Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 29 marca 2010

Tak to widzę

Jest dzień jak każdy inny. 29 marca roku pańskiego 2010. Zdarza się tak, że muszę być gdzieś o godzinie 8:00 albo 10:00. Wtedy właśnie- jak to najczęściej bywa- dojeżdżam metrem, gdyż to najszybszy środek lokomocji w stolicy. Zero korków, przyjazd co 2-3 minuty itd. Lecz dzisiejszy dzień przyniósłby mi coś zupełnie innego, coś na co nigdy się nie przygotowywałem. Przyniósłby, gdyż ta sytuacja nigdy się nie wydarzyła w moim kraju.
U mnie jest bezpiecznie. U mnie jest niezmiennie.
Ale wcielę się teraz w studenta - chłopaka z Moskwy - w moim wieku, z aglomeracji pod stolicą, który tak jak ja dojeżdża metrem. Ale tylko na kilka minut i tylko dziś.
Jak zwykle gnam na metro, żeby nie spóźnić się na zajęcia/spotkanie/do kina/konferencje, które zaczynają się tak, że muszę wsiąść do metra właśnie przed godziną 8:00. Nie wiem dokładnie o której jest metro bo odjeżdża co kilka minut, więc nie muszę się o to martwić. Wsiadam na stacji Łubianka, albo Park Kultury.


 Mam wrażenie, że to będzie kolejny zwykły dzień reszty mojego życia.
Następuje wybuch i nic nie wskazuje na to żebym miał przeżyć, a jednak żyje, bo nigdy mnie tam nie było.  Kolejny wybuch ma miejsce na stacji Park Kultury, jest to całkiem spora stacja- więc w godzinach szczytu giną kolejni ludzie. Ginie 26 osób dziesiątki pozostałych są ranne. Wszystko filmują telefonami komórkowymi studenci- może w moim wieku- którzy tak naprawdę nie wiedzą co się stało, a którym udało się przeżyć.
Władze i media donoszą, że za wybuch odpowiedzialne są dwie kobiety pochodzenia Czeczeńskiego. Dlaczego to zrobiły i z jaką organizacją były powiązane- tego nikt jeszcze nie wie.
Za każdym razem kiedy słyszę o takich wydarzeniach, czy to 11 września 2001 roku w NYC, czy 2004 w Madrycie, czy 2005 w Londynie, czuje to samo. Ciekawość, chęć zemsty i strach. Ciekawość podsuwa mi pytanie "dlaczego do tego doszło?". Chęć zemsty jest zawsze taka sama, gdyż nigdy nie zniosę tego że jedna bądź kilka osób odpowiada za śmierć dziesiątek, setek, czy tysięcy ludzi. Zamachowcy samobójcy to najstraszniejsza i najpodlejsza broń ludzkości. Dlatego tez potępiam wszystkie organizacje terrorystyczne ukierunkowane na eksterminacje i likwidowanie. A Strach? Boję się, że pomimo tego, że mieszkam w Polsce, kiedyś znajdzie się jakaś osoba/organizacja, której nie spodoba się nasz kraj, a podczas działań ja, lub ktoś na kim mi zależy będę wchodził do metra.

niedziela, 21 marca 2010

walka o rząd dusz?

Witam was ponownie, dzisiaj słów kilka o Polsce, a dokładniej, jak może się domyślacie o debacie prawyborczej w PO.

Niestety nie zdążyłem na sam początek owej debaty lecz myślę, że wychwyciłem  co najważniejsze ze starcia tytanów PO, czyli oczywiście marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Co warte do zaznaczenia już na samym wstępie to fakt, że debata odbywała się bez publiczności i co mnie również bardzo zaskoczyło to moderatorzy  debaty- Joanna Mucha i Sławomir Nowak- oboje z PO (czy politycy udawali dziennikarzy?). Co ciekawsze zostali oni (jak twierdzą media) wybrani jako "najładniejsi" spośród członków PO. Co do wyglądu nie mam nic do zarzucenia, pełen jestem jednak niesmaku dla faktu, że debata była prowadzona przez kolegów z partii, a nie przez np. profesjonalnych dziennikarzy, czy kogokolwiek innego, kto dodałby odrobiny pikanterii swoimi pytaniami do całego medialnego przedstawienia.
Uważam, że prawybory to genialny pomysł, pomimo tego że opozycja zarzuca im m.in. to że mają za zadanie zagwarantować zwrócenie uwagi w stronę PO czy umocnić stanowisko premiera. Nie twierdze, że platformersi nie zakładają takich możliwości, aczkolwiek jest to ponadto wynikiem tego, że opozycjoniści (moim zdaniem) zazdroszczą świeżego pomysłu Platformie, jak i również nie mają godnych kandydatów, którzy mogliby się hipotetycznie zetrzeć w takich własnie prawyborach.
Powracając jednak do debaty, która odbyła się 21.03.2010 o godzinie 13:00 i trwała (niestety) zaledwie 50 minut. Szczerze powiedziawszy nie wiem czego można było się spodziewać po takim spotkaniu. Ktoś kto oglądał debaty kandydatów w prawyborach w Stanach Zjednoczonych, poczuć mógł mały dysonans włączając TVN24 o godzinie 13 dzisiejszego dnia. Lecz nie było aż tak tragicznie. Padły pytania m.in. o metodę in vitro- tutaj oponenci byli zgodni- obaj na "tak"- z tym wyjątkiem, że Sikorski chciał (opierając się na dobrej kondycji gospodarki), aby ta metoda była finansowana z własnej kieszeni, natomiast Komorowski chciał, aby finansowana była ona z kieszeni państwa ("tam gdzie urodzą się dzieci zdrowe"). Dowiedzieliśmy się również, że Radek Sikorski chciałby zostać prezydentem pro zagranicznym (Polska na arenie międzynarodowej), natomiast Komorowski uwagę skierowałby  na Polsce (choć UE zajęłaby zapewne paralelną pozycje).
Były malutkie przepychanki, ale nie było żadnego "ognia", debata niestety wyreżyserowana i dość plastikowa, no ale cóż, przecież coś takiego odbyło się pierwszy raz (w takich realiach, w takim wykonaniu). Sporo było do zarzucenia, ale jestem pozytywnej myśli- było to przetarcie szlaków. Kolejne pytania dotyczyły miejsca pierwszej wizyty międzynarodowej, oraz tego gdzie będzie miejsce kandydatów jeżeli przegrają prawybory. Na pierwsze z pytań Komorowski odpowiedział, że będzie to Bruksela (pro UE) albo Wilno, natomiast Sikorski nawiązując do Komorowskiego odpowiedział, ze będzie to na pewno Bruksela, natomiast sprawa Wilna wymaga najpierw rozwiązania sporu polsko-litewskiego dot. pisowni nazwisk. w drugim pytaniu obaj panowie nie uniknęli wzajemnego słodzenia: Sikorski: "Komorowski to świetny marszałek", Komorowski: "Sikorski w PO to był świetny pomysł". Poruszona została również kwestia prerogatyw prezydenckich w kwestii wetowania- tutaj zdania były podzielone.
Debata zakończyła się "mową pożegnalną". Ten element debaty zaczął Sikorski dziękując za prawybory i wyrażając swoje życzenie, że chciałby, aby  taki system (prawybory) usystematyzował się. "Nie zawiodę waszego zaufania, dajmy szanse nowej Polsce i nowemu pokoleniu"- ten element podobał mi się najbardziej. Bo jak wiecie jestem za promowaniem innowacji, oraz świeżych pomysłów zapoczątkowanych przez "młodych" w polityce i innych inicjatywach. Niestety fakt, ze obecni politycy nie będą dożywotnio w sejmie jeszcze chyba do nich nie doszedł, to samo tyczy się zresztą innych instytucji.. W podsumowaniu Komorowski swoim gawędziarskim tonem obiecał ciężka pracę (jako kandydat czy prezydent?).
Reasumując. Nic nadzwyczajnego nie padło z ust obu kandydatów, nie było nawet "przepychanek" słownych. Lecz uważam, że nie jest to powód, aby ktokolwiek z opozycji (a był taki komentarz) mógł twierdzić, że kandydaci byli nudni. Kto tu tak naprawdę jest nudny? Czy bycie konserwatywnym i zaściankowym nie jest nudne i męczące? Czy promowanie ciągle tych samych patetycznych twarzy nie jest nudne? I ostatecznie czy ten sam program, te same nadgryzione przez ząb czasu treści nie są nudne? Oczywiście ze są.
Można krytykować debatę (Migalski: mało ciekawa, nudna, brak nowych informacji; Aryłukowicz: to nie była prawdziwa debata, stronnicza, itp.) bo nie była doskonała, więcej- była słaba, no ale panowie posłowie i panie posłanki, zanim skrytykujecie innych poddajcie ocenie własne zachowanie. Trochę tutaj się uniosłem, ale to ze względu na ten śmieszny i nieobiektywny komentarz żółtodzioba z PiS.
Mam jednak nadzieję, że kraj, w którym przyszło mi żyć będzie posiadał reprezentatywnego na arenie międzynarodowej prezydenta (o kompetencjach nie mi jednak pisać), oraz aktywnego premiera, który słowa wprowadzi w czyny. Pierwszy etap to wyłonienie najpoważniejszego kandydata w wyborach prezydenckich- reprezentanta PO. drugi etap to starcie na linii PiS-PO-SLD-SdPl i kto wie co jeszcze.
Miłego dnia.

środa, 17 marca 2010

Gdyby spadły pierwsze bomby

Witam ponownie wszystkich.
Niestety czas sprawił (i nadal sprawia), że pisanie co kilka dni stało się precedensem. Dla niektórych może i na szczęście, gdyż zapewne i tak nie czytaliby częściej, nieważne, nie dociekam.

Sytuacja międzynarodowa i stosunki międzypaństwowe nie są materią, która nie podlega zmianie- wręcz przeciwnie, ciągłe fluktuacje i cykle są ich domenami. Obecnie, jeden z takich cyklów (tu: gospodarczy) przechodzą Amerykanie (no i co za tym idzie również cały świat). Nie jest to niczym nadzwyczajnym, gdyż w przeszłości mieliśmy już do czynienia z recesją w Stanach, choćby za prezydentury Roosevelta czy Jimmy'ego Cartera i USA wyszły z niej obronną ręką. Są lata wzrostu i spadku tak to już bywa w cyklach koniunkturalnych. Nie o kryzysie jednak napiszę dzisiejszy "artykulik" lecz o prognozowaniu.
Nie jestem zagorzałym fanem political-fiction, oraz prognozowania w trybie "dziesiątki/setki lat do przodu". Skończyłem dziś czytać "Następne 100 lat" G. Friedmana i stwierdzam, że jest to bardzo interesująca książka. Jeżeli oczywiście podchodzimy w sposób liberalny i przyzwalający do zapowiedzi m.in. III Wojny Światowej, budowania gwiazd bojowych, utworzenia sojuszu polskiego jako lidera regionalnego, czy upadku Rosji i ogromnej roli Turcji na arenie międzynarodowej. W skrócie- do połowy książki jestem w stanie uwierzyć- dalej oceniać będą nasze dzieci.
Wyobraźmy sobie jednak, że wszystko co cykliczne i w miarę przewidywalne zostało przerwane w swojej ciągłości. Jedna niewielka decyzja, czy działanie wywołały załamanie się systemu komunikacji międzynarodowej i możliwości dochodzenia do kompromisu. Jak wiemy broń atomowa to zagłada dla istnienia. Obecnie posiadanie nie jest niczym złym, gdyż głowice atomowe są w rekach m.in. Wielkiej Brytanii, Francji i USA, lecz są lub znaleźć się mogą w posiadaniu państw, które nie są tak stabilne pod względem polityki międzynarodowej jak w/w kraje. Najgroźniejsza zatem staję się możliwość i decyzja użycia. Irański program atomowy, czy próby pocisków balistycznych w Korei Północnej nie jednemu z przywódców krajów demokratycznych napędziły stracha. Może zawsze zaistnieć możliwość, że cienka linia między zdrowym rozsądkiem a ideologicznym obłędem zostanie zerwana i co dalej?


"Wydaje mi się, że gdyby nadeszła ta magiczna chwila, wielu nie potrafiło by tego pojąć, zaakceptować, uwierzyć, zrozumieć. W 24 godziny przed całkowitą zagładą, ktoś cieszyłby się z powodu paniki i ogólnego chaosu, bo mógłby wreszcie włamać się do sklepu i wynieść swój wymarzony odtwarzacz DVD. Ktoś inny przygotowałby koce i zapasy w piwnicy, niepewny czy w ogóle to co robi ma  sens, nie wiedząc, co właściwie w tej sytuacji powinien zrobić. Jakaś matka patrzyłaby na swojego niemowlaka, który nigdy nie nauczy się chodzić czy mówić. Ktoś inny cieszyłby się z chaosu na giełdzie i patrzył jak na jego koncie narastają w szybkim tempie cyfry. Pieniądze, które właśnie przestały mieć znaczenie i jakąkolwiek wartość na całym świecie, na zawsze. Nagle wszystko dla każdego człowieka straciło sens. Skończyły się życia.
Zgliszcza i śmierć, pustka. Tylko wiatr. Nie jakiś jeden dom, jedno miasto. Nie żadna abstrakcja tylko fakt, nieodwracalna rzeczywistość. Zginął cały świat, siedem kontynentów, setki krajów , dziesiątki tysięcy miast, miliardy ludzi, prawdziwych żywych ludzi, osób, które miały swoje marzenia i plany, swoich rodziców a może i dzieci. Miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ..., miasto ... i tak można by  do końca grubego podręcznika. 
W jednym z tych miast wpisz swoje, w którym mieszkałeś (...)"

M. Baryłka i inni, "Neuroshima (suplement)", Wydawnictwo Portal

Ta bardzo śmiała i okrutna wizja prezentowana przez książkę (a raczej system RPG) nie musi wcale oznaczać, ze kiedykolwiek tak będzie. Pokładam wiele nadziei w ludzi i w to, że my-istoty myślące dążymy również do budowania i równowagi, a przynajmniej mamy takie przejawy.
Na co dzień spotykamy się z setkami różnych możliwych (mniej, bardziej, lub wcale) scenariuszy przyszłości. Osoby które je tworzą wielokrotnie nie mają na uwadze tego, iż może tak być. Lecz chciałbym, żeby każda z osób która przeczyta ten artykulik zastanowiła się jaka była by jej rola i postawy zarówno w społeczeństwie przedstawionym przez Friedmana (w roku 2050) oraz w takim, które prezentowane jest w Neuroshimie- post-apokaliptycznej wizji świata. Przecież nikt dokładnie nie wie co przyniesie jutro.

czwartek, 11 marca 2010

Trochę o konflikcie Palestyna - Izrael i terroryzmie

Witam wszystkich spragnionych wiedzy. Do działu linki dorzucam dwa swoje artykuliki ad tematów wymienionych w tytule. Oba artykuły są po angielsku, gdyż w tym "obcym języku" również pisze ;]

niedziela, 7 marca 2010

Małpia pułapka



"W Afryce łapie się małpy stosując piekielnie prostą metodę, która przywodzi na myśl paradoksy >>dokonywania wyboru<<; w naszej epoce globalnego konsumpcjonizmu. Do wykonanego w ziemi słupka przymocowuje się niewielkie pudełku, w którym znajduje się duży orzech. W pudełku jest mały otwór, przez który małpa może wsunąć wyciągniętą łapkę. Bez trudu dosięga orzecha, ale kiedy go złapie i zaciśnie na nim łapkę, nie zdoła już jej wyciągnąć.(...) Konsumenci to takie małpy kapitalizmu, łapiące się na tę sztuczkę. W teorii są wolni- mogą kupować lub nie-ale w sytuacji, gdy etos infantylizmu podsyca ich pragnienie, wpadają w infantylną pułapkę na małpy, z której nie potrafią się uwolnić."
(frag.) B. R. Barber "Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli" str. 84-85

Nie bez przyczyny przytoczyłem sytuację małpki, która wpada w pułapkę i odniesienia tejże sytuacji do codziennego życia konsumentów. W tym wpisie zapragnąłem napisać o tym jak "ogon merda psem", czyli sytuacji, w której nie dorośli, lecz dzieci decydują jak ma zostać wydana pensja rodziców. To dzieci są mechanizmem napędowym obecnej gospodarki. To strasznie niebezpieczna sytuacja.
Problem, który poruszam może być nieco kontrowersyjny ze względu na obecne realia czasu kryzysu i mozolnego wychodzenia z niego, lecz pamiętajmy, że to własnie konsumpcja i wydawanie (o ile odbywa się w pewnych granicach) doprowadza gospodarki do wyjścia z recesji. Ba, kupowanie jest nie tylko lekarstwem na gospodarcze problemy, lecz również w ogromnej większości przypadków poprawia samopoczucie, pozwala spotkać się ze znajomymi i jest coraz częściej popularną metodą spędzania wolnego czasu. O zgrozo, powstały również koła samopomocy, które prowadza terapię zakupoholików. Na szczęście i nieszczęście w większości z tymi problemami musza walczyć obecnie (jedynie?) nasi przyjaciele zza Oceanu.  Nie wiadomo jednak, kiedy westernizacja przeniesie etos zakupowicza bez rozwagi do Europy i dalej do Polski.

"Wraz z rozwojem wyspecjalizowanego przemysłu dzieci traciły na wartości. Aby zachować swoją użyteczność ekonomiczną, musiały chodzić do szkoły i uczyć się. Zamiast przysparzać rodzicom zysków, konsumowały jej dochody."
(frag.) G. Friedman "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek" str.71

To niestety cholernie trafny punkt widzenia. Dzieci nie są już "zyskownym" członkiem rodziny. Wręcz przeciwnie, są szalenie nieekonomiczne i do tego nakłaniają rodziców na kosmiczne wydatki. W latach 60 XX w. wydatki na przemysł tzw. "dziecięcy" wynosiły 4 mln $ rocznie, następnie rosły i rosły i rosły, aby (prognozując) w 2010 roku wynieść 7 mld USD ! Kupa kasy. No, ale dzieci nie zarabiają wydawanych pieniędzy. Zarabiają je ich rodzice, a w dalszej konsekwencji tego łańcucha, pieniądze rodziców trafiają we wszystkie możliwe gałęzie gospodarki, począwszy od McDonald (bo jakże by inaczej- brand stretching) przechodząc przez Walt Disney Chanel, Wall Mart i serie sklepów z meblami dla dzieci Americana a skończywszy na koncernie General Motors (tak, tak, to dzieci decydują jaki chcą mieć samochód dla swoich rodziców, wierzcie lub nie).
W Stanach Zjednoczonych dzieciaki zamiast do kina/muzeum/parku/gdziekolwiek indziej zabierane są do centrum handlowego , a żeby tego było mało w autobusie "do" bombardowane są 8 minutowym pasmem reklam... Szkoła też uczestniczy w tym procesie, może nam się wydawać to kuriozalne, ale to własnie producenci słodkich, słonych, niezdrowych nasączonych (wzmacniającym smak) glutaminianem sodu produktów (Coca-cola company, McDonald, KFC, Taco Bell, Pizza Hut itp.) są sponsorami sal szkolnych, obiektów sportowych, promocyjnych dań w kantynie, czy choćby przekąsek w automatach (dodatkowo na wszystkim widnieją metki/loga/nazwy sponsorów). 
 Kiedyś jednak było inaczej, dzieci zapytane o aspiracje życiowe (odmienne od zawodów wykonywanych przez rodziców) odpowiadały, że chcą w przyszłości zostać: policjantem, strażakiem, koszykarzem itp. Dzisiaj najmłodsi utożsamiają się z rówieśnikami z seriali telewizyjnych i gwiazd-małolatów z show biznesu (nie wychodzą w swoich aspiracjach ani krok dalej).W głowie dziecka wybucha chaos.
Naukowcy, socjolodzy behawioralni, psycholodzy, marketerzy, psychiatrzy- wszyscy oni skupiają się na dzieciach, nie zawsze po to aby pomóc im w świecie gdzie ich młode umysły są bombardowane przez reklamę, wprost przeciwnie, stają się oni "zdrowymi pedofilami", którzy dowiadują się wszystkiego o dzieciach aby jak najlepiej trafić w ich gusta. Uff...Ciągle wam mało? Buzz marketing i neuromarketing, się mogło by się wydawać, że  to terminy rodem z żargonu specjalistów, lecz można je bardzo prosto wytłumaczyć. Pierwszy (PL:"marketing szeptany") oznacza przyzwolenie na zamieszczanie reklamy danego produktu w strefach, które nie powinny z załozenia być z nią związane- seriale,słuchowiska,filmy, kluby hobbystyczne, drużyny sportowe itd. Drugi termin oznacza badanie mózgu dziecka podczas oglądania reklamy, choćby przez zabieg taki jak mierzenie mrugnięć na minutę, im mniej mrugnięć tym dziecko bardziej zostało "zahipnotyzowane" przez reklamę.
Reklamy starają się wpajać również pewne wartości, postawy i wzory zachowań (socjalizacja pośrednia?). Chłopiec ma być twardy, silny i agresywny- oglądanie przemocy w TV/kinach grach wideo to "dobra sprawa"- pozwala producentom zarobić kupę kasy(nie zważając na skutki u dziecka). Dziewczynka natomiast ma się ubierać modnie, nakładać makijaż i być sexy inaczej nie zdobędzie poklasku u rówieśniczek i zostanie zepchnięta na "koleżeński margines" tych, których nie stać aby być cool.


W sklepie dzieci zachowują się irracjonalnie (dzieci z natury są irracjonalne). Podajmy prosty przykład: dziewczynka w sklepie wybierając makaron wskazuje od razu produkt z wizerunkiem słynnego, kreskówkowego bohatera Sponge Boba (zwykły makaron z serem). Zapytana dlaczego wybrała ten produkt a nie inny odpowiada "bo jest najlepszy i najsmaczniejszy". Po zadaniu kolejnego pytania- "A jadłaś go kiedykolwiek?", dziewczynka z tym samym entuzjastycznym uśmiechem odpowiada "nie, ale go kocham". Myślę ze komentarz będzie zbędny.
I  coś dla tych którzy hołdują oglądaniu TV w "wolnych chwilach"- to możliwie najgorzej spędzony wolny czas (jeżeli uprawiamy tzw.skakanie po programach, bądź oglądamy co popadnie). Oglądanie telewizji przez dłuższy czas sprawia że jesteśmy wyczerpani, a wiedza jaką zdobyliśmy jest znikoma, co więcej, oglądanie bezsensownych przekazów nakłania nas do dalszego oglądania- to pewna forma narkotyzowania się tym błędnym kołem.
 Na koniec pora na kilka nie najmilszych danych: 94%- o tyle w stosunku do lat ubiegłych spadł odsetek dzieci, które spędzają aktywnie czas wolny. Nie wiadomo kogo za to winić- czy rodziców i ich niedociągnięcia w wychowaniu i kontroli potomstwa, czy rynek który "zjada obywateli" (a dziećmi się delektuje), czy tez może same dzieci? Jedno jest pewne depresja, zaburzenia tożsamości, cukrzyca, nadciśnienie, nerwiza, ogromna nadwaga to nie wszystkie zaburzenia cywilizacyjne jakie znam- to te, na które zapadają dzieci do 15 roku życia. Nie przepracowani dorośli, nałogowcy, czy jednostki wyobcowane, a dzieci- przyszłość narodu. Dzieciaków, które zapadają na te wszystkie "dojrzałe" choroby jest cztery razy więcej niż w latach 60 XX stulecia. Pozostaje pytanie- co będzie dalej?


" Bez wyobraźni nie ma pragnień, bez pragnień nie ma popytu, który trzeba zaspokoić"
(frag.)W. Leach "Land of Desire: Merchants, Power and the rise of new American culture" s. 37


*Oprócz wymienionych książek informacje i inspiracje zaczerpnąłem z filmu dok. "Mali konsumenci"

czwartek, 4 marca 2010

Barwy wojenne

witam wszystkich, nie przeczę, że do napisania dzisiejszego posta zmotywowało mnie wiele czynników, w tym m.in. wewnętrzny głos ("NAPISZ COŚ!@#$%^&*) i wiele, wiele posłyszanych, przeczytanych i obejrzanych informacji. W dzisiejszym wpisie napiszę o :
- pośle PO Januszu Palikocie i zamieszaniu wokół prawyborów,
- problemach gospodarczych (i społecznych) członka UE- Grecji,


Każdy, kto w jakikolwiek sposób śledzi strumień informacji związanych z prawyborami, bezsprzecznie mógł przyswoić informację o wystąpieniu i wypowiedzi Janusza Palikota dotyczącej kandydata w prawyborach- Radosława Sikorskiego (MSZ). 
Poseł Palikot to postać, która zaskakuje mnie z tygodnia na tydzień, a teraz nawet z dnia na dzień. Wcześniej miałem bardzo mieszane uczucia co do tego "działacza" PO, nie wiedziałem czy zgodzić się z jego poglądami i postawą, czy też przytaknąć innym, którzy uważają go za partyjnego trefnisia/skandalistę/głupka. Dopiero dzisiaj, kiedy mogłem dowiedzieć się więcej o tejże kontrowersyjnej postaci jestem w stanie ugruntować, albo ustabilizować swoje przekonania. Janusz Palikot nie jest błaznem, jest osobą, której nie chwalę za każde działanie i wypowiedz, lecz uważam że w szarej, agresywnej i pretensjonalnej polityce RP brakuje więcej ludzi jego pokroju(nie zwariowałem- taki już jestem). 


Za każdym razem gdy widzę tego posła PO przypominają mi się wszystkie  happeningi które zorganizował: koszulka z nadrukiem "Jestem z SLD- Jestem gejem", świńska głowa przyniesiona do programu, wibrator i pistolet, czy też wypowiedzi w stylu "Po Schetynie spływa krew i sperma"(czy jakoś tak ) i badanie stanu zdrowia psychicznego obecnego prezydenta . Wielokrotnie można było spotkać się z wypowiedziami polityków innych ugrupowań, które również były kontrowersyjne ("Panie Ziobro jest pan zerem" L. Miller), czy też innego rodzaju akcje, które wywołały torsję u politycznych przeciwników (promocja przez J. Kaczyńskiego sieci telefonii komórkowej o. Rydzyka "W rodzinie"). Aktorzy tych scen i wypowiedzi pozostali jednak na swoim miejscu i mają się dobrze.
Lecz jednak dziś mieliśmy do czynienia ze skruszonym Januszem Palikotem, który w "Kropce nad i" w rozmowie z Moniką Olejnik był niezwykle powściągliwy. Dlaczego? Dla niewtajemniczonych: dzisiaj odbyło się posiedzenie władz partyjnych PO m.i.n w sprawie ukarania J. Palikota za działanie "przeciwko kampanii prawyborów" Radosława Sikorskiego, w skrócie mówiąc, nieustanne wytykanie ministrowi SZ byłej przynależności do partii opozycyjnej (do 2007 roku). Palikot nie został jednak ukarany (co wywołało krzyki niezadowolenia PiS), lecz Sikorski zasygnalizował, żeby w ramach "zadośćuczynienia" Palikot napisał na swym blogu 100 razy "Nasz kandydat Radosław Sikorski". Ciekawe prawda? A tak z innej beczki to zachęcam na choćby jednokrotne odwiedzenie tego bloga, naprawdę intrygujący :) ( http://palikot.blog.onet.pl/ ). Nie chciałbym się stać jednobarwna postacią, która jedynie zajmuje stronnicze stanowisko (bo tak naprawdę zawsze trzeba widzieć dwie strony problemu), ale w w przypadku Janusza Palikota jestem zdecydowanie na "tak".


Grecja, to kolebka demokracji, filozofów, państwo prastarych bogów i innych podobnych szaleństw, o których zapewne dziś nie pamiętamy. No ale, co zapewne nie ucieszyłoby wszystkich, martwych władców Aten- GRECJA MA KŁOPOTY!

 A tak właściwie miała je już od kilku lat, ba, nawet od 2001, kiedy to weszła do strefy euro. Można się zastanawiać co spowodowało taką sytuację, w tym jakże uroczym państwie (pomijając oczywiście podbój Sycylii setki lat temu, demonstracje ludności dziesiątki lat temu i rządy Czarnych Pułkowników lata temu), a więc odpowiedz jest prosta- przekręt. No może nie taki jawne i przyzwolony przez społeczność międzynarodową, a taki którego dopuścił się ówczesny rząd, a  chodzi o sfałszowanie dokumentów potrzebnych do wypełnienia kryteriów konwergencji odnośnie wstąpienia do eurolandu (poziom inflacji, długu publicznego, deficytu płatniczego, stóp procentowych, oraz stabilności kursu waluty). Nieładnie, nieładnie. Lecz jak wiemy rządy się zmieniają. No i tak do tego czasu rząd zmienił się na uformowany z opozycji, która naświetliła błędy poprzedników ( w tym fałszerstwa), oraz na rząd opozycji opozycji, który krytykował "nic-nierobienie" poprzedników (niezły młyn). Ale do rzeczy. Grecji grozi ogłoszenie bankructwa państwa. Nie ma się co obawiać, gdyż nie jest to coś strasznego i niespotykanego. Przez bankructwo państwa przechodziły państwa takie jak: Wenezuela (1990 i 1995), Ekwador (1982), Turcja (2000) i inne. No tak ale one nie były w UE... No i co z tego- odpowiem. Ważne jest jednak żeby nie pozwolić upaść Grecji "do końca" (jesteśmy przecież we wspólnocie- czyż nie?) No ale Traktat o Funkcjonowaniu UE i Traktat o Wspólnotach Europejskich nie przewiduje doraźnej pomocy dla państwa w takiej sytuacji...Ale (uwaga, uwaga) możliwe jest wykupienie "toksycznych" akcji przez instytucje państwa członkowskiego, co zamierzają zresztą zrobić Francja i Niemcy (Angela Merkel nie jest jednak do końca na "tak"). Jednak żeby wszystko mogło wrócić do normy konieczne jest również działanie rządu greckiego, czyli podwyżka podatków i zmniejszenie wynagrodzeń = strajki, bunty, protesty palenie opon (Grecy chyba myślą że "samo się zrobi"). Nie byłem przekonany co do pomocy doraźnej dla Grecji poprzez wykup wypuszczonych aktywów, lecz prof. Dariusz Rosati przekonał mnie jednak że brak pomocy wywołać może efekt domina podobny do tego w USA i banku Lehman Brothers i katastrofalnych skutków w całej gospodarce USA (tutaj sytuacja na innej płaszczyźnie--> UE). A więc jednak warto pomagać. Chciałbym jeszcze wspomnieć, że EBC przyzwala na dług publiczny równy 60% PKB i deficyt płatniczy równy 3 % (prawie żaden kraj członkowski UE nie daje temu rady), ale Grecja bije wszystkich na głowę: z deficytem 12 % (RP 6-7% ) i długiem publicznym, który do połowy 2010 może wynieść 120% !. Narody Europy łączcie się i pomagajcie Grecji a bogowie Olimpu obleją was oliwą i nagrodzą wieńcem laurowym. 


* dane liczbowe i niektóre informacje zaczerpnąłem z dodatku do "Rzeczpospolitej"(z 1 marca 2010)  "Ekonomia i rynek" artykuł o nazwie "Grecka godzina prawdy nadchodzi".