Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

sobota, 10 grudnia 2011

Deszcz bierze się od Boga

     Proza życia i podróżowanie. Jakie to piękne i nie wymagające rozdrapywania polityki, kwestii gospodarczych i ideologicznych. Wracam z imprezy masowej pod zakrytym niebem, którą zaserwowała mi stolica. Po drodze wraz z moimi znajomymi dostajemy tyle mandatów od straży miejskiej (czego oni strzegą?) za picie w miejscu publicznym, że stosunek ludzi w grupie do otrzymanych kar wynosi 2:1. Alkohol niszczy społeczeństwo. Alkohol dziurawi kieszeń, nawet jak się już go zakupi. Alkohol zwalnia od racjonalnego myślenia, czyniąc z nas zwierze symboliczne.  Może pora przerzucić się na herbatki ziołowe i medytacje, żeby wypełnić jakoś pustkę i marazm szarzyzny miesięcy zimnych? Chyba w tej kwestii jednak pozostanę konserwatywny. Ale po co to wszystko, skoro lada moment ma nastąpić rozpad znanej mi rzeczywistości.

Impreza



     Raczej patologiczny wyraz obłędu młodzieży "18 up". Muzyka, która wierci mi dziurę w głowie, a jednocześnie zapada w pamięć jak traumatyczne przeżycie, dudni głośniej i głośniej. Przemiksowana i zmielona melodia coraz mniej przypomina klasyczny utwór, o ile w ogóle można nazwać remiksy czymkolwiek klasycznym. Znajomi świetnie się bawią, ja też nie nażekam, choć miejsce ciągle pozostawia wiele do życzenia. Organizm działa, trzeba odwiedzić łazienkę. Przy wejściu do kibla dziewczyna wyrzuca z siebie resztki tego co wcześniej zjadła. Ładna, ale zrozpaczona sytuacją niemocy kontrolowania siebie i sytuacji. Ktoś jej pomaga. Dobrze, że jeszcze niektórzy odczuwają, pokazują empatię. Kibel nie podzielony jak kiedyś na "trójkąt" i "kółko". I gdzie kurwa są drzwi? Ech nie oczekuje złotych klamek i jedwabnych ręczników, ale byłoby lepiej gdyby klamka do drzwi których nie ma, nie tonęła w muszli klozetowej jak Tytanic, a typ który stał za mną przestał się na mnie patrzeć (tryb homofoba ciągle na poziomie 0). Moi znajomi się jakoś rozpierzchli po chaotycznym klubie, czasami na siebie wpadamy, a mętne wyrazy naszych pysków dobrze komponują się z całą sytuacją. Ktoś mnie zahaczył, pół piwa na ziemi. Co się dzieje, otacza mnie tłum sklonowanych stylem ludzi, wszyscy zdają się płynąć ciekawe czy ich wartość zewnętrzna pokrywa się z tą wewnętrzną.Pora wychodzić/uciekać, bo siły odpuszczają nogi, a muzyka zaczyna drażnić, tak samo jak nachlane mordy ludzi.

Pociąg



Didaskalia: Jeszcze z echem muzyki, ale już długo po samym "klubie" (nienawidzę tego słowa, bo jest całkowicie nieadekwatne do miejsca gdzie praktycznie nikt się nie zna i nic wspólnie nie tworzy). Zmęczonym wzrokiem szukam miejsca w niesamowicie-szybkim-pociągu-kolei-miejskiej. Znajduje i siadam. Naprzeciwko mnie matka z dwójką chłopców (siedzą na jednym miejscu), obok mężczyzna ze spracowanymi dłońmi.
     Kątem oka w ułamku sekundy dostrzegam tapetę jego telefonu - ładna twarz dziewczyny. Czy jest jego dziewczyną, czy do niej jedzie, tego nie wiem. Nie moja sprawa. Tonę więc w czasopiśmie i drążę temat kryzysu politycznego w Unii. Zdanie po zdaniu, akapity, wreszcie strona, ciężko jak w Afryce, ale jakoś idzie. W ogóle nie mogę się skupić, jakiś taki zamęt miejsca, mimowolne interakcje z przypadkowymi ludźmi, których (pomimo, że codziennie podróżuje pociągami od kilku lat) widzę pierwszy i ostatni raz. I mimochodem słyszę rozmowę chłopców. Czy wiesz skąd się bierze deszcz? - pyta jeden. Wiem - odpowiada młodszy - z wody która leci prosto do nieba i zamienia się w chmury. Na co drugi z charakterystycznym dla tego wieku przekąsem przerywa mu i podnosi głos - Nie prawda, deszcz bierze się od Boga, bo wszystko bierze się od Boga, prawda mamo? Uspokójcie się - kwituje matka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz