Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

czwartek, 23 maja 2013

Jesteśmy pasażerami



Co dają takie wycieczki oprócz tego, co później wyciągniesz z nich sam? Jesteś tylko turystą, w krainie czyjegoś cierpienia, aż w końcu nie możesz się od niego uwolnić, zabierzesz je ze sobą do domu, za autostradę, na drugą stronę kraju albo oceanu. To ci nie da spokoju.
Fragment artykułu z „Courrier International” o gangach w Los angeles

Paraliż komunikacji miejskiej utrudnia życie w każdym mieście. Tak samo jest w Warszawie i jej aglomeracji. Nie można dotrzeć z punktu A do punktu B w czasie X. Wynikiem równania jest wielkie zdenerwowanie i o wiele wypowiedzianych „kurwa” i „ja pierdole” za dużo. Twarze pobudzonych ludzi, ich głęboki grymas i ponurość, wpisują się w brzydotę peronów, ale kontrastują z pięknem maja. Ludzie za problemy w każdej komunikacji zawsze obarczają innych, bardzo rzadko siebie. To wielki błąd. Powinniśmy zacząć od areligijnego rachunku sumienia. Czasami jednak, pomimo wszelkich starań, ciągle nie można nic zrobić, nie dotrze się na miejsce, a plany i przygotowania spieprzone. Wszystko przez paraliż komunikacji. Trzeba podróżować dalej, mimo opóźnień.

Jestem pasażerem, tak samo jak i Ty drogi czytelniku. Zwiedzamy różne miejsca, miasta, państwa zdobywając wiedzę lub tracąc czas. Czasami rutynowo wsiadamy do autobusu, tramwaju, pociągu, czy czegokolwiek, co dowiezie nas tu-a-tu. W innych przypadkach nasza podróż jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Oprócz stałych widoków w tych rutynowych eskapadach, bardzo często spotykamy ludzi, którzy będą jechali z nami tylko raz. A może to ja sam nigdy nie miałem głowy do spamiętania ich twarzy? Tylor Durden z „Podziemnego Kręgu” określił te osoby jako „jednorazowych znajomych”, bo każda rozmowa, gest czy zachowanie wobec nich będzie możliwe tylko raz. Ja jednak pamiętam wiele jednorazowych spotkań, które wniosły sporo do mojego życia i dały mi wiele do myślenia. Czy zatem warto angażować się w te pozornie błahe konwersacje i konwenanse? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć sobie samemu.

Marla the big tourist - źródło: deviantart.net
Młodzi i staży, dobrze i źle ubrani, czyści i brudni , zabiegani i nie spieszący się – tacy są ludzie, w każdej kulturze, w każdym mieście, no i w każdym z wielu środków transportu. Mamy jakiś cel w swojej „wycieczce”. Ja go poniekąd zgubiłem, tą najważniejszą idee, która była motorem napędowym mojego działania. Teraz żyje tak, jak marynarz w statku bez żagla z rozpieprzonym sprzętem do nawigacji. Wciąż jednak opieram się na gwiazdach, które są moim ostatnim kompasem. Ryzyko utraty drogi to domena zaawansowanego podróżowania i nowoczesnego społeczeństwa, trzeba się z tym liczyć i zawsze mieć to gdzieś „z tył głowy”, bo jak głosi tekst znanej piosenki „wszystko się może zdarzyć”.

Marla... the big tourist. Her lie reflected my lie. Suddenly, I felt nothing. I couldn't cry, so once again I couldn't sleep.
Narrator z filmu „Fight Club”

Poprzez kontakt z innymi ludźmi, nieważne czy są to osoby z naszej podróży czy innych sytuacji, zyskujemy poszerzenie wiedzy i świadomości. Jednak muszą być to ludzie inni od nas. Pewna turecka pisarka powiedziała, że przez kontakt z osobami, które mówią, myślą, wyglądają i ubierają się tak samo jak my, nie odkrywamy nic nowego i trwamy w tym samym stanie. Jest w tym sporo prawdy. Różnorodność to bardzo ważna cecha, bez niej popadamy w śmierdzące ideologie i zamykamy się na innych. Dlatego kosmopolityzm jest pożądany w rozwijających się i rozwiniętych metropoliach, a marginalizowany i ograniczany w małych prowincjonalnych miejscowościach.

Uproszczenia i stereotypy bardzo ciężko zmienić. Choć w pociągu, tramwaju czy autobusie większość ludzi stara się tłumić swoje uwagi i postawy (to cecha ludzi kulturalnych), ale niejednokrotnie brud wylewa się do przestrzeni publicznej i oblewa innych. A w Polsce łatwo jest upraszczać. Ludzie dowiadują się, że palisz marihuanę – jesteś ćpunem. Nie masz dziewczyny plus inni nie widują cię z nimi – jesteś pedałem. Jesteś homoseksualistą – musisz wyglądać i zachowywać się dziwacznie. Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność. To głupie i bolesne. Choć mam nadzieje, że kiedyś, w przyszłości, dojrzejemy do tolerancji i przestaniemy zaglądać ludziom do mieszkań, a w szczególności sypialni.

Komunikacja wygląda inaczej poza Polską. Rosyjskie metro jest zatłoczone i zróżnicowane pod względem stacji, pasażerów i ich interakcji, tak samo jest w Paryżu, a inaczej w Brukseli. Odmiennie jedzie się z setką ludzi w zatłoczonym pociągu czy autobusie w New Deli i Pekinie, a jeszcze inaczej w luksusowym pociągu na linii Hamburg-Munster. Podróżowanie to luksus rozwiniętych i rozwijających się państw. Kultura i region warunkują interakcje.

 W Syrii ludzie nie mają infrastruktury, w Iraku rebelianci wysadzają ulice i pojazdy w imię „wyższych racji”, a w Korei Północnej ulice są puste, bo samochód posiadają tylko elita oraz partyjni i wojskowi notable. Pierwsze z wymienionych państw ma szczególny problem - nosi on imię „nienawiść”. Siły władcy Syrii – Baszara al-Asada - nienawidzą rebeliantów (z wzajemnością) i przez to codziennie odbywają się egzekucje, ostrzały, przejęcia miast i porwania. Krew płynie po obu stronach, a rozwiązania nie widać od wielu miesięcy. Tak samo jak nie ma końca listy nazwisk poległych w starciach. Muszę wspomnieć, że są wśród nich dzieci, które nigdy nie pojadą pociągiem, ani nie spotkają rówieśników na stacji czy przystanku. To dzieci Alepo i Damaszku.

Taki jest nasz świat drogi czytelniku. Szybki i brutalny, a w sytuacji, kiedy nie możesz się do niego przystosować pozostaje jedynie frustracja i żal, które trzeba nosić w sobie. Wszyscy jednak podróżujemy i mamy jakiś cel który definiuje to, kim jesteśmy. Inni ludzie, pomimo tego, że niekiedy określamy się mianem introwertyków i osób aspołecznych, dają nam impuls do działania i sprawiają, że dni nie są szare i liniowe. Czasami jednak zdarza się tak, że jesteśmy jak pasażerowie, którzy zgubili cel swojej wyprawy i nie wiedzą kiedy wysiąść z pojazdu, którym się poruszają. Różnie przecież bywa.

W kontaktach z ludźmi musimy pamiętać, że nie są to istoty kierujące się logiką. Mamy do czynienia z istotami powodowanymi emocjami, pełnymi uprzedzeń i dumy wynikającej z próżności.
D. Carnegie „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”

niedziela, 12 maja 2013


Każdy ma w życiu jakiś cel, przystań, do której płynie, bezpieczne miejsce. Nieważne jak bardzo będzie zaprzeczał, że wszystko mu jedno, a świat go nie obchodzi, za każdym razem we wnętrzu pozostanie mała nadzieja na to, że może być inaczej. Wszyscy walczą przecież o to samo – o własne szczęście.

Ostatnie dni sprawiły, że wszystko, co wcześniej sprawiało mi radość i było „standardem” działania, stało się nieważne i bez sensu. Los rzuca nami w różne strony, uczucia rozrywają wnętrze, a ludzie, którzy nas otaczają coraz bardziej zapominają o tym, że tak bardzo chcielibyśmy porozmawiać i po prostu przy nich być. To zarazem bardzo proste i nieskończenie skomplikowane.

Porzucony sam ze swoim piekłem myślałem, żeby zrobić ostatni wpis do tego bloga – projektu, o który dbam i pielęgnuje. Bo wydawało mi się, i w zasadzie ciągle mi się tak wydaje, że w sytuacji, gdy jesteśmy targani sprawami codziennymi powinniśmy usiąść i pomyśleć, a nie marnować czas na inne rzeczy. Powinniśmy walczyć o wszystko co kochamy, bez względu na środki.

Film „Zawsze Obcy” wyświetlany w ramach festiwalu Planete  Doc, który miałem przyjemność obejrzeć z dziewczyną, która jest dla mnie wszystkim, po raz kolejny uświadomił mnie w kilku kwestiach. Po pierwsze, jeżeli do szczęścia konieczna jest walka, którą będziemy musieli stoczyć, warto, aby to zrobić. Po drugie, należy doceniać to co się ma i kochać ludzi za to jakimi są – ze wszystkimi ich wadami i zaletami – bo drugiego dnia może przywitać pustka, której niczym nie zapełnimy. Po trzecie, trzeba wiedzieć, że świat to okrutne miejsce, w którym los rozdając szczęście i rozpacz nie myślał o proporcjach. Jedni dostali szczęście i trochę smutku, a inni samą rozpacz.

W chwilach tak trudnych dla mnie jak ta obecna, kiedy wszystko wydaje się smutne i jałowe, potrawy nie mają smaku, a dzień może być równie dobrze nocą zawsze jest jednak nadzieja. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jest ona matką głupich. Jeżeli jednak w istocie tak jest, to ja jestem największym z głupców. Ideały i wartości, które są w nas powinny trwać bez względu na wszystko. Moją wartością jest wiara w to, że walka, którą prowadzę ma sens, że mogę ją wygrać. Nie mogę się w tym mylić.

Ludzie potrzebują siebie nawzajem, jesteśmy istotami społecznymi – rodzimy się w grupie, funkcjonujemy w niej i na jej warunkach umieramy. Czasami potrzeba bliskości innej osoby jest tak wielka, że robimy dla tej bliskości wszystko, prąc do przodu. Nawet po trupach. W ogromnym szacunku dla wszelkich stworzeń, który jest we mnie, pojawia także pytanie, czy warto. Odpowiadam sobie „tak, warto”. Choćbyśmy musieli biec, płakać, prosić, walczyć, czekać i marzyć, pozostańmy zawsze sobą i walczmy o ideały i osoby.

***

Jeden z bohaterów filmu „Zawsze Obcy” – uchodźca przebywający w Norwegii – wiedział, że deportacja do ojczyzny może oznaczać śmierć. Ja tak samo jak on nie chce wracać do ojczyzny.

środa, 1 maja 2013

Harakiri

Ponieważ wszyscy sami odpowiadamy za własne czyny.