Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 29 stycznia 2012

Granice mojej prywatności

Witajcie. Zauważyłem, że ostatnimi czasyw wielu grupach społecznych, a w tym również rówieśniczych zapanowała moda na posiadanie określonych poglądów i opowiadania się po konkretnej stronie. To nie dotyczy już tylko kwestii ustawy ACTA, w przypadku której jeżeli nie zgadzasz się z anarchizującym, antyrządowym tłumem jesteś albo "pojebany" albo "to kurwa stąd wyjeżdżaj jak Ci się nie podoba". Taki społeczny bunt, o ile ma rację bytu w naszym kraju co jest wyrazem swobody demokracji (w KRLD czegoś takiego nie ma), czasami bywa zachowaniem ad hoc i krótkookresowym, bez argumentów. Dla przykładu można wymienić choćby kwestię pamiętnej daty 11.11.11, gdzie podzieliliśmy się (społeczeństwo) na 2 grupki (no może i 3 jeżeli wliczać w to tych, których całe zajście wcale nie interesowało). Pierwsza grupa to byli (i są?) patrioci, którzy chcieli godnie obchodzić swoje święto w tradycyjny sposób (nie licząc "kilku" wybryków i wznoszonych haseł), nie wspominając że marsz organizowała Młodzież W. Drugą sferę stanowili osoby nie zgadzające się na przemarsz biało-czerwonych, a więc wg pierwszej strony byli to w głównej mierze homoseksualiści, działacze ANTIFY, lewacy i Niemcy co przyjechali bić Polaków. Z mojej perspektywy do drugiej grupy można było zaliczyć jeszcze osoby, które chciały tego dnia się dobrze bawić (bez pejoratywnych konotacji). Po czyjej stronie leży prawda? Tutaj potrzeba dyskusji pozbawionej emocji.
     Ale to nie koniec, podział był również w przypadku Smoleńska i jego reperkusjach. A jak! Można było to interpretować w uproszczony sposób mniej więcej tak: Obrońcy Krzyża, wspierający PiS, kochający Boga Polacy, kontra młodzi ludzie, którzy mieli w dupie ogólny zarys wydarzenia a bardziej chcieli się czemuś sprzeciwić. Z innej perspektywy: oszołomy, którzy wzięli do serca propagandę żyjącego Kaczyńskiego i za nic w świecie nie chcieli opuścić Krakowskiego Przedmieścia zjednując sobie konkretne media i ruchy (np. "Stop aborcji"), przeciwko tym, którym nie podobało się, że fanatycznie zapatrzeni w przeszłość "inni" i wszystkie grupy sympatyzujące z PiS chcą ograniczyć katastrofę w Smoleńsku do jednego ugrupowania i okupacji jednego placu (który nie miał nic wspólnego z katastrofą). Obłęd, nieprawdaż drogi czytelniku?

     A dziś wszyscy ocknęli się z ręką w nocniku, że chcą im zabrać (Unia, rząd, Tusk) możliwość swobody internetowej, zakneblować usta i ograniczyć do "zwierzęcia symbolicznego" internetu (kto zna dzieła Sartoriego skojarzy o czym piszę). Jednak tym razem podział jest niesymetryczny, bo kształtuje się w proporcjach 99 "przeciw" do 1 "za". Ciekawa sprawa, że dopiero teraz wszyscy to dostrzegli, choć co roku setki ludzi w Polsce i tysiące w Europie są aresztowane za handel nielegalnymi towarami i usługami poza sankcjami ustawy ACTA. Patrząc dalej, dziesiątki internautów mają problemy w związku z ich "transparentnością internetową". Jak można być bowiem niezależnym w internecie? Jak mówiło hasło akcji TVP "W sieci nikt nie jest anonimowy" - sporo w tym prawdy.
    Masz konto na portalu społecznościowym drogi czytelniku? A może uploadowałeś jakieś pliki/prace/zdjęcia ze swoim nazwiskiem? Jeżeli tak to możesz mieć pewność, że jeżeli twój pracodawca/znajomy/członek rodziny/współmałżonek jest na tyle dociekliwy to znajdzie o tobie wystarczającą ilość informacji, aby wiedzieć przynajmniej gdzie mieszkasz i czym dokładnie się zajmujesz. A to wszystko legalnie, za twoim niemym przyzwoleniem. To przecież nic innego jak naruszenie "neutralności"! Tak, z tym że wcześniej każdy się na to zgadzał. Klikając "lubię to" dla "zalegalizować narkotyki" "jebać PZPN", czy "mój szef to prostak" tym samym ujawniamy swoje preferencje wszystkim znajomym (i nieznajomym). Co roku w Stanach tysiące osób tracą pracę przez portale społecznościowe (nieprzychylne wpisy o szefie/firmie/produkcie), a setki małżeństw i związków sypią się przez złe otagowanie zdjęć, lub śledzenie komentarzy i działań partnera. To jest dopiero zabawne, bo wszystko dzieje się legalnie. Fenomen wszechwolności internetu. I w jednej chwili pojawiają się tysiące osób, które protestują przeciwko czemuś czego nie znają. A wiedzę "o tym czymś" czerpią z filmików na Youtube, wypowiedzi i komentarzy medialnych oraz plotek. Winszuje! Nazywamy to owczym pędem, albo nieświadomym oportunizmem. Mimo to nie uważam, że ACTA to dobry pomysł - zabrakło wyjaśnienia i konsultacji społecznych, a takich numerów w demokratycznym państwie się nie robi.

1 komentarz:

  1. Świetny Artykuł Edzie. Rewelacja! W 100% się z Tobą zgadzam. Bardzo merytoryczny i logiczny tekst. Brawo!!!

    Krystian

    OdpowiedzUsuń