Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Święty i elitarny gniew wobec wyborów Miss SGGW

Zupełnie nie rozumiem wielkiego oburzenia wyborami Miss SGGW (warto wspomnieć, że zeszłorocznymi). Nie pojmuję także dlaczego dla wszystkich, którzy brali udział w obsmarowywaniu jednej z najlepszych pod względem życia studenckiego oraz działalności naukowej uczelni w Polsce, impreza zorganizowana przez samorząd studentów SGGW jest wydarzeniem niemoralnym i mocno zabarwionym erotycznie. Wszyscy od minister Kudryckiej po byłego przewodniczącego Młodzieży Wszechpolskiej Krzysztofa Bosaka burzą się, zwiastują załamanie wychowawczej roli studiów (może kiedyś taka takowa była) i proszą o wyjaśnienia.


Ciekawe co ci "oburzeni" za czasów swoich studiów robili w czasie wolnym, bo zakładam, że taki mieli. Wnioskuję, że nie wszyscy prowadzili grzeczne życie i na pewno nie zgorszyliby się gdyby zostali zaproszeni na podobną galę. Wszędzie gdzie jest czas na naukę, powinien być także czas na zabawę. Konieczne jest jednak znalezienie złotego środka i godzenia ze sobą tych dwóch odmiennych płaszczyzn. Po pierwsze, trzeba na początku zrozumieć jedno - jeżeli organizuje się wybory Miss to należy się liczyć z tym, że zjawią się tam ładne dziewczyny i będą chciały pokazać się od najlepszej strony. Kto uważa inaczej, to myli wybory Miss z czymś innym. SGGW wpadło na pomysł, aby wprowadzić do pokazu element burleski (pragnę dodać, że miałem już przyjemność oglądać taki pokaz). Po studenckiej gali Miss specjaliści zabrali głos i mówią, że do burleski trzeba... i tu wymieniają dziesiątki rzeczy, ale przecież to nie były profesjonalistki tylko młode dziewczyny, które potraktowały to jako ciekawe i ważne dla nich wydarzenie. Oczywiście nikt nikomu nie kazał być na tych wyborach, ale wszyscy solidarnie je potępiają.

Staje w obronie gali Miss SGGW dla tego, że temat w jakiś magiczny sposób powrócił nie w roku 2012 a 2013, wywołując spore zamieszanie. Ktoś najwyraźniej sprawę nakręcił, a warto zauważyć, że konkurencyjnym uczelniom blamaż Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego jest na rękę. Choć może być też odwrotnie - takie wydarzenie może zwiększyć promocję SGGW. 

Kandydatki do Miss Universe w strojach kąpielowych 
Niektórzy nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że gale wyboru Miss to wydarzenie okolicznościowe, a mniej kulturowe. Zorganizowanie wyborów na uczelni to wielkie wydarzenie, więc wszystkim zależy, żeby dobrze się bawić oraz podziwiać studentki. Nie oszukujmy się, że  pokaz strojów kąpielowych nie jest częścią poważnych pokazów, bo jest w nie wpisany na stałe. Mieszanie w ten wątek kwestii elitarności uczelni, czy jakości kształcenia oraz stosunków student-wykładowca to demagogia. Mówi to absolwent dwóch warszawskich uczelni, który bywał na wielu imprezach oraz oglądał takie wydarzenia. 

Przecież zamiast na niekorzyść można by uznać takie wydarzenie za ciekawą reklamę życia studenckiego w Polsce. Jednak coś takiego by nie przeszło przez skostniały i konserwatywny system. Trochę obawiam się także o złą interpretację tego co się wydarzyło na SGGW. Dlaczego wszyscy wymagają od studiujących ludzi w wieku od 18-24 lat, którzy stanowią 94 proc. całej grupy (dane z wczorajszych "Wiadomości"), aby zachowywali się tak samo i byli podporządkowani systemowi uczelnianemu. Przecież o niepokorność tutaj chodzi! Z jednej strony wykładowcy mówią, że nie można się ze wszystkim zgadzać i trzeba mieć swoje zdanie oraz myśleć abstrakcyjnie, a kiedy coś wybiega poza ustalony kanon to znajduje się grono elitarnych piewców moralności, którzy potępiają oddolne inicjatywy. Brak zrozumienia dzisiejszych studentów - to odpowiedź na wszystkie żale. 


Tyle zamieszania o pupę - źródło: http://tvnwarszawa.tvn24.pl

Na koniec chce napisać, że nie rozumiem zupełnie Mateusza Klinowskiego z UJ, którego de facto cenie za inną działalność, bo stwierdza on "W środowisku akademickim nie toczy się żadnych dyskusji na ten temat i raczej nie będzie się toczyć. Środowisko akademickie nie ma wystarczającej wrażliwości, aby dostrzec w tym jakiś problem. Porno utorowało sobie drogę na uniwersytety i to w szerokim kontekście kulturowym". O jakie porno chodzi radnemu z Wadowic? Może o książkę "Porno" Irvine'a Welsha? Jeżeli wydarzenia  z SGGW nazywa się "porno", to w takim razie powinniśmy myśleć o redefinicji tego pojęcia, bo "porno" jest już wszędzie - od reklam bielizny po lalkę Barbie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz