Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 30 listopada 2016

Piasek w szklanych trybach

Rzeczy się zmieniają, to nie ulega wątpliwości - stary porządek upada i zastępuje go nowy, zarówno w polityce, technologiach jak i kontaktach międzyludzkich. Czy lepszy? Potrzeba będzie jeszcze kilku lat żeby odpowiedzieć na to trudne pytanie. Osobiście chciałbym jednak, żeby było mniej newsów, po których stwierdzam „o kurwa”. Szczególnie jeżeli chodzi o nasze podstawowe prawa.

Najpierw jednak informacja już trochę przeterminowana, lecz ciągle warta poruszenia: wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrywa szaleniec o złotej grzywie, który uzyskał poparcie większej ilości elektorów (ale mniejszej ogółu głosujących obywateli).
"Nienawiść, mizoginizm, narcyzm, demagogia -
to nie tupecik, one są prawdziwe"
źródło: http://media.cagle.com
Wygraną Trumpa zapowiadał lewicowy reżyser i aktywista Michael Moore w swoim artykule „5 reasons why Trump will win”. Ta przepowiednia się sprawdziła i BUM! Człowiek, który nigdy nie zaznał normalnego życia i nie ma pojęcia o polityce zagranicznej zostaje przywódcą „światowego policjanta”. To na pewno będzie wielki test dla ludzi mieszkających za Wielką Wodą, test czy potrafią jeszcze ze sobą rozmawiać i współpracować - nie tylko na Facebook’u, Instagramie czy Snapchacie, ale przede wszystkim w RZECZYWISTYCH interakcjach. Po drugie, wszyscy muszą obudzić się z szoku po przegranej Hillary Clinton, sytuacja nie jest najlepsza, ale to jeszcze nie koniec świata! Choć „Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump” brzmi bardzo dziwnie, nie tylko jako zwrot, ale także jako zapowiedź na najbliższe 4 lata. Clinton miała sporo na sumieniu i była zbyt pewna swojej wygranej, niemniej była politykiem stabilnym z solidnym zapleczem. A może, drogi czytelniku, za bardzo dramatyzuje i wcale nie będzie tak źle, bo to przecież prezydent na miarę obecnych Stanów Zjednoczonych?

Z kolei w czarny piątek, dzień wielkich wyprzedaży i święta konsumeryzmu, umiera Fidel Castro, przywódca rewolucji socjalistycznej, który przez lata odcinał swoich obywateli od nowinek i rozwoju. To dopiero dziwny zbieg okoliczności. Castro można oceniać bardzo różnie, ale jedno jest pewne, obalił znienawidzonego przez Kubańczyków prawicowego prezydenta-dyktatora Fulgencio Batiste i powstrzymał Amerykanów od uczynienia swojego państwa kolejną marionetkową satelitą, tak jak miało to miejsce w wielu krajach, które opisałem w ramach artykułu „USA wybiera szefa wszystkich szefów nr 45”. To co stało się tuż po rewolucji to zupełnie inna bajka – Castro wpadł w pułapkę zwycięstwa i nie potrafił doprowadzić gospodarki do stanu, w którym będzie działała inaczej niż zależnie od Wielkiego Brata (ZSSR) i jego przyjaciół oraz w nie w trybie nakazowo rozdzielczym. To samo tyczy się rozliczania osób przeciwnych rewolucji oraz zabetonowania sceny politycznej, które trwa po dziś dzień. Niemniej, Castro ze swoją brodą, cygarami i dwoma roleksami stał się symbolem – zarówno walki z kapitalizmem jak i zacofania kraju.


To może jakiś epilog? Ostrzegam, że nie będzie wesoły.

Dojeżdżam teraz do pracy w centrum stolicy. Zatłoczone pociągi i tramwaje, ludzie z różnych miejsc i pokoleń różnie ubrani wielbiący różne wartości lub nie mający żadnych. Zanim wejdę do tramwaju, którym podjadę na Plac Konstytucji przechodzę przez tzw. „Patelnię” - obszar przed stacją metra Centrum oraz wejściem do podziemi.


To właśnie "Patelnia" - miejsce przez które przewijają się tysiące osób dziennie
źródło: http://warszawa.onet.pl

Na owej Patelni różne rzeczy się dzieją: ulotkarze dają ulotki o chwilówkach i kursach dosłownie wszystkiego, nowe grupy handlarzy sprzedają słodkie bułki po niskich cenach, ubrania, a czasami jest nawet góral z oscypkami. Jeszcze dalej pojawia się kilku aktywistów z Greenpeace’u lub Amnesty International szukających darczyńców – mają jednak zły timing, bo przez patelnię przechodzą przeważnie zabiegani ludzie. Z kolei w czwartki ktoś nawołuję do wiary w Boga, który da odpuszczenie wszystkich grzechów (rozdają zupę więc można się skusić), czasami ktoś coś zagra lub zaśpiewa lepiej lub gorzej.

Moją uwagę przyciągają jednak zawsze trzy postaci. Pierwsza z nich to mężczyzna z wąsami, który siedzi cicho na schodach prowadzących z PKP Śródmieście do metra z wyświechtaną kartonową tabliczką, z której wyczytuje, że zbiera na jedzenie. Wiem jak to jest być głodnym więc czasami daje mu pieniądze, które zostaną mi z biletu. Druga postać to kobieta, widzę ją prawie codziennie. Ma twarzą naznaczoną rozpaczą, stoi z kartonem – czytam, że potrzebuje pieniędzy na leczenie syna, chorującego na białaczkę. Moja ciocia umarła na białaczkę dość młodo, pozostawiając dwie nastoletnie córki i męża. Dałem jej dwadzieścia złotych, wiem, że to za mało. I ostatnia osoba, którą mijam to mężczyzna w średnim wieku, musi stać bardzo długo lub na dwie zmiany, bo widzę go zarówno w drodze „do”, jak i „z” pracy. Na kartonowej tabliczce napis „MAMA UMIERA POTRZEBUJE PIENIĘDZY NA LECZENIE”. Za każdym razem mnie zatyka i wpadam w niebyt, gdy go mijam, bo mogę się jedynie domyślać, przez co musi przechodzić. Czasami patrzę w portfel, wyciągam wszystko co mam wrzucam do kubka który trzyma i odchodzę. 

Wiem, że to za mało.

poniedziałek, 7 listopada 2016

USA wybiera szefa wszystkich szefów nr 45

Drogi czytelniku, jutro tj. 8 listopada świat się zmieni. I wcale nie będzie to związane z rozpatrzeniem przez "władze portalu Facebook" w Warszawie protestu narodowców w sprawie usuwania kont propagujących nietolerancję i nienawiść. Nastąpi wtedy wybór prezydenta Stanów Zjednoczonych nr 45. Wyborcy za Wielką Wodą zadecydują, czy wolą na stanowisku szefa wszystkich szefów Hillary Clinton z jej wszystkimi grzechami z przeszłości i politycznym oportunizmem, czy Donalda Trumpa - socjopatę, miliardera, szaleńca. 

źródło: www.commondreams.org

Ani jedna ani drugi


Warto, abym już na samym początku zaznaczył, że osobiście nie popieram ani jednej ani drugiej kandydatury. Obie postaci pretendujące do funkcji prezydenta USA nie wpisują się w moją orbitę sympatii politycznych i posiadają program polityczny odbiegający od moich ideałów. Zdradzając troszkę więcej w tym temacie, muszę zaznaczyć że od początku trzymałem kciuki za Berniego Sandersa, senatora ze stanu Vermont, który nie bał się swoich poglądów, chciał wielkiej zmiany w agresywnej polityce Stanów Zjednoczonych i który pozostaje najdłużej urzędującym niezrzeszonym senatorem w USA. A, właśnie, kilka miesięcy temu Sanders przegrał prawybory z Clinton w stosunku 23 do 34 stanów poparcia.

Powracając do samych wyborów. Dla wszystkich, którzy potrzebują ciekawych informacji o sylwetkach kandydatów odsyłam do filmu Michaela Moore'a, jednego z moich ulubionych, kontrowersyjnych reżyserów pt. "Michael Moore in TrumpLand" (koniec jest zaskakujący!). Z jego fabuły mogłem dowiedzieć się iście zaskakujących informacji w sprawie obojga kandydatów. 

Przypomnę raz jeszcze - Amerykanie wybierają czterdziestego piątego prezydenta swojego państwa w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada (to nie koniec ciekawych mechanizmów), w tych wyborach przypada to na 8 dzień tego miesiąca.

O co chodzi z wyborami?

Wybór prezydenta USA odbywa się w wyborach powszechnych i pośrednich. Pośrednich ze względu na fakt, że obywatele wybierają elektorów. W niektórych stanach funkcjonuje tzw. wybieranie skrócone, gdzie najpierw następuje wybór prezydenta, a następnie wybór elektorów. W przeciwieństwie do prezydenta RP, w USA głowa państwa sprawuje swoją funkcję przez 4 lata (z możliwością reelekcji). Prawo wyborcze bierne (wybierania kandydata) przysługuje każdemu Amerykaninowi, który nie był naturalizowany, zamieszkuje terytorium państwa od 14 lat i dysponują prawami publicznymi. Jeżeli chodzi o sam proces/instytucję, jest on znacznie dłuższy od polskiej wersji:

  1. prawybory - wyłonienie kandydatów z poszczególnych partii, którzy będą mieli największe szanse na zwycięstwo (w Polsce podczas wyborów prezydenckich w 2010 roku zastosowano eksperyment z prawyborami - w starciu Komorowski-Sikorski wygrał, tak samo jak późniejsze przyspieszone wybory, Bronisław Komorowski)
  2. nominacja kandydatów przez partie polityczne - Republikanie mają swój kongres w sierpniu, a Demokraci w lipcu, głosują nad najlepszym kandydatem ze swojej partii, to ostateczne sito przed prawdziwą kampanią prezydencką
  3. kampania wyborcza - rozpoczyna się we wrześniu roku wyborczego
  4. wybory powszechne - obywatele głosują na kandydatów
  5. wybór prezydenta przez kolegium elektorów - każdy stan dysponuje głosami co najmniej 3 elektorów, w sumie jest ich 538. Panująca zasada "zwycięzca bierze wszystko" oznacza, że elektorzy musza oddać swój głos na kandydata, który wygrał w ich stanie. Zwycięzca musi uzyskać bezwzględną większość głosów elektorów, którzy w swoich stanach oddają głosy (trafiają one do Senatu) w połowie grudnia.
  6. objęcie urzędu przez prezydenta elekta - od ogłoszenia wyników wyborów (po pierwszym wtorku po pierwszym poniedziałku miesiąca) mija trochę czasu, bo prezydent formalnie obejmuje urząd dopiero 20 stycznia
Z ciekawostek warto dodać, że jeżeli liczba głosów elektorskich rozłoży się po równo lub jest więcej niż dwóch kandydatów (tzw. third party candidates - spoza partii Republikańskiej lub Demokratycznej) kandydata wybiera Izba Reprezentantów (amerykański Sejm) głosując stanami przy quorum 2/3. Jeżeli i to się nie uda obowiązki prezydenta przejmuje wiceprezydent, którego wyłaniają elektorzy. Wydaje się troszkę skomplikowane, prawda drogi czytelniku? W rzeczywistości (z perspektywy obywatela) wystarczy wybrać pomiędzy kandydatem jednej a drugiej partii.

Szef wszystkich szefów

Drugi artykuł konstytucji Stanów Zjednoczonych mówi, że "władzę wykonawczą sprawuje prezydent". Nie ma on jednak wsparcia rządu, takiego jaki znamy w Polsce, a pomagają mu sekretarze w liczbie trzynastu osób. Prezydent sprawuje pośredni lub bezpośredni nadzór nad całą administracją, tj. ok. 3 milionami urzędników! Co więcej, wszyscy ambasadorowie, dyrektorzy CIA, FBI oraz inni także powoływani są przez prezydenta. Dodatkowo, szef wszystkich szefów posiada wiele podległych instytucji, które usprawniają podejmowanie decyzji, są to m.in. Rada Ekonomiczna, Rada Bezpieczeństwa Narodowego (brzmi znajomo?), Urząd Wykonawczy, czy Biuro Zarządzania i budżetu.

Co ważne dla całego świata i nas, Polaków - prezydent USA, przy radach swojego "gabinetu" kreuje politykę zagraniczną swojego państwa, której wynikową są czasami działania na arenie międzynarodowej innych państw i podmiotów. Jak wynika z praktyki, jest on osobą nr 1, u którego "o dostęp do ucha" zabiegają praktycznie wszystkie głowy państw, a jego obecność w ramach wizyt oficjalnych czy szczytów multilateralnych jest nobilitująca. To nie moja amerykanofilia, ale praktyka. Nie zapominajmy, że na obecną chwilę USA to ciągle supermocarstwo z ogromnym potencjałem militarnym, gotowe na interwencję zbrojną na całym globie w bardzo krótkim czasie. Oto kilka przykładów działań Stanów Zjednoczonych, które zmieniły historię innych państw:


  • Chiny 1945-49 - amerykańskie wojska wkraczają do kraju podczas wojny domowej i popierają Chang Kai-sheka
  • Włochy 1947-48 - interwencja USA podczas wyborów parlamentarnych (nie chcieli aby wygrała partia Komunistyczna), przez wiele kolejnych lat rząd Stanów Zjednoczonych przeznaczał ogromne sumy na kontrolowanie wyborów we Włoszech
  • Grecja 1947-49 - interwencja w czasie wojny domowej, poparcie dla neofaszystów walczących z grecką lewicą, legitymizacja dla represyjnego reżimu + pomoc ze strony CIA w kontrolowaniu sytuacji wewnętrznej
  • Filipiny 1945-53 - oddziały USA zwalczają siły filipińskie popierające lewicę, które równocześnie odpierają najazd oddziałów japońskich. Bojówki przegrywają, a amerykanie obsadzają rząd marionetkowym prezydentem Ferdinandem Marcosem
  • Korea Południowa 1945-53 - kontrola nad tworzeniem Republiki Korei, dowodzenie w operacjach zbrojnych przeciwko Północy w wojnie koreańskiej, rozłam Półwyspu Koreańskiego widoczny do dziś
  • Niemcy lat pięćdziesiątych - działania "dyplomatyczne" skierowane przeciwko NRD (sabotaż, wojna psychologiczna, zastraszanie), doprowadziły m.in. do powstania Muru Berlińskiego, który na wiele lat podzielił obywateli
  • Iran 1953 - obalenie przez CIA demokratycznie wybranego premiera Mohammada Mossadegha (doktora prawa i człowieka roku tygodnika "Time" 1951), który chciał znacjonalizować przemysł naftowy
  • Gwatemala 1953 - kolejny zamach stanu zorganizowany przez CIA, obalony zostaje postępowy rząd Jacobo Arbenza (chciał znacjonalizować amerykańską firmę United Fruit Company), formują się szwadrony śmierci, które do lat dziewięćdziesiątych torturują i w masowych egzekucjach zabijają swoich przeciwników, ponad 100 tys. ofiar
  • Wietnam 1950-73 - poparcie dla Francji (wcześniejszego kolonizatora Wietnamu), która chciała utrzymać wpływy w Azji Południowo-Wschodniej. 23 lata, 7 milionów zabitych
  • Kambodża 1955-73 - obalenie księcia Sihanouka, który potępiał wcześniej bombardowania dywanowe w Wietnamie, doprowadziło do krwawych rządów Pol-Pota i Czerwonych Khmerów (pola śmierci powinny - brzmi znajomo?)
  • Kuba 1959-2016 - od czasu uzyskania władzy przez Fidela Castro w ramach działań zimnowojennych Amerykanie poddawali kraj atakom militarnym, embargo, sankcjom, izolowaniu.
  • Nikaragua 1978-89 - podczas prezydentury Regana zamiast dyplomacji wybrano przemoc, chodziło o wcześniejsze obalenie dyktatury skrajnie prawicowego dyktatora Anastasio Samoza Debayle. Mając swoje wsparcie w Waszyngtonie bojówki wspierające Samoze - Contrast - które niszczyły kraj i obywateli z zaskakującą skutecznością
  • Libia 1981-89 - odrzuciła bycie państwem zależnym od USA na Bliskim Wschodzie, amerykanie prowadzili ataki bombowe, akcje dezinformacyjną oraz szeroko zakrojone sankcje gospodarcze. Państwem rządził wtedy Muamar Kadafi
  • Salvador 1980-92 - działacze polityczni, którzy przekształcili się później w rebeliantów (Front Wyzwolenia Narodowego im. Farabunda Martiego) próbują zdobyć władzę legalnymi sposobami, rząd państwa wspierany przez USA im to uniemożliwia. Wybucha wojna domowa, w której CIA regularnie uczestniczy
Nie wspominając Panamy(1989), Iraku lat '90, Afganistanu, Haiti (1987-94), Jugosławii (1999)...


Dlatego też prezydent USA to naczelny dowódca sił zbrojnych i niejako "pan wojny i pokoju", który z decyzjami Kongresu o przeznaczeniu określonej kwoty na działania militarne, jest w stanie zmienić bieg historii. Chciałbym zaznaczyć, że w poprzednich postach wspominałem o "zimnej wojnie bis", która trwa między USA a Federacją Rosyjską, podczas gdy Chiny przyglądają się z boku i rosną ekonomicznie - ciągle trzymam się tezy, że wciąż to właśnie amerykanie rozdają karty (choć są zależni od interesów innych potęg). 

Już niedługo ostateczna zmiana

W ten wtorek dowiemy się jak bardzo zmieni się historia Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie sondaże głównych ośrodków opinii są zróżnicowane w typowaniu zwycięzców. W jednych wygrywa Clinton w drugich Trump - jeżeli chodzi o emocje, całe społeczeństwo jest bardzo podzielone, a kandydatów w ich sprincie po fotel prezydencki różni mniej niż niewiele. 

Ostateczna zmiana nadejdzie bo prezydentem będzie: 
źródło: www.a.abcnews.com

a) Hillary Clinton  - i będzie to PIERWSZA KOBIETA W HISTORII USA NA FOTELU PREZYDENTA. Ta konserwatywna liberałka to nie byle kto. Była pierwszą damą, która podczas, gdy Bill Clinton sprawował swój urząd i dopuścił się afery rozporkowej z praktykantką Moniką Lewinsky ("zipper gate"), zdecydowała się przy nim pozostać i broniła go, gdy rozpoczęto wobec niego procedurę impeachmentu (usunięcie z urzędu głównych prezydenta, wiceprezydenta i innych wysokich urzędników USA przez parlament). Co więcej, gdy Bill ubiegał się o reelekcję Hillary zrezygnowała ze swojego rodowego nazwiska Rodham. 

Hillary była bezpodstawnie szkalowana i wiele wiader z pomyjami wylano na nią w ubiegłym stuleciu. Trzeba zaznaczyć, że chciała odciąć się od łatki kobiety, która u boku męża prezydenta odpowiada tylko i wyłącznie za tea party i robienie dobrego tła. Hillary Clinton, mój drogi czytelniku, jeździła po świecie, aby zdobywać informację dotyczące sposobów poprawy systemu opieki medycznej, szczególnie dla kobiet i dzieci zwanej potocznie Hillarycare (nie udało się przeforsować ustawy). 

www.pl.pintrest.com
Nie jest ona bez grzechu, bo wespół z wieloma niekorzystnymi informacjami, które mogliśmy o niej usłyszeć w ramach informacji z Wikileaks, w przeszłości wykazała się także dużym oportunizmem i zmiennością decyzji/poglądów ("flip-floper"):
  • małżeństwa osób tej samej płci - w 2002 i 2004 była przeciwna, podczas gdy w 2013 roku powiedziała, że takie małżeństwa wspiera. To nie koniec, w 2014 roku Hillary stwierdziła, że rok wcześniej Terry Gross przekręcił jej słowa i wcale nie popiera takich małżeństw.
  • wojna w Iraku - poparła w 2002, podczas gdy na konferencji Meet the Press w 2008 roku tłumaczyła się ze swoich słów następująco: “it is absolutely unfair to say that the vote as (former Senator and Defense Secretary) Chuck Hagel, who was one of the architects of the resolution, has said, was a vote for war. It was a vote to use the threat of force against Saddam Hussein, who never did anything without being made to do so.”
  • TPP - (temat obecnie bardzo popularny w Polsce) Clinton w administracji Baracka Obamy poparła dokument o handlu z 12 partnerami, jednak kiedy Bernie Sanders ukazał, że umowa jest szkodliwa dla amerykańskich pracowników, Clinton stała się przeciwniczką TPP
  • North American Free Trade Agreement (NAFTA) - jako pierwsza dama Clinton popierała dokument NAFTA, określany przez przeciwników jako zabijający przemysł wytwórczy w USA. Niemniej, w 2008 roku jako senator Hillary Clinton stwierdziła, że była jednym z głosów (wraz z Billem Clintonem) ostrzegającym przed NAFTA
A to tylko niektóre z przypadków "niezdecydowania" pani Clinton.
źródło: www.i.dailymail.co.uk

b) Donald Trump - osoba, która wkupiła się do polityki, a zmiennością partii może dorównywać niektórym polskim postaciom. Trump był na początku w Partii Demokratycznej (1964-1987!), później w Republikańskiej (1987-1999) a następnie w Partii Reform. To nie koniec, bo w 2001 powrócił do Demokratów, z których w 2009 przeszedł do republikanów. To dopiero migracje!

Donald Trum to postać szalona i kontrowersyjna. Może dlatego zyskuje poparcie tak wielu obywateli USA, którzy czują się skrzywdzeni przez wielkie firmy, świat polityki, kryzys gospodarczy i korporacje. Trump jest mizoginem, choć otacza się pięknymi kobietami, nie toleruje imigrantów i chce postawienia muru na granicy z Meksykiem, a zabiega o głosy mniejszości, chce znaleźć kogoś w stylu Georga Pattona czy Douglasa MacArthura, kto poradzi sobie z ISIS, a nie wie gdzie jest Alepo. To nie koniec. Trump nie potrafi panować nad emocjami - w jednej z debat wyborczych, którą przegrywał medialnie zapewnił, że wyśle Hilarry Clinton do więzienia. Jest całkowitym socjopatą, który powołując się na byłego prezydenta Dwighta Eisenhowera chce "przywrócić Ameryce świetność lat pięćdziesiątych".

Jego siła to niezadowolenie obywateli USA i umiejętność radzenia sobie ze skandalami. Tak jak pisałem wcześniej, znajduje on poparcie w białych mieszkańcach USA po 45 roku życia, wyborcach "niezdecydowanych" oraz osobach z poczuciem krzywdy, niezadowolonych z czarnoskórego prezydenta. Co więcej, ludzie zagłosują na Trumpa bo mają do tego konstytucyjne prawo i nikt im tego nie zabroni. To będzie dopiero prztyczek w nos dla wszystkich poważnych osób, które myślały "Trump prezydentem? Nigdy w życiu!".


Jest to człowiek, który pomimo całkowicie odmiennych realiów mógłby być utożsamiany z Jarosławem Kaczyńskim i jego ugrupowaniem - szalone pomysły, zarzucanie ośrodkom sondażowym manipulacji, populistyczny program wyborczy, personalne atakowanie przeciwników oraz odwoływanie się do odległej historii. A wiecie co się stało jak wszyscy mówili, że Komorowski wygra wybory prezydenckie, a PO wybory parlamentarne? Wszyscy się zdziwili.

"Chatch 'em all!", źródło: www.bostonglobe.com
Na koniec warto zaznaczyć jedną rzecz. Prezydent USA to, z całym szacunkiem, nie prezydent Czech, Egiptu, Chile czy Kazachstanu. To potężna figura, która zgromadziła w swoim ręku na prawdę dużą władzę. Amerykanie zdecydują, czy wybiorą na funkcję szefa wszystkich szefów Hillary Clinton, która ma co prawda trochę na sumieniu, ale pomysły ma stabilne, czy Donalda Trumpa, króla szaleńców i wszystkich, którzy chcą zrobić na złość Demokratom, Europie i Azji (i Republikanom, którzy przestają popierać Trumpa zapewne też).

Jutro świat się zmieni i my nie będziemy mieli na to żadnego wpływu.

Podczas tworzenia artykułu skorzystałem z następujących źródeł:
  • M. Żmigrodzki, B. Dziemidok-Olszewska, "Współczesne systemy polityczne", PWN, 2009
  • C. Scotti, "7 of Hillary Clinton's Biggest Flip-Flops", www.thefinancialtimes.com
  • C. Campbell, "Here are the big ideas in Donald Trump's presidental campaign", www.businessinsider.com
  • W. Blum, "Krótka historia interwencji amerykańskich", www.anarchizm.net.pl
  • F. Johnson, "Poll: Millennials Go for Clinton; Trump Can't Buy an Older Minority Vote", www.morningconsult.com