Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

sobota, 25 stycznia 2014

Kopciuszek Strong. Część II - nie ma Róży bez ognia

- Patrz Ann ta szmata też dostała - powiedziała Nicky nie kryjąc zdziwienia i złości w głosie - tych na górze chyba do reszty popierdoliło, no, ale ważne, że znowu szykuje się jakaś konkretna impreza, na którą nas zaprosili.

- Tak bardzo konkretna i na pewno będziemy się dobrze bawiły, ale chcę mieć pewność, że nikt nie skojarzy nas z tą wywłoką - powiedziała Ann i wyrwawszy zaproszenie z rąk Róży podarła je na strzępy.

Wszystko działo się na oczach Macochy, która po przeczytaniu wiadomości od Prezydenta wydawała się być w innym świecie. Jej oczy zrobiły się wielkie, a żyła na szyi zaczęła nerwowo pulsować. W tym momencie podniecenie i nadmiar drinków, które wlała w siebie w jednym z droższych lokali w Metropolii, flirtując z młodym sportowcem z lokalnej drużyny baseballowej, zrobił swoje.

- I tak bym nie poszła na ten zasrany bal - pomyślała Róża po kilku sekundach, kiedy opadły emocje wywołane zachowaniem jej siostry - zresztą nie mam co na siebie włożyć, a banda idiotów, którzy tam będą to nie moje towarzystwo. Ale ten Książę...

- Ale mega! - krzyknęła Ann wyrywając Różę z rozmyślań, które mogły się za chwilę przerodzić w erotyczne fantazje - muszę kupić sobie jakieś ciuchy i tobie też radzę! - krzyknęła do swojej siostry, która jak mała świnka kwiliła z radości po przeczytaniu zaproszenia. - Mamo my wychodzimy, jedziemy po nowe sukienki, potem idziemy zrobić się na księżniczki balu, a od wizażysty od razu na baaaaal!

- No dobrze, ja też będę wychodziła, muszę skoczyć tu i tam - powiedziała Macocha mając na myśli znajomego chirurga plastycznego, który potrafił czynić cuda w trybie "na ostatnią chwilę".     - Ty możesz pooglądać telewizję, ale nie wchodź do żadnego z pokoi, jeszcze byś coś zepsuła, albo pobrudziła - surowo powiedziała do Róży - no i zapomnij o balu, takie jak ty mogą co najwyżej parzyć kawę asystentom ludzi, którzy tam będą.

- Suka - szepnęła cicho Róża.

- Co? -  Macocha podeszłą bliżej, bo pomimo wielkiego entuzjazmu związanego z perspektywą wielu przystojnych młodych mężczyzn na balu, wydawała się usłyszeć dziewczynę.

- Powiedziałam "super"- skłamała Róża - a teraz wracam do nauki, mam niedługo egzaminy.

Dziewczyna już bez słowa udała się do swojego małego pokoju, a siostry, jak po większej ilości amfetaminy, zaczęły nerwowo biegać po domu i planować wieczór piszcząc jak nastolatki. Macocha stała jeszcze przez chwilę i zastanawiała się dlaczego ci ignoranci tak późno dostarczają zaproszenia. A gdyby tak była w Spa albo w Odległych Krainach z jakimś młodym kochankiem? Na szczęście dobrze się składa - pomyślała kobieta - dzisiaj zaszalejemy, a pomogą mi w tym pieniądze i moje małe przyjaciółki. Nie trzeba chyba dodawać, że miała na myśli tabletki ze znaczkiem jednej z japońskich marek samochodów.

Ann i Nicky zabrały kartę kredytową matki i rozkrzyczane pojechały jaskraworóżowym Mini Cooperem Ann do drogich butików w Centrum. Macocha wykonała kilka telefonów do dilerów, którzy obsługiwali stare, brzydkie i bogate pindy, takie jak ona i złożyła stosowne zamówienie na "pigułki szczęścia" jak zwykła je nazywać. Po kilku telefonach w innych sprawach ("mały lifting i troszkę botoksu przed spotkaniem nie zaszkodzi") również opuściła mieszkanie, rzucając na odchodne:

- Róża, ty mała maszkaro zrób porządek w moich lekach jak mnie nie będzie, bo jakbym wykorkowała, to ty i twoje siostrzyczki umarłybyście z głodu. No i przyda Ci się jakieś ciekawe zajęcie kiedy my będziemy balować u Prezydenta.

-Ta świeciły, chyba dupą - pomyślała Róża, kiedy drzwi za matką się zamknęły. Dziewczyna włączyła starego iPoda, którego "dostała" od Nicky, jeżeli wybieranie rzeczy ze śmietnika, które znudziły się przyrodniej siostrze można nazwać "dostawaniem", i niechętnym krokiem udała się do przestronnej kuchni, gdzie wpadały promienie popołudniowego słońca.

W słuchawkach dźwięki "The Perfect Drug" Nine Inch Nails powoli sączyły się do jej głowy sprawiając, że całe upokorzenie i zadania, które musi wykonać nie były takie straszne. Bo muzyka i różne substancje chemiczne od zawsze były jej przyjaciółkami.

- Po prostu zostaliśmy wtłoczeni w taką rzeczywistość, w której przyszło nam żyć - powiedziała dziewczyna przywołując Nietzschego i otworzyła szafkę gdzie były porozrzucane najróżniejsze leki.

Macocha oraz jej córki miały upodobanie do zażywania ogromnych ilości prochów. Brały je codziennie, czasami profilaktycznie, innym razem bez większej potrzeby, a jeszcze kiedy indziej, żeby stłumić jakiś mało dolegliwy ból. Dlatego też szafka na leki przypominała raczej szafę, a arsenał tabletek, syropów, maści i naparów, który się w niej znajdował mógłby wystarczyć dla całej szkoły w przypadku wystąpienia jakiejś epidemii.

- A gdybym tak poszła na ten burżujski bal? - zaczęła zastanawiać się Róża rozdzielając psychotropy od zwykłych witamin - nie mam sukienki, wyglądam jak z przedwczoraj i mam dziwny humor. Dzisiaj chyba odpada.

Kiedy Róża sięgała w głąb szafki, aby wygarnąć z niej rozsypane pigułki i saszetki, na ziemię spadły dwie rzeczy, które z pewnością nie powinny się tam znajdować. Pierwszą z nich była karta kredytowa jej macochy, którą zapewne przez przypadek zostawiła kiedy w, jak to ona określała "pieprzonej migrenie", sięgała po jakieś lekarstwo. Macocha miała bowiem pełno kart kredytowych, a niektóre z nich zwyczajnie gubiła w mieszkaniu lub poza nim. Dla osoby takiej jak ona nie było to jednak żadną stratą, bo pieniądze były zawsze przy niej, tak samo jak rzesze młodych utracjuszy żądnych posmakowania lepszego życia przez jedną noc.

Oprócz plastikowej karty, wypadło też coś dziwnego, jakby małe puzdereczko albo szkatułka. Róża otworzyła. W środku była karteczka z napisem "Na specjalne okazje", a pod nią kilka przezroczystych tabletek nie większych od czekoladowych draży, które pochłaniała Ann. Róża zdjęła słuchawki i jeszcze przez chwilę do wyłączenia starego iPoda słychać było "And I want you, and I want you, and I want you...".

- Co to jest? - zastanawiała się Róża podnosząc tabletkę w dwóch palcach na wysokość oczu, jakby była małą bryłką jakiegoś nieznanego minerału - dziwne, nie pachną, ważą tyle co nic, hm...

W głowie dziewczyny zaczął kłębić się dziwny plan, którego jeszcze nie do końca rozumiała. Róża zaczęła zastanawiać się, czy nie zrobiłaby czegoś, co przez mogłoby odmienić jej życie, a w najgorszym wypadku sprawić, że Macocha wywali ją z domu, a tabletka, którą weźmie wywoła u niej bóle brzucha. Kusząca propozycja jak dla kogoś, kto większość dnia spędza we własnym pokoju lub szoruje podłogę albo kibel.

- W końcu raz się żyje - pomyślała dziewczyna i wszystkie wątpliwości, które miała do tej pory wydawały się znikać wraz z perspektywą zagrania na nosi jej przyrodnim siostrą i Macosze, którą darzyła szczerą, choć ukrywaną niechęcią.

Wzięła dwie pigułki (było ich kilkanaście i wątpiła, aby ktokolwiek je liczył) i kartę kredytową, schowała małe puzdereczko w głąb szafki, tak samo jak resztę leków, których nijak nie dało się uporządkować, wedle jakiegoś schematu. Do głowy Róży wpadła jeszcze jedna myśl, bardzo wyrafinowana i nie podobna do dziewczyny, która całe życie pozostawała w cieniu pozostałych domowników. Pamiętała, że Macocha niejednokrotnie, kiedy potrzebowała "zrobić się na bóstwo" w kilka godzin dzwoniła pod numer zapisany na czerwonej karteczce leżącej obok figurki Adonisa na stoliku w  łazience. Macocha niejednokrotnie proponowała swoim córką, żeby skorzystały z usług "mistrza przemian", jak nazywała Eryka, swojego prywatnego wizażystę.

-Chwila, przecież ta raszpla nigdy nie podała mu imion tych idiotek! - pomyślała Róża, a plan który miała w głowie przyjmował coraz realniejszy wymiar.

Dziewczyna chwyciła za słuchawkę telefonu, wystukała numer i po kilku minutach była już umówiona z Erykiem, który osobiście miał ją odebrać spod penthouse'a. Różę rozbawiła myśl, ze dzięki aroganckiemu tonowi głosu i braku wiedzy na temat imion córek Macochy ze strony Eryka, mogła załatwić wszystko.

O umówionej godzinie przyjechał samochód, ładny mercedes, w którym siedział Eryk, typowy gej z klasą, który wiedział jak powinny być ubrane dziewczyny, aby przyciągały uwagę facetów i obiektywów. Róża wsiadła do samochodu, przedstawiła się jako Liza i aroganckim tonem (aby nie rozwiać pozorów powiązania z Macochą) kazała jechać do najlepszego sklepu z ubraniami, a następnie do fryzjera i kosmetyczki. Wieczór zapowiadał się ciekawie, zważywszy na fakt, że w kieszeni dziewczyny spoczywały karta kredytowa i dwie tabletki z dziwnej szkatułki, które miały się przydać na balu.

Po kilku godzinach jazdy z Erykiem wszystko było już praktycznie gotowe. A raczej to dziewczyna, która całe życie miała problem z uchwyceniem ponętnego obrazu samej siebie, była gotowa. Róża wyglądała niesamowicie, czarną suknia wieczorowa z rozcięciem na udzie i dość odważnym dekoltem, którego wykończenie ozdobione było małymi perełkami. Na nogach miała wysokie szpilki od Louboutin'a, które wraz z pięknym naszyjnikiem  sprawiły, że Róża czuła się ładna. No i wizyta u fryzjera, przyjaciela Eryka, który sprawił, że jej niezadbane od wielu lat włosy zamieniły się w najmodniejszą fryzurę, którą wcześniej widziała tylko w telewizji podczas reklam produktów Schwarzkopf'a. Cuda zdziałała też wizyta w salonie urody, który dzięki usłudze "expres" usunął wszelkie niedoskonałości jej ciała. Brwi były idealne, skóra świeża a paznokcie i usta krwisto czerwone. Róża wyglądała kobieco, elegancko i wielce pociągająco, a zapach najdroższych perfum wypełniał samochód Eryka, któremu tuż przed balem kazała się podwieźć na przecznicę równoległą do posiadłości Prezydenta.

- Wyglądasz pięknie kochana, mam nadzieję, że Ci pomogłem. Pozdrów ode mnie mamusie i siostrę i miłej zabawy! - powiedział Eryk wykonując kilka przegiętych gejowskich gestów.

- Pa - rzuciła Róża, aby nie wyjść z roli rozwydrzonej córki i wolnym krokiem ruszyła do miejsca przeznaczenia.

W głowie dziewczyny znowu zaczęły kłębić się setki myśli. Zastanawiała się jak wejdzie na bal bez zaproszenia, co się stanie jak weźmie tą dziwną pigułkę, co będzie jeżeli zauważą ją siostry i Macocha (choć wyglądała tak odmiennie od swojej "domowej wersji", że sama nie mogła się poznać w lustrze) i co do diabła zrobi kiedy przez jakiś przypadek spotka się z Księciem?

- Cóż, będę musiała improwizować i skrywać wiele rzeczy, a tego całkiem nieźle nauczyłam się żyjąc pod jednym dachem z tymi pustakami - pomyślała dziewczyna, uśmiechając się do siebie na samą myśl, że za cały jej wieczór będzie musiała zapłacić Macocha, bo wszystko co dzisiaj ze sobą zrobiła nie było przecież za darmo.

Kiedy widziała już ogromny budynek, w którym miała odbyć się impreza jej ręce zaczęły się trząść, a puls przyspieszył. Dziesiątki osób u bramy i tyle pięknych samochodów, ile nie widziała na żadnym z filmów, przysporzyły Różę o zawrót głowy.

- Weź się w garść dziewczyno, świat jest Twój, no i nie ma Róży bez ognia - pomyślała dziewczyna i po chwili namysłu połknęła pierwszą z pigułek wyciągniętą z markowej torebki, za którą zapłaciła kartą Macochy, po czym ruszyła pewnym krokiem w stronę tłumu, który zbierał się przy włościach Prezydenta.

CDN.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz