Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 18 kwietnia 2014

Eurowizja, czyli my Słowianie w natarciu

Od roku 1956, kiedy rozpoczął się Konkurs Piosenki Eurowizji, bla, bla bla... Nie będę przytaczał historii związanej z tym jakże ciekawym konkursem na najlepszą piosenkę kontynentu, bo wikipedia miałaby konkurencję, a ja uchodziłbym za wielkiego fana tego wydarzenia. W rzeczywistości moje zainteresowanie Eurowizją i uczestnictwem Polski w tym evencie jest wątpliwe, ale ostatnio coś jakby drgnęło.

Za każdym razem, gdy rodzice zasiadali przed telewizorem, żeby obejrzeć na publicznej stacji obejrzeć finał Eurowizji moja reakcja była podobna: "Czy możecie przełączyć?" lub "Boże, kto w tym roku nas reprezentuje...". Niemniej wraz z faktem, że tym razem naszą wizytówką będzie Cleo i Donatan z piosenką "My Słowianie", która dosłownie podpaliła Internet w Polsce, zainteresowałem się tą "imprezą muzyczną" w AD 2014. Nie muszę chyba dodawać, że muzyka, której słucham nie jest puszczna (już) w telewizji, a to, co jest rokrocznie prezentowane na Eurowizji kojarzy mi się z Władysławowem/Chałupami/Mielnem/Kołobrzegiem 1999 i podniesionymi kołnierzykami na plażowych imprezach, albo muzyką w radiu, którą komentuję tak: "zmieniam stację". Ot, taka moja mała uszczypliwość. 

"My Słowianie" - utwór prezentujący najpiękniejsze oblicza Polski (i nie tylko)

Podobno nasz kraj miał wystartować na tej znamienitej imprezie już w 1975, kiedy socrealizm hulał na dobre, a Gierek zapożyczał się wszędzie gdzie się dało. Niestety szczelna żelazna kurtyna nie dała możliwości skonfrontowania się ze zgniłym Zachodem w pojedynku na słowa, a Anna Jantar, która miała wtedy wystąpić reprezentując nasz kraj, zginęła pięć lat później w katastrofie lotniczej na Okęciu nie doczekawszy debiutu Polski na Eurowizji.

Udało się nam zatriumfować w roku śmierci Kurta Cobaina (1994) - wtedy to własnie Edyta Górniak "perełka" polskiej muzyki, szkolnych dyskotek i spotkań przy wódce, wystąpiła z piosenką "To nie ja" i roztopiła serca jurorów. Mieliśmy wejście z przytupem, bo od razu zajęliśmy 2 miejsce - najlepsze w historii naszego udziału w tym muzycznym show. Ach, śliczna i młoda Edyta Górniak, wspomnień czar... (daje czadu od 1:20)


No, ale teraz troszkę konkretniej. Eurowizja to papierek lakmusowy polityki zagranicznej i układów, które panują w Europie. Dlaczego się dziwisz drogi czytelniku? Przecież kiedyś była nawet wojna footballowa, więc czemu nie prowadzić wieloletniej muzycznej batalii? W roku 1956 państwami, które wzięły udział były: Belgia, Luksemburg, Holandia, Niemcy, Włochy, Francja oraz Szwajcaria. Oprócz ostatniego uczestnika, były to państwa założycielskie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, która powstała cztery lata wcześniej. Przypadek? Wątpliwa sprawa, bo integracja może zachodzić także na szczeblu artystycznym, a sojusznicy lubią konsolidować swoje dobre stosunki. 

Eurowizja doświadczyła także "zmiany stanu" poszczególnych uczestników. Państwa takie, jak NRD i RFN, Czechosłowacja czy Jugosławia (jako jedyna dopuszczona do uczestnictwa w dobie zimnej wojny) poprzez zachodzące procesy wewnętrzne i zewnętrzne występowały w kolejnych edycjach konkursu w różnych formach - zjednoczone lub podzielone. Udział krajów bloku wschodniego był ograniczany aż do upadku ZSRR, a kiedy kolos był słaby, można było działać pełną gębą. Stąd wysyp "oswobodzonych" państw od roku 1994. 

Widać w tym przypadku jeszcze trochę innych dziwactw w postaci np. uczestnictwa Turcji, Izraela, Azerbejdżanu, Gruzji, Rosji i Maroka. Pomimo, że są to kraje Azjatyckie i Afrykańskie (Maroko), udział piosenkarzy z tych państw jest symbolem tego, jak  ich interesy dalece wgryzają się w Europę. A w ramach case study zastanówmy się, jak czułby się Izrael w Eurowizji w wersji swojego regionu. To samo tyczy się Rosji, która w zależności od sytuacji jest albo azjatycka albo europejska. Zapomniałbym, Kosowo w ogóle nie jest brane pod uwagę.

Powracając do Polski, widać, że się staramy. Staramy się nie spaść niżej niż się da, bo z roku na rok jest jeszcze gorzej. Piosenek prezentowanych przez polskich artystów od kilkunastu lat nie da się słuchać na trzeźwo, a miejsca przez nich zajmowane przypominają slogan "Co z tą Polską?". Mam wymieniać "talenty", które zapamiętałem? Ok:

  • Piasek, rok 2001, miejsce 20
  • Ich Troje, rok 2003, miejsce 7 (winszuję! choć trzy lata później nie dostali się do finału)
  • Blue Cafe, rok 2004, miejsce 17
  • Ivan i Delfin, rok 2005 (piach, nie dostali się do finału)
  • The Jet Set, rok 2007 (piach II, nie dostali się do finału)
Jak zatem widać nie jesteśmy orłami. Ale trzeba pamiętać, że drogą do sławy jest kręta i niebezpieczna, a wygranej nie gwarantuje tylko piosenka, bo decydują także czynniki takie, jak wygląd. Żeby było jasne, niejednokrotnie "gwiazdy" z Europy lepiej wyglądają niż śpiewają.

A co będzie w roku 2014? Na pewno dużo radości, bo wracamy z energetyzującym "My Słowianie", piosenką, która wpada w ucho, promuję kraj i ma niesamowity teledysk, w którym podobno nie chodzi tylko i wyłącznie o cycki. Konkurencja, hmmm, jaka konkurencja?! Zresztą oceńcie sami patrząc na spin-off'y artystów z Europy i nie tylko. Pozostaje nam czekać, aż 10 maja o 21.00 we wszystkich stacjach telewizji publicznej (no może za wyjątkiem TVP2 i TVP Info) będzie transmitowany finał Eurowizji. Mam nadzieję, że "my Słowianie wiemy, jak użyć mowy ciała".



piątek, 11 kwietnia 2014

Bierz ją! - część V

On/a

Without her, we are lifeless satellites drifting

Reflection, Tool

W autobusie, którym jechał Adam było gorąco. Tak parno, jak czasami bywa przed burzą. Żadnego wiatru, nawet lekkiego zefira, który dawałby uczucie ulgi w nieznośnej lepkości dnia. Opuchnięta twarz chłopaka pulsowała tępym bólem i nie dawała zapomnieć o nieprzyjemnych regionalizmach panujących w mieście. Jednak zarówno upał, ból twarzy oraz nieświeże ubrania („Bruno już chyba nie będzie chciał tego podkoszulka”) wydawały się nie mieć w tej chwili jakiegokolwiek znaczenia. Ona stała kilka kroków od niego, ubrana w lekką czarną sukienkę, jej ryże włosy opadały na ramiona, a twarz wyrażała ni mniej ni więcej, jak bezgraniczne zdziwienie.


Adam podniósł się z siedzenia i wolnym krokiem posuwał się do miejsca, gdzie stała. W głowie chłopaka panowała wojna myśli, nogi zrobiły się jak z waty, emocje utraciły swój opisywalny wymiar. Ludzie podczas audiencji u papieża muszą być mniej zdenerwowani niż Adam w kontakcie z istotą, która sprawiła, że dwa razy zmienił się jego świat – pierwszy raz w niebo, a następnym razem w otchłań. Żeby nie upaść musiał trzymać się metalowych rurek zamontowanych w autobusie.

Szedł bardzo powoli, nie wiedział do końca co powinien zrobić. A może nie powinien robić nic, udając, że jej nie poznał lub nie zauważył. Wewnętrznie czuł, że ją kocha, że jej nienawidzi, że tęskni i równocześnie nie chce jej już nigdy widzieć. Każdy krok w jej stronę trwał lata, czas zwolnił. W głowie na nowo odżyły wspomnienia z czasów, gdy byli razem. Wszystko w autobusie zniknęło i ucichło.

Zatracając się w nierealności, Adam przypominał sobie, jak ona go przytula, jak on ją całuje w szyję, idą gdzieś razem. Ścieżka nieopodal parku, śmieją się, wpadają rozgrzani i pełni życia do jej pokoju. Rozbierają się w pośpiechu, kochają namiętnie. On dochodzi w niej, a ona szepta mu na ucho, że jest cudownie. Urywki z życia, zdjęcia przeszłości zakodowane w mózgu, które nigdy nie wyblakną i nie zostaną skasowane. Nagle, na samą myśl wspomnień, powraca ogromny, pierwotny ból, bo przecież później już jej nie było. Odeszła zabierając ze sobą ciepło, gwiazdy oraz normalne życie chłopaka.

- Adam?! – wyrzuciła z siebie ze zdumieniem pomieszanym z zakłopotaniem – co ty tutaj robisz? Co ci się stało w twarz?

Adam zupełnie zapomniał o tym-co-się-stało, bo dla niego liczyło się tu i teraz. Otworzył usta, chciał powiedzieć, że ją kocha, żeby dała mu szanse, ze się zmienił. Jednak wybrał inaczej.

- Spotkanie… spotkanie osób takich jak ty jest nieskończenie trudne, ponieważ nie jesteśmy już tacy sami w chwili kiedy ostatni raz się widzieliśmy – powiedział chłopak, a jego głos brzmiał pusto.

- Trudne? – zrobiła zdziwioną minę – przecież to TY ostatnio rozłączyłeś się, kiedy powiedziałam Ci, że wyjeżdżam z miasta i żebyś postarał się wszystko jakoś ogarnąć. Czy ty naprawdę nie potrafisz zapanować nad swoim życiem?

Adam przypomniał sobie jak kilka miesięcy temu w złości wywołanej rozmową z nią rozwala telefon o chodnik.

Trzeba było ją widzieć, żeby zrozumieć to, co czuł Adam. Jej rude włosy z każdym ruchem wykonywały własny taniec, który mógł być widoczny tylko dla tego, kto patrzył na nią całą. Czarna sukienka w upale pojazdu powoli zaczęła przywierać do jej ciała. Nogi miała gładkie i zgrabne. Idealna kompozycja. Gdzie jechała tak ubrana?

Adam nie mógł powiedzieć wszystkiego, co miał w głowie. Ostatnich kilkanaście godzin przypominało karnawał obłędu, a teraz chłopak był na skraju „tego wszystkiego”. Wciągnął powietrze do płuc przeczesał włosy ręką i powiedział.

- Wysłuchaj mnie – rzekł patrząc jej prosto w oczy – zastanawiam się kiedy to wszystko się skończy, albo zacznie na poważnie. Czuję wewnętrznie, że chaos i zła aura mnie nie opuszczają.

Ludzie w autobusie zerkali kątem oka na tą niecodzienną scenę, w której jakiś chłystek poważnie przemawia do pięknej dziewczyny.

- To chyba jakieś popieprzone fatum – kontynuował – może po prostu niektórzy nie mogą być szczęśliwi, może to właśnie ja jestem jednym z nich? Myślę, że rachunek sumienia będę mógł zrobić dopiero przed śmiercią, to będzie właściwy czas. Od dawna zastanawiam się nad prostymi rzeczami, które dla innych są częścią codzienności, czymś niezasługującym na uwagę. Ja myślę i czuję inaczej. Wszystko ma swój cel i czas. Nigdy bym nie pomyślał, że zobaczę cię jeszcze kiedykolwiek, gdziekolwiek indziej niż w nawiedzających mnie snach. Nic nie istnieje bez przyczyny i nic nie przestaje funkcjonować bez wpływu na otoczenie. Wiesz o tym, prawda?

- O czym ty mówisz? – powiedziała odsuwając się kilka centymetrów.

- Mówię o nieskończoności przypadku, który kieruje naszym życiem. Kilkanaście godzin wcześniej uciekałem przed policją, później byłem w jakimś popieprzonym akademiku, nie dałem się zlać nawalonym karkom, poznałem ciekawą osobę, a jak czekałem na autobus jacyś dresiarze spuścili mi wpierdol. A teraz spotykam Ciebie. Ot tak, przypadkiem!

- Adam, dobrze się czujesz? – zapytała, aby mieć spokój sumienia, że w ogóle to zrobiła.

- Czuje się świetnie – powiedział chłopak i popatrzył przez okno – nie można już decydować za siebie, mamy przed sobą świat i bariery, których nie potrafimy do końca zrozumieć. Nie ma już prostych odpowiedzi i prostych pytań. Do końca życia będę się zastanawiał czy to, co zrobiłem kiedyś ma teraz sens. Mogłem się na ciebie rzucić…

- Broniłabym się – powiedziała matowo dziewczyna – no i co by ci to dało?

- Nie wiem. Nie wiem też czy postępuję tak, jakbym tego chciał, ale muszę Ci wszystko powiedzieć – Adam otarł pot z czoła – Kto jest wielki i szlachetny? Ten kto dużo posiada i dużo daje, czy ten kto nie ma nic a oddałby wszystko?

- W ogóle co za pytanie? Oczywiście, że ten drugi, ale nie rób już z siebie męczennika, przecież dobrze wiesz jak było – powiedziała poprawiając ramiączko od czarnej sukienki – myślisz, że oddałbyś dla mnie wszystko? A gdzie byłeś, gdy cię potrzebowałam?

- Zawsze byłem niedaleko. Jak się pozmieniało, myślałem, że jestem potworem, że nie potrafię żyć tak jak inni, sądziłem, że myślałem fiutem, ale w ostatnim czasie przekonałem się, że poziom zła na tym świecie potrafi mnie zaskoczyć. Zawsze wierzyłem w ludzie, wierzyłem w ciebie, niektórzy wierzyli nawet we mnie. Choć w smutku pozostajemy sami, tak jak w idealnej wolności. Kurwa, to dopiero głupie.

Wszyscy w autobusie patrzyli się na Adama. Chłopak w jeansowej kurtce i czarnych spodniach siedzący na końcu pojazdu wyjął z uszu słuchawki, starsza kobieta ubrana elegancko odłożyła gazetę i poprawiła okulary, żeby lepiej widzieć to, co się dzieje.

- To nie jest głupie – odparła dziewczyna i popatrzyła na przemijające za oknem krajobrazy miasta – w życiu trzeba wybierać. Ja wybrałam, ty wybrałeś. Wiesz jak jest.

- Nie mam pojęcia jak jest i jak będzie – powiedział Adam ze złością – jak przychodzi co do czego, to pozostajemy sami. To prawda, trzeba dokonywać wyborów, ale jeżeli ciągle stoi się przed otchłanią przeszłości to nie takie proste. Każda rzecz, którą zrobimy i której nie zrobimy wpłynie na otaczający nas świat.

Głos chłopaka załamał się na chwilę.

- Były dziesiątki sytuacji, w których zabrakło prostych gestów, aby wszystko było inaczej, żeby życie było lepsze. To takie dziwne. Czytałaś „Wielkiego Gatsby’ego”?

- Nie… – dziewczyna nie spodziewała się takiego pytania od kogoś, kto wygłasza właśnie tak ważne wyznania.

- Ja też nie – powiedział chłopak – ale oglądałem film. Główny bohater „Gatsby’ego” ciągle wierzy, że można sprawić, że błędy przeszłości da się naprawić, a sytuacja może przybrać zupełnie inny obrót. Też w to wierzę, tak bardzo, że czasami nie potrafię odróżnić złudzeń od realu. Wiele osób myśli, że nie jestem wiele wart. Bo nie przeżyłem tego co oni, bo nie przetrwałem kataklizmu, bo nie zaznałem cierpienia fizycznego, bo nie umarłem za ideały. Może to prawda, ale gdyby wziąć inne standardy, to w swoim wieku uchodziłbym za osobę bardzo doświadczoną.

Tutaj Adam przerwał i zdał sobie sprawę, że słuchają go wszyscy, nawet robol we flanelowej koszuli, który odwrócił wzrok, gdy chłopak na niego popatrzył.

- Kontynuuj młody człowieku – powiedziała starsza kobieta spokojnym tonem – kontynuuj i nie zwracaj na nas uwagi.
- A więc, gdyby przyjąć inne standardy – zaczął znowu Adam i patrzył już tylko na rudowłosą dziewczynę – byłbym człowiekiem bogatym w smutek. Przez miłość do ciebie, którą straciłem. Już dawno powinno mnie tu nie być, choć kocham życie. Zawsze pojawia się coś, co odbiera mi chęci i apetyt na więcej, że nie mogę normalnie myśleć i funkcjonować.

- Adam – powiedziała cicho – czy ciągle myślisz, że to wszystko przeze mnie?

- Teraz to już nie ma znaczenia. Jesteśmy wpisani w swoje losy. Nie możemy się cofnąć w czasie, wymazać nazw państw i kontynentów, zapomnieć języka i od początku tworzyć rzeczywistości. Wszystko już się stało.

Tutaj przerwał i podszedł do poręczy, której się trzymała. Adam poczuł się bardzo źle. Wszystko czego doświadczył przez dwa dni zdawało się przybierać wewnątrz rakowatą formę. Musiał się złapać rurki. Tej samej, której trzymała się ona.

- Usiądź – powiedziała stanowczo przysuwając się jeszcze bliżej.

- Nie, daj mi skończyć – odpowiedział –  Od dłuższego czasu dziwnie się czuję. Tak, jakby ktoś ciągle mnie oszukiwał, dając poczucie stabilności i nadzieję, że potrafimy tworzyć zamiast niszczyć. Jestem opuszczony i rozczarowany wszystkim i wszystkimi. No może za wyjątkiem Bruna. Może miałem pecha i nie poznałem właściwych ludzi lub dokonałem złych wyborów. Może, bo nie jestem tego w stanie stwierdzić do końca. Niczego już kurwa nie jestem pewien do końca. To chyba ostatnia rzecz, o której jestem prawdziwie przekonany.

- Adam siadaj strasznie wyglądasz, leci Ci krew z nosa! – powiedziała rudowłosa dziewczyna i zrobiła przerażoną minę na widok tego co zaczęło się dziać z jej byłym chłopakiem.

Adam tylko otarł cieknącą krew i powrócił do tego co mówił.

- Gdy cię straciłem i gdy tracę cię w snach zaczynam odczuwać każdy drobny szczegół z czasów, kiedy byliśmy razem. Dostrzegam drobiazgi, na które nie zwracałem nigdy uwagi. W głowie mimo woli pojawiają mi się obrazy z tego co już było. To one tworzą wizerunek osoby, która uświadamia mi, jak bardzo za tobą tęsknię. Bo wiem na prawdę, że straciłem wszystko.

- A może to ty się oszukujesz i tworzysz sobie w głowie idealny obraz. Nie zawsze jest idealnie. Siadaj wreszcie, bo zaraz naprawdę umrzesz – skomentowała dziewczyna – czy ma ktoś z państwa chusteczkę, bo kolega krwawi?

Zanim dostała odpowiedź autobus się zatrzymał. Adam zauważył, że to przystanek przy parku. Musiał zebrać wszystkie swoje psychiczne i fizyczne siły, żeby wysiąść. Wiedział, że nie ma już czego ratować. Trzeba było oderwać się od niej po raz kolejny i możliwe, że ostatni.

- Idę – powiedział i wyszedł z autobusu, mijając ją o kilka centymetrów, czując jej perfumy i zapach włosów. Wzrokiem odprowadzali go wszyscy pasażerowie, którzy nigdy nie spodziewaliby się, że z rana w autobusie można być świadkiem takiej telenoweli. Niektórzy trzymali w rękach pojedyncze chusteczki, których nie zdążyli dać chłopakowi.

Adam! – krzyknęła.

Chłopak odwrócił się. Drzwi powoli się zamykały. Park pachniał niesamowicie tego dnia. Kilkaset metrów dalej rozmawiała jakaś para.

Adam – powiedziała jego utracona miłość– poczekaj, wszystko mogło być inaczej, gdybyś tylko



Epilog


(niech piosenka leci w tle)

Bruno biegł co sił w nogach. Jego głowa, tak samo jak głowa Adama, przyjęła ostatnimi czasy zbyt wiele uderzeń i ciężko było się skoncentrować na szczegółach rzeczywistości.

- Może jeszcze gdzieś tu jest! – myślał pospiesznie chłopak - może ją znajdę.

- Patrz jak biegnie nasz gruby Bruno – Kciuk wychylił się z okna pokoju w akademiku i podążał wzrokiem za pędzącym sąsiadem – nie wiedziałem, że z takim guzem na głowie będzie w ogóle chodził, a ty proszę - biegnie jak gepard!

- Dobrze, że przynajmniej zabrał ręcznik – chichotał Lolo – jego narzeczona mogłaby się przestraszyć wielkości jego ptaszka.

Bruno jedną ręką podtrzymywał ręcznik, a druga przecierał zamglone oczy. Biegł znanymi mu uliczkami, mijał znajome słupy i drzewa.

- Gdzie mogła pójść, gdzie mogła pójść… – zachodził w głowę Bruno – myśl grubasie… O kurwa. Przystanek! Przecież ona mieszka daleko stąd. Jestem genialny!

Otyły chłopak zmienił kierunek biegu. Ścieżką w parku wybiegł przez boczne wejście, które prowadziło na przystanek. Diana szła chwiejnym krokiem.

- Diana! – krzyknął Bruno, a jego głos przypominał ryknięcie niedźwiedzia – poczekaj!

Chłopak podbiegł do niej tak szybko jak umiał.

- O cześć, idziesz na basen? – spytała się dziewczyna skupiając rozbiegany wzrok na ręczniku w tygrysy, którym przewiązany był Bruno w pasie.

- Co? A, nie! Długa historia. Dobrze, że cię złapałem. Mam ci tyle do powiedzenia. Co robisz dzisiaj, albo jutro, albo, nie wiem sam, kiedy masz czas? – Bruno gubił słowa i oddech.

- Misiaczku, ja wyjeżdżam dziś wieczorem, chciałam się zabawić na tej imprezie co byliśmy. Wyszło nawet lepiej niż planowałam – powiedziała dziewczyna z trudem łapiąc pion.

- Jak to wyjeżdżasz?! – powiedział Bruno, po czym uświadomił sobie, że tak naprawdę nic nie wie o dziewczynie, którą poznał kilkanaście godzin temu – To znaczy, eee... gdzie jedziesz?

- Spokojnieeee tygrysie – przeciągnęła zadziornie Diana – jadę na Wyspy na wakacje, ale uwaga, uwaga – tutaj uśmiechnęła się szeroko – mamy jeszcze jedno wolne miejsce, bo Nat się wykruszyła. Jeszcze wczoraj to potwierdziła. Chciałbyś może jechać ze mna i ludźmi co byli w Gehennie?

Mętlik w głowie Bruna przybrał ostateczną formę. Czy mógł się spodziewać, że taka dziewczyna poprosi go o cokolwiek innego niż zamkniecie gęby?

- Pewnie, że jadę! – powiedział z dużym entuzjazmem.

- No to widzimy się tam około osiemnastej – powiedziała pokazując oddalony przystanek, na którym stał poranny autobus - weź tylko sporo kasy na nocleg, dalsze picie i cokolwiek co tam chcesz. Paaaaaa.

Diana oddaliła się w kierunku przystanku. Bruno zapomniał o wszystkim, co do tej pory go spotkało. Zapomniał o bólu głowy, o tym, że wcale się nie umył i śmierdzi ja kloszard, o tym, że stoi przed parkiem owinięty zaledwie ręcznikiem. Liczyło się dla niego to, że show trwał dalej. Musiał tylko znaleźć Adama i powiedzieć mu o tej niezwykłej nocy.

- Właśnie ciekawe co u Adama – pomyślał Bruno – ciekawe czy nadział tą gorącą blondynę z parku...



KONIEC



Od autora


Życie nie jest prostą linią. Jeżeli ująć by je w takich kategoriach, przypominałoby raczej znaki alfabetu Morse'a, jednak kto w dzisiejszych czasach potrafi odczytać przekaz zawarty w takiej formie? Bruno i Adam to zwykli ludzie, tak samo jak Diana, Kaja, Edward, Kciuk, czy nawet Ona. Choć te postaci znajdują się w nietypowych sytuacjach, gdzie trzeba działać i podejmować szybkie decyzje, to ciągle wykazują nad wyraz ludzkie uczucia - gniew, tęsknotę, rządzę, strach i miłość. Ciężko jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bohaterowie postępujale w taki właśnie sposób. Jeżeli przyjrzymy się im bliżej okazuje się, że nie są tak bardzo odmienni od nas samych.

środa, 9 kwietnia 2014

Sport, polityka i negatywne emocje

Witaj drogi czytelniku. Ostatnio nie kontaktowaliśmy się bezpośrednio przez "klasyczne" artykuły, bo chciałem umieścić kilka ciekawych zdjęć zrobionych przez Kubę Skalskiego, a jeszcze wcześniej opublikować kolejne część mojego opowiadania "Bierz ją!", które (jak dochodzą mnie słuchy) cieszy się dużą popularnością. To dobrze, bo nie zamierzam na nim skończyć swojego "luźnego pisania". Dzisiaj postaram się nadrobić to i owo  i napiszę kilka słów o płaszczyznach, które się przenikają i maja na siebie bezpośredni wpływ. Mowa o sporcie i polityce. 


źródło: sport.tvn24.pl
Nie chcę "komentować telewizora" ani Internetu, więc odniosę się bardzo, krótko do tego co zrobił nasz lubiany tenisista Jerzy Janowicz. Dla wszystkich, którzy mogą nie wiedzieć przypomnę, że sportowiec będąc sfrustrowanym  po przegranym meczu na wszystkich oprócz siebie, wylał kubeł nieczystości na wiele płaszczyzn. Dostało się kondycji polskiego sportu, sytuacji młodych oraz ogólnej beznadziei życia w naszym kraju. W sferze publicznej pojawiły się od razu komentarze "Powiedział wreszcie!", "Ma rację" oraz "To prawda". Ja należę do tej drugiej grupy, która skomentowałaby takie zachowanie słowami "nie umie przegrywać". Mogę się oczywiście mylić.

Samo zachowanie nie jest godne sportowca takiej klasy, który w briefingu za swoją porażkę obwinia wszystko i wszystkich nie umiejąc przyjąć przegranej. 23-latek mówi, że "nie ma perspektywy w sporcie, biznesie i życiu prywatnym". Nie zgadzam się od początku do końca z tą wypowiedzią. Nie uważam, żebyśmy znajdowali się w beznadziejnej sytuacji na wszystkich płaszczyznach, które wymienił Janowicz. Perspektywy są i jest ich bardzo wiele, a nawet dzieciaki z biednych domów, mają szansę na zwycięstwo, jeżeli bardzo tego chcą. Liczy się zacięcie i upór. Tenisista trochę pogubił się ze wszystkim proponując, aby dziennikarze wyszli na kort, przepracowali całe życie na korcie (przypominam, Jerzy ma 23 lata) i dopiero wtedy mieli oczekiwania. To ogromnie butna postawa, która mnie odpycha. Czy, gdy zdarzy Ci się popełnić zawodowe faux pas drogi czytelniku, to każesz, aby ktoś kto Cię za to krytykuje wziął komputer/długopis/pędzel/kierownicę i zrobił to lepiej? Mam nadzieję, że nie. Funkcją dziennikarstwa jest drążenie tematów, zadawanie niewygodnych pytań oraz testowanie wszystkich uczestników życia społecznego. Jerzy Janowicz nie przeszedł tego sprawdzianu.


źródło: www.sport.pl
Kolejnym sportowcem, tym razem w grę wchodzi boks i waga ciężka, jest Tomasz Adamek. Jeżeli nie wiesz drogi czytelniku, to przypomnę, że obok Hołowczyca, Marczułajtis, Tomaszewskiego i Guzowskiej bokser zaczął "robić w polityce". Niestety pięściarz wybrał najbardziej hermetyczne światopoglądowo ugrupowanie, do którego można się przyłączyć - mowa o Solidarnej Polsce. Nie trudno się spodziewać, że robi to tylko i wyłącznie, aby dostać się do Parlamentu w Brukseli, a politykiem (jeszcze?) nie jest. Oczywiście popieram działalność polityczną sportowców, choć ostatnie słowa Adamka budzą we mnie negatywne uczucia. Widać, że doszczętnie głupia retoryka ugrupowania Zbigniewa Ziobry jest zaraźliwa, a świadczy o tym wypowiedź sportowca-polityka o mniejszościach:


Anna Grodzka nigdy nie będzie kobietą. Jest mężczyzną i nikt tego nie zmieni. Geje, lesbijki, czy osoby transseksualne to są jakieś wypaczenia i z tym należy walczyć. Zarówno Grodzkiej jak i posłowi Biedroniowi życzę, by zeszli ze złej drogi i się nawrócili.

Jeżeli miałbym pisać do boksera, moje słowa brzmiały by tak:


Drogi Panie Adamie, życzę powodzenia w polityce, choć to Pana komentarz uważam za wypaczenie, z którym należy walczyć, oczywiście słowami - poprzez trafne argumenty. Uwagi personalne skierowane wobec rywali ze sceny politycznej nie przystoją nikomu. Wszedł Pan na drogę polityki i widzę, że retoryka ugrupowania wzięła gorę. Namawiam więc Pana, aby to Pan zszedł ze złej drogi (politycznej) i podjął się zajęcia bardziej relaksujące niż boks czy wspominana polityka. Może udział w reklamach, albo pomoc w kościele? Sam Pan przecież twierdził, że trzeba "po bożemu".
Nie mogę tez nie interesować się Ukrainą, naszym sąsiadem, który znajduje się w trudnej sytuacji na wszystkich obszarach - od spraw politycznych po społeczne i tożsamościowe. Rosja prowadzi zimną wojnę bis, Putin bezprawnie zajął Krym, teraz z drugiego fotela steruje sytuacją w Doniecku i zapewne zaciera ręce, gdy widzi, że ludność "marzy" (i walczy!) o przyłączeniu się do Federacji Rosyjskiej. Ciekawa sprawa, że wielu z "protestujących" przybyło prosto z Rosji, aby wypowiadać się w sprawie Ukrainy. Nasz sąsiad jest ciągle rozbity, politycznie, społecznie i gospodarczo, jeżeli polskie władze nie będą sterowały procesem pomocy (we współpracy z podmiotami międzynarodowymi  i innymi pastami) damy legitymizację dla bandyckiego działania Kremla. Nie można spuszczać oka z tego co się dzieje za naszą wschodnią granicą.

Ostatnia sprawa tyczy się zwrotu "hańba!". Tak, tak, o katastrofie smoleńskiej mowa, bo jutro kolejna tragiczna rocznica polskiej historii (wiem, ja też wolałbym więcej tych radosnych). Polska prokuratura ustaliła ostatecznie, że nie było żadnego wybuchu, a samolot uległ destrukcji w wyniku zderzenia z drzewem. Dla niektórych to za mało. Na czele oburzonych, żadnych krwi i dowodów stoi oczywiście Antoni Macierewicz, zyskując poklask wśród innych jemu podobnych członków społeczeństwa i matecznika - Prawa i Sprawiedliwości. Mam nadzieję drogi czytelniku, że pomimo całego sceptycyzmu wobec władzy nie darzysz nieufnością wszystkich organów państwa, bo to zakrawałoby pod paranoję lub sytuację państw upadłych. Po prostu warto myśleć samodzielnie i powoli dawać sobie z tym spokój.



Mój ojciec patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem i pyta, kiedy wreszcie skończy się ten obłęd. Nie potrafię mu odpowiedzieć na to pytanie.