Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Tornado ludzkiej głupoty

Jak żywo przypomina mi się scena z filmu "Cube" reżyserii Vincento Natalii, gdzie w końcowych minutach, kiedy jeden z głównych bohaterów pyta się konstruktora "kostki" co jest na zewnątrz (tj. poza kostką) ten odpowiada mu "bezmiar ludzkiej głupoty" (oryg. -What is out there? -Boundless human stupidity.). Pomimo upływu lat od czasu realizacji filmu, ciągle wiele prawdy w tych słowach. 

Coraz mniej potrafię zrozumieć brak komunikacji w polskim społeczeństwie, jak i również tendencję do spłycania wiadomości do postaci szybkich "wrzutek". Tłumaczy się to tym, że na wszystko jest bardzo mało czasu. W cogodzinnych newsach radiowych na każdy temat jest od kilku do kilkunastu sekund, z kolei telewizyjne główne wiadomości coraz bardziej spłycają przekaz i za wszelką cenę starają się przyciągnąć widza oferując mu dawkę emocji z różnorakich płaszczyzn. Kamil Durczok wypowiadając się dla "Gazety Wyborczej" broni linii redakcyjnej nowych mediów. Dziennikarz uważa, że infotainment jest trendem, służącym przyciągnięciu uwagi i odbiciu się od tematów "siermiężnych". Jeżeli wliczyć w ten nurt katastrofy, tragedie i zapychacze pasma typu "politycy na wakacjach", to aż strach pomyśleć jak rozwinie się ten medialny tren. Chyba wolałbym wersję "siermiężną" pozbawioną przemyśleń i komentarzy na temat sztucznie wytworzonego hamburgera.

Kamil Durczok w wywiadzie stwierdza także, że obiektywizm medialny zanika. Nie jest to co prawda odkrycie przełomowe, ale raczej smutne potwierdzenie trendu, którego nikt już nie chce zmienić. Spada także jakość i poziom treści publicznych, coraz więcej w nich pustych tematów w stylu "upalne lato" czy "zima zaskoczyła drogowców". Proste wygrywa ze skomplikowanym, a obrazki zabijają słowa pisane. Dobrze jednak, że upartyjnienie mediów jest cechą widoczną jedynie (jeszcze?) w brzydkich nośnikach przekazu typu "Telewizja Republika" (z hasłem przewodnim "TVN kłamie"), czy "Gazecie Polskiej", która stała się tubą pewnej "największej partii opozycyjnej". Nie mniej ludzie czytają "GP" oraz "Fakt" i do tego czerpią z nich informację, więc moje ubolewanie nad ogłupianiem czytelnika jest chyba daremne.

Co do hasła "TVN kłamie", swoje poglądy może wyrażać każdy, no chyba, że są one sprzeczne z przyjętym prawem i w sposób jawny godzą w ludzką godność. Nie obrażę się, jeżeli ktoś powie "twój blog jest beznadziejny, zacząłbyś lepiej robić coś innego". Oczywiście oczekuję konstruktywnych argumentów po takim stwierdzeniu. Niemniej zachowanie niejakiego Oskara W. podczas specjalnego wydania "Szkła Kontaktowego" z Grzegorzem Miecugowem i Arturem Andrusem na tegorocznym przystanku Woodstock nie może być przemilczane. Nie kojarzysz drogi czytelniku?


To zachowanie - pokazanie hasła i uderzenie dziennikarza - to wyraz największej głupoty ludzkiej, z którą spotykam się przez całe życie. Brak umiejętności rozmawiania to cecha systemów totalitarnych. Miecugow to dobry dziennikarz, nie zmienię o nim zdania pomimo pomyj wylewanych na niego przez prawicowe środowiska niedouczonych watażków internetowych i dziennikarzy, którzy zapewne mu zazdroszczą popularności. Bo kiedy zamiast rozmawiać używa się siły rozpoczyna się wszystko co najgorsze. Tak zaczynały się wszelkie wojny i konflikty zbrojne, tak wybuchały powstania i zamieszki, no i w ten sposób jedne grupy atakują drugie. Przykładów ostatniego zjawiska nie trzeba szukać zbyt wiele - wystarczy przejrzeć wydarzenia z "obchodów" 11 listopada w ubiegłych latach. Brud wylewa się już nie tylko za pomocą słów ale także agresji. 

Takie nastały czasy - brzydkie, egoistyczne i brudne - czasy, w których media utożsamiane są z Internetem, w którym operuje się skrótem i chamstwem. Nie ma miejsca na dyskurs na godnym poziomie, a obrazek wyparł zdania. Nie wszystko jednak się sypie, no i nie czas na melancholię. Są ludzie i miejsca, gdzie można porozmawiać, powymieniać poglądy i atakować argumenty a nie adwersarza. Choć powoli ten czas staje się coraz bardziej przeszły. W słowie pisanym i mówionym występuje przemoc i emocje, a polityka budowana jest na wpadkach i skandalach, merytorycznie ważne tematy toną w otchłani infotainment'u. Cóż, znaleźliśmy się w sytuacji, gdy ludzie coraz bardziej boją się wszystkiego, a zachowania bezuczuciowe i stroniące od odpowiedzialności i zajęcia konkretnej uargumentowanej pzycji są gloryfikowane. Sam jestem tego ofiarą.

Po przeprowadzce, podczas "parapetówki" policja odwiedziła mnie dwa razy. Pierwszy raz o godzinie 22.20. Jesteś w stanie to pojąć drogi czytelniku? Pomimo dwóch anonsów rozwieszonych w widocznych miejscach, gdzie zaznaczyłem, żeby w razie problemów dzwonić lub pukać do mnie, jakiś przestraszony i mały moralnie człowiek zadzwonił od razu na policję. Donosicielstwo jest ciągle cenione przez ludzi, którzy się boją "samemu" zadziałać. Wszystko skończyłoby się dla mnie szczęśliwie, bo dwie wizyty podczas "parapetówki" skończyły się na upomnieniu. 
Jednak nie miałem takiego szczęścia tydzień później, gdy podczas dyskusji z czwórką znajomych w godzinach nocnych, kolejna społeczna kreatura po raz kolejny wezwała policję. "200 złotych za zakłócanie ciszy nocnej" powiedział wezwany policjant, "Słucham?!" odparłem do szpiku kości zdziwiony. Po dłuższej rozmowie zdenerwowany dogłębnie ludzkim chamstwem i społeczniactwem, odparłem, że nie przyjmuję mandatu. "Słucham?", tym razem powiedział funkcjonariusz, na co odparłem "do zobaczenia w sądzie, choć wiem, że tam i tak wygrywa policja". Zmieszany mundurowy odparł "tam wygrywa prawo", choć nie miałem siły powiedzieć mu, jakie mamy w Polsce prawo.

Takie nastały czasy, drogi czytelniku, kiedy przyszło nam wymieniać nie uścisk dłoni, ale pięści. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz