Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 3 marca 2014

Krym, Ukraina Wschodnia, a dalej...

Nie sposób pozostać milczącym, gdy tak blisko dzieje się bardzo źle. Po wygaśnięciu ognia Euromajdanu i po pochowaniu zwłok poległych protestujących i przedstawicieli strony rządowej, rozpoczyna się kolejny chaos. Jednak tym razem sprawa będzie o wiele bardziej poważna, bo w otwarte karty gra państwo o aspiracjach mocarstwowych, a nawet carskich - Federacja Rosyjska.

Putin stał za wydarzeniami na Kijowie, a następnie w całej Ukrainie i to w zasadzie od niego wszystko się zaczęło. Ten zimny i cyniczny polityk w wyrafinowany sposób rozdawał karty tak, aby skłócić wschód i zachód Ukrainy i żeby demonstranci starli się z milicją. Jednak Władimir Władimirowicz Putin nie znosi przegrywać i z niechęcią patrzy na odzew zachodu na sytuację w Kijowie, z obrzydzeniem spogląda na Wiktora Janukowycza, który podkuliwszy ogon, wraz z najwierniejszymi sobie poplecznikami ucieka z tonącego gospodarczo okrętu. Ukraina to wielki bankrut i będzie potrzebowała pomocy finansowej, żeby przetrwać. Ukraińcy mówią o jakiś 35 mld USD. No, ale wpompowanie samych pieniędzy nic jeszcze nie zmieni, bo konieczne są reformy strukturalne całej gospodarki. Tak upada twór finansowany z rosyjskich wpływów i uprzejmości, gdy decydenci starej władzy uciekają z państwa.

Zarówno Janukowycz jak i ludzie z jego rządu zostawiają ogromne bogactwa utopione w swoich posiadłościach i ich wyposażeniu. A hrywny mogły iść na rozwój państwa, inwestycje, lepsze świadczenia społeczne itd. Władza wybrała inaczej, władza została obalona przez własnych obywateli, gdy tylko utraciła resztki zaufania i legitymizacji, a silny brat ze wschodu był zajęty sportem.

Federacja Rosyjska z wytrawną dyplomacją, której przewodniczy Siergiej Ławrow, włączyła tryb "działaj póki sprzyjają okoliczności". Rosjanie od początku eskalacji niezadowolenia Ukraińców podsycali u sąsiada nastroje prorosyjskie. Najlepiej wyszło im oczywiście na Krymie, bo ten obszar, pierwotnie rosyjski, został przekazany przez świeżego I Sekretarza Generalnego KPZR Nikitę Chruszczowa w 1954 roku dla Ukrainy, a wszystko uroczo, bo z okazji 300 lat ugody perejasławskiej. Nie ma się więc co dziwić, że większość osób tam zamieszkujących w istocie chce bliskości z Rosją. Tyle, że to ciągle terytorium Ukrainy, której integralność jawnie naruszają wojska obcego państwa.

W Polsce w niedzielę 02.03.2014 roku odbyło się posiedzenie Rady Kryzysowej, która jak sama nazwa wskazuje zbiera się tylko w niesłychanie wyjątkowych okolicznościach - pojawili się przedstawiciele wszystkich partii i ugrupowań politycznych RP. Dzisiaj miało miejsce także nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Od władz w Warszawie płynie też impuls do Rady NATO, aby państwa członkowskie zwołały w trybie pilnym spotkanie swoich reprezentantów w randze ministrów. Polska stara się działać na tyle, na ile może, jednak w sprawie Rosji, potrzebujemy Wielkiego Brata i poparcia społeczności międzynarodowej.

Sytuacja, która ma miejsce w całej Ukrainie jest bardzo poważna dla Polski, Europy i Świata. Prezydent Putin wydaje się być zdeterminowany do wykorzystania sytuacji kryzysu społeczno-ekonomiczno-politycznego w ościennym państwie i przekucia go na własną korzyść w postaci zdobyczy terytorialnych. Z Gruzją się udało (zajęte tereny północne), tak samo z Czeczenią, gdzie łamanie praw człowieka i zbrodnie wojenne były sposobem toczenia walk pomiędzy stronami. 


Rosyjski prezydent realizuje własną wizję i to za wszelką cenę, a w jego optyce leży stworzenie Unii Euroazjatyckiej, w której będzie Ukraina. To sprawa ambicji prezydenta Federacji. Bez Ukrainy twór gospodarczy nie będzie miał sensu. 

Media rzygają emocjami i podgrzewają i tak napiętą do granic atmosferę. "Wojna!" krzyczą wszyscy, choć tak naprawdę, co trzeba powiedzieć głośniej, gotowość bojowa nie jest równoznaczna z inwazją. Oddziały rosyjskie pokazują kły - flota czarnomorska się przegrupowuje i tak samo jak bałtycka dokonuje ostentacyjnych ćwiczeń bojowych, żeby pokazać, że są gotowi do ewentualnego ataku. Ale to ciągle nie jest desant czy inwazja. Na Facebooku powstaje fanpage "III Wojna Światowa, bądź na bieżąco.", a ja zastanawiam się ilu bezrozumnych ludzi będzie jeszcze podsycało emocje zanim powie cokolwiek mądrego.

Nie ukrywajmy faktu, że trwa Zimna Wojna bis i uczestniczą w niej te same strony co zwykle. Starcia między Wschodem a Zachodem nadal mają miejsce i ciągle nie przyjmują bezpośredniej formy. Amerykanie wysyłają swoich żołnierzy do odległych państw, aby pod przykrywką spełniania roli globalnego policjanta poszerzać strefy wpływów, rynki zbytu i bazy surowcowe - tu, dobrym będzie kazus Iraku i Afganistanu, a wcześniej Wietnamu. 

"Starcia" na linii USA-FR widoczne były także w Syrii, a wcześniej w Afryce Północnej, gdy trwała Arabska Wiosna Ludów. Teraz pole bitwy przeniosło się na Ukrainę. Putin w zawzięty sposób dąży do zajęcia i odbicia Krymu, a dalej może także całego Wschodu Ukrainy. Swój cel zamierza osiągnąć dzięki zręcznej prowokacji i braku stanowczych i szybkich działań ze strony NATO oraz UE. Prezydent Rosji nie będzie miał łatwo pod względem gospodarczym, bo giełda moskiewska przeżywa ciężkie chwile, a na polu walki o własne cele wydaje się być naturalnie osamotniony. Nie ma się zresztą co dziwić, skoro zarówno Amerykanie, Europejczycy z UE oraz Chińczycy mówią Putinowi "nie rób tego". Europa z kolei nie jest w komfortowej sytuacji, bo z Rosji czerpie życiodajny gaz, a każdy niewłaściwy krok może oznaczać albo wysokie ceny na ten węglowodór albo brak przedłużenia umowy o dostawach, a nawet całkowite zakręcenie kurka.



Oddziały rosyjskie, których żołnierze działają "incognito" (bez widocznych rang i oznaczeń) blokują bazy wojskowe na Krymie. Symferopol, Pierewale, Teodozja i Kercz trwają w impasie. W Sewastopolu funkcjonariusze Ukraińscy nie pozwolili obcym oddziałom zająć strategicznych punktów.

Cały świat potępia działania Rosji, tak jak większość organizacji międzynarodowych. Szef NATO Fogh Rasmussen potępia rozruchy na Krymie, tak samo jak cała Unia Europejska z Catherine Ashton, szefową unijnej dyplomacji na czele. Stany Zjednoczone do rozgrywki wysyłają sekretarza stanu USA Johna Kerry, który mówi, że grożą Rosji "bardzo poważne konsekwencje" ze strony Stanów Zjednoczonych. Zachód nie wyśle jednak wojsk, to opcja pewna. Hipotetyczny konflikt z Rosją nie służy nikomu, dlatego w grę wchodzą jak na razie tylko deklaracje werbalne, nawet bez skierowania sankcji politycznych na zuchwałe władze na Kremlu.


Krym - źródło: Gazeta Wyborcza
Rosjanie od dawna mieli resentymenty do czarnomorskiej części Ukrainy, w końcu od dziesiątek lat aż do lat pięćdziesiątych XX wieku były to ziemie Rosyjskie. Takie wspominki sprawiły, że w Doniecku przed budynkiem lokalnych władz zebrały się demonstrujące grupy osób, które popierały Rosję. Tłum chciał puczu Burmistrza Oleksandra Łukjanczenki, a najgłośniej krzyczeli za tym nacjonaliści rosyjscy, komuniści, a nawet wojskowi weterani.

Na sam koniec można przedstawić bardzo trafną teorię, którą ukazuje wybitny politolog i znawca konfliktów międzynarodowych Joseph S. Nye. Ten badacz był protoplastą terminu soft power, który stał się nawet tytułem jego książki "Soft Power. Jak Osiągnąć Sukces W Polityce Światowej" (2007). Jednak celem mojej narracji nie jest przedstawienie biografii autora, ale dopasowanie obecnej sytuacji na Ukrainie do trzech poziomów analizy, które określił politolog. 

Pierwszym z poziomów to osobowość przywódcy. Tutaj mamy do czynienia z Władimirem Putinem, butnym wobec świata, nie znającym umiaru w przepychu i epatowaniu władzą (numer z naciskiem na polepszenia sytuacji w instytucjach) oraz chcącym zrealizować swoje prywatne ambicje w postaci zdobycia terenów, które pozwoliłyby na poszerzenie i tak ogromnego państwa. To przykład ambicji carów, który jest niebezpieczny w obecnych czasach. 

Drugi poziom stanowią sprawy wewnętrzne. Czyli kolejno: nie podpisanie przez Ukrainę umowy Stowarzyszeniowej z Unią Europejską, wywołane de facto naciskami ze strony rosyjskiej, narastanie nastrojów ekstremistycznych podczas wybuchu zamieszek na Euromajdanie, a dalej bezpośrednie starcia reprezentantów aparatu przymusu z demonstrantami. Wynik był liczony w krwawych cyfrach. A wszystko w cieniu Igrzysk Olimpijskich w Soczi, na które Putin nie szczędził pieniędzy, przebijając na płaszczyźnie wlanych środków wszystkie poprzednie Zimowe Igrzyska Olimpijskie razem wzięte. To dopiero ambicja!


rozkład sił na Krymie i tuż obok niego

Ostatni element to system międzynarodowy. Ukraina nie należy do NATO, ani do Unii Europejskiej. Jest wewnętrznie podzielona na wschód i zachód, a Krym to historycznie Rosja. Stany Zjednoczone, Chińczycy i Unia Europejska razem potępiają działania Putina, choć jak na razie tylko werbalnie, bez stanowczych kroków i działań gospodarczych. Swoje miejsce ma także Polska, pierwszy dobry sojusznik Ukraińców, który na Euromajdan słał wszystko, od polityków i piosenkarzy, po leki przeciwbólowe i koce. Polskie władze muszą działać póki czas. To sprawdzian dla naszych umiejętności prowadzenia polityki zagranicznej.

A czasu jest niewiele, bo Rosja postawiła Ukrainie ultimatum do godziny 3.00 naszego czasu. Albo pozwoli wjechać swoim jednostkom (na chwilę pisania tego posta przejechały przez granicę 3 uzbrojone ciężarówki), albo... No sami wiecie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz