Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 10 marca 2013

Pustelnicze Królestwo znowu straszy

W ostatnim czasie zrobiło się głośno o państwie, które od kilku lat znajduje się w moim centrum zainteresowania, analiz i rozmyślań. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, nazwana także Pustelniczym Królestwem pokazała, że trzeba się z nią liczyć, a przynajmniej posłuchać tego co ma do powiedzenia.

Parada wojskowa w KRLD
źródło: http://www.nknews.org
Polityka zagraniczna prowadzona przez Koreę Północną przypomina niekończącą się grę w kotka i myszkę. Przedstawiciele rządu w Pjongjangu wiedzą, że metodą "straszenia o pomoc" mogą ugrać bardzo dużo w regionie, gdzie spotykają się światowe mocarstwa - USA, Chiny, Rosja - oraz mniejsi, ale ciągle wpływowi gracze - Republika Korei i Japonia. Szczególnie jak się pokazuje wszystkim, że się ma broń atomową. Region Azji Wschodniej jest więc niezłym polem do popisów dla młodego Kima, który pokazuje obywatelom, że Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna to państwo "najwspanialsze na świecie". Z drugiej strony światowa opinia publiczna wydaje się ciągle nabierać na sztuczki stosowane przez nieprzewidywalnego gracza.

Testy atomowe w wykonaniu KRLD z 2006, 2009 i 2013 pokazują, że państwo może inwestować w broń i badania nad atomem, utrzymując równocześnie społeczeństwo pod butem i w permanentnym niedożywieniu głodzie. Propaganda działa na bardzo szeroką skalę, a książka Orwella "Rok 1984" przypomina paralele życia w państwie Kimów. Wszystko za pośrednictwem odwróconego kodeksu wartości odzwierciedlanego przez doktrynę dżucze-kimirsenizmu, w której splatają się cechy nacjonalizmu, szowinizmu, faszyzmu i komunizmu. Zabójcza mieszanka polityczno-społeczno-ekonomiczna, za którą muszą płacić obywatele Korei Północnej.

W sprawie dalszych wydarzeń na Półwyspie Koreańskim można rozważać dwa scenariusze. Pierwszy z nich, który uważam na 80 proc. za prawdopodobny do ziszczenia, to taki, w którym nic się nie stanie, a państwa będą trwały we wrogim impasie. Gest Kim Jong Una w postaci zerwania traktatu o rozejmie podpisanego przez Amerykanów, Koreańczyków i Chińczyków w Panmunjeom 27 lipca 1953 roku (a więc niespełna 50 lat temu) nie świadczy o niczym. Ten dokument jest wart tyle dla Kim Jong Una co Deklaracja Niepodległości dla radykałów z Hezbollahu. Po pierwsze, ze strony Korei Południowej nie został złożony na dokumencie żaden podpis. Co więcej, pełniący wtedy urząd prezydenta - Yi Syngman (albo Rhee Syngman) naciskał na sojusznicze Stany Zjednoczone, aby dalej walczyły one z Północą i ostatecznie opanowały ją (dla niego). Po drugie, KRLD zrywało już tyle umów międzynarodowych, dokumentów, negocjacji (w tym najważniejszych w ramach tzw. "procesu pekińskiego") i obietnic, że te ostatecznie wymówienie rozejmu i odcięcie się od centrali telefonicznej od innych państw ma jeden cel - postraszyć świat i odwrócić uwagę obywateli państwa Kimów od tragedii gospodarczej. Nastąpi tzw. zwarcie szeregów, a ludzie w Korei Północnej zrobią wszystko dla Wielkiego Kontynuatora i jego pomysłów - to cechy społeczeństwa konfucjańskiego. 

Zasięg rakiety Teapodong-2
Drugi scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Zakłada bowiem użycie sił konwencjonalnych, a nawet atomowych przez reżim z Północy. Propaganda Pjongjangu wysyłała już sygnały o mobilizacji wojsk przygranicznych, nawet sam Kim Jong Un doglądał jak postępowały prace. Wojna to ostateczne rozwiązanie okrutnego reżimu. Oznaczałaby zatem postawienie wszystkiego na jedną kartę. Byłaby to walka o "zjednoczenie" Półwyspu Koreańskiego z użyciem siły - scenariusz wysuwany jeszcze przez Kim Ir Sena pół wieku wcześniej. 
Seul leży 4 minuty od wystrzału rakiet przygranicznych ze strony KRLD. Jak głosił pewien północnokoreański  slogan propagandowy "Jesteśmy w stanie w ciągu 4 minut zamienić Seul w morze ognia". Mocne słowa i groźby to najpotężniejsza broń Korei Północnej. Chiny muszą reagować, pomimo tego, że wycofują się z Korei Północnej gospodarczo, bo nie widzą dalszego sensu w inwestowanie w reżim, pozostawiając jedynie "jałmużnę" żywieniową w postaci pomocy. Chiny muszą porozmawiać na poważnie ze swoim chłodnym sojusznikiem i wytłumaczyć to i owo. W najgorszym wypadku Kim Jong Un traci jakikolwiek kontakt ze światem i jest jedynym przywódcą, gotowy jest atakiem pokazać, że istnieją.

"Nowy stary Kim"
źródło: www.dongyunlee.com
Atak atomowy byłby zapewne ostatecznością, bo uruchomiłby efekt domina w postaci aktywacji się państw sojuszniczych i ich potencjału militarnego. Stany Zjednoczone po raz kolejny miałyby duży problem, bo rakiety Teapodong i Unha-3 mają bardzo daleki zasięg, mogłyby więc dotrzeć do każdej z baz Marines stacjonujących w Republice Korei. Supermocarstwo mogłoby zostać postawione przed sytuacją, w której należałoby rozważyć ponowną wojnę w Korei.  
W przypadku użycia bomby atomowej przez KRLD oznaczałoby to użycie broni o takiej sile rażenia po raz drugi i ostateczne zerwanie reżimu z wątłą ścieżką denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego i używania broni atomowej w ogóle. Ten scenariusz określiłbym mianem samobójczego dla Koreańczyków z jednej i drugiej strony Półwyspu (bardziej tej północnej). Doradcy Kim Jong Una, w tym wpływowy Jang Song Taeka, nie podejmą się takich kroków, nawet oni wiedzą przecież, że pod względem przygotowania do wojny są daleko w tyle za przeciwnikiem.

Reasumując można zauważyć więc, że groźby ze strony Korei Północnej występowały już w przeszłości i nie sprawdzały się. Jednak z drugiej strony, wiele działań, które w ogóle nie były brane pod uwagę przez adwersarzy, to kroki całkowicie nieprzewidywalne - ostrzelanie wysp Yeonpyeong w 2010 roku, niedawne wysłanie satelity na orbitę oraz test "zminiaturyzowanej" bomby atomowej. Te działania nie pozwalają ostatecznie stwierdzić, czy straszenie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Musimy obserwować ruchy zarówno ze strony KRLD jak i Chin, Amerykanów i Koreańczyków z Południa - oni są teraz głównymi figurami na wielowymiarowej szachownicy Półwyspu Koreańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz