Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 18 kwietnia 2014

Eurowizja, czyli my Słowianie w natarciu

Od roku 1956, kiedy rozpoczął się Konkurs Piosenki Eurowizji, bla, bla bla... Nie będę przytaczał historii związanej z tym jakże ciekawym konkursem na najlepszą piosenkę kontynentu, bo wikipedia miałaby konkurencję, a ja uchodziłbym za wielkiego fana tego wydarzenia. W rzeczywistości moje zainteresowanie Eurowizją i uczestnictwem Polski w tym evencie jest wątpliwe, ale ostatnio coś jakby drgnęło.

Za każdym razem, gdy rodzice zasiadali przed telewizorem, żeby obejrzeć na publicznej stacji obejrzeć finał Eurowizji moja reakcja była podobna: "Czy możecie przełączyć?" lub "Boże, kto w tym roku nas reprezentuje...". Niemniej wraz z faktem, że tym razem naszą wizytówką będzie Cleo i Donatan z piosenką "My Słowianie", która dosłownie podpaliła Internet w Polsce, zainteresowałem się tą "imprezą muzyczną" w AD 2014. Nie muszę chyba dodawać, że muzyka, której słucham nie jest puszczna (już) w telewizji, a to, co jest rokrocznie prezentowane na Eurowizji kojarzy mi się z Władysławowem/Chałupami/Mielnem/Kołobrzegiem 1999 i podniesionymi kołnierzykami na plażowych imprezach, albo muzyką w radiu, którą komentuję tak: "zmieniam stację". Ot, taka moja mała uszczypliwość. 

"My Słowianie" - utwór prezentujący najpiękniejsze oblicza Polski (i nie tylko)

Podobno nasz kraj miał wystartować na tej znamienitej imprezie już w 1975, kiedy socrealizm hulał na dobre, a Gierek zapożyczał się wszędzie gdzie się dało. Niestety szczelna żelazna kurtyna nie dała możliwości skonfrontowania się ze zgniłym Zachodem w pojedynku na słowa, a Anna Jantar, która miała wtedy wystąpić reprezentując nasz kraj, zginęła pięć lat później w katastrofie lotniczej na Okęciu nie doczekawszy debiutu Polski na Eurowizji.

Udało się nam zatriumfować w roku śmierci Kurta Cobaina (1994) - wtedy to własnie Edyta Górniak "perełka" polskiej muzyki, szkolnych dyskotek i spotkań przy wódce, wystąpiła z piosenką "To nie ja" i roztopiła serca jurorów. Mieliśmy wejście z przytupem, bo od razu zajęliśmy 2 miejsce - najlepsze w historii naszego udziału w tym muzycznym show. Ach, śliczna i młoda Edyta Górniak, wspomnień czar... (daje czadu od 1:20)


No, ale teraz troszkę konkretniej. Eurowizja to papierek lakmusowy polityki zagranicznej i układów, które panują w Europie. Dlaczego się dziwisz drogi czytelniku? Przecież kiedyś była nawet wojna footballowa, więc czemu nie prowadzić wieloletniej muzycznej batalii? W roku 1956 państwami, które wzięły udział były: Belgia, Luksemburg, Holandia, Niemcy, Włochy, Francja oraz Szwajcaria. Oprócz ostatniego uczestnika, były to państwa założycielskie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, która powstała cztery lata wcześniej. Przypadek? Wątpliwa sprawa, bo integracja może zachodzić także na szczeblu artystycznym, a sojusznicy lubią konsolidować swoje dobre stosunki. 

Eurowizja doświadczyła także "zmiany stanu" poszczególnych uczestników. Państwa takie, jak NRD i RFN, Czechosłowacja czy Jugosławia (jako jedyna dopuszczona do uczestnictwa w dobie zimnej wojny) poprzez zachodzące procesy wewnętrzne i zewnętrzne występowały w kolejnych edycjach konkursu w różnych formach - zjednoczone lub podzielone. Udział krajów bloku wschodniego był ograniczany aż do upadku ZSRR, a kiedy kolos był słaby, można było działać pełną gębą. Stąd wysyp "oswobodzonych" państw od roku 1994. 

Widać w tym przypadku jeszcze trochę innych dziwactw w postaci np. uczestnictwa Turcji, Izraela, Azerbejdżanu, Gruzji, Rosji i Maroka. Pomimo, że są to kraje Azjatyckie i Afrykańskie (Maroko), udział piosenkarzy z tych państw jest symbolem tego, jak  ich interesy dalece wgryzają się w Europę. A w ramach case study zastanówmy się, jak czułby się Izrael w Eurowizji w wersji swojego regionu. To samo tyczy się Rosji, która w zależności od sytuacji jest albo azjatycka albo europejska. Zapomniałbym, Kosowo w ogóle nie jest brane pod uwagę.

Powracając do Polski, widać, że się staramy. Staramy się nie spaść niżej niż się da, bo z roku na rok jest jeszcze gorzej. Piosenek prezentowanych przez polskich artystów od kilkunastu lat nie da się słuchać na trzeźwo, a miejsca przez nich zajmowane przypominają slogan "Co z tą Polską?". Mam wymieniać "talenty", które zapamiętałem? Ok:

  • Piasek, rok 2001, miejsce 20
  • Ich Troje, rok 2003, miejsce 7 (winszuję! choć trzy lata później nie dostali się do finału)
  • Blue Cafe, rok 2004, miejsce 17
  • Ivan i Delfin, rok 2005 (piach, nie dostali się do finału)
  • The Jet Set, rok 2007 (piach II, nie dostali się do finału)
Jak zatem widać nie jesteśmy orłami. Ale trzeba pamiętać, że drogą do sławy jest kręta i niebezpieczna, a wygranej nie gwarantuje tylko piosenka, bo decydują także czynniki takie, jak wygląd. Żeby było jasne, niejednokrotnie "gwiazdy" z Europy lepiej wyglądają niż śpiewają.

A co będzie w roku 2014? Na pewno dużo radości, bo wracamy z energetyzującym "My Słowianie", piosenką, która wpada w ucho, promuję kraj i ma niesamowity teledysk, w którym podobno nie chodzi tylko i wyłącznie o cycki. Konkurencja, hmmm, jaka konkurencja?! Zresztą oceńcie sami patrząc na spin-off'y artystów z Europy i nie tylko. Pozostaje nam czekać, aż 10 maja o 21.00 we wszystkich stacjach telewizji publicznej (no może za wyjątkiem TVP2 i TVP Info) będzie transmitowany finał Eurowizji. Mam nadzieję, że "my Słowianie wiemy, jak użyć mowy ciała".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz