Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 30 października 2011

Kultura obrazkowa

     W filmie, który jest dla mnie pewnego rodzaju drogą w wielu aspektach życia ("Fight Club")jest pewna scena, kiedy główny bohater spogląda na reklamę w autobusie, na której jakiś świetnie wyrzeźbiony mężczyzna reklamuje gacie marki Gucci. Pada wtedy ważne zdanie: "Samodoskonalenie to masturbacja, ale autodestrukcja...". Do dziś odkrywam w tym bardzo wiele prawdy i ciągle zastanawia mnie jak bardzo można się okłamywać i tworzyć nierealną wizję samego siebie, tylko po to aby pompować własne ego. Jednak samodoskonalenie nie jest samo w sobie czymś złym, jeżeli doskonalimy się w sztuce, która pomoże nam osiągnąć nasz życiowy cel, czy szczęście - to jest ok. Jeżeli doskonalimy się, aby wprowadzać ważne zmiany społeczne, kształtować swoją historię i rozwijać się intelektualnie to też jest ok. Jak zresztą stwierdził wielki podróżnik Marek Kamiński "Człowiek jest tym co daje innym". Popieram go w tym całym sercem, lecz jeżeli samodoskonalimy tylko naszą "skorupę zewnętrzną" (ciało/wygląd) dla samego samodoskonalenia  i podbicia "siebie w oczach innych" wpadamy w ciemną, konsumpcyjną, egoistyczną dupę. Spójrzmy jednak na to z innej strony.

     Bardzo wiele lat temu, kiedy nie było jeszcze internetu, telewizji, a nawet radia, czy telegrafu (tak były takie czasy). Komunikacja elity z odbiorcami ich przekazów wyglądała zupełnie inaczej. Weźmy na przykład przedstawianą w książce N. Postmana dyskusję sędziego Stephena A. Douglasa z Abrahamem Lincolnem. Co prawda biorąc za nakładkę jedną z cech współczesności, czyli szybkość, prezentowaną de facto przez B. Barbera w książce "Skonsumowani", moglibyśmy odkryć, że rozmowa dwóch wyżej wymienionych panów, (która trwała ok 5-6 godzin) mogła być dla większości z nas (obecnie) nieciekawa, lub co raczej prawdopodobniejsze, niezrozumiała. Jednak nie analizuję tutaj całej "otoczki" owego przekazu, a skupiam się na walorach treści, poziomie i stylu języka. W tamtych czasach (jakieś 150 lat temu) słowo pisane podczas dyskusji było "przenoszone" na słowo wypowiedziane (nie spłycano przekazu i nie lekceważono słuchacza), co powodowało nie tylko umysłowe zaangażowanie odbiorcy i jego wrażenia estetyczne, ale również podnosiło poziom przekazu.

Ale po co o tym piszę? Piszę dlatego, że jestem zniesmaczony szybkością dzisiaj i galopem jutra, zarówno w sferze społecznej jak i w kwestii przekazu medialnego.

     Coraz mniej miejsca w moim życiu (i zakładam, że w twoim również, drogi czytelniku) zajmują długie książki naukowe, czy artykuły, przy lekturze których trzeba wyłączyć wszystko co zakłóca naszą uwagę i "wtopić się" w tekst (używają oczywiście całej naszej percepcji do analizy przekazu). Treści podawane nam przez media to papka,  kultura obrazów, a może nawet obrazków. Cały przekaz został dawno zniekształcony przez szybkość przepływu informacji - wiemy dziś wszystko i nic. Globalna wioska McLuhana spowodowała, że poprzez wpływy nowego medium (internetu) i informacji w formie instant (w internecie - wszystkie portale, w TV - tzw. "sound bites" i paski informacyjne) nie musimy już praktycznie myśleć, a czasami też i czytać, bo speaker opisuje nam wszystko (pomijając poziom przekazu) posiłkując się obrazami. Nie krytykuje jednak wszystkich mediów i nie krytykuje ich za wszystko co robią. Choć coraz bardziej przychylam się do tezy z "Zabawić się na śmierć" Postmana, że telewizja spłyciła naszą komunikację.

      Kolejnym wartym uwagi jest komentarz wybitnego reżysera Davida Cronenberga (reżyser filmów m.in. "Mucha", "Nagi Lunch", obecnie "Niebezpieczna Metoda"), który w wywiadzie z Krzysztofem Kwiatkowskim dla Newsweeka stwierdza: "Dziś na ekranach telewizorów rozpanoszyli się prymitywni ludzie, zabiegający o władzę, pieniądze i poklask". Jakże trafnie określa to dzisiejszy rynek show-biznesu. Wszyscy w serialach są idealni, w polskich produkcjach nawet nie przeklinają, w zagranicznych wplatają wzorce zachowań i przemycają idee (idea placement), a już dosłownie wszędzie promuje się produkty, wklejone w filmy, bądź seriale (product placement), ale z tym tematem odsyłam do osoby która w swoim artykule ma więcej do powiedzenia -> Product placement i idea placement w sztuce filmowej. 

Pozostaje tylko pytanie - co do cholery z tą misją?

     Jakże łatwiej jest dziś zamiast "konsumowania" książek oglądać obrazki, jak prosto jest czytać (albo patrzeć) o plotkach celebrytów, mając tym samym gdzieś najbliższe otoczenie w sferze publicznej, a dalej społecznej i politycznej. Zamiast pojęcia "idea", czy "misja" lepszy i bardziej kasowy jest oczywiście "skandal" (albo "SKANDAL!"), a mistrzostwem będzie jeżeli będzie on oscylował wokół pojęć: seks, przemoc, celebryci, czy polityka. 

     Cytat z filmu "Fight Club" pokazuje na co obecnie nas stać, już nie jako obywateli a konsumentów. To zaledwie kształtowanie powierzchni, a nie wnętrza. Nie mówię, jednak że dobry wygląd, czy stylowe ubrania są złe! Jednak we wszystkim co robimy jest pewna granica, która poprzez politykę globalnych marek dawno została przekroczona. Potrzeby zawsze można sztucznie wytworzyć. Mamy obecnie "needs" i "wants". Do pierwszej kategorii zaliczamy "niezbędniki" funkcjonowania, które zaspokajają podstawowe potrzeby: jedzenie, schronienie (mieszkanie) i ubrania itp. Do "wants'ów" należą rzeczy, które możemy mieć, ale bez których świetnie będziemy funkcjonować. Problem tkwi w tym, że spece od reklamy potrafią nam zamącić w głowach i sprawić, że na prawdę usłyszymy syreni śpiew od usług, czy produktów, na które patrzymy (świadomie, lub nie) w reklamach, czy witrynach sklepów - psychologia kognitywna dopiero teraz ma swój czas. Autosugestia i subtelność reklamy sugerującej mówi nam, że dane ubrania (pomimo ich tańszych/mniej stylowych) będą na nas świetnie leżały, a nowy samochód będzie przyjacielem na lata. Czy książek i ambitnych treści już nie można pokochać? Czy nie możliwe jest romansowanie z inteligentnymi przekazami w dobie utraty chęci do czegokolwiek i społecznego marazmu? Nie wiem. Jakie to straszne.

2 komentarze:

  1. totalnie się z tobą zgadzam - poprzez spadanie poziomu mediów nasz poziom intelektualny również spada, ponieważ nie zastanawiamy się nad tym i nie oczekujemy więcej, myślimy że "skoro tak jest w TV to musi to być wystarczające" bądź nie myślimy w ogóle...wymagania i poziom intelektualny społeczeństwa spada na łeb na szyje

    OdpowiedzUsuń
  2. mógłbym jeszcze dodać "a to cecha >>nowych mediów<<" szkoda, bo promowanie rozrywki w TV w czasach, gdy książki czyta maleńki procent Polaków jest najzwyczajniej na świecie szkodliwe dla nas wszystkich

    OdpowiedzUsuń