Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

wtorek, 28 września 2010

Historia jakich wiele?


Niby zwykły wieczór, a jednak zawsze coś się zmienia, coś zaskakuje. Głupie myśli i sielanka drogi. Godzina 20:50, jadę rowerem na basen, skręcam w złą drogę i zajeżdżam do uliczki pełnej garażów. Z jednego z nich słyszę instrument (żywe instrumenty słyszę od razu), to perkusja. Obok jakieś dwie dziewczyny mówią "... a może ten chłopak na rowerze". Nie mam pojęcia o co im chodzi. Zawracam, bo "garażowa uliczka" nie wiedzie nigdzie, a co gorsza dalej zaczynają się koleiny i nieprzenikniona ciemność jesiennej nocy. Wreszcie docieram na basen. Zegarek - 20:55 - idealnie na czas. Szkoda że tylko ja jeden. Nie mam do nich pretensji, zawsze coś może się zdarzyć. I się zdarza. Przyjeżdżają na rowerach. "To przez dętkę - dziura taka, że powietrze zeszło w kilka sekund" itp. Wchodzimy na basen. Pływam, męczę się niemiłosiernie, czy to brak rozgrzewki, antybiotyki, które wcześniej brałem, a może inne rzeczy, które również wcześniej "brałem" - sam nie wiem. Później zatłoczona sauna i resztki mojej kultury ("dzień dobry" do spoconych mężczyzn), mija kilka minut, wychodzę. Pot leje się ze mnie mam czerwony  pysk i przekrwione oczy- obraz tak dobrze znany, że nawet nie staram się lepiej wyglądać w oczach wszystkich pływaków i nie-pływaków. Zimny prysznic.

Krążenie przyspiesza, mózg pracuje - czuję że żyje i to właśnie przez kilka sekund konfrontacji z wodą. Dalej już tylko jacuzzi - zimne w porównaniu z sauną. Kilka standardowych zwrotów do kolegi, ot tak, na zapchanie czasu - "couciebie, umniewszystkospoko" itp. Ale nie twierdzę, że ta rozmowa była bez sensu, bo jest klarownie i spokojnie, bo lubię spędzać czas w takiej formie - trochę zdrowiej niż zwykle.
Dalej prysznic, a potem się wytrzeć. Hmmm? Słyszę dzwonek, który przebija się przez zamkniętą szafkę, plecak i narzucone na plecak spodnie. Odbieram.
"Na basenie,..., no spoko,..., będę za 15 minut bo muszę się jeszcze wytrzeć,...,ok narazie" 
Wycieram ubieram i suszę. Pożegnanie z jedną grupą (basen) i (mój rower mija zakręty światła ludzi, po czym wjeżdża na parking pobliskiego szpitala) przywitanie z drugą .


"Ja się czujesz?,...,oddychaj głęboko,...,serce,..., no dobra idziemy"
Kolega gorzej się poczuł po "nowym" ze sklepu, skądś to znam, jeszcze ja niedawno chciałem wypróbować kilka "doustnych" - tragedia żołądkowa i dwa dni bez snu, szczęka jak imadło, ogólna beznadzieja - pozostaje przy "dymie".

Szpital Powiatowy. Główne wejście zamknięte ("Gdyby 50 Cent podjechał swoim SUVem i wyczołgał się kilka metrów do wejścia z 8 ośmioma kulami w klacie, umarłby przy drzwiach szpitala...") Na szczęście nikt u nas nie umiera. Próba druga - wejście "mniej główne", jak głosi napis czerwonymi literami "TYLKO DLA RATOWNIKÓW MEDYCZNYCH". Dzwonię domofonem i wchodzimy. Kolega-w-gorszej-kondycji idzie do okienka izby przyjęć. Równowaga i aparat mowy nie wiodą prymu w konfrontacji z rzeczywistością. Ale się udaje (po wylegitymowaniu oczywiście), pokój 44. "Ile jeszcze mamy czekać?" - pytamy się chyba samych siebie. Ale nasze pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi. "Ja już godzinę czekam, bo koleżanka rodzi". I tutaj włącza się mój tępy sarkazm - "Tutaj?"(poczekalnia). Cisza, a może jednak się zaśmiała? Obok nas jakiś koleś, taki lepiej ubrany wygląda jakby nie mógł się zebrać w jeden kawałek. "Pan czeka do pokoju 44?", "Nie wiem nie wiem, tak czekam". To czeka, czy nie? Podchodzi kobieta w fartuchu, kolega-lepiej-się-czujący pyta "Można prosić o pomoc, bo kolega zaraz zemdleje(czy jakoś tak)", na to postać w fartuchu cynicznym głosem"Nie widzę żeby miał zemdleć". Abstrahując od faktu, że czekaliśmy 15-20 minut, a kolega-źle się-czujący, przypominał bardziej postać z horroru o zombie niż pacjenta, to został "w miarę szybko" przyjęty. Ale, kurwa mać, to przecież szpital. I zawsze to samo pytanie wierci moją głowę - co by było gdyby zatruł się na poważnie, czymś mocniejszym - umarłby czekając w szpitalu? Mam nadzieje, że nigdy nie zweryfikuje tego pytania.

Czekamy, czekamy, czekamy. Wypatruję w środku dwóch policjantów, którzy rozmawiają z lekarzem i chyba przez to znowu czuję coś dziwnego - może niepokój? Nie. W krótkiej rozmowie podkreślamy absurdy polskiej służby zdrowia. Kolega jako kandydat na radnego przytacza mi przyszłość szpitala w wersji spółki (oczywiście, na spotkaniu osób  podobnych mu funkcją/urzędem [sam nie wiem], pomysł zręcznie przekrzyczany). Jesteśmy na zewnątrz szpitala. Drzwi zatrzymane butelką wody przed zamknięciem i koniecznością dalszego dzwonienia. Widzę, że z pokoju gdzie był kolega wychodzi lekarz (który wszedł tuż po lekarce do pomieszczenia "44"). Wchodzę do środka, aby dowiedzieć się "co i jak". Lekarz wygląda jakby kilka dni nie spał, albo dzielił z moim kolegą trudy używek.


"Czy pan przyszedł tu z tym panem co jest w pokoju?,...,czy odwiezie go pan do domu?,...,to proszę niech ktoś przyjedzie i zabierze go samochodem,..., to pan powinien wiedzieć co mu jest,(tutaj udaję że nie mam zielonego pojęcia o czym mówi i podkreślam swoją niewiedzę na temat całego zajścia, które przywiodło nas do szpitala)". Rozmowa kończy się matowo. Wychodzę na zewnątrz, mówię co i jak dzwonie nie ze swojego telefonu."(...),co się stało,...,ok będę za 15 minut". Czekamy na samochód. Wypatruje go z chodnika przy szpitalu. Jest. Macham do kolegi-słabiej-żyjącego i drugiego kolegi, który siedział z nim w środku. Kilka sekund później koordynacja logistyczna transportu ("ja rowerem, wy samochodem"). Pożegnanie, itp., wsiadam na rower i co sił gnam do kolegi-kierowcy, żeby wypróbować co tak naprawdę zaszkodziło Przemkowi.

sobota, 25 września 2010

Do celu

Dzisiaj wziąłem udział w warsztatach dotyczących dochodzenia do postawionego sobie celu. Pomimo krótkiego czasu trwania (3 h), okazały się bardzo przydatne i inspirujące, pragnąłbym się więc podzielić z wami kilkoma istotnymi wskazówkami z tejże materii. Informacje i teksty opieram na warsztatach "Cele - jak je wyznaczyć i jak je osiągnąć" z dnia 25.09.2010 r., które odbyły się w PKiN na XI piętrze.



Jak wyznaczać cele, które zostaną później zrealizowane? To z pozoru proste pytanie, nie zawsze jest tak samo proste w realizacji. Czy wiecie, że mniej niż 3% osób na świecie złożony sposób określa swoje cele? Jednak cele rządzą się swoimi zasadami, które mogą ułatwić wam formułowanie i dalszą realizację celu. Przede wszystkim NIE KRĘPUJCIE MARZEŃ! Dlatego codziennie zapisuj (odświeżaj, czytaj ponownie) podjęte cele. Dobrym miejscem do tego jest kalendarz, lub tablica korkowa - to stymuluje ich realizację. Ponadto regularnie utwierdzaj się we własnych zamiarach, stanowczość i upór w realizacji celów to podstawa sukcesu.

CELE powinny być:

  • ambitne (ich realizacja przynosi uczucie spełnienia i radości)
  • realne do spełnienia (na marsa raczej nie da rady polecieć)
  • określone czasowo (kiedy go osiągnę - aby cel nie pozostawał marzeniem)
  • zhierarchizowane (najpierw te najważniejsze)


80% przeszkód w realizowaniu celów pochodzi od nas samych (brak wiary, brak czasu, za duże ambicje, wypalenie itp.), 20 % stanowią czynniki zewnętrzne. Jest to dowodem tego, że to czy dany cel osiągniemy, czy też nie własnie w 80% zależy od nas samych!

Rodzaje celów:

  • bieżące- np. udać się z odwiedzinami do chorej babci (do 3 miesięcy)
  • krótkoterminowe -  np. zdać certyfikat z angielskiego (do 1 roku)
  • średnioterminowe- np. ukończyć studia, szkołę itp. (3-5 lat)
  • długoterminowe - dalekosiężne plany (wiele lat, całe życie)
To jak osiągniemy dany cel zależne jest od samego celu, jak i również od nas samych (determinacja). istnieje jednak 6 "wytycznych", które ułatwią nam zrealizować nasze zamierzenia:
  1. usunięcie przeszkód (wewnętrznych i zewnętrznych)
  2. określenie trudnego etapu (określenie tego co jest w nas i utrudnia osiągnięcie celu - np. lenistwo)
  3. określenie zasobu wiedzy i umiejętności do osiągnięcia celu (czego trzeba się jeszcze nauczyć)
  4. czyja pomoc będzie mi potrzebna w realizacji celu
  5. rozwiń swoją pewność siebie!
  6. Nagradzaj się! (każdy trud po zdobyciu celu, bądź po zakończeniu pewnego etapu wymaga samonagrody, którą może być np. impreza, dłuższe oglądanie telewizji, granie w grę video, spotkanie "na piwo" itp.)


Pomocnicze w osiąganiu i hierarchizowaniu celów może być wypisanie ich wszystkich w perspektywie np. najbliższego roku, bądź 3 lat (wszystko zależy od Ciebie drogi czytelniku) . Kiedy już wypiszemy cele możemy do każdego z nich przypisać literkę A, B, lub C gdzie A będą to cele najważniejsze, a C te mniej ważne. Następnie zhierarchizuj cele w "grupach literek". Każdy cel można rozbić na 15 opisowych "poczynań", które umożliwią jego realizację (ja rozbiłem "realizacje projektu badawczego", którą postawiłem sobie za cel). To naprawdę organizuje dochodzenie do postawionego celu!

Jeszcze na koniec warto napisać, że cele powinny dotyczyć 3 stref: strefy finansów, strefy osobistej i strefy zdrowia. Co do sfery finansowej, pamiętajcie: PIENIĄDZE SŁUŻĄ DO SPEŁNIANIA CELÓW, lecz same w sobie NIE SĄ CELEM.
Mam nadzieje, że dzięki zamieszczonym informację będziecie mogli lepiej określać i realizować swoje cele. Bo przecież cele to sformalizowane marzenia.

czwartek, 23 września 2010

We The People








Cześć i czołem. Za brak info przez kilka dni przepraszam serdecznie... Tłumacze to, choć nieudolnie, moją chorobą. Ciekawym faktem jest również to, że tydzień temu wraz ze mną, chorobę "złapało" bardzo dużo osób z grona moich znajomych. No cóż tak to bywa przy perturbacjach pogodowych. Ale pogoda i zdrowie to tematy dobre na nieudaną randkę, albo rodzinne spotkanie w gronie starszego pokolenia.

Zbliżają się wybory samorządowe... No może jeszcze nie zaraz, ani tym bardziej nie teraz, ale co poniektórzy już się przygotowują, podpalają pochodnie i idą na marsz. Wydaje mi się, że pomimo świetnej decyzji o przeniesieniu krzyża (Szef Kancelarii Prezydenckiej Jacek Michałowski w asyście czterech borowców przeniósł krzyż do kaplicy prezydenckiej) społeczeństwo nadal jest rozerwane i niepewne tego o co tak naprawdę chce postulować. Z jednej strony beton, beton i jeszcze raz beton - dno poglądów i zaścianek (tak, nazwę ich w ten sposób, a co mi tam), a z drugiej liberalny atak, który przekształcił się teraz w coś trudnego do sklasyfikowania. Ale o gustach sie nie dyskutuje, chyba że są to gusta bardzo kontrowersyjne ;).

Wczoraj przez ulice Warszawy przemarszowali pracownicy budżetówki (m.in. służby mundurowe, pielęgniarki, salowe itp.) domagający się pozostawienia ich płac na stałym poziomie (kryzys wymusza obniżki płac tego sektora, aby polska nie stałą się drugą Grecją - tak w streszczeniu komentuje to minister Rostowski). Jestem to w stanie zrozumieć, gdyż mechanizmy rynkowe rządzą się swoimi prawami i brak przeciwdziałania kryzysowi może doprowadzić do wydłużenia czasu recesji. Zwykli ludzie rozumieją to inaczej, starsi w ogóle, bądź "prawie wcale" ("Tusk nas okrada!", "Jak wejdzie euro będą mniejsze emerytury i droższa żywność!", "Rząd chce podwyżki podatków!"), a wynika to z zniekształcania opinii tychże ludzi przez nierzetelne środki przekazu masowego (tu: Fakt, Super Express,  radiowa "jedynka" i inne "publiczne" nośniki informacji...). Kluczem do poznania prawdy jest dywersyfikacja źródeł pozyskiwanej wiedzy, nieufność do przekazu (w pozytywnym sensie) i chęć zgłębiania informacji, których do końca nie rozumiemy...

Nastawieni na pesymizm i marazm nigdy nie zbudujemy niczego solidnego. Świadomość społeczna wymaga pielęgnacji i zaufania ludzi do władzy i odwrotnie. Na takie zaufanie trzeba jednak zasłużyć i zapracować, a na większe działania i oswojenie się z faktem, że jedna liberalna partia "może wszystko" potrzeba czasu.

 A tak z innej beczki, dostałem ostatni newsletter'a z Collegium Civitas z ciekawym projektem:

Raport mniejszości - spotkanie informacyjne na temat nowego projektu
raportnmiejszosci.pl opracowanie i wdrożenie procesu ciągłego monitorowania treści publikowanych w internecie pod kątem „mowy nienawiści” i „języka wrogości” 
odnoszących się do mniejszości etnicznych, seksualnych, religijnych i innych.
Centrum Badań nad Nowymi Mediami CC oraz Fundacja Wiedza Lokalna zapraszają na spotkanie informacyjne dotyczące projektu. Odbędzie się 30 września w 
Collegium Civitas, 12 piętro PKiN, pl. Defilad 1, sala 1222. Start 11, zakończenie planowane jest na 14. W trakcie spotkania przedstawimy założenia projektu 
oraz wspólnie zastanowimy się nad możliwościami współpracy przy zwalczaniu mowy nienawiści w polskim internecie.
Osoby zainteresowane projektem oraz chętne do współpracy prosimy o potwierdzenie udziału meilem: 
raport@wiedzalokalna.pl 

Zachęcam zainteresowanych do współpracy! - Edgar Czop

piątek, 17 września 2010

Najlepszy przyjaciel człowieka

W związku z rosnącym uprzedmiotowieniem zwierząt i bestialskim ich traktowaniem apeluje o poszanowanie istot żywych. Umocowanie prawne, które przemawiają za słusznością mojego apelu:

Światowa deklaracja praw zwierząt, uchwalona przez UNESCO w dniu 15.10.1978 r. w Paryżu mówi, że:

Z uwagi na to, że każde zwierzę, jako istota żywa, ma prawa w sferze moralnej; że nieznajomość i nieuznawanie tych praw sprowadziły człowieka i prowadzą go nadal na drogę przestępstw przeciwko naturze i zwierzętom; że uznanie przez gatunek ludzki prawa innych gatunków zwierzęcych do egzystencji stanowi podstawę do współistnienia wszystkich istot żywych; że człowiek dopuścił się zbrodni wytępienia wielu gatunków zwierzęcych i że nadal istnieje ta sama groźba; że poszanowanie zwierząt przez człowieka wiąże się z poszanowaniem ludzi między sobą i że już od najmłodszych lat należy uczyć człowieka obserwować, rozumieć, szanować i kochać zwierzęta... Niniejszym obwieszcza się:

Art.1
Wszystkie zwierzęta rodzą się równe wobec życia i mają te same prawa do istnienia.

Art.2
a) Każde zwierzę ma prawo do poszanowania.
b) Człowiek, jako gatunek zwierzęcy, nie może rościć sobie prawa do tępienia innych zwierząt ani do ich niehumanitarnego wyzyskiwania. Ma natomiast obowiązek wykorzystania całej swej wiedzy dla dobra zwierząt.
c) Każde zwierzę ma prawo oczekiwać od człowieka poszanowania, opieki i ochrony.

Art.3
a) Żadne zwierzę nie może być przedmiotem maltretowania i aktów okrucieństwa.
b) Jeśli okaże się, że śmierć zwierzęcia jest konieczna, należy uśmiercić je szybko, nie narażając na ból i trwogę.

Art.4
Każde zwierzę, które należy do gatunku dzikiego, ma prawo do życia na wolności w swym naturalnym otoczeniu: ziemskim, powietrznym lub wodnym, oraz prawo do rozmnażania się. Każde pozbawienie wolności, choćby w celach edukacyjnych jest pogwałceniem tego prawa.

Art.5
a) Każde zwierzę, należące do gatunku, który żyje zazwyczaj w środowisku ludzkim, ma prawo żyć i rosnąć zgodnie z rytmem i warunkami życia i wolności właściwymi dla swego gatunku.
b) Każde zakłócenie tego rytmu i tych warunków przez człowieka w celach merkantylnych, jest pogwałceniem tego prawa.

Art.6
a) Każde zwierzę, które człowiek wybrał na swego towarzysza, ma prawo żyć tak długo, jak pozwala na to jego gatunkowi natura.
b) Porzucenie zwierzęcia jest aktem okrutnym i nikczemnym.

Art.7
Każde zwierzę pracujące dla człowieka ma prawo do rozsądnego ograniczania czasu i intensywności pracy, do właściwego wyżywienia i wypoczynku.

Art.8
a) Doświadczenia na zwierzętach, które wiążą się z cierpieniem fizycznym i psychicznym, są pogwałceniem praw zwierzęcia, zarówno w przypadku doświadczeń medycznych, naukowych, handlowych jak i wszystkich innych.
b) Należy w tym celu stosować i rozwijać metody zastępcze.

Art.9
Jeżeli człowiek hoduje zwierzę w celach żywnościowych, należy je karmić, hodować, przewozić i uśmiercać, nie narażając go na niepokój i ból.

Art.10
a) Żadne zwierzę nie może być traktowane jako zabawka dla człowieka.
b) Wystawianie zwierząt na pokaz, oraz widowiska z udziałem zwierząt narażają na szwank godność zwierzęcia.

Art.11
Każdy akt, prowadzący do zabicia zwierzęcia bez koniecznej potrzeby jest mordem, czyli zbrodnią przeciw życiu.

Art.12
a) Każdy akt prowadzący do uśmiercania dużej ilości zwierząt dzikich, jest masowym morderstwem, czyli zbrodnią przeciw gatunkowi.
b) Niszczenie i zatruwanie środowiska naturalnego sieje śmierć.

W Europie obowiązują dodatkowo przepisy europejskiej konwencji ochrony zwierząt towarzyszących.

środa, 15 września 2010

Zabawy z bronią

Jest świat. Na świecie są ludzie. Można ich nawet podzielić na tych co posiadają broń palną i nie. W niektórych częściach świata odsetek ludzi posiadających broń przewyższa część ludzi nie posiadających jej wcale. Ludzie którzy "mogą strzelać" to: żołnierze, policjanci, służby mundurowe, terroryści, kolekcjonerzy broni, członkowie kułek strzeleckich i zwykli mordercy, itp. Reprezentanci tych grup mogą być sfrustrowani (każdemu w życiu coś może się nie ułożyć), wtedy dla ich otoczenia rozpoczyna się piekło. Frustraci i desperaci (można czasami dopisać niestabilność psychiczną) sięgają wtedy po broń z szafy/barku/schowka/czegokolwiek i samodzielnie idą wyznaczać sprawiedliwość i walczyć o swoje "idee".

Rybnik (Polska), Devinska Nova Ves (Słowacja) i Manila (Filipiny) - te miejsca na pewno wam coś mówią, a co dokładnie? Postaram się w skrócie wyjaśnić "Zabawy z Bronią".

Począwszy od Polski, gdzie nic nigdy się nie zdarza, a już na pewno nie uliczne strzelaniny w "takim stylu", w Rybniku 28.08.2010 r. mężczyzna pod wpływem alkoholu otworzył w mieszkaniu ogień do swojej rodziny, gdyż żona sprawcy nie chciała pozwolić, aby do mieszkania weszli koledzy sprawcy (w celu "grillowania"). Mężczyzna otworzył ogień do członków swojej rodziny, następnie po wybiegnięciu z domu strzelał do przechodniów i sąsiadów. Pomimo rannych i ciężko rannych nie zanotowaliśmy żadnego zgonu. Mężczyzna został ujęty.

Filipiny, miejscowość Manila, tutaj sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej i trzeba od razu dodać że o wiele gorzej niż w Polsce. 23.08.2010 r. funkcjonariusz policji, który został zwolniony dwa lata przed emeryturą za korupcję, porywa autobus (wycieczka m.in. z Hong Kongu, Chin i Filipin) i bierze zakładników. Wszystko transmituje TV. WSZYSTKO. W autobusie wycieczkowym znajduje się telewizor, tak więc 55-letni Ronald Mendoza (bo tak się nazywał) bawi się w film "Speed" i obserwuje co dzieje się wokół niego na szklanym ekranie wewnątrz pojazdu. Mendoza chce rozmawiać z mediatorami i mediami, dlatego co jakiś czas zamieszcza na szybie autobusu kartki z informacjami ("MEDIA NOW" "BIG DEAL AT 5:00 PM", itp.). Policja i służby specjalne chyba go nie posłuchały, bo nie dość, że niektórzy z nich znali napastnika ze służby (empatia), to postanowili wysłać tamtejszy SWAT, który zabił podczas szturmu większość zakładników (mierząc oczywiście w Mendoze). Dodatkowo presja policji przez okrążenie autobusu, wybijanie szyb i próbę wyrwania drzwi, wywołały u Mendozy przewidywalne działanie - w sytuacji zagrożenia zaczął zabijać zakładników. Ostatecznie sam Mendoza też został zabity, po "szturmie" filipińskich służb. Z całej wycieczki przeżyło 6 zakładników (nie licząc tych którym udało się uciec, bądź zostali wypuszczeni).



Devinska Nova Ves, niedaleko Bratysławy. Dwa dni po Rybniku i tydzień po Manili, Lubomir Harman - kolekcjoner broni - wtargnął do mieszkania rodziny romskiej i zabija wszystkich jej członków, po dokonaniu mordu wychodzi na ulicę i strzela do wszystkich, następnie popełnia samobójstwo. Mężczyzna ma spory arsenał, bo posiada trzy rodzaje broni palnej, w tym pistolet maszynowy (oraz 8 magazynków). Zawsze wydawało mi się że Bratysława (a tu jej okolice) to bardzo spokojne miejsca, w których mieszkają mili i zrównoważeni ludzie. Tak bardzo się myliłem. 7 osób ginie, 15 osób zostaje rannych w tym 13 do tego stopnia że trafia do szpitala. Strach był jego największą bronią.

Skąd bierze się tak wielka frustracja? Czy spowodowana jest alkoholem tak jak w Rybniku, a może jest wypadkową klęski zawodowej (Manila w Filipinach). Jednak najbardziej obawiam się, że wywołana jest zwykłym strachem, bądź obłędem, który wyeliminować można jedynie agresją - Devinska Nova Ves w Bratysławie. Jestem przeciwko powszechnemu dostępowi do broni palnej dla cywilów. Gdybym urodził się w Stanach za taki pomysł nie dość że mógłbym nie znaleźć poparcia nawet wśród ultra liberałów, to jeszcze sprzeczałbym się z poprawką do konstytucji USA. Na szczęście żyje w Polsce, tutaj napastników się łapie i nie ma ofiar śmiertelnych.

Nadal nie odczuwacie sarkazmu?

Wpis zainspirowany i częściowo bazujący na konferencji z dnia 14.09.2010 "11 września - 9 lat później" w Warszawie, zorganizowanej przez Centrum Badań nad Terroryzmem.

czwartek, 9 września 2010

Pan Prezes i inne zjawiska pogodowe

Moi drodzy i umiłowani czytelnicy, korzę się w pokorze za moją absencję piśmiennicza, ale mam nadzieje że to co piszę rzadziej jest ciekawsze, aniżeli pisałbym codziennie, każde bzdury o których usłyszę.
Jak dobrze wiecie albo nie wiecie, czcigodny organizator kampanii prezydenckiej dla Pana Prezesa PiSu - poseł Migalski, został z partii wywalony na zbity pysk. Spytamy się zapewne "dlaczego?", odpowiedz jest banalna - za własne poglądy i odchylenie od programu partii, oraz krytykę własnego szefa na blogu w wypowiedzi z 22.08.2010 r. (a przecież tak nie można, bo to nieetyczne, prawda?). Cała sytuacja przypomina mi troszkę wodzowski system partii komunistycznych, których to Przewodniczący szafowali określeniem titoizmu (odchylenie prawicowe) wobec tych, którzy byli im nie "na rękę", choć poseł Poręba, nazwał to po prostu "działaniem na własny rachunek". Migalski, wraz z Pawłem Poncyliuszem, oraz posłanką Jakubiak uchodzą (uchodzili?) za liberalną część PiSu. Migalski już wyleciał, dziś Jakubiak jest na dywaniku u Pana Prezesa i też wyleci, pozostaje więc jedynie Paweł Poncyliusz, bardzo sympatyczny poseł partii konserwatywnej (miałem kiedyś okazję zadać mu kilka pytań na konferencji na mojej uczelni), czy on też zostanie usunięty z grona PiS?



Ostatni "zjazd jubileuszowy" Solidarności przemilczę, gdyż nie będę babrał się w coś co z założenia miało być fundamentem walki o wolność i suwerenność działalności obywateli, a dziś jest partyjną bojówką. Zresztą sam obecny przewodniczący Solidarności - Janusz Śniadek - wyraził w swoim przemówieniu więcej lewicowych, ba, nawet ultra socjalistycznych poglądów niż niejeden światły myśliciel doby Manifestu Komunistycznego. Bagno, bagno, bagno. No ale są też sprawy lepsze i pozytywniejsze od rozgrzebywania historii NSZZ Solidarność. Mianowicie nasz wesoły prezydent - Bronisław Komorowski vel. Pan z Wąsami (bardzo pieszczotliwie traktuje to określenie więc nie myślcie sobie że go obrażam :) ) wyszedł z inicjatywą odnowienia działalności Trójkąta Weimarskiego, moim zdaniem super, bo jest to dość zakurzona i traktowana po macoszemu organizacja międzynarodowa (a przecież możemy być beneficjentami szczodrości Niemców i Francuzów), a wizyty prezydenta w Paryżu i Berlinie mogą "odświeżyć" Trójkąt.



A własnie. Kaczyński (też już pewnie o tym wiecie, ale odniosę się do tego osobiście) w wywiadzie dla portalu blogpres.pl skrytykował PO i twierdził, że samolot [tupolew "ze Smoleńska"] zahaczając skrzydłem o drzewa o średnicy 40 cm powinien je ściąć ("jak kosa") i polecieć dalej. Ciekawe czy Pan Prezes widział jak samochód uderza w słup. Niby taki duży samochód, a jednak nie ścina słupa jak kosa, dziwne nie ?