Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

czwartek, 31 stycznia 2013

Człowiek (w bloku i w sieci) rozebrany na części


Blok, w którym mieszkam i który miałem przyjemność opisywać już dawno temu, to standardowa konstrukcja zbudowana w dekadzie Gierka. Przestarzała duża płyta i oszczędzanie na materiałach podczas tworzenia „betonowych molochów” sprawiło, że tematem zainteresowały się media i inżynierowie z różnych politechnik.

***

Internet, który w wersji niepublicznej rozpoczął swoje życie ponad czterdzieści lat temu był ówcześnie narzędziem dla naukowców i geeków, którzy chwytali wszystko co związane było z nowymi technologiami i szybkim przesyłem danych. Była to na pewno rzecz (i idea), która umożliwiała lepsze spojrzenie na przyszłość.

***

Bloki i Internet łączy kilka kwestii. Najważniejszą z nich jest to, że będąc w nich nierzadko widzimy i słyszymy to co robią inni ludzie, którzy myślą, że nikt nie dostrzega ich działań. To straszne i fascynujące zarazem. W pewnym momencie zacieranie i zanikanie intymności kontaktów w „realu” i poza nim może doprowadzić do korozji systemu.

Betonowe olbrzymy, źródło: http://wygodniej.files.wordpress.com
Zacznijmy jednak od bloku, w którym mieszkam, choć wnioskuje, że może i również Ty drogi czytelniku. Mój bloczek, bo nie jest to wielki, multiklatkowy mrówkowiec budowany kiedyś dla robotników, skrywa wiele historii. Cienkie ściany nie chronią przed falami emocji innych lokatorów. Czasami odnoszę wrażenie, że w bloczku, w którym mieszkam jest zbyt wiele negatywnej energii. Choć brzmi to może ezoterycznie, to nie można przecież przymknąć ucha na niesamowitą złość, która w pionie i poziomie roznosi się po piętrach.

Dziś na przykład mój sąsiad z dołu, groził sąsiadce na przeciwka, że ją zabije. Sąsiadka natomiast, lubi tak samo wypić jak ów sąsiad  i niewątpliwie obie strony są nietrzeźwe podczas kłótni, jednak ona w alkoholowym amoku dosłownie strzela drzwiami i lamentując woła o pomoc policji. Warto dodać, że takie wydarzenia dzieją się w sposób cykliczny i nigdy nie doszło między nimi do żadnych rękoczynów. Co więcej, obie strony są całkiem miłe dla mnie i innych sąsiadów.

Sytuacja „nade mną”  jest równie ciekawa. Wszyscy domownicy zakładają maski uczciwych, miłych i przyjaznych ludzi, jednak kiedy drzwi ich mieszkań się zamykają, wtedy budzą się uśpione demony. Nie będę pisał o wylewanych furiach i obgadywaniu połączonym z wielką niechęcią  bo mój blog nie stanowi centrum plotkarskiego, jednak czasami przez ich „rozmowy” ciężko mi zasnąć.

Warto zatem zauważyć jedną prawidłowość. Sąsiedzi w nieświadomy sposób, poprzez wyrażanie swoich emocji w najrozmaitszy sposób dają świadectwo o swoim prawdziwym obliczu, a ściany z płyty, o których przyszłość drżą obecni inżynierowie nie chronią przed napływem informacji, które chcąc nie chcąc są przyswajana przez innych „blokowiczów”. Zdecydowany defekt konstrukcyjny.

Internet to także interesujący obszar. Od bloku różni go oczywiście wiele, między innymi to, że może przebywać w nim o wiele więcej osób w tym samym czasie. No i znacznie ciężej jest tam w prosty sposób odebrać niezaburzony przekaz.
Łatwo jest za to z Internetu czerpać wszystkim, którzy stanowią odpowiednik domowych akwizytorów lub osoby wykonujące dogłębny spis powszechny. W sieci nasze dane i informacje o nas samych są w powszechnym obiegu. Kilka miesięcy temu nazwałem to zjawisko po prostu transparentnością, ale taka jawność może posłużyć także do całkowitego odkrycia siebie i swoich preferencji – świadomie lub nieświadomie.

Fecebook, Nasza Klasa, Twitter, Allegro, iTunes i inne serwisy, w których codziennie się logujemy są doskonałą platformą do pozostawienia po sobie widocznego śladu, ba, nawet swojego pełnego profilu. Sam portal Facebook, który codziennie gromadzi o swoich użytkownikach terabajty informacji jest idealnym partnerem dla wszystkich firm, które zajmują się przetwarzaniem danych o konsumentach. Nieświadomie (bo nie wierzę, że każdy czyta długie umowy podczas rejestracji, instalacji i aktualizacji tj. terms&conditions) przekazujemy obcym ludziom fragment swojej historii.

Google i Apple należą w kategorii „zbieractwa” do prawdziwych mędrców. Czy zastanawiałeś się kiedyś drogi czytelniku, co dzieje się z hasłami, które wpisałeś w wyszukiwarce? Są one magazynowane, pozycjonowane, a Ty sam jesteś lokalizowany na mapie świata – to nie takie trudne, choć gorzej jest z „obróbką” tych danych. Portale społecznościowe wiedzą kiedy, gdzie i czym zostało zrobione zdjęcie – nie musisz kręcić teraz głową, wystarczy poprosić portal o przesłanie całej swojej aktywności od chwili zalogowania. Co prawda trzeba trochę na to poczekać, ale opasły plik odświeży nam naszą pamięć.

Informacje o nas gromadzone są w calach marketingowych, research’owych czy też w poszukiwaniu aktualnych trendów na rynku. Nasza aktywność w sieci nie jest tajna, na to pozwolić sobie mogą jedynie rządowe instytucje. Choć nie zawsze. Ciekawym przykładem jest kasowanie wpisów przez kancelarię premiera RP na portalu Facebook za czasów sprzeciwu wobec ACTA. Strona rządowa mówiła wtedy, że komentarze zawierały wulgaryzmy - dlatego je kasowano. Program Sotrender służący do analizy danych z portalów społecznościowych, a stworzony przez zespół Jana Zająca wykładającego na Uniwersytecie Warszawskim (wszelkie zagadnienia związane z nowymi mediami) odkrył, że na funpage’u kancelarii premiera wpisy nie były obelżywe, a zwyczajnie antyrządowe. To się nazywa działanie w białych rękawiczkach!

źródło: http://images.businessweek.com
Do potężnych firm zajmujących się przetwarzaniem pozyskanych danych należą Oracle i Salestore, które w sposób ekspansywny pochłonęły inne firmy specjalizujące się w tym zakresie. Warto wspomnieć, że wraz z zapotrzebowaniem na dane o użytkownikach Internetu zwiększa się innowacja w tworzeniu narzędzi ułatwiających i ulepszających ten proces. Nie wspominając już o teleinformatycznym skanerze w postaci wspominanego kilka postów wcześniej Echelon’a.

No i na sam koniec chciałbym jeszcze rozwiać mit o naszej swawoli w Internecie, w obronie której protestowali przeciwnicy ACTA. Internet to wielka farma – pisze Sylwia Czubkowska z Dziennika Gazety Prawnej (25-27 stycznia 2013) – na farmie hoduje się, sadzi, zbiera i doi ludzi. To jeszcze nie koniec podsumowania dzisiejszego wywodu, autorka pisze dalej: „Na jakie strony wchodzą [ludzie], gdzie się rejestrują, jakie filmy oglądają, jakiej muzyki słuchają, co kupują, za ile, z kim się kontaktują, gdzie się znajdują…” To wszystko jest „powszechnie dostępne” w Internecie. Przedmiotem dostępności jesteśmy my. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Płaszczyzny skazane na porażkę (marihuana, związki partnerskie i tolerancja)



Od kilku dni zastanawia mnie kondycja wielu płaszczyzn, których jestem uczestnikiem lub współtwórcą (czasami w nikłym promilu). Są to sfery, które dotyczą tak samo mnie, jak i Ciebie drogi czytelniku, więc myślę, że sprawa jest godna uwagi i refleksji.

Począwszy od świata polityki, można zauważyć, że rozpoczyna się czas trudny dla partii rządzącej, premier Donald Tusk mierzy się z wewnętrznym rozłamem w partii, którego autorem jest minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. To właśnie asumptem konserwatywnego ministra zablokowano ustawę o związkach partnerskich – a dokładniej jej trzy projekty. Nie chce już odwoływać się do retoryki i myśli (a raczej jej braku) posłów z prawicy, bo szkoda mi wersów i czasu. No i oczywiście zastanawiam się kto dał posłom (niezależnie od ich opcji) prawo bycia panami losów i szczęścia innych obywateli.

Dlaczego mamy brać ślub, aby sformalizować swój związek i dlaczego musi to być związek mężczyzna-kobieta (abstrahując od zapisu konstytucyjnego)? Takie ramy nakłada na nas państwo, w którym funkcjonujemy, tradycja, oraz kultura, ale na ognie piekielne, jeżeli ktoś kocha drugą osobę to czy w imię zapisów z innej epoki i utartych kanonów życia mamy mu utrudniać drogę do szczęścia? Moim zdaniem jest to okrutne i egoistyczne. Niektórzy w swoim samolubnym podejściu do życia i współżycia nie rozumieją, że nie każdy odczuwa potrzebę noszenia obrączki i nie każdy kocha w „szablonowy” sposób oraz nie wszyscy chcą przyczynić się do zwiększenia wskaźnika urodzeń. Ktoś kiedyś to nazwał wolną wolą.

Ten problem poruszany jest także we Francji, jednak ze względu na socjalistycznego prezydenta Francisa Hollande (panuje tam system semi-prezydencki, więc ów polityk może dużo), zmiany na tej płaszczyźnie mogą zajść z większym prawdopodobieństwem niż u nas. No i Francja jest krajem laickim, gdzie lobby religijne nie mają wiele do powiedzenia w kwestiach polityki. U nas pod względem ingerencji religii jest znacznie gorzej.

Rozpoczęła się także nagonka na marihuanę, której motywów ani trochę nie rozumiem. A chronologicznie to tak: najpierw okazało się, że Platforma Obywatelska ma tyle wspólnego z ideologią liberalną co Kim Jong Il z demokracją i nie ma co liczyć na jakikolwiek krok ku depenalizacji posiadania marihuany. Następnie nic nie dały „Marsze Wyzwolenia Konopi”, które organizowane są coraz częściej i przyciągają coraz więcej osób. Powstały Ruch Poparcia Palikota ma za mało głosów żeby zmienić skostniałe prawo, a teraz medialne rozgardiasz i brak obiektywizmu w sprawie „Marysi”.

W wywiadzie z dziennikarzemKonradem Piaseckim (TVN, „Piaskiem po oczach”) na portalu natemat.pl, dowiaduje się kolejnych nowości np. że picie alkoholu jest kulturowo zakorzenione, a uznanie papierosów za szkodliwe i ich wycofanie z obiegu to niemożliwy krok ze względu na to, że „po tylu latach jednorazowe zakazanie papierosów wyglądałoby na zbyt mocną ingerencję państwa”. Piasecki twierdzi także, że jeżeli uznano marihuanę za lekarstwo to mógłby popierać jej „obieg medyczny”. Jednakże większość argumentów jest dla mnie zupełnie niezrozumiała, bo przecież noszenie skór, walka o terytorium i niewolnictwo też były kulturowo zakorzenione, ale jednak udało nam się od tego odejść.

Zastanawiam się także nad wszystkim co mnie otacza. Myślałem, że ludzie to istoty, u których występuje w pełni rozwinięty intelekt i abstrakcyjne myślenia. No i się pomyliłem, gdyż brak tolerancji wobec innych to brak intelektu i inteligencji. Sam wielokrotnie doświadczyłem niechęci ze strony rówieśników i innych osób, którym nie podpasowałem. W potwornej instytucji nazwanej gimnazjum dostałem więcej razy „w gębę” niż w całym swoim życiu, nie wspominając już o procesie szkolnego „bullingu”. Nie jestem i nie będę jedyny w tej maszynie, a postawy nietolerancji są widoczne do dziś. Ostatnio w pociągu od wygolonych jegomościów usłyszałem „Nie będę siedział obok tego cwela”. Dziwne i przykre.

„Chciałbym, żeby był ktoś, kogo mógłbym prosić o radę, przy kim nie czułbym się odmieńcem, tylko dlatego się wyżalam i próbuję opisać całą tą niepewność, jaka dręczy mnie już od, och, od około 25 lat.” Te słowa w ostatnich dniach swojego życia napisał Kurt Cobain z zespołu Nirvana. Wydaje mi się, że co jakieś 10-15 lat przychodzi przełom, z którym się nie zgadzamy, który nie zawsze prowadzi do pozytywnych zmian, i który zmienia wszystko nie do poznania. Taki „krach” widoczny był w chwili, gdy tworzyła m.in. Nirvana i Alice in Chains – obaj wokaliści przechodzili przez piekło swojej sławy, lęków narkotyków i niezrozumienia. Ów przełom jest widoczny także dzisiaj, gdy dobra muzyka jest wypierana przez słabą, komercyjną i masową produkcję. Dlatego warto wspierać młodych artystów, których ambicją nie jest nagranie kilku teledysków z gołymi laskami o mdłym, prostackim tekście.

Z nostalgią wspominam dzieła lat przeszłości z zakresu muzyki, kinematografii i literatury. Jednakże kondycja dwóch ostatnich „działów” wydaje się być całkiem dobra. A co do muzyki, to może ja odstaję od standardów tego co dobre. Ciężko stwierdzić, bo nie potrafię sam tego obiektywnie ocenić. Wydaje mi się przez to, że jedyną sferą w której jestem konserwatywny jest właśnie muzyka. 

środa, 23 stycznia 2013

Zabójcza marihuana


Witaj drogi czytelniku! W związku z wydarzeniami, które miały miejsce na poletku krajowym, pragnę skoncentrować się na sprawach bieżących. Mam nadzieje, że niniejszy komentarz będzie ciekawą odmianą od publikowanych ostatnio tekstów dotyczących problematyki dużej wagi, które powinny być jednak "przeplatane" treściami czasowo aktualnymi.

Pragnę nawiązać do artykułów, okładki i być może całej tematyki, którą zajęły się ostatnio dwa poczytne polskie tygodniki - "Newsweek" i "Wprost". Czasopisma wypuściły w tym tygodniu na swoich łamach wywiad z Anną Fryczkowską (pisarką, jeżeli ktoś nie słyszał), w którym autorka opisuje jak doszło do samobójstwa jej syna Stasia i co było tego przyczyną.


Punktem wyjścia "ku odebraniu sobie życia" przez syna pisarki miała być depresja, stany lękowe oraz paranoje wywołane paleniem marihuany. W dalszej części wywiadu Pani Fryczkowska wysuwa emocjonalne i bezpodstawne stwierdzenia, że rozwiązaniem problemów, w których znalazł się jej syn byłoby badanie moczu. Bardziej kuriozalnym jest także stwierdzenie, iż "dilerzy są wszędzie, pod każdą szkołą, pod każdym centrum handlowym. Trawkę łatwiej kupić niż piwo (...)", więc należałoby powołać specjalną fundację do walki z tym zjawiskiem.

Czyżby nikt nie wziął pod uwagę antydepresantów, które zostały przepisane Stanisławowi? Czyżby Anna Fryczkowska nie pomyślała, że z synem trzeba porozmawiać, nawet jak w żartach mówi, że "ma już wszystkiego dość"? Nie winię Pani Fryczkowskiej za jej osobisty żal i nie zamierzam jej krytykować za smutek po śmierci ukochanego syna, lecz w tym wszystkim najłatwiej jest obwiniać czynniki, na które nie ma się wpływu.

Celem nr jeden stała się więc marihuana. Patrząc na okładkę tygodnika "Wprost" można nabrać wrażenia, że semi-nagonka na "trawkę" jest zjawiskiem łańcuchowym i zaraźliwym. Jako zwolennik legalizacji miękkich narkotyków (tak, uznaję ten podział) uważam, że hipokryzja po raz kolejny wzięła górę, a większość rządzących i niektóre media maja klapki na oczach, bo przyzwalają na wódkę i papierosy, a na setki razy mniej szkodliwą marihuanę patrzą jak na cyjanek. Nie będę się jednak rozpisywał w obronie "trawki", bo na ten temat na niniejszym blogu i na innych portalach napisałem już kilkanascie artykułów (wystarczy w wyszukiwarce bloga wpisać "marihuana").

Haczyk złapała też opozycja w postaci Solidarnej Polski i w zasadzie także Prawo i Sprawiedliwość, które od zawsze oponowało wobec wszystkiego. Jednakże to właśnie posłowie z odłamu PiS zaskoczyli mnie swoimi spostrzeżeniami i analizami dotyczącymi właśnie marihuany.

Podczas konferencji prasowej klubu parlamentarnego Solidarnej Polski dowiedziałem sie na prawdę niestworzonych rzeczy i wysłuchałem najbardziej zaściankowej i niemerytorycznych wypowiedzi w ciągu ostatnich miesięcy. Wystarczy przytoczyć jej tematykę aby zrozumieć w czym szkopuł: "Konferencja prasowa - Ile jeszcze osób powiesi się przez Palikota? Solidarna Polska składa projekt ustawy zaostrzającej karę za posiadanie narkotyków".


Wynotowałem sobie nawet kilka wiekopomnych stwierdzeń Patryka Jaki:
"Marihuana i narkotyki to śmierć"

"SP jest opozycją konstruktywną" (trzeba dodać że mają oni 17 miejsc w Sejmie)

"Niestety nie mamy statystyk ile osób umarło od marihuany" (i zapewne nie będą mieli nigdy, bo marihuana jeszcze nikogo w sposób bezpośredni nie zabiła)

"Osoby doświadczone wiedzą jak używać alkoholu (sic!)" (Pan Jaki mówił zapewne o alkoholikach bądź koneserach)

"Jesteśmy przekonani, że mamy rację i dobro zwycięży" (powrót do retoryki "narkotyki to zło")

Konkluzje?

Pomimo stopniowego rozwiewania mitów o narkotykach i "ocieplaniu" wizerunku marihuany, populizm polityczny i pogoń za sensacją w mediach ciągle jest w stanie rozpalić w społeczeństwie nastroje sprzeciwu i protestu. Brak wiedzy, rozmów i merytorycznych działań doprowadza do powstawania sytuacji skrajnych - samobójstwa nastolatka, działania ku zaostrzeniu kary za posiadanie substancji psychoaktywnych czy całkowitego braku zainteresowania ze strony państwa. Nie wszędzie jest tak jak w Polsce, a lepiej zrozumie to ktoś, kto spotkał się z "tym" w innych krajach. Dlatego umieszczam poniżej list Franka Przeradzkiego do "Gazety Wyborczej" o narkotykach w innych państwach. Polecam i żegnam drogi czytelniku.

niedziela, 20 stycznia 2013

(Nie)bezpieczeństwo międzynarodowe


Echelon - system, który jest w stanie monitorować całą globalną komunikację i, w zależności od wersji, wychwytywać zadane słowa kluczowe z konwersacji telefonicznych, połączeń internetowych i innych metod łączności, globalna sieć wywiadu elektronicznego powstała przy udziale USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii.
informacja z portalu http://ipsec.pl

Brzmi futurystycznie lub orwellowsko? Możliwe, jednak ów system działa naprawdę i potrafi wychwycić z rozmów telefonicznych i przekazów interaktywnych konkretne słowa lub konfigurację słów. Wszystko po to, aby obywatel czuł się bezpiecznie. Jak widać, czasami bezpieczeństwo przeplata się z inwigilacją społeczną. W jakim kierunku zmierza zatem bezpieczeństwo międzynarodowe w XXI wieku?

Kiedyś, gdy na arenie międzynarodowej uczestniczyły państwa, które nie myślały o rozwiązywaniu sporów w sposób koncyliacyjny, panowała między nimi gra o sumie zerowej (ang. zero sum game) - sytuacja gdzie jedna strona zyskiwała kosztem drugiej. Wraz z rozwojem cywilizowanych metod dochodzenia do kompromisu zaczęto definiować pojęcie bezpieczeństwa. Z początku ten stan określany był jako brak wojny i zagrożenia, a taki opis to bez wątpienia ujęcie negatywne. Bezpieczeństwo w ujęciu pozytywnym było zatem sytuacją, w której przeciwstawiano się zagrożeniu. Według Ryszarda Zięby, bo do niego należy powyższe ujęcie terminu "bezpieczeństwo", opisywany stan to także pewność, która wynika bezpośrednio z działań podjętych w celu zachowania pokojowego status quo. Generał Stanisław Koziej określa bezpieczeństwo jako "zapewnienie możliwości przetrwania, rozwoju i swobody realizacji własnych interesów w konkretnych warunkach, poprzez wykorzystanie okoliczności sprzyjających ... itd.". Jednakże to wszystko to zaledwie teoria i wierzchołek góry lodowej.



bezpieczeństwo? - jedno z najlepszych zdjęć 2011 roku wg Newsweeka
 Bezpieczeństwo (również międzynarodowe) posiada wiele aspektów. Do tych głównych zaliczyć można m.in.: bezpieczeństwo produkcji, prawo do rozwoju, prawo do dobrego środowiska, prawo do wyboru opcji gospodarczych (czyli ile i na co wydawać pieniędzy podatników) itd. Nie można zapominać o pomijanym często w polskim dyskursie politycznym bezpieczeństwie energetycznym. Brak dostaw energii wywołałby bowiem katastrofalne skutki zarówno w skali mikro jak i makro. Wystarczy sobie wyobrazić, co by było, gdyby nie zareagowano odpowiednio przy odłączeniu dostaw prądu do większego miasta. Bez zasilania zapasowego (które przy permanentnym braku dostaw też nie starczy na długo) ludzie mogą umierać w szpitalach, staną windy w wieżowcach, na skrzyżowaniach zapanuje chaos, a analitycy i informatycy pracujący na komputerach podłączonych do zasilania nagle staną się bezużyteczni. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest prewencyjne działanie w tym obszarze, dywersyfikacja źródeł energii (najlepiej oparcie na rozproszonych, małych i własnych OZE) oraz reagowanie kryzysowe w razie wystąpienia sytuacji takiego zagrożenia.

Manhattan bez prądu - źródło: http://www.theatlantic.com 
Podstawową zasadą w obronności wewnętrznej i zewnętrznej jest fakt, że realny obraz zagrożenia nie jest łatwy do uchwycenia - inaczej nie można by mówić o niespodziewanych atakach i nieoczekiwanych zdarzeniach. Podczas zimnej wojny dwa przeciwstawne obozy stały naprzeciw siebie i czekały na ruch przeciwnika prognozując równocześnie rozwój wydarzeń. Obowiązująca zasada MAD (Mutual Assured Destruction), w myśl której po zmasowanym ataku przeciwnika nastąpiłby w równoległym czasie zmasowany odwet zrównując obu adwersarzy z ziemią. Co ciekawe takie działanie (de facto bez żadnego działania) miało gwarantować trwały pokój. Dzisiaj należy przedefiniować bezpieczeństwo po zakończeniu zimnej wojny, gdyż zmieniła się cała "infrastruktura" międzynarodowa, a państwa przybrały odmienne strategie.

Narzędziami do realizowania skutecznego bezpieczeństwa międzynarodowego jest m.in. dyplomacja i wywiad. Drugi z instrumentów stanowi pierwszą linię obrony w postaci działania prewencyjnego. Co również istotne, należy zakładać, że w stosunkach z innymi aktorami sceny międzynarodowej polityka i stosunki bilateralne są prowadzone w sposób racjonalny. Negocjacje z państwami "nieracjonalnymi" (np. Korea Północna i Iran) powinny zatem według rekomendacji ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa zawierać więcej elementów zachęcających (przynęty) niż używania gróźb werbalnych. Konieczny jest także dialog i przeświadczenie irracjonalnego adwersarza o naszej sile, gdyż pozwoli to (w razie zaistnienia takiej sytuacji) na stworzenie podwali do tworzenia bezpieczeństwa.

polskie wojsko - źródło: http://rc.fm

Do pytań, na które możemy odpowiedzieć w sposób subiektywny, należą pytania o stan sił zbrojnych (tj. dopasowanie do obecnych warunków) i potrzebę większej bądź mniejszej liczby wojska. W Polsce jest ok. 95 tys. żołnierzy. Na więcej nas zwyczajnie nie stać, a taka ilość pozwala utrzymać stałe finansowanie tego sektora w granicach 1,4-1,75 proc. budżetu naszego państwa. Panaceum na problemy związane z bezpieczeństwem zewnętrznym nie zawsze jest bowiem "ilość bagnetów", ale jego jakość (wyszkolenie) i skuteczność innych wymienionych wcześniej instrumentów. Niezbędne jest także przystosowanie społeczeństwa do stanu zagrożenia w postaci reagowania kryzysowego i edukacji z zakresu tego zagadnienia.

Wiedzę o podstawowych zachowaniach w razie "awarii" systemu bezpieczeństwa powinny przekazywać także media publiczne, lecz jest to temat na inny artykuł. Można dodać tylko, że w polskich mediach występuje opór wobec odpowiedzialności za stan świadomości obywateli oraz przesycenie rozrywką i sensacją zamiast promowania lub choćby "przemycania" informacji o stanie bezpieczeństwa państwa  (wewnętrznego i zewnętrznego). Takie "komunikaty" przydałyby się choćby po zajściach z 11 listopada ubiegłego roku, czy po akcji z Sanoka - nikt nie wie bowiem, czy to sytuacja bezprecedensowa czy mająca tendencję do częstego powielania.
S. Koziej, Między piekłem a rajem: szare bezpieczeństwo na progu XXI wieku, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2006, s. 9. 

W czasach rosnącego prymitywnego nacjonalizmu sytuacja w Europie zaognia się, aby temu przeciwdziałać konieczne jest zarówno współpraca państw w ramach UE jak i właściwe reagowanie aparatów przymusu i służb w poszczególnych państwach. Nie zapominajmy także, że poziom bezpieczeństwa narodowego to sfera składająca się z wielu czynników, według gen. Kozieja są nimi środki gospodarcze, ochronne, informacyjne i militarne. Jednak po stronie szans, wyzwań i zagrożeń stoi także całe społeczeństwo - czyli my. 




Do napisania niniejszego artykułu nakłoniło mnie spotkanie z dr Andrzejem Kokoszką - ekspertem Niezależnej Komisji ds. Rozbrojenia (lata osiemdziesiąte),  pracownikiem naukowym (w Polsce i Stanach Zjednoczonych), byłym pracownikiem MON, doradcą ministrów i premierów oraz człowiekiem, który pełni jeszcze wiele innych funkcji.

Korzystałem z książek:

Koziej S., Między piekłem a rajem: szare bezpieczeństwo na progu XXI wieku, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2006

Zięba R. (red.), Bezpieczeństwo międzynarodowe po zimnej wojnie, Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2008

środa, 16 stycznia 2013

Muzyka przeciwko konfliktom zbrojnym

Od czasów, kiedy ludzie zaczęli grupować się w grupy i rozpoczęli tworzenie struktur społeczno-politycznych trwają konflikty zbrojne. Od wojny peloponeskiej po wojnę domową w Syrii i Mali ludzie przelewają krew w imię jakiejś wartości, bądź jej braku. Działania militarne przez całą historię ludzkości pociągnęły za sobą miliardy istnień, okaleczyły jeszcze więcej, a setkom milionów zrujnowały życie. Nikt nie wygrywa wojny, zawsze jest ona symbolem przegranej ludzi - ich pojednania, negocjacji, działań dyplomatycznych i dobrej woli. Muzyka nie pozostała obojętna do ogromu zniszczenia jakie czynili i czynią ludzie.

Kiedy w przeglądarce wpisze się frazę "anti war songs" wyskoczy lista dziesiątek piosenek, które nawiązują do najrozmaitszych wojen. Jest to dowodem tego, że każdy konflikt nakłania muzyków do wystosowania apelu do społeczeństwa, a najlepszym nośnikiem są piosenki. Artyści w rozmaity sposób sprzeciwiają się lub podważają słuszność interwencji zbrojnych, dlatego antywojenne teksty znalazły swoje miejsce w gatunkach  muzycznych od hip-hopu po ekstremalny metal.

Postanowiłem sporządzić listę piosenek, które nie zostały zaczerpnięte z Internetu, a należą do mojej "prywatnej kolekcji" utworów podważających zasadność wojny. W stworzeniu listy trochę pomogli mi rodzice i dziadek dorzucił coś ze swojej muzycznej młodości. Muszę podziękować także mojemu dobremu koledze Kamilowi, który był inspiracją do tego, aby "napisać o tym post". Pragnę na wstępie zaznaczyć, że w mojej liście nie ma chronologii ważności piosenek, nie jest ona ułożona pod jakikolwiek schemat, występuję w niej jedynie motyw przewodni - muzyka przeciwko konfliktom zbrojnym.

I w tym własnie miejscu proszę Cię drogi czytelniku, abyś usiadł wygodnie w miejscu, w którym czytasz ten post. Wyłącz wszystko co odciąga Twoją uwagę, załóż na uszy słuchawki lub włącz głośniki i poświęć kilkanaście (lub może trochę więcej) minut na krótką historię protestu zawartą w wersach piosenek.

Alice in Chains - Rooster

Piosenka tego kultowego grungowego zespołu nawiązuje do wojny w Wietnamie i tragicznej sytuacji żołnierzy amerykańskich, którym przyszło walczyć w cudzym konflikcie, który w ostateczności przegrali. Wietnam na trwale wpisał się jako konflikt zbrojny zakrawający o obłęd, zarówno ze względu na warunki, które tam panowały (i niedostosowanie do nich żołnierzy USA) jak i degenerację samych walczących - wielu przyjmowało narkotyki, aby "jakoś przetrwać".

My Chemical Romance - The Ghost of You

W emocjonalny sposób (charakterystyczny dla tego gatunku), piosenka przypomina tragedię oddziałów, które 6 czerwca 1944 roku podczas II wojny światowej miały desant na Omaha Beach. Tragizm ma tu dwie płaszczyzny, po pierwsze, jest to piekło dla wszystkich par, które musiały się pożegnać przed wyruszeniem na front, po drugie, ze względu na położenie Amerykanów "szturmujących" niemieckie pozycje. 

Green Day - Wake Me Up When September Ends

Główny motyw tego utworu jest bardzo podobny do poprzedniego. Po raz kolejny eksponowana jest najcięższa chwila rozstania, jaką przyszło przeżywać parze. Chłopak, aby udowodnić sobie (i wszystkim innym) zaciąga się do wojska i jedzie do Iraku. Piosenka nagrana w 2005 roku, a więc czasie, gdy w tym konflikcie ginęło na prawdę wielu. 




System of a Down - War?, Sugar, Boom

Pomimo braku chronologii to własnie od "Systema" powinienem zacząć całą listę. Jest to bowiem zespół określany niekiedy mianem "political rock", gdyż w dużej mierze piosenki tego zespołu poruszają motywy antyrządowe (jeszcze kiedy u władzy był największy z ignorantów i cyników - G.W. Bush). Wokalista Serj Tankian śpiewa w zasadzie o wszystkich większych konfliktach, które były bez sensu i pociągnęły za sobą tysiące istnień. Piosenka "War?" to potępienie wojny jako takiej, "Sugar" pokazuje jak bardzo rządy wpływają na degradację jednostki, która zostaje wysłana lub wplątana w konflikt zbrojny ("Ludzie mnie ciągle gonią, chcą wcisnąć moją twarz w ziemię, to co chcą na prawdę zrobić, to wyssać mój pierdolony mózg"), z kolei "Boom" jest protestem przeciwko działaniom rządów państw, których szaleńcza polityka pociąga za sobą niezliczone ludzkie istnienia - wystarczy obejrzeć teledysk i zdać sobie sprawę z ogromu protestu na całym świecie.

Fokus - Lament

W tym hip-hopowym utworze były członek legendarnej Paktofoniki szkaluje wojny (religijne), w których dopuszcza się wszelkie okrucieństwa wobec ludzi. Raper dziwi się, że ludzie nie mogą przestać się zabijać, a wojna od zawsze jest w naszych genach. Fokus twierdzi także, że nie rozumie dlaczego ludzie muszą ginąć za oficjeli, ropę, wodę i "szpryce".

Czerwone maki pod Monte Casino

Nie jest to zapewne piosenka stricte wpisująca się w kanon przedstawianych utworów, lecz uważam, że każdy utwór patriotyczny ma w sobie element cierpienia i tragedii. "Czerwone maki" polecił mi mój dziadek, a sama piosenka (jej dwie pierwsze zwrotki i refren) powstała natomiast w nocy z 17 na 18 maja 1944 podczas bitwy pod Monte Casino. Walczył tam brat męża mojej cioci i może dlatego ta piosenka ma dla mnie szczególne znacznie.

The Fugees - Ready or Not

Legendarne trio raperów - Lauryn Hill, Wyclef Jean i Prass Michel - w swoim utworze porusza ciężki los uchodźców, uciekinierów i wszystkich osób, które walczą w cudzej sprawie. Wystarczy spojrzeć na tytuł "Gotowy czy nie", aby odpowiedzieć sobie na pytanie o gotowości ludzi do określonych działań (walki czy ucieczki). Co również charakterystyczne dla The Fugees, ich teksty mogą  być interpretowane na każdy możliwy sposób, więc nie należy traktować mojej wizji za pewnik.

Fallout Boy - I'am Like A Lawyer With The Way I'am Always Trying to Get You 

Punkrockowy Fallout Boy ukazuje nam Północną Ugandę z jej tragiczną sytuacją. Na początku lat dziewięćdziesiątych doszło tam do ludobójstwa pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu, a świat pozostawał bezczynnie bezradny wobec najokrutniejszej przemocy, która dotykała także najmłodszych. To również w Afryce dzieci zostały wyposażone w karabiny, aby nierzadko pod wpływem narkotyków walczyć w konfliktach zbrojnych i plemiennych dorosłych.

Serj Tankian - Empty Walls

Charyzmatyczny frontmen zespołu System of a Down w swoim solowym projekcie ciągle nie pozostaje obojętny wobec konfliktów zbrojnych. W jego alegorycznym teledysku "na celowniku" znajdują się wszyscy, którzy doprowadzają do śmierci, cierpienia i okaleczenia ludzi podczas starć militarnych. Tankian podkreśla również pustkę i beznadziejność sytuacji ludzi, którym przyszło znaleźć się w wirze działań zbrojnych - "chcę żebyś był po drugiej stronie pustych ścian".



Pink Floyd - Bring the Boys Back Home

Nie trzeba pisać o albumie "The Wall", aby bez zahamowania umieścić piosenkę "Bring the Boys Back Home" na niniejszej liście. Bohater płyty młody Pink, odkrywa, że po powrocie żołnierzy z wojny wśród mężczyzn nie ma jego ojca. To jeden z najcięższych momentów w życiu każdego dziecka, które dowiaduje się, że jego rodzic zginął na wojnie. Ten problem porusza także Mike Shinoda w utworze poniżej.

Fort Minor - Where'd You Go

Jongmen i Potar - "Wstawaj i walcz"

Tym razem polski hip-hop opowiada los żołnierza na froncie. Raperzy ukazują w swoich tekstach problemy wszystkich wysłanych na front: "Nie myślisz o zmęczeniu, choć spałeś bardzo krótko, to nie jest zwykły problem, który można przepić wódką". W piosence pojawia się motyw pokrzepienia dla każdego, kto został wysłany, aby na obcej ziemi osiągać jakiś cel - stąd tytuł mający pokazać wytrwałość samych walczących.

Genesis - land of Confusion

Fill Colins ze swoim zespołem w nietuzinkowy sposób (teledysk!) ukazuje problemy związane ze światem w którym przyszło nam żyć. Genesis piętnuje zimnowojenne działania, które zostały rozpętane przez rządnych władzy - zarówno z reżimów demokratycznych jak i niedemokratycznych. Widać to doskonale w refrenie piosenki: "Jest zbyt wielu ludzi, którzy stwarzają zbyt dużo problemów, czy nie widzisz, że to kraina rozczarowania".


Heven Shall Burn - Endzeit i Otep - Warhead

Utworami zamykającymi listę są piosenki ekstremalnego buntu. W powyższych utworach sprzeciw wobec ludzkiej głupocie i bezmyślnym działaniom prowadzącym do śmierci wielu istnień przedstawiony został w formie bardzo dobitnej (i głośnej). Czasami, aby zostać usłyszanym trzeba być głośnym i szokującym. Taki jest własnie "Endzeit" i "Warhead" - wystarczy posłuchać, aby uświadomić sobie dlaczego tak stwierdziłem. 


Wojna jest skończona
(jeżeli tego chcesz)

- John Lennon i Yoko Ono






sobota, 12 stycznia 2013

Niesamowita siła informacji

W XXI wieku, kiedy listy i depesze dochodzą nie w miesiąc czy kilkanaście dni a kilka minut widać, że świat się skurczył do niesamowitych rozmiarów. Nie jest to jednak zmiana rozmiarów naszej planety, ale ograniczenie czasu przesyłu informacji między punktem A i punktem B. Największe (i najważniejsze zarazem) ośrodki i instytuty funkcjonujące w państwie koncentrują się na pozyskaniu informacji - obecnie bezcennego dobra.

Kilka dekad temu Marshall McLuhan w swojej (na tamte czasy) futurystycznej wizji  trafił w samo sedno tego, co ma miejsce dzisiaj. Pochodzący z Kanady teoretyk komunikacji zapowiedział powstanie globalnej wioski (ang. global village), gdzie nowoczesne media elektroniczne nie będą posiadały barier czasowych w przekazywaniu informacji odbiorcom. I tak rozwinęła się globalna i masowa komunikacja, na mocy której funkcjonuje praktycznie nieograniczony Internet, którego uczestnicy potrafią walczyć o jego kształt i charakter, co było doskonale widać w sprawie ACTA.

O informacje toczy się również wojna. Pomimo tego, że tylko 5 proc. wszystkich informacji to informacje supertajne, specjalne służby (np. amerykańska CIA, rosyjska CBP czy niemiecka BND) za cel postawiły sobie zdobycie tych przekazów. Inne informacje mają zostać zdobyte przez nich w sposób wyprzedzający. Skuteczność wywiadu zależy od poparcia instytucji państwowych, co w praktyce oznacza głównie nakłady finansowe idące na ten cel. Za pieniądze można zdobyć środki wywiadu, którymi są: satelity, podsłuchy, komputery, karty bankomatowe oraz kontrola tych środków u obcego państwa. Dlatego Julian Assange w oczach służb dyplomatycznych i tajnych stał się "informacyjnym terrorystą", który działa na niekorzyść dyplomacji bilateralnej i stabilności interesów narodowych.

Obecna informacja posiada także elementy dopełniające. Jednym z nich jest socjotechnika, która stanowi panaceum na zdobycie lub odwrócenie uwagi odbiorcy - prawda i fałsz lądują wtedy w przekazie na drugim miejscu. Informacja jest obecnie najdroższą usługą, a jej cena rośnie wraz z jej nośnością i świeżością. Aby informacja docierała do jak najszerszego grona odbiorców nie wystarczy już tylko (tak jak kiedyś) radio czy prasa. Nieodłącznym elementem łańcucha informacyjnego stały się koncerny prasowe i medialne, które dzięki swojemu ogromowi (czynniki produkcji) i kapitałowi kształtują nowy świat mediów. Dobrym przykładem takich gigantów są: BBC, CNN, Al-Jazeera (o której więcej potem), Ria Novosti czy AOL. To one przyczyniają się do powstawania mediokracji (zachęcam do obejrzenia filmu o Włochach i ich mediach za czasów rządów Berlusconiego - "Videokracja"). Ów mechanizm bazuje na sterowaniu ludzkimi uczuciami - tak tworzą się uczucia paniki, solidarności i stabilności wewnętrznej - oraz w sposób wyrafinowany wchodzi w strefę polityki budując swoiste lobby.

Są także informacje i media (oraz dziennikarze!) drugiej kategorii, a należą do nich czasopisma i gazety bulwarowe - TheSun, Evening Standard, Daily Mirror, Bild, Fakt, Super Express itp.W przypadku tych "gazet" nie mamy do czynienia ze współodczuwaniem i traumą, ale z emocjami i tanią sensacją. Przykładów nie trzeba szukać daleko, bo wystarczy przywołać "sesje" Katarzyny W. w stroju kąpielowym (na koniu!) dla Super Expressu. I należy zdać sobie sprawę z jednego - nie ma neutralnej informacji. Na rynku mediów funkcjonuje także zasada, która głosi: "albo jesteśmy szybcy i spektakularni albo bardziej wiarygodni" jesteśmy jak czarnoksiężnik, który przyzwał demony i musi je kontrolować.

Powracając na samym końcu do Al Jazeery, nie wiem czy zdawałeś sobie sprawę drogi czytelniku, ale w tym koncernie medialnym 25 proc. udziałów posiadają szejkowie z Kataru, a pozostałe 75 proc. ma Bractwo Muzułmańskie. Wymienione przed chwilą ugrupowanie doszło do władzy w Tunezji, Egipcie i próbuje dojść w Syrii (choć w Egipcie coś im nie wyszło). Trzeba powiedzieć głośno: to Al Jazeera sterowała Rewolucja Arabską i ma ogromny wpływ na "poderwanie tłumów" w Maghrebie i Mashreku. Nawet Hamas liberalizował się pod wpływem tych większościowych właścicieli Al Jazeery, ale pod naciskiem ekstremistów pozostał takim jaki był.

Konkludując. W czasach globalnej wioski i przełomowym momencie, gdy skrótowość informacji nabiera zastraszającego tempa nie dajmy się zwariować. Trzeba przyjmować informacje z chłodnym dystansem i wątpliwością, analizować wszystkie fakty i konfrontować je z oficjalnymi stanowiskami podmiotów. Bez tego będziemy konsumentem lawiny medialnego szaleństwa.

Do napisania artykułu wykorzystałem informacje zdobyte podczas spotkania z gen. Gromosławem Czempińskim oraz Mariuszem Borkowskim (byłym korespondentem BBC)

środa, 9 stycznia 2013

Standard życia

Witaj drogi czytelniku. Nie zapomniałem o Tobie, byłem jednak zajęty spisywaniem wielu rzeczy dotyczących polityki krajowej - ot takie kalendarium ważniejszych wydarzeń politycznych, które ma być pomocne podczas moich dalszych losów. W ramach usprawiedliwienia powiem jeszcze, że od kilku dni wysyłam codziennie ponad 200 maili w związku z stażem w którym uczestniczę (nie, nie są to moje jedyne obowiązki).

W naszej ramach zaburzonej komunikacji
Ograniczenie czasu nie zwalnia mnie jednak od obowiązku komunikacji z drugą stroną, czyli Tobą - odbiorcą. Kiedy sporządzam ów "kalendarium" odnoszę wrażenie, że wszystko co nie jest zapełnione informacjami i filmami dokumentalnymi (a jestem odbiorcą wielu treści) to zwyczajne pranie mózgu, na które wyrażamy przyzwolenie. Medialny obraz staje się obrazem iście prymitywnym, a nasze myślenie ograniczone jest do minimum o ile w ogóle występuje. Od dawna ubolewam przez to nad setkami reklam i innych "zapychaczy", które może i obniżają koszty transmisji i druku, ale także rozpraszają uwagę i psują odbiorców. Czy można już wierzyć tylko starej dobrej książce?

Najgorsze jest to, że każdy z przekazów chce nas zawłaszczyć tylko dla siebie, a pokazywane produkty krzyczą "kup mnie!", "jestem Ci potrzebny", gdy w zasadzie wszystkie nasze potrzeby są już zaspokojone, tj. mamy osiągnięty pewien standard życia, lecz ze względu na galopujący konsumpcjonizm czujemy niedosyt. No i się zaczyna: lepszy samochód, nowe ubrania, buty i torebki, nowy telefon, telewizor, kamera, mieszkanie, ładniejsza dziewczyna, lepsza okolica, najnowsze gadżety i produkty, z których zrobimy danie ze znanej książki kucharskiej. Kiedy mamy już to wszystko można wkroczyć na jedną z dwóch dróg. Pierwsza, to pustka i pytanie "co dalej?", druga, to sieć kolejnych, wygenerowanych przez rynek (ten czy inny) potrzeb. A przecież wszystko czego potrzebujemy jest w nas samych. 

Trochę z mojego kalendarium
Patrzę jak Igor Tuleja tłumaczy się ze swoich słów o "metodach przypominających stalinowskie", a wszystko w odniesieniu do działań CBA w sprawie wyroku doktora G. Sędzia Igor (bo taki fach wykonuje) mów o zajściu dosadnie i to mi się w nim podoba. Osobiście nie mam cienia wątpliwości co do klęski IV RP na każdej z płaszczyzn, a w szczególności piętnuje ówczesną politykę ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który znalazł kozła ofiarnego w postaci doktora G. No ale przeszłości się nie zmieni, można jedynie starać się aby tacy ludzie pokroju polskiej prawicy nigdy nie doszli do władzy  Co do samej sprawy "wielkiej korupcji" i akcji "Mengele" (tylko idiota stosowałby takie porównanie), ciężko jest wykorzenić w narodzie "dobry gest" w stosunku do lekarzy, którzy udzielili pomocy. PiS i reszta prawicy nie jest w stanie tego zrozumieć, jeżeli cokolwiek obecnie rozumieją. A fakty świadczą o tym, że do ich betonowych głów dochodzi coraz mniej.

Młodzieży!
Po raz kolejny pojawia się debata o wprowadzenie do szkół "wychowania o seksualności" jako przedmiotu obowiązującego już od pierwszej klasy. Fronda i jej reprezentant w postaci pana Terlikowskiego są oczywiście przeciwni, wychodzę z założenia, że według nich wyrocznią w sprawach seksu i życia uczuciowego młodych jest kościół, a później (mimochodem) wiedza z internetu. Coś w stylu "Nie znam się to się wypowiem".

Zobaczymy co będzie z projektem pani Nowickiej z Ruchu Palikota, w którym sprawy miałby zostać objaśnione dzieciom i młodzieży "takimi jakie są", bez głupawego zabarwienia katechetycznego. Tego potrzeba w czasach, kiedy gimnazjaliści w wieku 13 lat mają z sobą kilku partnerów seksualnych, a ponad dwudziestoprocentowa  grupa w wieku nastu- lat przyznaje się do korzystania z usług prostytutek. Niech młodzi nauczą się zakładać prezerwatywy i unikać tym samym niechcianych ciąż - edukacja nie boli, a pozwala zmienić życie.

I na sam koniec
Zamieszczam materiał dotyczący anonimowości w sieci lub też problemu jakim jest brak osobowości w strefie wirtualnej. Sam staram się być realnym sobą, tj. Edgarem Czop i nie używam żadnych mrocznych/słodkich/bajkowych/filmowych/etc. pseudonimów, które pozwoliłby mi ukryć się w Internecie.  Jednak nie każdy tak chce i nie każdy może. Tak więc polecam poświęcić swoje cenne 8 minut (firmuje to księgarnia PWN!).