Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 15 grudnia 2010

Na ulicach i na salonach

Cześć ponownie. Już mi trochę przeszło, ponarzekałem na niesprawiedliwość systemu i na chorą politykę ministerstw, które pomimo tego że pragną, aby było więcej osób z wyższym wykształceniem (nie mówiąc już o inżynierach i doktorach-specjalistach) nie są w stanie zapewnić odpowiedniej pomocy i finansowania. Nie mówię tylko o sobie, gdyż znam kilka osób, które pomimo starań jakie włożyły w proces edukacji (wyższej) odbiły się od ścianę biurokracji i spotkały się ze zwrotem "nie da rady". Trudno się mówi, ale ja się nie poddam i jak tylko przyjdzie do mnie odpowiednie pismo stwierdzające o tym że "nie da rady" będę pisał odwołanie od decyzji.

No ale to nie jest przecież jedyny problem na ziemi. Są inne, o wiele bardziej skomplikowane i nie tak łatwe do rozwiązania jak brak "stypy" z wielkiego ministerstwa edukacji i szkolnictwa wyższego (za przeproszeniem). Spójrzmy chociaż na Brytyjczyków. Na ulicach liczne protesty, demolki i pałowanie (niekiedy nawet szarże konnej policji), krajobraz jak za czasów narodzin punka. Na ścianach i murach w Londynie nawet gdzieniegdzie napis "Revolution". 

Dlaczego? Odpowiedz ściśle związana z życiem studenckim - podwyżki czesnego. A na Wyspach trochę inaczej niż u nas bo dotychczasowe czesne wynosiło ok 3200 funtów (rocznie), a wzrosnąć ma do 6 a nawet 9 tysięcy (po dzisiejszym kursie funta to 28 tys. lub 42 tys. złotych rocznie), nic więc dziwnego że studenci wychodzą na ulicę - ja też bym wyszedł. Gareht Thomas z Partii Pracy nazwał podwyżki "tragedią dla całego pokolenia młodych ludzi". Same uniwersytety natomiast motywują podwyżki koniecznością utrzymania prestiżu i światowego poziomu. Uznaje to za dość lichy argument, aby w taki sposób "odbić sobie" niedofinansowanie z sakwy państwowej ogołacać studentów. Brytyjczycy nie spoczną, bo tradycja buntu  jest tam za bardzo zakorzeniona.  Co więcej, studenci pokazali swoją niechęć do monarchii atakując samochód z księciem Karolem i księżna Kamilą - ukoronowane łby wyszły bez szwanku. Anarchy in the UK? 


Na poniższym filmiku z portalu guardian.co.uk widzimy jak policjant traktuje protestującego studenta na wózku inwalidzkim. Oj panie Cameron rząd konserwatywno-liberalny coś szwankuje, czy pora na roszady?



Kolejnym wydarzeniem spędzającym sen z powiek opozycji tym razem we Włoszech jest wotum nieufności wystosowane wobec bon vivanta mediów (sam jest właścicielem imperium medialnego) i skandalistę sceny politycznej - Sylvio Berlusconiego. Atmosfera stałą się jeszcze bardziej napięta, gdyż nie przeszło ono przez niższą izbę parlamentu. Dodać trzeba, że zaledwie trzema głosami (314 do 311). Polityka premiera powoli wiedzie kraj w stronę sytuacji Grecji, wpędzając Włochy do grupy państw PIGS (Portugal, Italy, Greece, Spain), które są zadłużone po uszy, przy sytuacji załamania gospodarczego i ujemnego wzrostu gospodarczego. Ponadto Berlusconi był oskarżony o korupcję (druga połowa lat 80), a partia którą sam założył - Forza Italia (prawicowo-konserwatywna) - jest obiektem ataków wszystkich pozostałych ugrupowań ze względu na nieudolną politykę gospodarczą i społeczną. Podczas wystąpienia w parlamencie ws. wotum nieufności, lider opozycji, sędzia Antonio di Pietro zarzucił premierowi ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości. Podczas jego mowy Berlusconi opuścił pomieszczenie. Co więcej premier utrzymał się się na stanowisku również dzięki poparciu drugiej izby parlamentu (a to dziwne). W związku z głosowaniem nad wotum przed Palazzo Montecitorio zebrali się (nomen omen) studenci, demonstrujący przeciwko sprawowaniu urzędu przez Berlusconiego, nie obyło się więc bez awantury.

W Grecji powtórka z rozrywki, tłumu na ulicach, koktajle Mołotowa lecą w policję, minister transportu zostaje dosłownie zlinczowany. Co się dzieje? Grecy to krewki narów, ale dość leniwy jeżeli chodzi o pracowanie. Poszło więc oczywiście o kwestie pracy i przedłużenie jego czasu. Najlepiej by było przecież opieprzać się w nieskończoność i liczyć na niemieckie euro, które wyciągnie kraj z gospodarczej rozpaczy. Ciekawe z czego mieszkańcy Grecji chcą mieć emerytury, skoro nie ma na nie kto pracować...



No i w Polsce też coś się dzieje. Na szczęście demonstracje ograniczają się do pochodów 11 listopada i 13 grudnia (przed domem gen. Jaruzelskiego), a studenci nie wychodzą (jeszcze) na ulicę. Kontynuując myśl o wizycie prezydenta Komorowskiego w USA, o której wspomniałem po łebkach w przedostatnim poście. W "Faktach po faktach" doradca prezydenta ds. zagranicznych profesor Roman Kuźniar (którego bardzo cenię i szanuje) stwierdził krótko o wizycie: "W Stanach było super", oraz "To bardzo duży krok". Swoją opinię argumentował tym, że udało się nawiązać porozumienia gospodarcze, handlowe, oraz polepszyć stosunki międzyludzkie (czymkolwiek to jest). Wg Kuźniara rozmowy prezydenta Baracka Obamy z Bronisławem Komorowskim dotyczyły m.in. budowy syst. antyrakietowego (w nowej wersji), oraz kwestii wiz. W ostatniej sprawie Obama przyznał się "Well I feel guilty", gdyż nie zdawał sobie sprawy z ogromu problemu, więc ustalono że "trzeba coś z tym zrobić" bo taki stan rzeczy nie służy interesom Polsko-Amerykańskim. Jak stwierdził sam profesor, prezydenci "rozmawiali jak starzy znajomi", więc może coś z tego będzie i za kilka lat da radę dostać się na Greenpoint bez wizy. Jest weekend i do przodu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz