przesyłajmy pieniądze i nie zapominajmy.

wtorek, 18 lutego 2014

Bierz ją! - część II

Raj utracony

Nie jesteś samochodem który prowadzisz,
Nie jesteś zawartością swojego portfela,
Jesteś tylko roztańczonym pyłem tego świata.
Tyler Durden, Fight Club

Kiedy wchodzili po krótkich schodach prowadzących na parter, gdzie dziewczyny zapewniły dozorcę, że Adam i Bruno są od nich, minęli kilka osób, które wcale nie wyglądały na kujonów. Zdradzał ich styl i sposób w jaki patrzyli na innych. Bo trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że Gehenna uchodziła za akademik dla osób, które nauce poświęciły całe życie i chcąc nie chcąc, większość z nich wyróżniała się swoim wyglądem zewnętrznym. Choć z tego co słyszał Bruno i przekazał wcześniej Adamowi, pomimo kujońskiej reputacji miejsca, poziom rozpusty i pijaństwa przechodził tu najśmielsze pojęcie - nawet u wytrwałych bywalców imprez.

Sam budynek akademika wyglądał przytłaczająco i przygnębiająco, tak jak wyglądać mogą wielkie budowle, które od dawna nie były odnawiane i remontowane. Z zewnątrz Gehenna przypominała gmach jakiegoś wielkiego ministerstwa, które w innych czasach miało pokazywać obywatelom, kto tu rządzi. Nie lepiej było w środku, straszące minioną epoką ściany wciąż były pokryte brudnożółtą farbą, która mogła zostać naniesiona całe dekady temu. Z koli przedsionek przypominał jakiś smutny urząd, a przez większość drzwi w czasach świetności budynku przechodzili zapewne ludzie, którzy już od wielu lat obserwują żyjących z góry, albo z dołu. Ot, taka stylizacja jak u sekretarza partii. Do klimatu architekturalnej przeszłości nie pasowała jednak muzyka, która niosła się z położonej głębiej budynku sali. Bo ciężko, żeby „Get Lucky” Daft Punka pasował do tak starego i pełnego wspomnień miejsca.

- Może i jest tu trochę smętnie - zaczęła Kaja - ale ludzie są świetni, nawet jeżeli większość z nich przez swoje „naukowe pasje” nic nie przeleci do trzydziestki.

Adam spojrzał na Bruna, który odprowadzał wzrokiem jakąś dziewczynę wyglądającą na świeży rocznik, która właśnie przeszła między nimi. Nie do końca przypadkowo, jak mniemał Adam.

- O stary, widzę, że nieźle dzisiaj narozrabiamy - powiedział Bruno rozochoconym głosem – mam nadzieję, że nasze ubrania nie będą przeszkadzały w wyrwaniu jakiś niezbyt rozgarniętych typiar.

- O kurwa - powiedział zaskoczony Adam.

- Co się stało? - spytała się idąca obok niego Nat

- Nie, nic, nic. Zapomniałem, że nie zdążyliśmy kupić jakichkolwiek procentów - skłamał chłopak.

Tak naprawdę przed chwilą Bruno uświadomił ich obu, że przyszli na jakąś dobrze rokującą imprezę w ciuchach, które mogłyby być modne w epoce grunge’u, kiedy Cobain i  Staley narzucali trendy modowe. A teraz obaj przypominali niedopasowany element układanki - obaj w spranych podkoszulkach zespołów, których zapewne nie każdy tu kojarzył, Adam w wysłużonych jeansach i trampkach, a Bruno w bawełnianych dresach i starych najkach. Szczyt ulicznej elegancji lat dziewięćdziesiątych.

- Po prostu świetnie, ja pierdolę – pomyślał gorzko Adam – No, ale teraz już za późno na jakiekolwiek przebieranki, zresztą kogo to obchodzi i od kiedy mnie to zaczęło obchodzić? - Pomyślał chłopak, a wrażenie o niedopasowaniu stroju uleciało z jego głowy tak szybko, jak tam się znalazło.

- Co do alkoholu, to nie macie się o co martwić - powiedziała Nat wytrącając Adama z rozmyślań i nawiązując do jego kłamstwa - zresztą chodźcie, coś wam pokaże.

Czwórka weszła do sali, w której znajdowało się sporo ludzi. Nie ma się zresztą co dziwić, bo już dawno było po jedenastej, a akademicka brać alkoholowa nie znosi próżni działań. W pomieszczeniu, które z powodzeniem mógł robić za zakładową stołówkę (a może w kiedyś w istocie nią było?)  nie było jednak stołów, ani krzeseł. Po rogach Sali stały tylko powycierane kanapy, na których siedzieli ludzie w większości zdecydowanie nie pasujący do kanonu kujonów. Przeciętniaki rozmawiali przy drinkach z jakimiś dziewczynami, które z tępym entuzjazmem energicznie im przytakiwały. Inna grupa już bawiła się w alkochińczyka śmiejąc się głośno przy dużej ilości butelek i toastów, jeszcze inni przy drinkach rozmawiali zażarcie na temat studiowania kierunków ścisłych. Było jeszcze kilka osób tańczących na środku sali, ale ze względu na porę (albo zbyt małą ilość spożytych dotąd trunków) nie było tłoku, więc można było spokojnie przebyć salę wzdłuż i wszerz.

Nat zaprowadziła wszystkich do grupki osób, które stały w jednym z rogów sali-stołówki.

- To moi znajomi, niektórzy z wydziału, niektórzy to bliscy kumple - powiedziała dziewczyna i czekała na dobrze znany wszystkim moment, w którym wrodzony instynkt każe zacząć się przedstawiać.

- Cześć - powiedział Adam, po czym wraz z Brunem zaczął się witać ze wszystkim po kolei, a wyglądało to mniej więcej tak:

Adam, Monika, Bruno (wytarł spoconą rękę o podkoszulek), Monika, Adam, Marcel, Bruno, Marcel, Adam, Emi, Bruno, Emi, Adam, Chudy, Bruno, Chudy, Adam, Paula, Bruno, Paula, Adam, Diana (- co za durne imię - pomyślał Bruno),  Bruno, Diana. I tak dalej, bo trzeba wspomnieć, że osób zgromadzonych w tamtym miejscu było całkiem sporo. Wszyscy zupełnie im nieznani.

Bruno odwrócił się do Adama ze zmarnowana miną i gdy inni zajęli się swoim towarzystwem szepnął:
- Kurwa, po co to robimy? Przecież nikogo nie zapamiętam, no może z wyjątkiem Diany - zarechotał na wspomnienie tego imienia.

Adam zignorował uwagę grubszego kolegi i zauważył, że sporo osób gromadzi się przy miejscu, gdzie na podłodze stały jakby dwie duże lodówki. Podszedł bliżej i stwierdził, że w rzeczywistości były to lodówki, takie jak w sklepach, z tym, że nie było w środku ani lodu ani mrożonek.

- … pigwówka, pieprzówka, cytrynówka, brzoskwiniówka, wóda na „gumiżelkach”, z ziemniaków, z ogórków, w zasadzie ze wszystkiego z czego chłopaki dali radę przygotować - tymi słowami jeden z lokalnych kujonów, który opisywał zawartość maszyn zwracał się do grupki ciekawskich, którzy stanęli w półkolu przy trzech wielkich zamrażarkach.

Adam zobaczył, że w środku lodówek kujony naprawdę zebrały wódę ze wszystkiego. Butelki układały się w tęczę, a ich zawartość zagregowana w jednym miejscu przypominała skrytkę jakiegoś zwariowanego czarodzieja, który wytwarzał wywary ze wszystkiego co udało mu się zebrać lub schwytać. Zapowiadał się ciężki wieczór dla wszystkich, którzy lubili mocne wrażenia.

- … będzie jakieś 50 litrów, a jak zabraknie to Jan ma coś jeszcze w pokoju - dokończył chłopak w kraciastej koszuli i grubych okularach. - Możecie się śmiało częstować, w końcu dziś mamy dzień wódy. A, kible są na korytarzu jak coś komuś zaszkodzi - dokończył i zaśmiał się śmiechem, który mógł równie dobrze uchodzić za kaszel.

Wszyscy zgromadzeni wzięli po butelce, wszyscy z wyjątkiem wysokiego chłopaka z tunelami w uszach i podkoszulkiem z czaszką, który od razu wziął trzy.

- Jakby mu miało uciec, co za pazerny zjeb - pomyślał Adam.

Ze szkłem oznaczonym etykietą z napisem „malina” udał się do Bruna i reszty nowopoznanych znajomych. Bruno z dziwną i charakterystyczną dla niego ekscytacją już rozmawiał z Dianą i opowiadał jej, na które koncerty się wybiera w tym roku. Dziewczyna sprawiała wrażenie zniesmaczonej i mało zainteresowanej tym co mówił chłopak, więc co chwila polewała sobie alkohol, który, patrząc na brak „bazy”, musiał pochodzić ze sklepu, a nie lokalnej produkcji. Może jej wzmożone picie spowodowane było to samym kontaktem z grubym chłopakiem, który zachwycał się Slayerem i Disturbem, a możliwe także, że wynikało to z ich ogólnego niedopasowania (o ile ktokolwiek myślał, aby w ogóle ich dopasować) i wczesnego stadium imprezy.

Diana pomimo imienia, które rozśmieszyło Bruna była atrakcyjna. W jej niebieskich oczach widać było wyrafinowanie, choć nie należała też do grona zimnych suk, które spotykało się na imprezach i które z łatwością wprost proporcjonalną do grubości portfela odpadały od swoich ubrań w hotelowym pokoju. Ubrana była w luźną beżową tunikę, czarne leginsy i buty, w których bez problemu mogłaby jeździć na motocyklu. Jej piersi o sporym rozmiarze przyciągały nawet wzrok innych dziewczyn. No i naturalnie wszystkich facetów, w tym Bruna i Adama, nawet mimo postanowienia tego drugiego, że nie będzie się gapił w damskie dekolty, jakkolwiek kuszące by one nie były.

- … no i właśnie wtedy razem z Adamem powiedzieliśmy do nich żeby, spieprzali i nie zamierzamy niczego chować - mówił nakręcony Bruno, koloryzując historię z parku i w międzyczasie polewając sobie sążnie z butelki Diany - a oni, że okej, żebyśmy uważali i tak dalej, zwykłe cioty w mundurach.

Adam trochę inaczej zapamiętał ich spotkanie z patrolem policji, ale z drugiej strony czy warto było psuć maskaradę jego mającego problem z tuszą kolegi? Diana tylko przytakiwała i po kilku przechylonych kubeczkach chcąc-nie chcąc zaczęła być zainteresowana tym co mówił Bruno.

- Nieźle, mi też chcieli wlepić dzisiaj mandat, tyle że ugadałam powiedziałam, że pierwszy raz tu jestem i dostałam pouczenie - stwierdziła troszkę zawianym tonem Diana - zresztą laską jest troszkę łatwiej, no wiecie - powiedziała i złapała się za piersi przybliżając je do siebie, co miało być argumentem dla jej stwierdzenia. Brunowi otworzyły się usta. W celu interwencji na swoje zdziwienie musiał wlać w nie trochę alkoholu i uważać, żeby przez jego luźne dresy nie było widać gwałtownej reakcji organizmu.

Adam usiadł w wolnym miejscu na starej kanapie. Obok niego siedziała Paula. A może i Monika? Ciężko było zapamiętać. Otworzył butelkę i wypił kilka łyków prosto ze szkła. Palące ciepło przelało się przez jego gardło a następnie flaki. Kaja i Nat wróciły z większą ilością butelek i rozpoczęło się picie w wersji „extreme”. Wszyscy wlewali sobie do gardeł zawartość plastikowych kubeczków popijając małym łyczkiem soku. Proporcje były zachwiane, bo na tyle butelek wódki wszelkiej maści nikt nie pomyślał, żeby kupić coś do zapicia palących substancji z nabożna pieczołowitością przygotowanych przez mieszkańców Gehenny. Tak więc można rzec, że wszyscy pili dzielnie mimo nie sprzyjających warunków.

Minęło trochę czasu, butelek nie ubywało. Adam zaczął odczuwać całodniowe zmęczenie i wypite procenty. Coraz więcej osób tańczyło, wszyscy pili, wszyscy głośno mówili i śmiali się. W pomieszczeniu przybyłe osoby zdawały się zajmować każdy wolny kawałek miejsca. Do grupy, do której dołączyli dzięki uprzejmości dziewczyn dołączyło się kilku pijanych kujonów, w tym jedna kujonica. Zaczęło robić się duszno, a przyjęte płyny w naturalny sposób zaczęły przejmować kontrolę nad Adamem, a dokładniej jego pęcherzem.

- Pora na pozbycie się niepotrzebnych płynów - pomyślał Adam. Miał już spytać Bruna czy nie idzie z nim rozprostować kości, ale zobaczył, że jego kumpel postawił milowy krok w kontaktach damsko-męskich. Diana siedziała mu na kolanach, a grubas co chwilę dolewał jej trunku z butelki, na której naklejce napisane było „kiwi”. Dziewczyna miała mętne oczy i zdawała się coraz bardziej odpływać w krainę wiecznego pijaństwa.

- Jak tak dalej pójdzie klucha dopnie swego - pomyślał Adam - no i dopnie też ją, a wtedy zapewne wszystkie następne spotkania będą dotyczyły historii w stylu „czego ja to nie zrobiłem”. Taktyka „na śpiocha”, albo „na pijaną dziewczynę” to chyba szczyt możliwości mojego obdarzonego pokaźną tuszą przyjaciela.

Adam skrzywił się na samą myśl o tym jak Bruno może posiąść ciało pijanej i całkiem drobnej słomianowłosej Diany. Choć po chwili przypomniał sobie, że w jego życiu było sporo podobnych sytuacji, więc w zasadzie nie miał kumplowi nic do zarzucenia. Kiedy chłopak wstał z kanapy grawitacja dała się we znaki, jednak, jak sam potrafił jeszcze ocenić, nie było to najgorsze stadium. Kiedy mijał Kaję poczuł, jakby ktoś delikatnie złapał go za rękę, jednak tłum przy ich miejscówce nie dawał mu szansy na obrócenie się i dokładne przeanalizowanie sytuacji. No i potrzeba fizjologiczna była silniejsza niż cokolwiek innego. Z głośników leciał „Rollin” Limp Bizkita, a ci którzy kojarzyli kawałek rzucali się w natchnionych spazmach po miejscu przeznaczonym do tańczenia.

- No to „rollin” - pomyślał Adam wkraczając w tłum.

Kibel i jego konsekwencje

Lie naked on the floor and let the messiah go through our souls
Suit Pee, System of a Down

Przed wejściem do damskiej jakieś dwie dziewczyny, które nie mogły już dłużej czekać całowały się namiętnie w alkoholowym amoku. Jedna błądziła ręką pod bluzką drugiej, a druga ściskała za tyłek pierwszą tak,  jakby miała wycisnąć z niej wszystkie soki. Wszystko z ogromnym entuzjazmem  obserwowały kujony i kujonice zachowując jednak bezpieczną odległość. Adam dopchał się do męskiego kibla. Nie było tam co prawda kolejek takich, jak w WC dla dziewczyn, ale odgrywały się inne „barwne” sceny.

Jeden z kujonów nie wytrzymał napięcia i rzygał do zlewu mamrocząc coś w rodzaju „boże umieram”, ktoś inny stracił równowagę przy pisuarze i wyrżnął o podłogę nie przestając sikać. - Tak upada fontanna - pomyślał Adam, odpalił papierosa i otworzył drzwi kabiny nie przyzwyczajony do sikania ramię w ramię wśród innych pijanych facetów. Kabina była pusta, ale zawartość muszli wywoływała repulsję, które uniemożliwiały zwykłe oddanie moczu. Kolejna kabina też była pusta, ale bez drzwi, co szczególnie nie przeszkadzało chłopakowi w rozwiązaniu jego narastającej potrzeby.

Kiedy opróżniał pęcherz doszły go urywki jakiejś międzykabinowej konwersacji.

- Ej, a jak ty właściwie łapiesz laskę za cycki? - spytał się pierwszy głos.

- Jak to jak? - odpowiedział pytaniem na pytanie drugi, brzmiący na bardzo pijanego.

- Normalnie, wiesz, czy łapiesz tylko za sutki czy za całe, mocno czy słabo. No jak kurwa łapiesz?

- A, to zawsze za późno.

- Za późno na co?

- Nie wiem…

Rozmowę przerwało nagle chluśnięcie i gardłowy odgłos z kabiny osobnika, który na kobiecych piersiach znał się niewystarczająco. Adam zatrzymał strumień strzepnął fujarę i popiół z papierosa do muszli. Na ścianie kabiny oprócz tekstów w stylu „Obciągnę Ci (numer telefonu)” czy „Kibel to nie raj nie wal konia tylko sraj” (skąd u nerdów takie pomysły?) zobaczył napis, który różnił się od innych, bo napisany był ładnym charakterem pisma.

„Czas ucieka, ona czeka”

Chłopak nie miał pojęcia w jakim kontekście autor napisał i w zasadzie, gdyby nie ładny charakter pisma nie zwróciłby uwagi na ten napis. Czas, który spędził analizując przemyślenia utrwalone na ścianach kabiny i wsłuchując się w ten bezsensowny dialog wydawał mu się trwać wieczność.

- Od razu lepiej - pomyślał wychodząc z kabiny i wypuszczając z płuc chmurę dymu - co jest…

Do męskiego wpadł Bruno, który jedną ręką trzymał się za twarz i przeciskał się w stronę kabin (teraz okupowane były wszystkie zlewy). W jego oczach była panika. Pech chciał, że kumpel Adama nie był ze względu na wiele centymetrów w pasie „przecinakiem tłumów” i zwyczajnie nie zdążył z rozrywającą go potrzebą.

Przez palce dłoni, którą zakrywał usta chlusnęły wymiociny, tak jakby ktoś odpalił zatkany prysznic. Zawartość żołądka Bruna ochlapała podłogę, rzygających kujonów, lustro i chłopaka z czaszką na koszulce, którego Adam spotkał przy lodówkach z wódą, a który teraz chciał załatwić którąś ze swoich potrzeb. O dziwo na samego sprawcę zamieszania nie poleciało nic. Kujony były zbyt zmarnowane, aby się przejąć tragizmem sytuacji, jednak wysoki brunet nie był szczęśliwy, że ktoś okrasił rzygami jego czarne jeansy i podkoszulek.

- Co ty kurwa odpierdalasz gruba pizdo? - warknął właściciel tuneli w uszach i podszedł do Bruna zaciskając pięści, co symbolizowało raczej bojową postawę.

Adam może nie był wybuchowym człowiekiem i stronił także od przemocy, ale nie lubił jak ktoś tak mówił do jego nieodżałowanego współlokatora.

Bruno znał Adama od dzieciństwa. Trzeba wspomnieć, że chłopak zawsze miał problemy ze swoją wagą, przez co nie miał kolegów, a jego „znajomi” ciągle wytykali mu wszystkie wady. Bruno nie ćwiczył na wuefie, nie chodził na randki i nie był rozmownym typem człowieka, nauczyciele też go nie lubili. Więc z smutnego życia uciekał w gry komputerowe i mocną muzykę. Kiedy w podstawówce Adam uderzył w brzuch śmiejącego się z Bruna starszego dzieciaka, ich znajomość wydawała się być zacementowana. Rodzice Bruna mieli kupę pieniędzy i kupowali mu różne rzeczy, o których Adam mógł tylko pomarzyć. Nowa konsola do gier, pierwsze połączenie z Internetem w mieście, zagraniczne pornosy oglądane w piwnicy - to były skarby dzieciństwa, których Adam mógł doświadczyć dzięki przyjaźni z grubym Brunem. Byli znajomymi na dobre i na złe, którzy nie musieli ze sobą gadać, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak, albo że wszystko jest w porządku. Bruno dzielił się z Adamem wrażeniami z koncertów za granicą, na których bywał, a Adam stanowił dla niego podporę w ciągu całego nieszczęścia wieku dorastania. Niejednokrotnie Bruno ratował także skórę Adamowi powołując się na swojego wpływowego ojca. Wiele ich łączyło, więc to co się działo w jakimś parszywym męskim kiblu w Gehennie nie mogło przejść bez echa i reakcji ze strony Adama.

- Ty, dziurawiec – Adam złapał za ramię chłopaka, który obraził Bruna i obrócił go w swoją stronę.

- Czego chcesz śmieciu? - zapytał chłopak, jednak nie dostał odpowiedzi. A może ją otrzymał w innej formie? Adam rzucił na ziemię resztkę papierosa, a jego pięść wycelowana w twarz krewkiego chłopaka zdawała się rozwiązać wszelkie powody, dla których warto było kontynuować dysputę.

Brunet poleciał na obleśną podłogę męskiego kibla, trzymając się za twarz. Krew leciała mu z nosa, a poszkodowany mamrotał „zabiję cię, zabiję cię, przysięgam skurwielu”. Nagle wszyscy spojrzeli się na Adama, ale trwało to tylko kilka sekund, bo przecież impulsy wysyłane przez ich organizmy nie mogły czekać zbyt długo do czego dochodziła jeszcze poalkoholowy syndrom braku koncentracji. Bruno wytarł szybko twarz ostatnimi papierowymi ręcznikami, które zostały w podajniku i patrzył pytającym wzrokiem na kumpla, który przed chwilą znokautował chłopaka.

- Bruno spierdalamy stąd - powiedział Adam do kolegi, który z rozdziawioną szeroko szczęką nie mógł zrozumieć całego ogromu sytuacji. Wychodząc sprzedał jeszcze solidnego kopniaka leżącemu chłopakowi.

- Nikt mnie nie zabije, tym bardziej ty fiucie - rzucił na odchodne Adam, a brunet zwinął się w kłębek.

Korytarzem wiodącym z kibla ruszyli najszybciej jak się dało w stronę Sali, przez którą trzeba było przejść, aby wyjść z akademika. Bruno zabrał z ziemi jeszcze kilka zamkniętych butelek różnej maści, które zostawili zapewne jacyś ludzie zbyt pijani, aby o nich pamiętać. Adam przepychał się przez tłum, a za nim wlókł się Bruno. Dochodziła pierwsza w nocy.

Dotarli do sali-stołówki. Cała sytuacja stała się jeszcze bardziej nasączona alkoholem, o czym świadczyć mogły zarówno ruchy osób w pomieszczeniu, ogromne ilości pustych butelek z nalepkami, które walały się po podłodze oraz sama atmosfera, w której dosłownie dało się wyczuć spirytus. Gdy Adam i jego kolega z nadwagą wymijali pary paralitycznie tańczące przy głośniku, przez sekundę mignął mu pewien obraz. Widok, który Adam wychwycił kątem oka nie mógł być realny. Umysł często wpędzał go w pułapki, a wzrok płatał figle. Jednak chłopak zdawał się zauważyć coś, co nie mogło być rzeczą możliwą. Choć gdyby wszystko naraz złożyło się, w splocie niemożliwych i dziwnych okoliczności, to z nierealnym wręcz prawdopodobieństwem przed oczami Adama mogła mignąć ona.

Bruno z całym impetem wpadł na Adama, który przez chwilę stał w miejscu.

- Ruszaj dupę stary, ten zjeb wydawał się mieć tutaj kilku większych kumpli, a wolałbym nie odwiedzać cię w szpitalu - powiedział zdyszany Bruno.

Adam po otrząśnięciu się i odrzuceniu niedorzecznej wizji dopchał się do rogu Sali, gdzie większość osób wydawała się być już kompletnie bez życia. Kaja z Nat jadły właśnie galaretkę smakową ze spirytusu śmiejąc się z całej sytuacji. W ręku Nat tlił się skręt. O dziwo kontaktowała jeszcze Diana, która starała się złapać kawałek alkogalaretki paluszkami mającymi stanowić pałeczki. Adam chwycił plastikowy kubek, napełnił go zawartością jednej z otwartych butelek i wypił duszkiem.

- Dobra zjarane królewny, musimy iść, mamy drugą imprezę, a gospodarz nienawidzi spóźnialskich - zakomunikował dziewczynom Adam, co oczywiście nie było prawdą, a miało na celu jak najszybsze opuszczenie Gehenny.

Wszystkie  trzy oderwały się na sekundę od pochłaniania żelkowej substancji.

- Ja zostaję, nie mogę się ruszać i pewnie zasnęłabym na chodniku, albo na ławce w najlepszym wypadku - powiedziała Nat prezentując chłopakom swoje krwistoczerwone oczy.

- W zasadzie, jak nie macie nic przeciwko to mogę iść z wami, a Nat zostanie i będzie pilnowała naszych nawalonych sióstr miłosierdzia - Kaja i wskazała ręką na śpiące na kanapie w pijackim śnie dziewczyny, które jeszcze nie tak dawno poznawały się z Adamem i Brunem.

- Pewnie - przytaknęła z sarkazmem Nat - ja zawsze muszę być od pilnowania zwłok przed zwariowanymi jebakami.

- Ty, Bruno, ja też idę z wami, tylko zabiorę galaretkę - to był głos Diany, która będąc i tak już mocno wstawiona, poddała się i jadła zawartość miski łyżką - ale ty mnie pilnujesz i jesteś za mnie odpowiedzialny.

Tu dziewczyna wycelowała palcem w Bruna, który w jeden wieczór przeżył zapewne więcej kontaktów z dziewczynami niż w całym swoim dotychczasowym żywocie. Sam zainteresowany przez nadmiar emocji ciągle nie mógł złapać oddechu. Ktoś z korytarza krzyknął, że niejaki Edward dostał w męskiej toalecie w nos.

- Drużyno, zbieramy się - powiedział Adam widząc rosnące prawdopodobieństwo spełnienia się wcześniejszych słów kumpla. Chwycił Kaję za przegub ręki i pociągnął ją w stronę wejścia. Dziewczyna zdążyła jeszcze zabrać torebkę i połowę malinówki.

- Choć, drugim wyjściem będzie szybciej - powiedziała Kaja i zmieniła kierunek marszu przez falę ludzi.

- Pewnie, drugim wyjściem - Adam dziękował w głębi za to, że ktoś tu znał Gehennę.

Jednak manewr, który wykonali sprawił, że rozminęli się z Brunem i Dianą, a tłum zbierający się przy głównym wyjściu i huk z głośników (ktoś odpowiedzialny za muzykę chyba odpuścił od tanecznych rytmów, bo leciał Slipknot) sprawiał, że ciężko było się skontaktować z brnącym do przodu niczym buldożer kumplem. No i co najważniejsze to nie Bruno zdzielił po gębie nadpobudliwego Edwarda.

- Można się zatem bezpiecznie rozdzielić, na pewno się jeszcze spotkamy - pomyślał Adam przechodząc przez drzwi po drugiej stronie Sali, które prowadziły do jakiegoś pomieszczenia.

- Idź korytarzem i jak będziesz na końcu to skręć w prawo widzimy się na zewnątrz, ja muszę wrócić po kluczę do mieszkania, mamy jedną parę, a ja raczej wracam przed Nat - powiedziała blondynka, po czym znikła, a Adam widział już tylko jej oddalający się zgrabny tyłek wciśnięty w jeansowe szorty.

Przeszedł prze korytarz, który kiedyś mógł stanowić miejsce, dzięki któremu posiłki trafiały na główną salę. Na samym końcu korytarza zrobił tak, jak powiedziała mu Kaja. Przez drzwi trafił do krótszego tunelu, którego drzwi w istocie prowadziły na zewnątrz.


Adam wyszedł na świeże powietrze, które w zestawieniu z atmosferą panującą wewnątrz akademika pomimo lata zdawało się być jesiennym zefirem. Otaczały go wypełnione po brzegi śmietniki i mała komórka ze sprzętem, którego używa się podczas zimy. Po prawej stronie widział fragment ulicy. Czuł jednak, że w tym całym zamieszaniu powinien poczekać na Kaję. Był jej to winien.