Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 18 października 2013

Ręce precz od...

W ramach natłoku obowiązków zapomniałem napisać o czymś ważnym i związanym z Kościołem katolickim. Znowu wyjdę na antyklerykała i zasmucę mocno wierzących rodziców, no ale co tu zrobić, kiedy władze kościoła mówią i robią takie świństwa. Osobiście uważam tą instytucję za jedną z bardziej tajemniczych i koteryjnych, a ostatnie afery nie mogą być już zakryte przez prospołeczne i semireformatorskie działanie papieża Franciszka I. Kościół katolicki pomimo niewielkich zmian wciąż tonie w aferach i nieścisłościach - ciągle to ogromny konserwatywny moloch, którego funkcjonariusze coraz bardziej gubią się w działaniach.

Wiem co piszę drogi czytelniku, bo zdążyłem dość dokładnie poznać tą organizację. Byłem blisko związany z naszym kościołem, bo sprawowałem funkcję ministranta prze 5 czy 6 lat i miałem nawet zostać lektorem. Wybrałem jednak inaczej, ale wiedza i doświadczenie zostało. W owym czasie poznałem co prawda wielu inteligentnych i szlachetnych ludzi, w tym księży, jednak nie zmienia to faktu, że branie za pewnik zapisów i teorii sprzed kilku setek lub tysięcy lat i bezwarunkowe posłuszeństwo wobec "prawa bożego" to nic innego jak ograniczanie ludzkiej wolności i swobody myśli. Faktem jest, że społeczna nauka Kościoła katolickiego traci na sile wraz z kolejnymi aferami pedofilskimi w wykonaniu kapłanów i niejasną sytuacją finansową jednostek kościelnych. Nie poprawi tego nawet zapis liczbowy, w którym wg Instytutu Statystyki kościoła Katolickiego wierzący katolicy stanowią 60,8 proc. ludności naszego państwa.

Czasy kościoła, który walczył o wolność i ideały ramię w ramię z obywatelami miały swoją świetność po wyborze papieża Polaka i w późnym PRL-u. Ten obraz dawno przeminął, a instytucja straszy odkrywanymi tajemnicami, a w Polsce słowami abp. Józefa Michalika, których nikt nie chce po raz drugi prostować. 


abp. Józef Michalik w cieniu krzyża - źródło: wprost.pl
Wiele tych molestowań [dzieci przez duchownych] udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nie raz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga - to słowa przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski (KEP), abp. Michalika. W żaden sposób ich nie zmieniałem i nie modyfikowałem. Zadaję więc pytanie, jak bardzo ślepym trzeba być, aby winę za przestępstwo przenosić na rodziców, a dalej na samą ofiarę? Takie słowa w ustach przewodniczącego KEP brzmią jak śmiech w stronę wszystkich, którzy zostali wykorzystani seksualnie przez duchownych. No i osobiście nie słyszałem nic bardziej absurdalnego, od czasów, gdy promowano teorię, że za atakiem na WTC z 2001 roku stoi rząd Stanów Zjednoczonych.


Tłumaczenie arcybiskupa Michalika może i było szybkie, ale to i tak bez znaczenia, gdy skonfrontujemy to z jego ostatnią wypowiedzią podczas mszy świętej we Wrocławiu - pomimo przeprosin i sprostowań urzędnik Kościoła katolickiego dalej brnie w zaparte. Pornografia i fałszywa miłość w niej pokazywana, brak miłości rozwodzących się rodziców i propaganda ideologii gender - to według abp. Michalika przyczyny dotykania dzieci przez księży. Takie uproszczenia są nie tyle naiwne i niesmaczne, co nie pasujące do przewodniczącego poważanej struktury KEP, której zadaniem jest dbanie o wiernych i wizerunek kościoła.

Zastanawiam się, czy obiekt mojej analizy i krytyki zdaje sobie sprawę z tego, czym jest studium poświęcone społecznej i kulturowej roli płci (czyli gender) oraz czy wie, że nikt jeszcze nie udowodnił wpływu ruchów feministycznych na intensyfikację pedofilii wśród duchownych. Idąc w zaparte Michalik kultywuje postawę, która była kultywowana w Polsce kilkanaście lat wcześniej, w myśl której widziano pedofilię w Kościele katolickim jako problem marginalny, błahy i nie warty roztrząsania, a księży pedofilów traktowano nad wyraz łagodnie. Wchodząc w bardziej radykalny ton, chcę, aby państwo i prawodawcy pokazali, że egalitaryzm na tej płaszczyźnie funkcjonuje i wzięli Kościół za pysk, pokazując wszystkim, że tak robić nie można, a księżą grozi za to taki sam wymiar kary, co wszystkim innym, którzy dopuszczą się takiego czynu.

Rzecznik episkopatu ks. Józef Kloch nie chce nawet oceniać tego co zaszło, no i trochę słusznie, bo jak bronić tak oderwanej od rzeczywistości postawy. Zgadzam się pośrednio z prof. Andrzejem Jaczewskim, który na swoim blogu stwierdził, że jedną z przyczyn pedofilii jest brak rzetelnej edukacji seksualnej, którą blokuje nie kto inny jak Kościół katolicki. Jestem także jak najbardziej za otwartą dyskusją społeczną, a nawet medialną burzą w sprawie pedofilii w Kościele katolickim. Prawo musi być IDENTYCZNIE stosowane wobec każdego - nieważne czy jest to reżyser, ksiądz czy robotnik. 



Jak w każdej kontrowersyjnej sprawie, nawet przy tak jednoznacznej sytuacji znajdą się osoby, które będą przeciwne krytyce wypowiedzi Michalika. Tomasz Terlikowski (fronda.pl), na antenie radia TOK FM w rozmowie z Moniką Olejnik stwierdza, że "jeśli uczymy dzieci zabezpieczania, to mówimy im, że w takich działaniach (pedofilskich) nie ma nic złego". Zupełnie nie rozumiem analogii, ani trochę, nawet jak bardzo się skupię i postaram się zrozumieć tok rozumowania Terlikowskiego. Tak samo nie potrafię zrozumieć stwierdzenia, że pedofilia byłaby "utrudniona" w sytuacji, gdyby dorośli uczyli dzieci zachowań zgodnych z doktryną katolicką. Muszę chyba jeszcze dużo poczytać, bo mniemam, że owa doktryna jest panaceum nie tylko na pedofilię, ale także na problem AIDS, czy postrzeganie związków partnerskich. Tak mało jeszcze wiemy, a Kościół katolicki skrywa dla nas tak wiele niespodzianek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz