Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 11 stycznia 2012

Pif-paf

Witajcie, 
Na szczęście dziś odnalazłem troszkę więcej czasu, aby coś napisać. Tak więc pisze. To co wydarzyło się w ostatni poniedziałek, czyli "pudło" prokuratora wojskowego płk. Mariusza Przybyła, budzi we mnie mieszane uczucia. Po pierwsze, kiedy na zajęciach dowiedziałem się, że jakiś człowiek targnął się na własne życie podczas konferencji prasowej pomyślałem "O kurde, coś tu nie gra, musiał mieć sporo na sumieniu", jednak po ochłonięciu, zanim jeszcze media przybrały frontalny atak na to wydarzenie, zmieniłem swoje zdanie. Jak bowiem trzeba być zdesperowanym i nieszanującym swojego życia, aby próbować się zabić? Odpowiedź brzmi: bardzo, bardzo. Rozumiem, że politycy, wojskowi, sędziowie czy przedstawiciele innych władz żyją w czasach ciągłego napięcia, skanowania ich przez media, nieustannej i nieformalnej nagonki, ale do diabła, sami wybierali taki zawód! Co było nie tak z Przybyłą, co chciał udowodnić odgrywając makabryczny teatrzyk na spotkaniu prasowym? Jestem dociekliwy i nie do końca wierzę w informacje prezentowane przez media - więc się pytam. 
TVN 24, który zwykł robić sensację tzw. "scoop" z wszystkiego o czym mówi więcej niż jedna stacja donosi:

"W najnowszej historii Polski to wydarzenie bez precedensu. Poniedziałkowa konferencja prasowa prokuratora wojskowego płk. Mikołaja Przybyła zakończyła się dramatem. Najpierw odczytał emocjonalne oświadczenie oskarżając Prokuraturę Generalną i media, po czym wyprosił dziennikarzy z pokoju i oddał do siebie strzał z pistoletu. Przeżył. Rana okazała się być powierzchowna. Prokurator trafi na oddział psychiatrii. Kolejne wydarzenia pokazały jednak gigantyczny konflikt między prokuraturą wojskową i cywilną"

Moim zdaniem dramat to by był gdyby trafił, albo jeszcze gorzej gdyby trafił i umierał w niewyobrażalnym bólu. Czy czegoś wam nie przypomina ta historia? Bo mi i owszem, przypomina. Po pierwsze w głowie tłucze się dzieło Goethego "Cierpienia młodego Wertera", w którym główny bohater (wielki romantyk i egotyk) przez rozterki sercowe palnął sobie w łeb i nie trafił (!). Z tym, że niestety targany miłością do Lotty i zamiłowaniem do prozy Homera, Werter umiera. Druga postać o podobnych losach to Tylor Durden (/Autor) z filmu i książki "Podziemny krąg" ("Fight Club"). No ale tutaj również zgrzyt. Tylor chciał "wystrzelić" ze swojej głowy męczącą go od dawna postać samego siebie, swoje podrasowane alter ego. I też nie trafił i przeżył! Inna rzeczywistość i fabuła jednak zdarzenie podobne.

Uważam, że pułkownik, chciał odciągnąć uwagę od jakiegoś istotnego faktu związanego z prokuraturą wojskową. Albo tez druga wersja, poprzez swoje zachowanie chciał zwrócić uwagę na coś, co wymagało odkrycia w sposób, nazwijmy to "niewerbalny". Jego działanie było bowiem bardzo dziwne, tak samo zresztą jak finał tej historii. Nie jestem ekspertem w targaniu się na swoje życie, ale jeżeli strzela się w głowę to przeważnie chce się popełnić samobójstwo. To było przedstawienie a nie makabryczna konferencja. Przybyła nie trafił, ale za to strzelił stuprocentowo celnie w co innego - w obiektyw kamer, łamy dzienników i tygodników  oraz na usta polityków. Zwróćmy uwagę, że tuż po "postrzeleniu" udzielał on wywiadu przez telefon, oznacza to że bardzo, bardzo się zawahał i tym samym adekwatne jest do tego określenie "powierzchowne" obrażenia. Może była metoda, aby w tak straszliwy sposób skierować na sprawę/siebie uwagę ospałego społeczeństwa? Jednak dlaczego droga prowadzi zawsze przez  tak skrajne działanie, można to było zrobić zupełnie inaczej. Czyżby przybyła miał coś ciężkiego na sumieniu. Nie wiem.
A wiesz drogi czytelniku co wspomniał pułkownik/prokurator przed oddaniem strzału? Odczytał emocjonalne oświadczenie dotyczące zarzutów, które stawiały mu media w związku ze złamaniem prawa w nadzorowanym przez niego śledztwie dot. katastrofy smoleńskiej. No i jak mam nie mówić "mam tego, kurwa dość" kiedy ktoś po raz enty chce rozmawiać o katastrofie smoleńskiej? Skończmy to raz na zawsze unikając bólu, cierpienia, negatywnych emocji i obrony krzyża na Krakowskim.

Nie jestem dziennikarzem śledczym, a pomniejszym pisarzem, więc wszystkie kwestie związane z tym zajściem przedstawiam oczami mediów:

Warto poczytań (nawet dwie ostatnie...).


"My eyes are open"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz