Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 28 września 2011

50 baniek nadziei

     Witam was serdecznie. Tak, tak dałem się ponieść podszeptom wygranej. Zagrałem i przegrałem. Co tu dużo mówić 6 złotych poszło, ot tak . Lecz w myśl zasady, którą propaguje sam totalizator "kto nie gra, nie wygrywa" opanowała mnie chęć zagrania. I co? I nic.

     Będąc w galerii handlowej w celach zupełnie różnych od konsumeryzmu i  "spędzania wolnego czasu" (Arkadia jeżeli ktoś chce znać szczegóły) pomyślałem, że ciekawie by było stać się właścicielem zawrotnej sumy 50 mln PLN. Jak zresztą każdy kto zagrał, snułem w głowie plany w stylu "co by tu zrobić z wygraną", no i najgorsze jest to, że nie miałem pojęcia jakbym postąpił w takiej sytuacji, bo w zasadzie wszystko czego mi potrzeba jest w zasięgu mojej ręki - a przyjemność czerpię z prostych rzeczy. Nie jestem jakimś przesadnym hedonistą ani wielbicielem luksusów, więc domniemam, że owe 50 mln zł w moim wykonaniu po prostu by się marnowało. Jaki jestem niegospodarny... Mógłbym przecież napisać: kupię samochody, mieszkania, wyślę znajomych na Malediwy, rodzinie zapewnię dobrobyt, a sam wraz z moją ukochaną urządzę się na jakiejś tropikalnej wyspie z zapasem rumu. Taa, marzenia ściętej głowy. Niestety szara rzeczywistość sprowadza nie na ziemię. Sprawdzając wyniki losowania myślę sobie "może miałem szczęście i wygrałem" - niestety, dupa. Wraz z zasadą, którą sam wymyśliłem - w grach losowych gram losowo - pierwszy kupon postawiłem na "chybił trafił", w drugim wytypowałem jakieś zabawne liczby, które z czymś tam się wiążą. Nie muszę wspominać drogi czytelniku, że nic nie trafiłem, ba, nie trafiłem żadnej liczby, która padłą na losowaniu! To jest dopiero szczęście gracza sezonowego. 
     No cóż nie ma co narzekać, choć 6 złotych, które wydałem na losy mógłbym spożytkować o wiele lepiej. Kupiłbym na przykład kilka butelek wody do picia, która w niezwykły sposób znika co dzień z mojego pokoju, lub też (myśląc w trochę bardziej ukierunkowany sposób) wymienił moje 6 zł na 3 piwa z pobliskiej żabki (gdybym oczywiście doniósł 3 butelki "na wymianę").
Nie wszystek jednak umrę, nauczony własną głupotą wiem, że hazard to zło. Chyba, że nie wiąże się z utratą $$$ - wtedy to jedynie czysta zabawa, którą de facto lubię z moimi znajomymi od czasu do czasu praktykować. 

     Z kolejek "po wygraną", które spotkałem w wielu kolekturach dnia dzisiejszego, wyciągnąłem jeden  prosty wniosek. Nie wiem sam, czy jest właściwy czy też nie, ale jakoś poprawia mi humor. W dzisiejszym losowaniu 50 mln PLN wygrały 2 osoby - i co one z nimi zrobią?

sobota, 24 września 2011

Pchli targ i przedwyborczy chaos

(...) i wróciłem po debacie do Warszawy. Zmęczony i głodny. Ze Śródmieścia pociągi dały popalić, gdyż spóźnienie tych, które jechały w stronę Skierniewic sięgało nawet do godziny, a to przecież tylko podmiejskie połączenia, więc dno. No cóż, takie życie, miejmy nadzieje, że ktoś o większych zdolnościach zastąpi ministra Grabarczyka i problem komunikacji torowej uda się "jakoś" naprawić. Wracając. Gdy udało mi się wepchnąć do spóźnionego pociągu poczułem ulgę podróżnika, który wybacza w myślach błędy pociągom, gdy tylko te przyjadą. Moje rozgrzeszenie dla Kolei Mazowieckich nie trwało długo, kilka stacji dalej pociąg się rozkraczył i trzeba było czekać na następny ("rzucałem kurwami" tak długo, aż ktoś nie oznajmił mi że ów będzie za chwilę). No ale dotarłem w końcu do domu...

     Cztery godziny "regenerującego" snu sprawiły, że wstając o 5.00 następnego dani czułem się jak wyjęty z kolejki górskiej w kanionie Kolorado. Dlaczego wstałem tak wcześnie? No właśnie, dobre pytanie. I tu zaczyna się kolejna historia. W życiu mamy tak, ja i ty drogi czytelniku, że przynajmniej raz na jakiś czas, albo trochę częściej trzeba coś kupić. Niestety większość obywateli zamożniejszych oraz średniozamożnych krajów popada w konsumeryzm i kupuje nie z potrzeby i konieczności, ale z kaprysu , czyniąc z kupowania rytuał, który może i wspiera koniunkturę, ale wypacza nas samych. Wierząc jednak w ludzi, wierząc w Ciebie - odbiorcę tego przekazu - mam nadzieje, że Ty tak nie postępujesz. Na czym to ja skończyłem? A, "trzeba coś kupić", no i właśnie, osobiście nie jestem fanem zakupów i nie cierpię spędzać czasu w przeżartych przez konsumeryzm centrach handlowych (niektórzy czują się tam lepiej - gdzie tu sens?), jednak miejsce do którego się udałem "na zakupy" swoją treścią i formą odstawało od standardowych miejsc gdzie nawiązana może zostać transakcja kupna-sprzedaży. Jest tak, gdyż targi i jarmarki rządzą się swoimi prawami, a klimat, który na nich panuje jest jedyny w swoim rodzaju. 
     Zerwawszy się wraz z pierwszymi ptakami, przez kilka minut nie odróżniając jawy od sennej fikcji  po "się ogarnięciu" wyruszyłem wraz z moją siostrą do Kutna - wielkiego jarmarku mydła, powidła i silników spalinowych. Klimat na targu rupieci niesamowity, dużo ludzi jak na tak wczesną godzinę, miriady zapachów, dźwięków i obrazów oraz, w przeciwieństwie do sklepów wielkopowierzchniowych, tam ludzie ocierają się o siebie i wymieniają zdania. W Kutnie na ulicy Narutowicza mieści się bowiem targ staroci, gdzie dostać można produkty, które pogrupowałem w cztery kategorie:
  1. antyki, meble, starocie, szmelc, przedmioty zbędne w domu  właściciela
  2. warzywa, owoce, produkty chemiczne, cukiernicze oraz mięso 
  3. rowery, części do wszystkiego co jeździ (nowe i stare), elektronika, sprzęt budowlany
  4. ubrania, militaria, narzędzia
     Co zabawne, niektóre z nich miały kilka wspólnych cech. Jedne pochodziły z Niemiec (a raczej z NRD), większość lata świetności miała dawno za sobą, a zdecydowanie wszystkie (oprócz kategorii nr 2 i chyba 4) poukładane były bez ładu i składu na "stoiskach". Ludzie, którzy sprzedawali cały asortyment również byli podzieleni. Jedni pełni życia, przyzwyczajeni do ciężkiej pracy, z uśmiechem na ustach, drudzy smutniejsi i cisi gotowi zrywać się o czarnym poranku, aby zarobić "na chleb" sprzedając towary niższej jakości i kategorii (nawet jak na standardy targu w Kutnie), oraz ostatni - agitatorzy swoich produktów, czyli "Kup pany te >wstaw produkt<".  

     Podczas kilkugodzinnego pobytu w Kutnie, na stoiskach natknęliśmy się na dosłownie wszystko - od warkoczy czosnku po dmuchawy na liście, od piły łańcuchowej po figurki z brązu, od tarek do kapusty po zabytkowe meble oraz od ryb do oczka wodnego po dobrze zachowane kolarzówki. Taki opis w pełni oddaje zróżnicowanie produktów dostępnych na targu rupieci - było więc w czym wybierać. No i ja z moją ukochaną siostrą oczywiście wybieraliśmy w tej rozmaitości chaosu nietuzinkowego klienta (a jak!). Celem mojej siostry była stara maszyna do pisania (jej przeznaczenie bliżej mi nieznane), niestety nie udało się nam dostać takiej jaką siostra kilka dni wcześniej sobie upatrzyła. Kupiliśmy za to za bezcen: dużą oldschoolową torbę adidasa, do której zmieściłoby się swobodnie małe dziecko, walizkę w stylu vintage, stare żelazko (przeznaczenie również nieznane), niemiecki dyktafon kasetowy - to było moim zakupem, trochę z sentymentu, trochę z zafascynowania filmem "Las Vegas Parano" - oraz zabytkowe, ciężkie jak cholera i nie wiedzieć czy działające radio. Wszystkie graty widoczne na zdjęciu. A zgadnij drogi czytelniku kto musiał to wszystko tachać...

P.S. Zapomniałbym dodać, że za wszystko zapłaciliśmy ok 100 zł. Kutno, ul. Narutowicza 20 - ten kto poszukuje przygód zakupowych niech tam uderza!

Przedwyborczy chaos i pchli targ

         Witajcie. Dziś jest dzień dość niezwykły, bo w standardowym już wirze wydarzeń udało mi się wygospodarować trochę czasu, aby przedstawić dla was wycinek z mojego (opanowanego chaosem) życia. Podzielę ten post na dwie części, aby zachować odrębność tematyczną opisywanych chwil - sam zauważysz, drogi czytelniku,  gdzie kończy się jedna a zaczyna druga.

          Tak jak już wspominałem o wiele, wiele wcześniej  (video-wpis?) uczestniczę w kampanii wyborczej do Sejmu prof. Dariusza Rosatiego. Pomimo tego, że profesor jest partyjnym kandydatem, nie pomagam w kampanii stricte PO jako takiej. Wszystkie działania, oraz czas i trud włożony w promowaniu człowieka o wielu talentach podejmuje jedynie dla profesora i szczerze powiedziawszy nie wiem, czy jest wielu kandydatów, dla których mógłbym zrobić to samo. Jeżeli masz wątpliwości co do wiedzy i umiejętności Dariusza Rosatiego w dziedzinie ekonomi (krajowa/międzynarodowa), finansów, oraz administracji, gwarantuje ci drogi czytelniku, że za zaplecze i doświadczenie w tych dziedzinach profesora ręczę głową. Co innego w przypadku całej Platformy i kilku "ociężałych" ministrów- w tym przypadku ręki bym sobie uciąć nie dał. W każdym razie wiem, dla Rosatiego (dla jego perspektywy wejścia do Sejmu) warto poświęcić sporo mojego czasu. Wiem to bo przez kilka przedmiotów byłem jego studentem, ponadto śledze jego publiczne wystąpienia i zestawiam je z "pseudo wiedzą" innych "specjalistów".
       Wczoraj (23.09.2011) odbyła się na przykład debata w Wołominie, w której uczestniczył prof. Rosati z ramienia PO. Pozostałymi kandydatami byli: Marek Papuga (SLD), Janusz Piechociński (PSL) oraz Jacek Sasin (PiS). Z tego co zauważyłem (a siedziałem w pierwszym rzędzie), była to dobra debata! Merytoryczna i w miarę konkretna, choć przy niektórych pytaniach kandydaci obierali wymijający tok rozumowania - np. przy pytaniu Rosatiego "Co trzeba zrobić, aby Polska uniknęła losu Grecji" i odpowiedzi Marek Papuga, który zmienił tematykę odpowiedzi na "jak SLD w 2001 ratowało finanse RP". Niemniej jednak poziom merytoryczny był wysoki, tak samo jak przygotowanie kandydatów z Okręgu Wyborczego nr 20. 

         Teraz opisując debatę w kwestiach technicznych. Kandydaci najpierw odpowiadali na pytania zadane przez media (padło tylko jedno...), następnie każdy z polityków udzielał pięciominutowej odpowiedzi na pytanie zadane przez konkurenta. Po tym etapie uczestnicy debaty wylosowali po jednym pytaniu z przyniesionych waz (pytania sformułowane zostały wcześniej przez widownię debaty). Odniosłem wrażenie, że debata była całkowicie pokojowa politycznie, bez frontalnych ataków na całe ugrupowanie i poszczególnych kandydatów, choć na sam koniec (nomen omen) prof. Rosati pozwolił sobie na kilka uszczypliwości w stosunku do posła Sasina i jego stanowiska. Moim zdaniem miał racje. Do "pełniejszego" sprawozdania z debaty przedwyborczej odsyłam do Zielonego Dziennika, w którym również publikuje.

niedziela, 18 września 2011

"Kiedy byłem małym chłopcem, matka mówiła mi, żebym nie patrzył prosto w słońce."

Bohater filmu reżyserii Darrena Aranowsky'ego, genialny matematyk - Max Cohen - stwierdza, że cały świat składa się z liczb. Nie sposób się z tym nie zgodzić, wszystko bowiem może być zarówno transponowane do systemy zero-jedynkowego (cyfryzacja), jak i policzone, zmierzone i zsumowane. Ja posunę się jeszcze dalej w tym rozumowaniu, uważam bowiem, że świat składa się również ze skrótów/symboli i procesów, którymi można opisać otaczającą nas rzeczywistość. Nawet pojęcia tak wielkie jak Bóg, czyli alfa i omega, oraz Jezus ICHTIS mogą być "uproszczenie"  do postaci wzoru (o wielkim znaczeniu oczywiście). Taka zależność najbardziej widoczna jest jednak w życiu codziennym - skróty, procesy, oraz symbole i liczby definiują całą rzeczywistość i to jest właśnie pewną constans wszechświata.
Rozpoczynając owy artykuł od tej drobnej dygresji, chciałem zwrócić uwagę na siłę symboli, skrótów i procesów, które potrafimy bezproblemowo nazwać, albo które przynajmniej nam się z czymś kojarzą. Pejoratywny oddźwięk niektórych symboli wiąże się z procesem, który nazwać można psychologią kognitywną, warto również zaznaczyć, że same symbole nie są definitywnie określone jako pozytywne lub negatywne - kontekst i znaczenie nadawane są przez ludzi i wydarzenia. Kojarzenie kognitywne opiera się natomiast na kojarzeniu według pewnego schematu. Każdy odbiorca treści (jednostka), niezależnie od sposobu przyjmowanych informacji, posiada w swojej głowie "szufladki" z informacjami wcześniej zmagazynowanymi. Usłyszenie przez odbiorcę treści związanych z tymi informacjami przynosi mu uczucie radości. Należy jednak pamiętać, że każdy z odbiorców posiada w swojej głowie (pisząc obrazowo) "filtr" ideologiczny, warunkujący odczuwanie przyjmowanych bodźców. Kiedy docierają do niego (odbiorcy) treści kontrowersyjne, sprzeczne z jego wizją rzeczywistości, wyzwala to u niego gniew i zamyka na przyswajanie dalszych informacji. Z psychologią kognitywną łączy się również priming (torowanie), który wg definicji "ma za zadanie wytworzenie odpowiedniej hierarchii z "szufladki" w głowie odbiorcy,  zjawisko polegające na zwiększeniu prawdopodobieństwa wykorzystania określonej kategorii poznawczej w procesach percepcyjnych i myślowych wskutek wielokrotnej ekspozycji bodźca zaliczanego do tej kategorii, bądź bodźca semantycznie lub afektywnie powiązanego z tą kategorią. Zjawisko może zachodzić również przy braku świadomości postrzegania bodźca torującego (percepcja podprogowa) – nazywa się je wówczas torowaniem (lub prymowaniem) podprogowym." Może i brzmi to skomplikowanie, ale w skrócie chodzi o to, że informacje, które odbieramy z zewnątrz (np. spoty reklamowe, wypowiedzi polityków, piosenki, slogany itp.) wyzwalają w nas określone uczucia, a dalej owe uczucia motywują nas do działania (w stopniu zależnym od bodźca).
No i tak, aby cały przedstawiony model powyżej ma sens, moje oczy zwracają się w stronę Puńska i Jedwabnem, gdzie symbole wywołują procesy i określone reakcje. Głupota ludzi nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, a patrząc na to co zostało "zmalowane" myślałem, że bardziej nieoczytanym i bezmyślnym już być nie można. Najpierw dawno temu pewien obłąkany Austriak, wierząc, że naród niemiecki pochodzi od dawno wymarłych Ariów (zamieszkujących tereny Indii) za symbol imperium swojego obłędu obiera hinduską swastykę - w pierwotnej, nieodwróconej wersji symbol pomyślności i szczęścia (w Azji to znaczenie jest ciągle aktualne). Następnie niedawno grupka ludzi, którzy nie potrafią zdefiniować swojego "ja" w zmieniającym się świecie rysuje ten symbol na pomniku ofiar zbrodni w Jedwabnem - symbolu mordu Żydów wykonanego przez Polaków. Dalej, symbol swastyki wywołuje procesy - ambasada Izraela w Warszawie żąda wyjaśnień, pojawia się problematyka bilateralna w stosunkach dyplomatycznych, sytuacje trzeba rozładować, pojawia się konieczność "potępienia zachowań". A wszystko przez symbole i słowa.
Puńsk, polska miejscowość leżąca przy granicy Litewskiej to sprawa zdecydowanie odmienna. W kwestii tego niewielkiego miasteczka dochodzą jeszcze sprawy związane z procesem poróżnienia Polaków i Litwinów na wyższym szczeblu (pisownia nazwisk, Polskie szkoły na Litwie, ziemie utracone). No i tak w Puńsku, pewna grupa podciera sobie dupę polskimi symbolami narodowymi. Na litewskiej tablicy pamiątkowej ktoś zamalowuje biało czerwoną farbą napisy w języku naszego sąsiada. Żeby tego było mało obok domalowano znaczek Falangi ONR. Osobiście, jako Polak i Europejczyk nie chce, żeby grupa ludzi, która posiada wielkie luki w tolerancji, nie zna historii i myśli emocjami tworzyła wizerunek Polski (tu: wschodniej). I tworzą się strony "pisaczy" (bo nie pisarzy), którzy w najwygodniejszy sposób, bo przez Internet szerzą język nienawiści.
Symbole i procesy potrafią więc boleć, dlatego czasami niektórzy specjalnie zwlekają od rozpoczęcia jakiegoś z procesów (np. pojednanie bliskowschodnie, "rozbrojenie" z broni masowego rażenia, publiczne przyznanie się do win)  ze względów na opinię innych, choć w większości czynnikiem warunkującym jest polityka i kwestie finansowe. Z drugiej strony, występują również piękne symbole wywołujące w nas uczucie radości, zadumy, nadziei - znak wiktorii, biały gołąbek z gałązką, czy choćby krzyż, gwiazda Dawida, półksiężyc.
Procesy nie rzadko wytwarzają symbole, a symbole często wywołują procesy. Morał płynący z bezczeszczenia tablic pamiątkowych w obydwu przytoczonych powyżej wsiach jest prosty - jeżeli nie potrafimy, pokazując twarz i podając dobre argumenty zastosować symboli i rozpocząć procesów, odstąpmy od nich. Nie niszczmy przy tym pamięci zabitych, zabytków i wiekowych symboli naszego kraju.

***
"(...) W wieku sześciu lat zrobiłem to. Na początku byłem oślepiony. Ale patrzyłem dalej, starając się nie mrugać. Moje źrenice skurczyły się do wielkości ziarenek piasku, a oślepiająca jasność sprawiła, że widziałem wyraźniej. Przez to jedno mgnienie oka wszystko stało się zrozumiałe. Lekarze nie wiedzieli czy kiedykolwiek odzyskam wzrok. Byłem przerażony. Sam w ciemnościach. Powoli światło zaczęło przebijać się przez bandaże zakrywające moje oczy. I znowu mogłem widzieć. Ale coś się we mnie zmieniło. Pojawiły się moje bóle głowy."

wtorek, 13 września 2011

Coraz mniej pamiętam 11-09

Nie jestem jedyny w moich zanikach pamięci, choć to raczej przypadłość ludzi starszych, lub cierpiących na zaburzenia funkcjonowania mózgu, ew. narkomanów. Ja nie należę do żadnej z wymienionych grup, po prostu czasami zapamiętuje szczegółowo jedne fakty, podczas gdy inne - nazwiska, daty, osoby, terminy etc. - najzwyczajniej nikną w mojej głowie i pozostaje po nich puste, umysłowe halo. Dlatego dziele swoje życie na ważne wydarzenia, dzięki którym lepiej mogę zapamiętać wszystkie pozostałe fakty powiązane z danym wycinkiem historii mojego życia. Jak dla mnie, drogi czytelniku, historia świata również się dzieli na pewne fragmenty - dzieje ludzkości można podzielić na epoki, okresy i doniosłe wydarzenia. O jednym z tych ostatnich napiszę w tym artykule.

Chciałbym być starszy, żeby lepiej pamiętać niektóre wydarzenia, aby w nich uczestniczyć. Wiele bym dał, żeby oglądać na żywo (lub w TV) upadek muru berlińskiego, obrady okrągłego stołu, czy podpisanie porozumień sierpniowych. Choć z drugiej strony oznaczałoby to, że teraz miałbym więcej lat i bagaż doświadczeń minionej epoki, no i ludzki umysł nie zawsze pozwala na zapisanie wszystkich doznań i informacji i stanów w sposób krystaliczny. Pamięć po upływie czasu, zmienia fakty, ludzkie twarze, informacje, dosłownie wszystko co trafia do głowy, dlatego, aby niczego nie zapomnieć staram się wszystko zapisywać, nagrywać i powielać. Prawie tak jak Leonard, bohater filmu "Memento", z tą różnicą, że ja nie wykorzystuje spisanych informacji do osobistej vendetty.
Huntington miał rację, nie istnieje jedna cywilizacja - są "cywilizacje", które mają tendencję do zakleszczania się i zderzania. Było to widoczne od zarania dziejów, od czasów wielkich odkryć, aż po dziś dzień, kiedy cywilizacja Islamu rozrasta się, a globalny Zachód powoli się starzeje i dezintegruje. "Nietrudno wyobrazić sobie grupę młodych ludzi z któregoś z krajów bliskowschodnich, którzy noszą dżinsy, piją cole, słuchają rapu, a w przerwach między wybijaniem pokłonów w stronę Mekki konstruują bombę, którą podłożą w amerykańskim samolocie pasażerskim. (...) Jak zresztą wypada Zachód w oczach świata, kiedy ludzie Zachodu utożsamiają własną cywilizację z napojami orzeźwiającymi, wypłowiałymi spodniami i tłustym jedzeniem?" (S. Huntington, "Zderzenie cywilizacji", wydawnictwo literackie MUZA, Warszawa 2001). Tym właśnie cytatem nawiązuje do rocznicy, która miała miejsce dwa dni temu, a o której z powodu braku czasu nie napisałem w jej dniu.
Jak to było 10 lat temu? Na pewno inaczej. Troszkę mniej technologii, ogłupiających filmów i muzyki bez przekazu. Nie było wtedy Facebook'a - globalnej sieci wymiany urywkowych myśli i poważniejszych treści, nie było Ipadów, czy Iphonów, a Apple "słynął" wtedy z komputerów Macintosh. Panowały inne rządy początku nowej epoki, Polska nie należała jeszcze do Unii, a Amerykanie wielbili republikański gabinet Busha (jeszcze). Ja mam wtedy 13 lat i nie do końca rozumiem proste procesy polityczne nie mówiąc już o całej otoczce WTC. Nie będę kłamał - nie rozumiem ówcześnie kompletnie nic. 

Jest godzina 16 z minutami, siedzę w domu, wpada mój kolega Ł., z którym do dziś jesteśmy kumplami. "Wieże się palą" - mówi z entuzjazmem dzieciaka, który usłyszał/zobaczył coś, co wygląda na ogromną tragedię (z daleka od nas - u nas jest bezpiecznie, u nas jest niezmiennie), której do końca nie rozumiem. To było coś doniosłego i strasznego, to pamiętam na pewno, bo wszystkie, podkreślam wszystkie, stacje telewizyjne nadawały komunikaty z NY. Widziałem dużo dymu, dużo ognia i chyba jeszcze więcej tragedii ludzi w Stanach. 10 lat później wiem już wszystko.
Przeanalizowałem dokładnie całą sytuację 11 września 2001 roku, od wydarzeń ex post po ex ante. Obejrzałem kilka pełnych filmów dokumentalnych i troszkę mniej fabularnych, przeczytałem setki stron informacji. Więc wiem dziś na pewno, że wbrew teorią spiskowym to nie był "samoatak" Amerykanów (to ciekawe, że za każdą tragedią lotniczą idzie jakaś dziwna paranoja) na Pentagon i bliźniacze wieże. To terroryści Al Kaidy zorganizowali misterny plan, który z sukcesem wprowadzili w życie - i to jest najgorsze w całej tej sytuacji.
W niedziele miała miejsce 10 rocznica ataku w którym życie straciło 2749 osób, uroczystości miały miejsce w ambasadzie w Kabulu (opuszczenie do połowy flagi USA), Pentagonie (wystąpienie wiceprezydenta Joe Bidena), oraz w Nowym Jorku i Pensylwanii, gdzie udaremniony został atak terrorystyczny lotu United 93. Prezydent Barack Obama pojawił się w towarzystwie G.W. Busha w Ground Zero i oczytał psalm 46 ku pamięci ofiar ataku. Amerykanie nigdy (nawet po zabiciu Usamy ibn Ladina - asa w talii terrorystów) nie zapomną wyrządzonych im krzywd i cierpienia. Kto jak kto, ale oni zawsze pamiętać będą to co stało się 10 lat temu o 8:46 czasu lokalnego USA. Te blizny są dla nich jak memento - wytatuowane na skórze ich historii.

piątek, 9 września 2011

Programy wyborcze 2011, oraz zapewnienia poszczególnych partii

Witam was drodzy czytelnicy, tak jak kiedyś wspominałem wrzucam dla was wyszczególnione (najważniejsze?) obietnice partii politycznych w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Niektóre są zabawne inne poważne - w zależności od partii i ambicji. Pod bulletpoint'ami umieszczam linki do całych programów partii (opasłe lub cieńsze dzieła), jeżeli ktoś jest zainteresowany którąś z partii. Ponadto informuje, że w losowaniu Państwowej Komisji Wyborczej partie wylosowały kolejne numery na listach wyborczych:
1. PiS (będzie to zapewne powód do dumy i rozważań Prezesa)
2. PJN (obok PiS - rywalizacja z partią macochą po schizmie)
3. SLD
4. Ruch Palikota
5. PSL
6. PPP
7. PO (na samym końcu stoi więc najmocniejsza partia obecnej sceny politycznej - nie sądzę żeby jakkolwiek wpłynęło to na ilość głosów, które otrzyma)


PO - program partii jest tak krótki, a właściwie to go nie ma ze względu, że nie został jeszcze przedstawiony na wybory 2011, zostały jedynie przedstawione postulaty młodzieżówki PO 4 września 2011 r. >> postulaty Młodych Demokratów (PO)
·     Partia chce obniżać podatki tak aby w końcu wprowadzić podatek liniowy, ale, jak twierdzi, dziś z uwagi na sytuację zewnętrzną i stan polskiej gospodarki nie ma na to szans. 

PiS
·         Stanowcze nie dla związków partnerskich
·        Ograniczenie liczby urzędników
·        Rozbudowa infrastruktury na Dolnym Śląsku. Zalicza się do nich budowa infrastruktury przeciwpowodziowej, dróg h S3 [Legnica - Lubawka], S5 [Wrocław - Poznań] i S8 [Wrocław - Warszawa] i połączeń kolejowych oraz budowę Muzeum Ziem Zachodnich.
·        Obniżenie cen podręczników
·        Dłuższy urlop macierzyński
·        Ułatwienia dla rodzin przy zakupie mieszkania
·        Odblokowanie "sztucznie ograniczanego przez korporacje" dostępu do zawodów prawniczych.
·        Utrzymania 51-procentowej ulgi komunikacyjnej dla uczniów i studentów "bez względu na sytuację budżetową".
·        Wprowadzenie "progów ostrożnościowych", po przekroczeniu których rząd będzie musiał podjąć działania zmniejszające bezrobocie. Nie podano, od jakiego wskaźnika bezrobocia miałyby być podjęte działania.
·        Zapewnimy bezpieczeństwo w szkołach, na boiskach i placach zabaw
·        specjalny fundusz na stypendia zagraniczne dla studentów i doktorantów (tzw. stypendia kopernikańskie) na najlepszych uczelniach na świecie.
·        PiS chce też „odbudować profesjonalne szkolnictwo zawodowe”.
·        Partia postuluje ponadto zwiększenie liczby godzin historii w liceach.
·        System ulg podatkowych oraz świadczeń dla młodych małżeństw.
·        Zwiększenie dostępu do sieci żłobków i przedszkoli

SLD
·         Wprowadzenie podatku bankowego i 40-procentowej stawki dla zarabiających ponad 200 tysięcy złotych rocznie.
·        Obniżka VAT z 23 do 19 procent.
·        Ograniczenie liczby urzędników
·        Wycofanie wojsk polskich z Afganistanu,
·        Liberalizacji prawa aborcyjnego i
·        Refundacji zapłodnienia in vitro
·        Na wzór Trójkąta Weimarskiego, obejmującego współpracę polsko- niemiecko- francuską, ma powstać forum współpracy między naszym krajem, Niemcami a Rosją.
·        Konwent Konstytucyjny, który wypracowałby propozycje zmian w obecnej konstytucji
·        Dalszą reformą wymiaru sprawiedliwości, w tym - powołanie instytucji sędziego śledczego.
·        Ratyfikacja Karty Praw Podstawowych UE
·        Zniesienie Funduszu Kościelnego i art. 196 Kodeksu karnego, który zakłada ściganie z urzędu za obrazę uczuć religijnych oraz ograniczenia liczby etatów kapelanów w urzędach państwowych.
·        Uroczystości państwowe bez charakteru religijnego
·        CBA w strukturach Komendy Głównej Policji
·        Komendant Główny Policji wybierany na określoną ilość kadencji, m.in. po to, by uniezależnić go od nacisków politycznych.
·        Uproszczenie procedur budowlanych.
·        Wzrost gospodarczy (z 3 do 7%),
·        Podniesienie płacy minimalnej, minimalnej renty i emerytury oraz likwidację tzw. podatku Belki dla drobnych ciułaczy.
·        Wniosek do TK o zbadanie zgodności z konstytucją prawa do pobierania opłat za przedszkola publiczne.
PSL
·         Stawka VAT 22 proc.
·        Ograniczenie liczby urzędników
·        ''Emerytury obywatelskie'' - Miałyby je dostawać osoby, które nie były ubezpieczone i nie mogą już pracować. Nie wiadomo jednak, jak miałyby być finansowane.
·        PSL obiecuje też pomoc dla rodzin wychowujących dzieci
·        dobrowolność członkostwa w otwartych funduszach emerytalnych.
·        powołanie nowej instytucji - rzecznika przedsiębiorców. 

PJN
·     Nauczanie historii do matury, lekcje kończące się zagadnieniami z historii współczesnej i obowiązkowe objazdy historyczne dla uczniów szkół średnich - takie propozycje zmian w szkolnictwie mają posłowie Polska Jest Najważniejsza.
·        Stawka VAT 22 proc.
·        Zrównanie stawki PIT do 19 procent, wprowadzenia podwójnej kwoty wolnej od podatku oraz likwidacji wszystkich ulg.
·        Ograniczenie liczby urzędników
·        Prorodzinne podatki
·        Poprawa bezpieczeństwa
·        Zmiany w systemie edukacji  m.in. poważna dyskusja nad utrzymaniem gimnazjów
·        Rozszerzenie instytucji referendum
·         Zmniejszenie liczby posłów o połowę
·        Elektroniczne rejestracja głosowań radnych w radach gmin, powiatów i województw, by wyborcy mogli sprawdzać, jak pracowała osoba, na którą głosowali.
·        Okręgi jednomandatowe w wyborach samorządowych
·         Alfabetyczny układ nazwisk na listach wyborczych

Ruch Palikota
·         Wycofanie wojsk z Afganistanu
·        Zero religii w szkołach
·        Połączenie KRUS i ZUS
·        Likwidacja Funduszu Kościelnego
·        Opodatkowanie usług religijnych: wesel, pogrzebów i chrzcin
·        Co dwa lata zwolnienie 5 proc. najsłabszych urzędników
·        Rząd fachowców, nie polityków
 Polska Partia Pracy

·        polityka rynku pracy (wzrost zatrudnienia)
·        płaca minimalna na poziomie 68% średniej krajowej
·        skrócenie czasu pracy do 35 godzin tygodniowo (!)
·        sprzeciw wobec prywatyzacji majątku publicznego (w tym służby zdrowia)
·       bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich
·        bezpłatna edukacja na wszystkich szczeblach
·       ulgi budowlane (50 tys. zł dla osób kupujących/budujących dom)
·      wprowadzenie podatku progresywnego
·        sprzeciw wobec energii atomowej (Polska energetyka oparta na węglu)
·      ekspansja handlowa na wschód

Pełne programy partii:

czwartek, 8 września 2011

Pracowite pszczółki

Lubię programy przyrodnicze, pozwalają mi na oderwanie się od problemów świata ludzi, które niejednokrotnie są setki razy okrutniejsze od świata zwierząt. Zwierzęta nie potrafią mówić i tym samym nie mają nic na swoją obronę, stąd w systemie prawnym Unii Europejskiej prawa zwierząt i określenie ich statusu prawnego są ciągle sprawą niedookreśloną. Kilka dni temu oglądałem program o owadach, a dokładniej szerszeniach i osach, dowiedziałem się wtedy wielu ważnych rzeczy - to była telewizyjna lekcja zrozumienia , która pokazała jak doskonale natura zaprojektowała te z pozoru proste organizmy. Stworzenia pomimo śladowej ilości intelektu tworzą własne światy, społeczeństwa, w których odgrywają konkretne role, walczą z innymi grupami owadów i są gotowe do starcia w każdej chwili, tylko najsłabsi mogą przyglądać się bezczynnie i czekać na nadchodzącą zagładę ze strony potężnych.


Długo później myślałem o osach. Kiedy byłem dzieciakiem zastanawiałem się co te owady tak naprawdę robią. Nie produkują przecież miodu jak pszczoły i nie są przystosowane do zapylania tak jak "twórcy miodu". Byłem w błędzie. Każde owady, które mają styczność z kwiatami zdolne są do zapylania, tak więc wyginięcie os czy pszczół (tych  drugich w szczególności) oznaczałaby w dalszej perspektywie zagładę najpierw większości gatunków roślin, następnie zwierząt, a w ostateczności człowieka. Co innego komary - w ich przypadku nie dopatrzyłem się zbawiennej roli w ekosystemie. 
Oglądając program o owadach na stacji Planete ("Królowe os"), która de facto prezentuje w najrzetelniejszy sposób programy i filmy z kategorii przyroda i nauka, nie zdawałem sobie sprawy z idealności działania wszystkich owadów latających, a w tym przypadku os. Dla przykładu, czy wiedziałeś drogi czytelniku o tym, że larwy os zachowują się identycznie jak małe dzieci? Kiedy domagają się jedzenia pocierają żuwaczkami o ścianki swojej komory, tak samo jak dzieci płaczem sygnalizują, że są głodne. Co do hierarchii w społeczeństwie os - nie bez przyczyny królowa stada nosi taki tytuł, to właśnie ona składa jaja i zapewnia ciągłość "dynastii" os. Robotnice z kolei pracują bez przerwy, doglądając młodych, budując nowe kondygnacje gniazda i strzegąc go przed niebezpieczeństwem. Co mnie osobiście zaskoczyło, to fakt, że w upalne dni osy robotnice dostarczają do każdej komory z jajeczkiem kropelkę wody, aby nie wyschło. Jeżeli wysoka temperatura utrzymuje się te same robotnice stają się małymi wiatrakami wachlując je [jajeczka w wodzie] własnymi skrzydłami. Zaskoczył mnie również fakt, że u wejścia do gniazda ruchem "kieruje" najstarsza (!) robotnica, utrzymując harmonię w pozornym chaosie gniazda. Te proste stworzenia zostały zaprojektowane w nieskomplikowanym trybie - zapewnić ciągłość rojowi i bronić go przed niebezpieczeństwem. Co więcej, sama królowa posiada również swoją gwardię, która nigdy jej nie odstępuje- gdyby nie było królowej nie byłoby mikropaństwa os.

Lecz jak na każdej płaszczyźnie życia, również tutaj pojawiają się najeźdźcy. Więksi, silniejsi i bezwzględni. Szerszenie afrykańskie są o wiele większe od tamtejszych pszczół. Ekipa realizująca program byłą ubrana w kilka warstw całościowego "pancerza", aby uniknąć ugryzień tego wielkiego jak kciuk dorosłego człowieka owada. W jednym z ujęć szerszeń wpadł do gniazda os (w pojedynkę), wyciągnął larwy i zaczął je pożerać, osy próbują go atakować, lecz ten zupełnie nic sobie z tego nie robił - albo je zabija potężnymi żuwaczkami, albo odpycha i powraca do uczty. W kilka chwil później osy przyglądały się (dosłownie) jak jeden , potężny szerszeń niszczy dzieło ich życia. W kolejnej scenie na pewnym drzewie, gdzie pokarm z gnijącej kory uzyskiwało wiele różnych owadów kamera robi zbliżenie na pszczoły szukające pożywienia. Te samotnie i bez obaw pożywiają się rozkładającą się korą, a następnie "magazynują" trochę próchna dla młodych.W pewnym momencie kamera uchwytuje zuchwałą muchówkę, która została skuszona zgniłym drewnem - osa w jednej chwili z chirurgiczną precyzją podlatuje do niej odcinając jej głowę i odwłok, reszta stanowić będzie pożywienie dla larw.

I tak właśnie wygląda ten mały świat. Niemniej jednak jest on prawie identyczny z wizją roztoczoną przez realistów (w stosunkach międzynarodowych) - tam każdy dba o swoje "królestwo", pielęgnuje tradycje i doprowadza do adaptacji w każdych warunkach. Przetrwa najsilniejszy. Wojna jest tam konieczna w celu uzyskania dóbr - w przypadku owadów pożywienia i dogodnego miejsca, w przypadku ludzi - pieniędzy, ziem i chwały i sojuszy. W świecie ludzi niejednokrotnie społeczeństwa są osami, które zabijają słabsze i będące niżej w hierarchii muchówki, lecz bywa też tak, że najeźdźcą jest państwo-szerszeń, wtedy mieszkańcy-osy mogą się tylko przyglądać zagładzie tego co wcześniej stworzyli. Posiadając setki razy bardziej rozwinięty intelekt czasami bezmyślnie zabijamy osy szukające pożywienia dla swoich młodych. Zapominamy, że tak niewiele różni ich społeczeństwo od naszego.

Film "Królowe os" emitowany będzie ponownie 23 września o godzinie 18:15 na stacji Planete - polecam