Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

wtorek, 21 stycznia 2014

Kopciuszek Strong

W każdym nowocześniejszym państwie jest jakaś metropolia, gdzie zdarzają się najróżniejsze rzeczy. Nie trzeba ukrywać, że szybki seks, narkotyki i przemoc są domeną wielkich zbiorowisk ludzkich, gdzie policja nie zawsze trzyma wszystkich w ryzach, a mieszkańcy żyją z dnia na dzień. Nazwijmy więc krainę, w której dzieje się akcja Metropolią, miejscem, które mogłoby być wszędzie i nigdzie zarazem.

W Metropolii w jednym z lepszych penthouse'ów ulokowanym na prywatnym osiedlu mieszkały cztery kobiety. Taki stan rzeczy mógł zaburzać ogólne pojmowanie rodziny, w której funkcjonował przynajmniej jeden samiec, ale najwyraźniej los tak chciał i dalsze wydarzenia musiały być inne niż te przedstawione w "Pamiętniku Bridget Jones". Na ostatnim piętrze, w apartamencie żyła Wdowa, jej dwie córki oraz pasierbica.
Wdowa była bogatą i nienasyconą życiem kobietą, która po mężu odziedziczyła nie tylko firmę, ale także mnóstwo pieniędzy. Wdowa lubiła drogie życie, restauracje, gdzie ceny mają formę trzycyfrową, ubrania, na które niektórzy patrzą i kręcą głową  mówiąc "ile za to kurwa mać?!" oraz drogie kluby. To była dla niej codzienność, tak samo jak podrywanie młodych mężczyzn i owijanie ich wokół palca. Wszystko jakby na przekór rzeczywistości, bo jej ciało straciło elastyczność, a kobieta błysk w oku i poczucie humoru. Nie pomógł nawet botoks i sylikon, którego stała się fanką, a w salonach kosmetycznych tylko prze grzeczność właściciele zakładu nie mówili jej "już nic więcej nie da się zrobić".

Wdowa nie mieszkała sama. Wraz z nią żyły jej dwie córki Nicky i Ann, obie rozpieszczone do granic możliwości, frywolne suki, które nie patrzyły na innych, no chyba, że z wyższością. Była także pasierbica Róża, której życie nie rozpieszczało i nie dawało powodów, żeby puszczać sobie z rana piosenki innych niż "Show must go on", "Frozen" czy "Clint Eastwood".

Córki wdowy to przykład tego co nadmiar pieniędzy może zrobić ze słabym intelektem. Rozpocznijmy od tego, że obie pracowały w firmie ojca, choć ich umiejętności mogłyby wystarczyć co najwyżej do skutecznego przeszukiwania plotkarskich portali internetowych i sztuki imprezowania 24/7. Nicky była niską chudą blondynką, której zniszczone włosy świadczyły o tym, że farbowanie, prostowanie i używanie setek kosmetyków nie służy ludzkiemu organizmowi. Jednak, aby zakryć niedoskonałości ciała (chudy tyłek i niewielkie cycki) Nicky kupowała na potęgę niezliczone ilości markowych ubrań i gadżetów. Wierzyła bowiem, że szata zdobi człowieka, a większość ludzi to wzrokowcy. W pokoju miała dwie przeszklone szafy, z których wylewał się Dior, Versace, Dolce&Gabbana i YSL. Dziewczyna miała nawyk nie wkładać tych samych ubrań częściej niż raz w miesiącu. Bywało tak, że niektóre z nich nie doczekały ponownego założenia, bo Nicky kupowała sobie inne ciuchy zapominając o tych starych. Ze względu na wielką prostotę kochała także Apple'a - miała wszystko z nadgryzionym jabłuszkiem, a sprzęt, który się zepsuł lub ją zdenerwował lądował w śmietniku. Ta chuda blondynka miała nieskończoną ochotę na męskie fiuty, a ze względu na to, że jej aparycja nie pozwalała na zbyt wiele, trzeba było sporo zainwestować (dosłownie), aby jakiś nieświadomy młodziak się z nią umówił. To z kolei utwierdzało ją w przekonaniu, że wszystkich można mieć za pieniądze, a seks to sport, na który ją stać. No i jej domeną był brak szacunku dla innych oraz piguły i mefedron, którego wciągnęła więcej niż odkurzacz paprochów.

Ann nie była inna od swojej siostry. Wysoka, sztuczna blondynka o głupkowatym spojrzeniu. Jej ulubionymi zwrotami było "ekstra" i "mega", które wplatała wszędzie, włącznie z łączeniem tych wyrazów. Na ten przykład imprezy mogły być "mega ekstra" albo "mega chujowe", mega były także kluby, jedzenie, ubrania, pogoda oraz w zasadzie wszystko do czego można dodać przymiotnik. Erudycja nie była zatem jej mocną stroną. Jej luźne podejście do życia nie kontrastowało z postawą jej siostry, a jej atutem (w oczach naiwnych i podpitych facetów) były jej sylikonowe cycki i "namiętne" nafaszerowane botoksem usta, które na wszystkich możliwych zdjęciach układała w dzióbek - coś w stylu "ups, ale ze mnie śliczna niezdara". Ann lubiła pić i nie kryła się z tym, a MTV mogłoby z powodzeniem nakręcić o niej cały sezon, który zatytułowany byłby "Bogate i pijane do nieprzytomności". Trzeba też wspomnieć, że jej ulubionym kolorem był różowy, co przekładało się nie tylko w jej ubiorze, ale także w tym jak wyglądał jej pokój, samochód i wszystko inne. Ann podobne jak siostra nie stroniła od dragów, z tym, że jako reprezentantka różowego high-life'u preferowała kokainę, którą zalewała ogromnymi ilościami alkoholu. Takie połączenie, potęgowane przez jej aparycje, kończyło się przeważnie przypadkowym seksem i brakiem wspomnień ostatnich wydarzeń i różnymi filmami na portalach porno, które znikały tylko i wyłącznie dzięki dużym kwotom wyłożonym przez jej matkę.

Przyrodnia siostra dziewczyn nie miała łatwego życia. Nie dość, że nie podzielała postaw sióstr i macochy, postanowiła pójść zupełnie inną ścieżką. Pokój Róży był najmniejszy, pozbawiony wielkiego łóżka z baldachimem i jedwabnymi poduszkami (Ann) i wszelkiego rodzaju sprzętu audio-wideo oraz manekinów na ubrania (Nicky). Co do wyglądu, dziewczyna pomimo świetnego ciała (dużo biegała i ćwiczyła poza domem, kiedy nie dało się w nim wytrzymać kolejnego durnego serialu puszczanego przez siostry) i bystrego umysłu nie wydawała się atrakcyjna dla mężczyzn. Poniekąd mogło to wynikać z faktu, że ubrania kupowała jej Ann ("To na pewno spodoba się tej ździrze") albo dostawała rzeczy, które wyrzuciła Nicky. Bardzo kiepskie połączenie co do gustu modowego. Macocha nie dawała jej pieniędzy, bo uważała, że i tak wszystko wyda na bzdury i w przeciwieństwie do jej córek nie ma zmysłu damy.

Róża miała problemy z zasypianiem, co sprawiło, że jej ładna buzia i opadające na nią czarne włosy oszpecona była podkrążonymi oczami. No i jeszcze makijaż, którego nakładała zbyt dużo żeby zatuszować codziennego jet lag'a, przez co niejednokrotnie wyglądała śmiesznie. Róża była obiektem kpin sióstr i Macochy, a każde jej zachowanie czy słowo wywoływało nietuzinkowe komentarze u pozostałych członków "rodziny". Dlatego w życiu Róży pojawiały się zakupione na lewo antydepresanty, które sprawiały, że czasami jej świat zlepiał się w niezrozumiały kłębek wydarzeń, a bezsenność była najmniejszym z problemów. Jednak dziewczyna pomimo tego, że nie pracowała w firmie, którą założył ojciec, potrafiła wykazać bystrość umysłu i dużą dozę samodyscypliny. Z dobrymi rezultatami studiowała biotechnologię i całkiem nieźle radziła sobie z ludźmi, bo każdy wiedział, że to dobra dziewczyna. No i oczywiście jej wielkie piersi i zgrabne nogi potrafiły zahipnotyzować niejednego kolesia, który, ku późniejszym rozczarowaniu, widział w niej tylko cechy zewnętrzne. Róża miała też dobre serce, bo w razie "wielkiej potrzeby" wykonywała kilka telefonów i załatwiała znajomym trawę czy lewe leki. Dziewczyna lubiła też eksperymentować z psychodelikami, więc jej życie pomimo tego, że siostry często pluły jej do herbaty, wrzucały kompromitujące zdjęcia do sieci i nie pozwalały wyjść z domu, było "kolorowe".

Metropolia, w której mieszkały była wielkim miastem z wieloma klubami, pubami i innymi miejscami, gdzie można stracić dużo pieniędzy i czasu. Policja nie zawsze potrafiła (lub nie chciała) nadzorować działania tych najbardziej uprzywilejowanych, więc ten, kto miał kasę mógł też naginać prawo i czuć się w miarę bezkarnym. Życie w wielkich miastach potrafi wyjałowić człowieka na sytuacje, które wymagają zdrowych odruchów - nie inaczej było w Metropolii. Obok żebraków i narkomanów funkcjonowali tam bogaci biznesmeni, którzy ze smartfonów i tabletów uczynili kochanki; mafiozi, którzy dorobili się na prostytucji i handlu narkotykami oraz skorumpowani politycy, dla których litera prawa była tyle warta co wc-kostka w lokalnej toalecie. Taki to własnie koktajl tworzył tętniącą 24 godziny na dobę Metropolię.

Do klimatu idealnie wpisywał się też Prezydent miasta. Grubas po pięćdziesiątce, który potrafił dogadać się z każdym - dosłownie KAŻDYM. Miał kontakty u burdel mam, które podsyłały dziwki dla jego ludzi, potrafił dogadać się z policją, aby przymykała oko na lewe interesy biznesmenów i ugłaskać gangsterów, żeby prali swoje brudy na obrzeżach miasta i to najlepiej w nocy. Poprzez swoje machlojki doprowadził do sytuacji, w którym władze miasta ledwo nadążały z tuszowaniem kolejnych niejasnych spraw, jednak duże możliwości i sieć kontaktów, którymi dysponował Prezydent sprawiała, że unikał kłopotów i nie był w spektrum zainteresowania Prezydenta Państwa. Gdyby było inaczej, miałby on w istocie przesrane.

Prezydent miał syna, do którego wiele osób zwracało się "Książę", co wynikało bezpośrednio z pozycji jego ojca, a nie samej postawy czy sposobu jego bycia. Pierworodny Prezydenta był przystojnym kolesiem, a dziewczyny uganiały się za nim od rana do wieczora. Imprezy na których bywał nierzadko były tak elitarne, że wstęp miała na nie jedynie garstka wyselekcjonowanych przyjaciół, wszystko z obawy ojca przed "kontaktami z plebsem i zwykłymi kurwami" jak zwykł mówić. Syn Prezydenta ubierał się elegancko, ale bez przepychu, który widocznie wyróżniałby go z tłumu. Był po prostu facetem, o którym laski mówiły "dałabym wszystko, żeby mnie zerżnął" albo "muszę być pierwsza, zabiję szmatę, która się do niego przystawi". Sam Książę był odmienny od ojca i nigdy nie przejawiał ciągot do władzy, korupcji ani alkoholu, co w Metropolii można by uznać za przejaw słabości. Syn Prezydenta nie wpisywał się jednak w ustalone reguły, bo wolno było mu o wiele więcej, z czego zresztą nie korzystał.

Książę za pieniądze z nielegalnych interesów ojca wyjechał studiować, imprezować i używać życia w Dalekich Krajach. Jednak kiedy obronił pracę naukową, ku uciesze ojca i jego otoczenia, w którym nikt nic nie obronił (chyba, że był to rekord w ilości wypitej wódki), ojczulek postanowił zatrzymać chłopaka na dłużej w mieście, więc załatwił mu mieszkanie w elitarnej dzielnicy Metropolii i postanowił wyprawić ogromne przyjęcie z okazji powrotu syna. To miała być największa impreza jaką widziało miasto, więc ojciec nie szczędził pieniędzy na wszystko - od papieru toaletowego po dobór odpowiednich panien, które miały "pasować" do sali balowej i kontuaru barmana. Zaproszenia zostały wysłane do ogromnej ilości osób, bo Prezydent lubił przepych i demonstrowanie swojej pozycji. Nie trzeba dodawać, że list dotarł także do pewnego penthouse'a w który mieszkały cztery wyjątkowe panie. Dla wszystkich kobiet niespodzianką był fakt, że na imprezę-jakiej-nie-widział-nikt została zaproszona także Róża.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz