Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 27 maja 2012

Syria i Polska manifestują

Nawiązując do poprzedniego posta...: No i Tomaszewski zawieszony przez prezesa Kaczyńskiego. Nawet prezes potępił wypowiedzi dyskredytujące polską kadrę na Euro 2012 i zawiesił "legendarnego bramkarza" w prawach członka partii na miesiąc. Jan Tomaszewski przeprasza teraz wszystkich, moim zdaniem za późno i bez polotu. 
* * *
     Z kolei przenosząc wzrok na inny kontynent i inną rzeczywistość, widzę że w Syrii nie dzieje się dobrze. Ginie 90 protestujących pokojowo obywateli reżimu Baszara al-Assada, koszmar tego niewielkiego państwa trwa i wszystko wskazuje na to, że będzie trwał jeszcze długo. O okropieństwie rządów Assada mówił film dokumentalny prezentowany dziś w serii "Ewa Ewart poleca" na TVN 24. Wojsko i policja torturują i zabijają niewinnych cywili, każą im czcić Baszara al-Assada jako nowego boga, pociski rozrywają minarety, wartości Syryjczyków zostają zdeptane, pojawia się coraz więcej "męczenników mimo woli". Sami mieszkańcy kraju Assada nie chcą kalki działań z Libii, pragną aby wszyscy, którym zależy na obaleniu reżimu i wsparciu protestujących wsparli ich poprzez dostarczenie broni i pieniędzy. Ostatni kraj "Arabskiej Wiosny" walczy z tyrianią już od ponad roku.


   
     Z niektórymi hasłami w sferze publicznej ciężko jest zabłysnąć i przebić się do mediów, nie mają bowiem takiego "poklasku" jak aborcja/przeciwnicy aborcji, manifestacja 11 listopada/kolorowa niepodległa, ruch oburzonych itp. Zawsze tak było jest i będzie, choć wiem, że zbiorowy głos jest słyszalny o wiele głośniej i dalej niż osamotnione inicjatywy. Wczoraj, tak jak od kilku lat uczestniczyłem w Marszu Wyzwolenia Konopi, który ruszył z ul. Emilii Plater w Warszawie o godzinie 16.00. Nie było żadnych awantur, agresywnych zachowań czy dyskryminowania kogokolwiek (nie licząc haseł "kto nie skacze ten z policji" wzniesionych przez grupki w "strojach sportowych"). Miła muzyka sączyła się z głośników umieszczonych na busach - tym razem służby porządkowe nie "zawinęły" nikogo wcześniej i wystartowało ok 5-6 pojazdów z muzą różnego typu. Wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi i zdeterminowani w sprawie zalegalizowania. Tłum najróżniejszych ludzi przemaszerował przez stolicę domagając się "sadzenia, palenia i zalegalizowania", spotkałem wielu bliższych i dalszych znajomych.
przed Sejmem
     W mediach cicho, wszyscy boją się przeciwstawić politycznemu i prawnemu status quo, większość zadaje sobie pytanie "czy marihuana jest z konopi", mniejszość mówi "co wy tam wiecie". Niedoinformowanie doprowadza do dezorientacji i dezinformacji ("Marihuanę to pewnie sobie w melinach wstrzykują"), a przecież jej medyczne działanie zostało potwierdzone już setki lat temu. Można  ją stosować dla zmniejszenia skutków takich chorób jak stwardnienie rozsiane, anoreksja czy złośliwe nowotwory. Refundacja marihuany zapewne pozwoliłaby lepiej funkcjonować mojej mamie - dlatego nie dopuszczam myśli, że ktoś może być nielegalny za posiadanie medykamentu. Najwyraźniej komuś się to nie opłaca, a liberalny (choć jedynie z nazwy) rząd ma to gdzieś - z jednej strony czerpie zyski z akcyz na alkohol i papierosy, a z drugiej traci grube miliony na ściganie "posiadaczy" i procesy sądowe z tym związane. Obłęd i infantylne odwracanie się od problemu. Na mojej twarzy uśmiech piwniczny.

     Jedyną stroną, która zainteresowała się problemem jest lewica, a dokładniej Ruch Palikota. Janusz Palikot pojawił się na scenie skleconej przed Sejmem i powiedział parę słów po czym wziął "buszka dla Januszka". Pojawił się także dawno zapomniany Liroy i trochę pośpiewał, ale nie za długo bo miał problemy z mikrofonem. Był  obecny także Michał Pauli skazany na 12 kar śmierci (!!!) za przemyt narkotyków w Tajlandii, polecam zapoznać się z lekturą Polaka: http://www.michalpauli.pl/index.php?option=com_k2&view=item&layout=item&id=18&Itemid=96 . Nie zabrakło także Kamila Sipowicza, najstarszego polskiego hipisa, który zapalił swojego pierwszego skręta w 1967 roku i robi to nieprzerwanie po dziś dzień (żyje i ma się dobrze). Dlaczego więc by nie zalegalizować skoro jest coraz więcej argumentów i głosów za? Pytanie zostawiam otwarte.

     Fakty jakie płyną z dwóch powyższych wycinków rzeczywistości można interpretować na wiele różnych sposobów. W Polsce domagamy się legalizacji marihuany i swobody jej uprawy i posiadania, powołując się na takie wolności w innych państwach. W Syrii obywatele domagają się obalenia Assada i pragną pomocy zagranicznej w dostarczeniu im broni i środków pieniężnych - oni nie powołują się na nic innego niż sprawiedliwość i koniec zbrodniczego reżimu. W lobywatelach dwóch państw oddalonych o setki kilometrów jest nadzieja, że ich manifestacje zostaną zauważone, a pragnienia spełnione. Różnica polega na tym, że w Syrii obywateli zabija i torturuje się bez większych ceregieli, u nas jest spokojnie, choć 22 tysiące ludzi również nie idzie ulicami na próżno.
Marsz Wyzwolenia Konopi 2012 - Polska, Warszawa
"Odejdź Baszar" - opozycjonista syryjski, foto: PAP/EPA

środa, 23 maja 2012

Co się dzieje z Tomaszewskim?

     Na ogół nie interesuje się sportem w formie kibicowania i nie obchodzą mnie wielkie eventy takie jak finał Liga Mistrzów, Super Bowl czy finały ligi NBA. Jednakże staram się być "czynnym sportowcem" dlatego biegam na dużych dystansach i czasami gram w piłkę nożną  na pozycji obrońcy (ostatnio wyłączyła mnie kontuzja kostki), czasami w przypływie siły i energii zagram  w siatkówkę czy koszykówkę. Nie o moich zainteresowaniach sportowych (bądź ich braku) chciałem dziś napisać. Sam doceniam wszystkich sportowców, jeżeli tylko ćwiczą wytrwale i potrafią w trudnych chwilach dać z siebie wszystko, a czasami pogodzić się z porażką. Dlatego kiedy słyszę o "astmie" norweskich biegaczek, czy dopingu sportowców tracę do nich szacunek - to jak ściągać na egzaminie. Nie ukrywam także, że nadchodzące Euro 2012 wywołuje u mnie ambiwalentne uczucia. Plusem w tej kwestii jest to, że mamy dobre stadiony, które zostały co prawda wybudowane na ostatni gwizdek, ale trzymają się nieźle (tak jak schody na Narodowym), no i jeszcze sporo pieniędzy na wybudowanie infrastruktury. No własnie. Z drugiej strony mistrzostwa piłkarskie w Polsce i na Ukrainie mają także "otoczkę", w której nie wszyscy dostrzegają szczegóły. W owej otoczce  można by powymieniać: brak infrastruktury dojazdowej, brak przygotowania sanitarnego, horrendalne zawyżanie cen kwater, brak dostosowania językowego dla przyjezdnych, kwestia "utylizacji" bezdomnych psów na Ukrainie, czas splendoru seksturystyki i prostytucji, zamknięcie głównego wejścia do Pałacu Kultury i Nauki (dlatego muszę poszukać innej drogi aby dostać się do mojej uczelni) itd.

to nie jest reklama

     O powyższych się  nie mówi, bo to jest be, natomiast każda osoba fizyczna i prywatna chce firmować swoim nazwiskiem owe Euro - sklepy, producenci piwa, piłkarze i każdy kto wyczuł dobry biznes w związku ze zbliżającym się eventem. Jest jednak pewien pan, który pod wpływem Pana Prezesa zdecydowanie stracił jedną klepkę. Mowa o Janie Tomaszewskim, tym który kiedyś był dobrym bramkarzem a teraz jest politycznym pajacykiem. Jego bojkot polskiej reprezentacji ze względu, że grają tam "farbowani Polacy" świadczy tylko o wyłącznie o tym jak Prawo i Sprawiedliwość przenika do sfer, w których powinno wspierać nasz kraj. A tu ciągle krytyka: najpierw że nie ma stadionów, później, że stadiony są złe, a kiedy już były zbudowane i atestowane pora na autostrady. To jednak ciągle za mało! Tomaszewski, członek PiS słynny ze swojego ciętego języka (w sposób pejoratywny) odsądza polską kadrę od narodowości, powołania, a trenera reprezentacji wini za powoływanie obcokrajowców, uważając (uwaga uwaga), że to drużyna Smudy, Laty i Komorowskiego. Co za pusta ksenofobia i język propagandy, aż pozwolę sobie zacytować tego wybitnego polityka: "Brzydzę się tej koszulki, bo będzie w niej grał przestępca oraz dwóch zawodników niemieckich i jeden francuski, którzy kolaborowali z futbolem francuskim i niemieckim."


No cóż, ale chyba znając paranoiczne podejście do świata jednej z, nomen omen, wiodących partii na scenie politycznej (za co za każdym razem uderzam się w pierś i pytam dlaczego) nie ma się co dziwić. I jeszcze komentarz Jana Tomaszewskiego, który uważa Kaczyńskiego za Kazimierza Górskiego polskiej polityki. Przecież to zbezczeszczenie dobrego imienia ś.p. Górskiego i do tego puste wywyższenie polityka-hipokryty. Mozna by pomyśleć, że na Ukrainie jest jeszcze gorzej, no ale ja (i Ty drogi czytelniku) mieszkam w Polsce. Mieszkam tu, tu, tu, tu. 

sobota, 19 maja 2012

Złego dobre początki

Wielokrotnie bywa tak, że niemoc paraliżuje nasze życie. Taki stan przejawia się w mniej lub bardziej złożonych czynnościach dnia codziennego. Najgorzej jest zacząć pisać jakąś ważną pracę lub dokument,  nawet mimo faktu, że w myślach mieliśmy już ich ostateczną formę. Równie trudno jest także zacząć z kimś rozmawiać po dłuższym czasie rozłąki lub przy różnicach poglądowych czy, idąc dalej tym tropem, w ogóle otworzyć się na ludzi i wyjść z wyznaczonego społecznie kanonu postępowania i ideologii. Te bardzo proste czynności występują na wszystkich płaszczyznach życia społecznego, a ich istnienie jest czymś naturalnym - wielokrotnie w życiu trzeba przecież coś zaczynać i kończyć.

Po wielu miesiącach przygotowań i ciężkiej pracy przeplatanej tysiącem innych pomniejszych "aktywności" naukowych, trzymam w rękach niewielką "książkę" - to moja magisterka. Najlepsze jest to, że całkiem mi się podoba i uczucie napisania czegoś większego od artykułu na tego bloga przepełnia mnie i pozwala zrzucić kumulowany przez wiele tygodni stres. Druga kwestia to konferencja naukowa, którą udało się nam (liczba mnoga bo był to trud całego Koła Naukowego Młodych Dyplomatów z mojej uczelni) zorganizować. Sam fakt, że podczas trwania konferencji, na której byłem moderatorem/organizatorem nie doszło do większych zgrzytów, a przedstawione referaty profesorów, doktorów, magistrów i studentów były naprawdę dobre, sprawia, że teraz jedno wiem na pewno - ciężka praca popłaca, człowiek zdobywa wiedzę i doświadczenie.

Nie można jednakże żyć bez przerwy z nosem w książkach/przed komputerem. Wczorajsza balanga, którą nomen omen znowu zorganizowałem, ukazała, że część zaproszonych goście zajmujący się na co dzień także kwestiami naukowymi (dwoje było prelegentami na wspominanej konferencji!),czy po prostu wyróżniający się czymś z kategorii "wiedza, nauka, umiejętności", potrafią się dobrze bawić. Świadczy o tym fakt, że o 4.00 zdziwiło nas wstające słońce i brak spirytualiów do skosztowania. Dziś czuję się jak nowy, choć opuściłem "sobotę zjazdową" z przyczyn technicznych (tak przynajmniej to sobie tłumaczę). Rzeczywistość to także kwestie wyboru.

Już niedługo skończy się pewien ważny etap w moim życiu - skończę dwa kierunki studiów. Jestem pełen wiary w nasz kraj i jego możliwości rynku pracy, dlatego kiedy ktoś pyta mnie co dalej, odpowiadam najzwyczajniej, że jeszcze nie wiem. W głębi duszy chciałbym kontynuować działalność naukową na poziomie doktoratu, no ale zobaczymy. Bo tak jak mówiłem, najtrudniej jest zacząć.

Ostatnio coraz mniej oglądam telewizji - zwyczajnie nie starcza mi na wszystko czasu. Muszę jednak wspomnieć, że w ogromnej mierze swoje "oglądanie" ograniczyłem do serwisów informacyjnych i wiadomości, wyjątek stanowią programy dokumentalne na zagranicznych stacjach. Dlatego też bawi mnie niezmiernie fakt, że polskie media opuściły poziom przekazywanych treści do tak niskiego stopnia, że czasami nie jestem w stanie wytrwać do końca programów typu "wiadomości". Wszyscy zainteresowali się sprawą zamknięcia posłów przez robotników "Solidarności", każdy rozdziawił usta usłyszawszy, że polska prawica w starciu z lewicą, przywołuje postać Hitlera. Dla mnie to nie wiadomości, jest to przedstawianie nieważnych "chujóweczek", z których nie można zdobyć informacji merytorycznych czy choćby odpowiedzi na pytanie dlaczego.

Wszystko ma swój początek i koniec, trzeba do tego przywyknąć. Mam nadzieje, że niektóre etapy skończą się szybciej, a inne zaczną wolniej.

piątek, 11 maja 2012

Znajdź trzy szczegóły

Socjalista prezydentem!

     No i Francis Hollande wygrywa, choć co do tego przed wyborami mało osób się ze mną zgadzało, jednak tak się w rzeczywistości stało. Socjalista został prezydentem (a to bardzo ważna funkcja we Francji) socjalistycznego państwa, zapowiadając 70 proc. podatek dla najbogatszych i kontynuowanie wellfare dla wszystkich upośledzonych ekonomicznie rodaków. Młodzi i imigranci się cieszą, starsi i bardziej konserwatywni od razu posmutnieli. Różnica głosów w przypadku obu kandydatów wyniosła zaledwie 3 procent, więc dodatkowo wszelkie łzy i smutki jak najbardziej uzasadnione.
     Sarkozy, co było miłym zaskoczeniem i odstępstwem od jego dotychczasowej metody działania politycznego, przeprasza za swoje błędy wszystkich, których zawiódł oraz mówi, że całą odpowiedzialność za przegraną bierze na siebie. Jak sam mówi, zakończy działalność polityczną, bo nie udało mu się zostać mężem stanu, a wszystko co robił dotychczas, czynił dla Francji. W tym momencie szeroko otwieram oczy i usta. Postawa godna pochwalenia i uznania, jednak równocześnie jest mi strasznie przykro i głupio. Spytasz się "Dlaczego?" drogi czytelniku. Otóż dlatego, ze w Polsce nic takiego nie miało miejsca i chyba nigdy nie będzie miało. Pomyślmy co by było gdyby Jarosław Kaczyński po przegranych wyborach prezydenckich w sierpniu 2010 roku powiedział: "To moja wina, że przegrałem wybory, nie byłem wystarczająco dobry, teraz odchodzę ze sceny politycznej tak, jak zapowiadałem wcześniej. Dziękuje również wszystkim wyborcom za oddane na mnie głosy, a prezydentowi-elektowi gratuluję i życzę wszystkiego najlepszego." W realiach polskiej kultury politycznej to niemożliwe, bo polscy politycy epatują dumą i hipokryzją w większości nie spełniając swoich obietnic (choć w tym przypadku nie są odosobnieni na świecie). Jednak politycy są odbiciem społeczeństwa, więc to nie tylko wina elit rządzących, to także uchybienie nas samych. Co do Kaczyńskiego w sprawie przegranej wyborów - po pierwsze nie uznał wybranego prezydenta, po drugie zwolnił przewodniczącą sztabu, a po trzecie został w polityce. Kłamczuszek.

A u nas (niestety) troszkę inaczej

     To jedna z analogii, która może powstać w ramach analizy sceny międzynarodowej bądź kwestii stricte politologicznych. Nie każdy to zrozumie, a już na pewno nie wszyscy będą w stanie się z tym zgodzić. Jakieś grupy będą odwoływać się do historii i dawnego splendoru, jeszcze inni, ci bardziej nowocześni, powiedzą, że nie warto napawać się "zagranicą" i trzeba skupić się na czystym pragmatyzmie rządzenia, z kolei jacyś "trzeci" krzykną "Hańba!". Tak bardzo jesteśmy różni. Dostrzegam również kolejną analogię, z którą w tym przypadku nie sposób się nie zgodzić.
     W XVII wieku w Polsce (okres tzw. "Złotej wolności") występowało wiele płaszczyzn i zjawisk, które przez setki lat pozostały w naszej kulturze (również politycznej) bardziej lub mniej zmienione. Dla uniknięcia wielopłaszczyznowej i rozbudowanej analizy przedstawię je w formię zagadnień, które Ty, drogi czytelniku, z łatwością dopasujesz do współczesności. A więc do dzieła:
  1. niechęć do innowierców i obcokrajowców (obecnie - "Polak-katolik", choć ewoluuje i zanika)
  2. strach przed tyranią (może troszkę zniekształcony, ale pasuje do kazusu ACTA)
  3. pijaństwo i przesyt (pijaństwo jest, przesyt mniejszy ze względu na kryzys) 
  4. brak solidarności i współdziałania (to tylko połowicznie prawda, bo obecnie występuje kooperacja ad hoc taka jak np. w sprawie Euro 2012)
  5. w XVII wieku dostawało się w kość nawet od swoich (dziś  oczywiście w wymiarze niefizycznym)
  6. potrzeba wymiany elit (nic dodać nic ująć)
  7. brak bezemocjonalnego podejścia do polityki (j.w.)
  8. ocena człowieka a nie jego poglądów (j.w. bis)
     Na sam koniec warto wspomnieć, że na szczęście w dzisiejszych czasach nie funkcjonuje instytucja liberum veto, a Warszawa nie jest dedykowana jako miasto dla wybranych, gdzie lepiej by nikt więcej (oprócz samej szlachty) się nie sprowadzał. Jednak, co zabawne, wielu polityków i niepolityków chciałoby zapewne realizacji dwóch powyższych, bo czemu nie czerpać ze wzorców naszych przodków.



sobota, 5 maja 2012

Socjalizm vs Populizm w krainie tysiąca serów

Witajcie! W taki pięknych okolicznościach pogodowych aż strach siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu, jednak dla opublikowania kilku ciekawych zdań warto to zrobić. W gwoli poinformowania warto żebym wspomniał, że ów post miał mieć postać "videoposta", ale w związku z obłędem, który mnie złapał, kiedy od niewykrywanego mikrofonu na YouTube przez wyczerpane baterie w kamerze, a później w aparacie, brak odpowiedniego naświetlenia i dostosowanie mojego wyglądu do społecznie akceptowanego, uznałem, że nie ma najmniejszego sensu dalej tracić nerwów i czasu. Ale do rzeczy - dziś trochę o jutrzejszych wyborach we Francji.

We Francji


     Teraz na pewno każdy Francuz zastanawia się co dalej. Te wybory są ważne dla każdego mieszkańca krainy tysiąca serów i win, gdyż obowiązuje tam system semiprezydencki (a u nas parlamentarny), gdzie prezydent jest w zasadzie głównym ośrodkiem władzy, choć może nie tak jak w Federacji Rosyjskiej czy Stanach Zjednoczonych, ale jednak jego pozycja w państwie jest bardzo silna. Jutro wybory i co ciekawe oraz ekscytujące dla każdego badacza zjawisk politycznych, nie można jednoznacznie powiedzieć że wygra "ten" albo "tamten". Co prawda w kwietniu w pierwszej turze wyborów prezydenckich wygrywał przywódca Partii Socjalistycznej Francis Hollande, zdobywając 28 proc. głosów, no ale poczciwy "Sarko" (Nicolas Sarkozy) z prawicowej Unii na rzecz ruchu Ludowego był "w tyle" o zaledwie 1,2 proc., czyli nawet mniej niż margines błędu statystycznego. Co również niesłychanie istotne, w drugiej turze jutrzejszych wyborów, głosowanie zostanie ograniczone do dwóch kandydatów. Płyną z tego co najmniej dwa wnioski dla wyborców. Po pierwsze, elektorat innych kandydatów będzie albo głosował na osobę ideologicznie im bliższą albo eliminował nielubianego polityka poprzez oddawanie głosów na jego kontrkandydata. Warto tu wspomnieć, że elektorat ultrakonserwatywnej Marine Le Pen z Frontu Narodowego, która w pierwszej turze zdobyła 18 proc. głosów na pewno nie zagłosuje na Hollande. Po drugie, jako że we Francji działa dwublokowy system partyjny socjalista będzie walczył z (soft) konserwatystą. Warto więc obserwować.

        Po wyborach może zmienić się zatem dużo. Najważniejszą kwestią z perspektywy międzynarodowej jest przede wszystkim zwiastun zmiany w europejskim tandemie - kanclerz Angela Merkel (de facto z chadeckiego CDU) nie znajdzie wspólnego języka z socjalistą i przez konieczne będzie szukanie nowych, równie silnych i wpływowych sojuszników, choć teraz o takich partnerów ciężko, bo po zmianach rządów i  przywódców w wielu państwach na stanowiskach zasiadają mizerni, wybrani na siłę i dopchnięci kolanem przez Unię technokraci, którzy musza ratować swoje państwa przed jeszcze gorszymi skutkami kryzysu (szczególnie w krajach PIIGS). A więc może "Teraz Polska"? To by było ciekawe, aczkolwiek trudne do wyobrażenia, bo nadal jesteśmy państwem, które nie spełnia kryteriów middle power. Decydenci z Rzeczpospolitej muszą napiąć muskuły przy pozyskiwaniu przyjaciół we Francji, gdyż wybór na prezydenta F. Hollande, który jako jedyny z kandydatów odwiedził w czasie swojej kampanii Polskę (!) jest dla nas strategicznie dobry i pożądany. Jednakże w perspektywie mikro Hollande oznacza jeszcze bardziej socjalistyczną Francję, która i tak już ledwo nadąża z liczeniem strat po huraganie kryzysu, a tymczasem kandydat socjalistów chce zwiększenia "socjalu" poprzez opodatkowanie (głównie najbogatszych). Powstaje więc pytanie czy to dobrze? Patrząc na Sarkozy'ego coraz bardziej można być przekonanym, że chyba tak (oczywiście dla części Francuzów nie będzie to właściwa odpowiedź). Obecny prezydent popełnił sporo błędów zarówno w polityce krajowej jak i międzynarodowej, a teraz wznieca populistyczne, prawicowe burze przeciwko imigrantom, socjalizmowi i każdemu, kto myśli inaczej. Moim faworytem wśród jego pomysłów był (jest?) pomysł zamknięcia granic i odrzucenia układu z Schengen - majstersztyk dla tłumu.
      Reasumując, można stwierdzić, że w kraju Napoleona, gdzie kandydat musi być charyzmatyczny, powinien radzić sobie z obrazem siebie w mediach oraz dobrze kierować polityką krajową w multietnicznej Francji i obrać właściwy kurs w polityce międzynarodowej, wybory prezydenckie przyniosą wiele zmian, lub nie wniosą zupełnie nic. Warto rozpatrywać każdy scenariusz.