Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 23 grudnia 2011

Święta czego?

     Witaj drogi czytelniku. W szaleństwie życia znowu możemy się spotkać za pośrednictwem znaków i myśli. Upływ czasu sygnalizuje mi własnie teraz, że zbliża się moment, w którym powinienem przeanalizować wiele faktów. Jednak ten rok jest odmienny od wszystkich pozostałych. Tyle się w nim wydarzyło, że można by te wszystkie przyjemne i nieprzyjemne zdarzenia swobodnie rozłożyć na całą dekadę. Nie mamy jednak wpływu na ślepy los zdarzeń.

     Mina pułapka przerywa życie pięciu żołnierzy na obszarze polskiej misji stabilizacyjnej w Afganistanie (Ghazni). Zastanawiam się jak ciężko musi być osobom, które tuż przed świętami informują bliskich zmarłego żołnierza, że ów zginął. Kolejny koszmar i rozpacz spada na barki rodziny, która zapewne nie do końca rozumie dlaczego Polacy w ogóle znaleźli się w Afganistanie i o co do cholery tam walczą. Fakt pozostaje jednak faktem - "on" już nie wróci do domu. Wszystkie zapewnienia polityków (ba, nawet samego premiera) o wycofaniu się naszych oddziałów, płyną przez palce czasu w nicość. To nie nasza wojna, pomoc Amerykanom zarówno w Iraku jak i Afganistanie to irracjonalne, pyszałkowate działanie, za które nie dostaniemy nic, nawet wydumanej i nakręconej przez media "tarczy antyrakietowej'. Amerykanie przegrali w Iraku pozostawiając państwo in statu nescendi, mając nadzieję, że jakoś to będzie, że naświetlona przez nich zarówno demokracja na styl zachodni jak i samoobrona w wykonaniu lokalnym, dobrze się przyjmą w tym oddalonym, odmiennym kulturowo i religijnie państwie. Jakie to naiwne, zarówno z naszej jak i ich strony. Akcja przynosi reakcję.

     Jak zawsze przed świętami rozmyślam nad wieloma tematami, mniej lub bardziej błahymi. Postanowiłem, że w te święta dam z siebie jak najwięcej i zapomnę na chwilę o całym naukowo-akademickim chaosie, który pomimo tego, że rozpala we mnie "dobrą pasję", to z drugiej strony sprawia, że zaniedbuję niektóre dziedziny mojego życia. Tym razem jest, albo będzie inaczej. Przez proste działania staram się pokazać, że na świecie nie jestem sam. No i w głowie brzęczy mi  tekst, którego nigdy nie zapomnę, wypowiedziany przez księdza na pogrzebie babci mojej byłej. "Nikt nie żyje tylko dla siebie. Nikt dla siebie nie umiera. Umieramy i żyjemy dla świata i bliskich".  Ile w tym prawdy, każdy oceni sam. Postanowiłem więc jak co roku odciąć się od bezsensownego szału świąt, rozdmuchanego przez popyt, karmionego przez mass media. Dlatego też po pierwsze zebrałem wszystkie niepotrzebne ubrania (a okazało się że jest tego sporo) i zaniosłem dla dzieciaków z poprawczaka, wierzę że człowiek się zmienia, potrzeba tylko czasu i dobrych chęci. Za chwilę będę jechał oddać konsolę do gier dla Domu Pomocy Społecznej niedaleko mnie (im na pewno najbardziej się to przyda), bo skoro już jej nie używam to czemu by nie sprawić radości innym. No i ostatecznie, choć nie wiem czy to się uda, chcę pomóc kobiecie, która siedzi w podziemnym przejściu na perony przy stacji PKP Pruszków i zbiera pieniądze na przeszczep szpiku kostnego dla swojego syna, widuje ją tam prawię codziennie od kilku miesięcy. Mam nadzieje, że to co zrobię nie pójdzie na marne.

     Same święta to dla mnie tradycja kulturowa, to klimat, który pomimo że obecnie nie ma prawie nic wspólnego z religią chrześcijańską (skąd u nas choinka i prezenty?), nadal sprawia, że ludzie są bliżej siebie i na ten jeden dzień w roku naprawdę rozmawiają. Stąd moje wyrazy szacunku, dla wszystkich, którzy tego dnia nie mogą być z bliskimi, bo służą ważniejszej sprawie - mowa o lekarzach, policjantach, strażakach, kierowcach autobusów, maszynistach, kapitanach statków, polarnikach i tak dalej, i tak dalej do końca długiej listy. To wielkie poświęcenie, które zapewne będę podziwiał do śmierci.
    Życie to kwestia tylko i wyłącznie wyborów. Każde działanie posiada bowiem alternatywę, która aby doszła do skutku musi być zaopatrzona w odpowiedni bodziec. Jak to wygląda w praktyce? Jeżeli widzimy w telewizji grubasa w czerwonym wdzianku, rozdającego "szczęśliwym ludziom" Coca-cole, to w sklepie zadziała nasza pamięć kognitywna (torująca) i pomyślimy święta=rodzina=Coca-cola na stole - okropne ale prawdziwe, nie panujemy bowiem nad wszystkimi procesami poznawczymi (niektóre są "przemycane" do naszej świadomości sprytnymi sztuczkami socjotechnicznymi). No i kolejny fakt: nie mogę już znieść patetyczności niektórych wepchniętych kolanem zwyczajów. Choinki rokrocznie są wycinane nielegalnie z zagajników, bo przecież "Jak to, święta bez choinki?". Setki tysięcy karpi (pomimo wprowadzonych zakazów) duszą się bez wody, są traktowane jak przedmiot niewiele bardziej wartościowy niż butelka, bo niemożna przecież zapomnieć o "tradycyjnej" (niech ktoś mi wytłumaczy jaką tradycją) potrawie na wigilijnym stole. Żarcie i rzeczy krzyczą nam do ucha albo wbijają się w oczy z przekazem "KUP MNIE!".
     No i wreszcie prezenty i życzenia od/dla każdego. Prezenty to oczywiście faktor konsumpcyjny, wynikający nie z tradycji, ale z żądzy kasy. Domy handlowe i koncerny zarabiają nawet 40 % całego rocznego dochodu właśnie w okresie listopad-grudzień. I niech ktoś mi powie, że się mylę. W sklepach już po 1 listopada ma miejsce zmiana wystawy ze zniczy na świąteczne ozdoby i kolorowe girlandy. Co jest nie tak? Na swoje nieszczęście, żeby odebrać świąteczne kalendarze-podarki, musiałem odwiedzić to okropne miejsce, mowa oczywiście o centrum handlowym, którego z nazwy nie wspomnę. Zastanawiałem się wtedy, o co wszystkim chodzi, dlaczego biegną i nie mają choć odrobiny serca, żeby podziękować za zakupiony towar osobie która go sprzedaje. Warto pamiętać, że własnie sprzedawcy mają wtedy najciężej, a nikt tego nie docenia. Oni też mają rodziny i tradycję, którą chcą pielęgnować.
      I bardzo ciekawym faktem jest również to, że wszyscy, dosłownie każdy i zawsze, przypomina sobie o mnie/o tobie drogi czytelniku, jako jednostce ludzkiej, na kilka dni przed świętami. Setki maili i SMS-ów zapychają moje skrzynki, gdzie wszystkie możliwe instytucje żerują na tym, ze udostępniłem im swoje namiary, szkoda że przez cały rok jestem dla nich obcy. Zresztą i tak oto nie dbam, dla mnie liczą się nie słowa ale czyny, teorię pozostawiam teoretykom.

     Pamiętaj więc drogi czytelniku, święta tkwią w nas, a nie w ściętym drzewie, zdechłej rybie, czy czymkolwiek co dostaniemy, bądź nie dostaniemy 24 grudnia - w dniu w którym ponoć ktoś się narodził. Zaraz, zaraz, kto to był?

1 komentarz:

  1. Adoptowałam dziecko z Afryki na odległość...jej list świąteczny to mój najpiękniejszy prezent.
    Ten post buduje we mnie wiarę, że to co robię faktycznie jest miarą bycia człwiekiem w człowieku.

    OdpowiedzUsuń