Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 11 maja 2012

Znajdź trzy szczegóły

Socjalista prezydentem!

     No i Francis Hollande wygrywa, choć co do tego przed wyborami mało osób się ze mną zgadzało, jednak tak się w rzeczywistości stało. Socjalista został prezydentem (a to bardzo ważna funkcja we Francji) socjalistycznego państwa, zapowiadając 70 proc. podatek dla najbogatszych i kontynuowanie wellfare dla wszystkich upośledzonych ekonomicznie rodaków. Młodzi i imigranci się cieszą, starsi i bardziej konserwatywni od razu posmutnieli. Różnica głosów w przypadku obu kandydatów wyniosła zaledwie 3 procent, więc dodatkowo wszelkie łzy i smutki jak najbardziej uzasadnione.
     Sarkozy, co było miłym zaskoczeniem i odstępstwem od jego dotychczasowej metody działania politycznego, przeprasza za swoje błędy wszystkich, których zawiódł oraz mówi, że całą odpowiedzialność za przegraną bierze na siebie. Jak sam mówi, zakończy działalność polityczną, bo nie udało mu się zostać mężem stanu, a wszystko co robił dotychczas, czynił dla Francji. W tym momencie szeroko otwieram oczy i usta. Postawa godna pochwalenia i uznania, jednak równocześnie jest mi strasznie przykro i głupio. Spytasz się "Dlaczego?" drogi czytelniku. Otóż dlatego, ze w Polsce nic takiego nie miało miejsca i chyba nigdy nie będzie miało. Pomyślmy co by było gdyby Jarosław Kaczyński po przegranych wyborach prezydenckich w sierpniu 2010 roku powiedział: "To moja wina, że przegrałem wybory, nie byłem wystarczająco dobry, teraz odchodzę ze sceny politycznej tak, jak zapowiadałem wcześniej. Dziękuje również wszystkim wyborcom za oddane na mnie głosy, a prezydentowi-elektowi gratuluję i życzę wszystkiego najlepszego." W realiach polskiej kultury politycznej to niemożliwe, bo polscy politycy epatują dumą i hipokryzją w większości nie spełniając swoich obietnic (choć w tym przypadku nie są odosobnieni na świecie). Jednak politycy są odbiciem społeczeństwa, więc to nie tylko wina elit rządzących, to także uchybienie nas samych. Co do Kaczyńskiego w sprawie przegranej wyborów - po pierwsze nie uznał wybranego prezydenta, po drugie zwolnił przewodniczącą sztabu, a po trzecie został w polityce. Kłamczuszek.

A u nas (niestety) troszkę inaczej

     To jedna z analogii, która może powstać w ramach analizy sceny międzynarodowej bądź kwestii stricte politologicznych. Nie każdy to zrozumie, a już na pewno nie wszyscy będą w stanie się z tym zgodzić. Jakieś grupy będą odwoływać się do historii i dawnego splendoru, jeszcze inni, ci bardziej nowocześni, powiedzą, że nie warto napawać się "zagranicą" i trzeba skupić się na czystym pragmatyzmie rządzenia, z kolei jacyś "trzeci" krzykną "Hańba!". Tak bardzo jesteśmy różni. Dostrzegam również kolejną analogię, z którą w tym przypadku nie sposób się nie zgodzić.
     W XVII wieku w Polsce (okres tzw. "Złotej wolności") występowało wiele płaszczyzn i zjawisk, które przez setki lat pozostały w naszej kulturze (również politycznej) bardziej lub mniej zmienione. Dla uniknięcia wielopłaszczyznowej i rozbudowanej analizy przedstawię je w formię zagadnień, które Ty, drogi czytelniku, z łatwością dopasujesz do współczesności. A więc do dzieła:
  1. niechęć do innowierców i obcokrajowców (obecnie - "Polak-katolik", choć ewoluuje i zanika)
  2. strach przed tyranią (może troszkę zniekształcony, ale pasuje do kazusu ACTA)
  3. pijaństwo i przesyt (pijaństwo jest, przesyt mniejszy ze względu na kryzys) 
  4. brak solidarności i współdziałania (to tylko połowicznie prawda, bo obecnie występuje kooperacja ad hoc taka jak np. w sprawie Euro 2012)
  5. w XVII wieku dostawało się w kość nawet od swoich (dziś  oczywiście w wymiarze niefizycznym)
  6. potrzeba wymiany elit (nic dodać nic ująć)
  7. brak bezemocjonalnego podejścia do polityki (j.w.)
  8. ocena człowieka a nie jego poglądów (j.w. bis)
     Na sam koniec warto wspomnieć, że na szczęście w dzisiejszych czasach nie funkcjonuje instytucja liberum veto, a Warszawa nie jest dedykowana jako miasto dla wybranych, gdzie lepiej by nikt więcej (oprócz samej szlachty) się nie sprowadzał. Jednak, co zabawne, wielu polityków i niepolityków chciałoby zapewne realizacji dwóch powyższych, bo czemu nie czerpać ze wzorców naszych przodków.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz