Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 26 lutego 2014

Bierz ją! - część III

OD AUTORA: W tej części troszkę dowaliłem z kontaktami międzyludzkimi, więc muszę dać adnotację w stylu: nie masz 18 lat? Nie czytaj dalej bo jest opisanych tu wiele aktów seksualnych itp. itd. Czytasz na własną odpowiedzialność i żeby nie było, że nie pisałem. 



Czerwony koronkowy stanik

Czego tu szukasz, mój stary przyjacielu?
Po latach spędzonych w oddaleniu przybywasz,
Niosąc ze sobą wspomnienia,
Któreś przechowywał pod obcym niebem,
Z dala od swej ziemi.

Jorgos Seferis
Spojrzał w niebo.

Kiedyś Adam patrzył na gwiazdy, a one patrzyły na niego. Później nie mógł znaleźć już dla nich więcej czasu i po prostu o nich zapomniał. Wielki i mały wóz dawno gdzieś odjechały, koziorożec zgubił rogi, a Andromeda uciekła z nieba północy. Czas stracił linearność. Wspomnienia o przeszłych wydarzeniach wydawały się odległą historią, która powracała tylko czasami w snach. No, może za wyjątkiem tego jednego, o którym nie mógł zapomnieć.


Los potrafi płatać figle, pomyślał, tyle razy staramy się o czymś nie pamiętać, lecz myśli płoną i żaden strumień nowych wrażeń nie jest w stanie ich ugasić. Tak, jak kiedyś zapomniał o gwiazdach, tak samo zapomniał o swojej niewinności, a wszystko, co wydawało się odległe i zakazane nagle spłynęło na niego niczym szatańska aura. Zapytany o czym myśli, nie potrafił odpowiedzieć i chyba nadal nie potrafi. Jednak samo pytanie o jego stan było czymś, co dawało radość, bo przecież ktoś się interesował jego wnętrzem. Brak konkretów w odpowiedziach dotyczących głębszych przemyśleń spowodowany był tym, że Adam zawsze był daleko od „tu i teraz”, ciągle wybiegał myślami o wiele dalej, w bezkresne konstelacje nienazwanych pojęć.

Pierwsze pocałunki wydawały się mu teraz czymś ulotnym i mistycznym, czymś co dawało niesamowite przeżycie. Wszystko zmarnowała proza życia i brak wyrozumienia. Nie było to jednak związane z emocjonalnością Adama, bo chłopak kalkulował życie na chłodno. Może tylko z wyjątkiem chwil, kiedy ona była blisko. Wtedy oddawał się spontaniczności i emocjom. Jego podejście do świata sprawiało, że to przez innych ludzi poznawał samego siebie. Widział swój obraz w innych dziewczynach, z którymi był lub sypiał, choć nie był nigdy przekonany, czy one widzą jego. Również przez te same dziewczyny doświadczał uczuć. Jednak tylko ona dała mu szczęście i światło.

Jakie przeciwstawne uczucia mogą targać duszą człowieka? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale jedno jest pewne - w tych czasach uczucia przybierały różne formy. Ekscytacje mogą funkcjonować stale, bądź sprawiać, że ci, którzy ich nie doświadczają są wewnętrznie zimni jak lód. Można założyć, że uczucia to wewnętrzne uderzenia, jakie czujemy na widok danej osoby lub podczas jakiegoś ważnego wydarzenia.

Ktoś stwierdził, że najpierw trzeba daną osobę poznać, a później pokochać. Adam wiele razy popełniał błąd mylenia kolejności. Zakochiwał się w nieznanym dziewczynach i przechodził różne rozterki, z których nie mógł wyciągnąć go nikt, nawet Bruno. Chłopak trafił jednak kiedyś na nią i wszystko stało się inne. Powiedział jej „kocham”, a te słowo brzęczało mu w głowie, za każdym razem, gdy o niej myślał. Jej już nie było, obecnie nic nie przypominało „kiedyś”.

***

Smród wydobywający się z przepełnionych śmietników nie był najlepszym lekarstwem na stan po spożyciu alkoholu. Głowa Adama robiła się coraz cięższa, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Musiał przysiąść na schodkach. Jakiś wynędzniały szary kot przebiegł kilka metrów przed nim i przecisnął się przez małą szparę prowadzącą niewidomo gdzie. W korytarzu słychać było szybkie kroki. Przyszła Kaja. Dziewczyna, która zostawiła wszystkich znajomych wewnątrz akademika o dziwnej nazwie „Gehenna” była cała czerwona na swojej bladej twarzy.

- Człowieku! Dobrze, że wyszliśmy, bo w środku zrobiło się naprawdę nerwowo i chyba większość osób ma jakieś wątpliwości co do twojej osoby. Chodźmy stąd zanim wszyscy się połapią, że istnieje coś takiego jak drugie wyjście.

- A widziałaś grubego, eee, to znaczy Bruna?

- Nie, ale pewnie udało mu się prześlizgnąć przez tłum i wyjść frontowymi drzwiami, choć w jego przypadku słowo „prześlizgnąć” jest całkowicie nie na miejscu. Wstawaj, idziemy, twój kolega na pewno da sobie radę.

Adam otrzepał spodnie i wstał, uderzyła go nieznośność grawitacji.
- Gdzie idziemy? – zapytał chłopak, bo w zasadzie plany na resztę wieczoru nie istniały.

- No jak to gdzie, przecież sam mówiłeś, że masz drugie picie u swojego znajomego. Wiesz, czuje się jak wywłoka, ale nie miałam zamiaru tam siedzieć, więc dobrze, że gdzieś idziemy. Mam nadzieję, że Nat ogarnie te naprute damy i… - Kaja zaczęła wyrzucać z siebie wiele różnych zdań, jednak Adam musiał powiedzieć jej, jak w rzeczywistości mają się sprawy.

- Kłamałem z tą imprezą. Po prostu musieliśmy stąd spieprzać, bo Bruno robił się nerwowy, że kumple od tego zjeba w kiblu mnie zabiją – powiedział Adam matowym głosem – nie ma żadnego drugiego picia.

Chłopak myślał, że Kaja zdenerwuje się na niego, zacznie prawić mu uwagi w stylu „To po co ja szłam?” i tak dalej lub po prostu strzeli go w gębę za zawracanie tyłka i zdekomponowanie wieczoru.

- Masz szczęście, że nie poszedłeś z kimkolwiek innym bo już dawno dostałbyś z liścia za takie gierki – powiedziała dziewczyna i poprawiła kolczyk w nosie, a jedna z opcji, o której myślał Adam, na szczęście dla niego, nie będzie zrealizowana.

- Zresztą nieważne, skoro mam kluczę do mieszkania, a patrząc na was obu (tu dziewczyna wyobraziła sobie lokum Adama i Bruna) wnioskuję, że mieszkacie w Purgatorium, a tam nie chciałabym trafić. Jedziemy do mnie, mam jeszcze butelkę z jakimś gównem, może to nas postawi na nogi – na te słowa Kaja zamachała przed twarzą Adama jakimś zielonym płynem, na dnie którego pływały bliżej niezidentyfikowane obiekty.

Blondynka, którą kilka godzin temu poznał Adam należała do osób, którym lepiej nie odmawiać, a w szczególności wtedy, gdy obie strony wlały już w siebie sporo alkoholu. Adam chciał jeszcze coś wyjaśnić, powiedzieć, że nie chciał, aby ten wieczór tak się kończył i zamydlić jej oczy w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób, ale ona była szybsza. Dziewczyna złapała go za przegub ręki za i zaczęła prowadzić uliczką, która wychodziła na większą ulicę.

- Musimy złapać taryfę, mieszkam kawałek stąd – powiedziała Kaja.

- Możesz sobie odpuścić, o tej godzinie nic nie jeździ – stwierdził zrezygnowany Adam. Jednak w życiu tak przeważnie bywa, że prawo Murphy’ego działa zawsze kiedy się tego nie spodziewamy. Zza węgła z piskiem opon wyjechał pojazd z małym neonem „TAXI” na dachu.

- Coś mówiłeś? – zapytała łobuzersko Kaja i wyszła na środek drogi. Nie wiadomo czy miała taką manierę w zatrzymywaniu taksówek, czy po prostu bała się, że nikt ich nie zauważy. A może byłą tak nawalona, że było jej wszystko jedno?

Pojazd zatrzymał się tuż przed nią trąbiąc nieznośnie klaksonem.

Przepraszam, czy panią do reszty popierdoliło? – powiedział kierowca ze gniewem w głosie wychylając się przez otwarte okno – przecież mógłbym przejechać!

- Ostatnio dwie taksówki mnie olały, kiedy machałam na nie ręką, więc tym razem postanowiłam, że trzecia w nocy to nie najlepszy czas, żeby wracać piechotą na Szare Osiedle – powiedziała Kaja imitując wielkie rozczarowanie usługami świadczony przez wszystkie taryfy w mieście.

- Dobra dzieciaki wsiadajcie i nie róbcie tak więcej, bo was w końcu coś pierdolenie, a szkoda by było - powiedział wąsiaty kierowca i zlustrował na szybko wsiadającą do wozu Kaję.

Adam też wsiadł, choć związki chemiczne, które teraz osłabiały jego reakcje sprawiły, że wydawało mu się jakby wsiadał do czołgu a nie starego mercedesa. Usiadł wygodnie i zobaczył, że dziewczyna, która uratowała mu tyłek patrzyła się na niego tak jak gepard patrzy na swoją ofiarę. To było jednoznaczne, lekko rozchylone usta i szkliste spojrzenie sprawiało, że Adamowi robiło się podwójnie gorąco. Po pierwsze przez alkohol, po drugie, przez jej dekolt, cycki, spojrzenie, zgrabne nogi i wspomnienie o tyłku w jeansach.

Taksówka przemykała ulicami miasta, a w oknie można było dostrzec prozaiczny krajobraz, który towarzyszył większości skupiskom ludzi żyjących w miastach. Tu sklep, tam sklep, kawałek zieleni, sex-shop, monopolowy, boisko (- o pomnik Zwycięzców – pomyślał Adam widząc znane mu miejsce, które śmignęło za oknem), główne skrzyżowanie, znowu sklepy, blokowisko, fabryka, o której nikt nic nie wiedział i wiele innych mniej lub bardziej interesujących elementów krajobrazu, które ulatywał wraz z resztkami przytomności.

W radiu słychać było jakąś smutną piosenkę. Kaja rozpoznała ją od razu. Miała głowę do zapamiętywania takich utworów i potrafiła przywołać je w myślach nawet, gdy była mocno wstawiona. A była mocno wstawiona i czuła to po temperaturze, jakiej nabrało jej ciało. Nie czekając na jakiś widoczny znak otworzyła butelkę, którą udało się jej porwać z Gehenny. W taksówce uniósł się owocowy zapach trunku. Dziewczyna wypiła dwa łyki, skrzywiła twarz i podała Adamowi. Odmówił i powiedział, że nie może pić jak jedzie samochodem.

- Kurwa, przecież to nie on prowadzi – pomyślała dziewczyna – zresztą nieważne, jak tylko dojedziemy do mnie mam zamiar pokazać mu kilka ze swoich sztuczek. Dobrze, że Nat została. Całe mieszkanie wolne. Mam ochotę na seks.

- Tylko mi tam nic nie porozlewajta – powiedział wąsacz z nutką radości w głosie, która mogła być wywołana zapachem trunku albo widokiem młodej blondynki (lusterko środkowe), która już zdążyła się oblać, a zielona nalewka cienką stróżką spływała po jej szyi, a dalej po piersi.

Radio wypluwało kolejne wersy piosenki.

You were my Sun
You were my Earth
But you didn't know all the ways I loved you, no
 

Adam wsłuchiwał się i coraz bardziej odpływał w świat mar sennych. Zamknął oczy a w głowie zapętliło mu się „Cry me a river”, które leciało w radiu taksówki. Nie minęły sekundy, gdy chłopak odpłynął w świat nocnych mar.

Stała przed nim ubrana w najlepszą sukienkę i jego ulubione buty. Dobrze wiedział, że zakłada je tylko na specjalne okazje, albo wtedy, gdy on ją o to prosił. Znajdowali się zupełnie nigdzie, zawieszeni w nienazwanym i nieskategoryzowanym miejscu. Ona miała minę Mona Lisy i ciągle coś mówiła, ale Adam nic nie mógł usłyszeć. Próbował jej odpowiedzieć, spytać się co u niej, dotknąć i pocałować, jednak nie wydając żadnego dźwięku poruszał tylko ustami. Chciał podejść, ale nie mógł, bo będąc zawieszonym w przestrzeni poruszał tylko nogami, a każdy krok oddalał ją od niego. A ona odpływała, z wielkim zdziwieniem na twarzy, z niewypowiedzianymi zdaniami, z nieporuszonymi tematami. Adam krzyczał bez dźwięku. Chłopak usłyszał głos, dochodzący jakby z oddali.

Bez czerwonego koronkowego stanika

Nigdy nie odkładaj do jutra przyjemności, którą możesz mieć dzisiaj.

Lenina Crowne
A.    Huxley, „Nowy Wspaniały Świat”


- Bierz ją… - ktoś mówił łagodnie.

- No bierz ją – stanowczość wzrosła.

Sen uleciał, a Adam widział przed sobą kierowcę taksówki, który wyszedł z wozu i szturchał go przez otwarte tylne drzwi dla pasażerów.

- Zabieraj swoją dziewczynę i zwijajcie się stąd – mówił zirytowany czekaniem kierowca - a za kurs trzy dychy kolego.

Adam rozejrzał się przecierając oczy z krótkiego, ale intensywnego snu. Kaja też opadła z sił. Zasnęła z otwartą butelką w ręku. Chłopak zapłacił kierowcy podszedł do dziewczyny i obudził ją najdelikatniej jak umiał. Delikatnie potrząsnął jej ramieniem. Zdezorientowana dziewczyna po kilku sekundach odzyskała przytomność, wstała i, co bardzo osobliwe, wypiła dwa łyki i od razu ruszyła w określonym kierunku.

- No choć, przecież wiem, gdzie mieszkam – powiedziała Kaja średnio przytomnym głosem i machnęła ręką na Adama.

Chłopak ruszył za nią. Szare Osiedle zdecydowanie zasługiwało na swoją nazwę. Położone daleko od centrum, zamieszkałe przez ludzi, których nie było stać na osiedlenie się w głównej arterii miasta. Domeną tego miejsca była niezliczona ilość betonowych molochów i krętych uliczek między nimi. To wszystko sprawiało, że każdy „przyjezdny” czuł się osaczony i zagubiony. Szarość była widoczna nawet w nocy, w świetle latarni. Za chwile zacznie się poranek, choć świt i lato nie zmienią okropnego oblicza tej betonowej dżungli.

Adam szedł za poznaną kilka godzin wcześniej dziewczyną, o której praktycznie nic nie wiedział i zastanawiał się czy dobrze zrobił przyjeżdżając w to miejsce. Gdyby był dziewczyną to na pewno by się na coś takiego nie zgodził. Miał w głowie nagłówki prasowe z lokalnych gazet, które czerwonymi literami krzyczały „Morderstwo!” albo „Gwałt!”. Jednak chłopak w obecnych okolicznościach zdawał się tym nie przejmować, bo był przecież facetem. Kaja prowadziła go przez chodniki przecinające mrówkowce, obok klatek schodowych, na których pomimo zwariowanej pory stali jacyś ludzie, niedaleko smutnych placów zabaw. Szli uliczkami i chodnikami, aż wreszcie doszli do jej klatki schodowej.
Winda. Piąte piętro. Drzwi po prawej stronie. Weszli, a może raczej wpadli do środka. Jedyne co zdążył zauważyć Adam, to to, że mieszkanie było typowe. Wszystko urządzone dla i przez studentów - meble z Ikei, schnące pranie, porozrzucane notatki.  Dla Kai jednak musiało to być pewne sanktuarium, które potęgowało swoje sacrum, gdy ona mogła robić w nim to co chciała, nie bacząc na innych lokatorów.

W mieszkaniu było duszno, bo betonowe ściany nagrzały się za dnia i nie zdążyły jeszcze oddać ciepła. Robiło się lepko i oboje to czuli. Dziewczyna straciła resztki hamulców, które miała jeszcze kilka godzin temu. Zamknęła za sobą drzwi i dosłownie rzuciła się na Adama. Wszystko zawirowało. Całowała go ze zwierzęcą namiętnością sprawiając, że jego usta zaczęły boleć. Jednym szybkim ruchem złapała go i wpadli do pokoju, który mógł być jej. Pchnęła go na duże łóżko i powiedziała patrząc na niego drapieżnie:

- Słuchaj, nie wiem czy będziesz chciał to jutro pamiętać, ale dziś jestem cała twoja.

Adamowi podniosło się ciśnienie. Znał i pieprzył się z wieloma dziewczynami, ale niewiele miało tak ognisty temperament. Nawet po alkoholu.

- Co tu zrobić, trzeba się w końcu trochę oderwać od tego gówna - pomyślał chłopak i zdjął podkoszulek na którym byli członkowie zespołu i lista piosenek „Korna”.

Kaja upadła na niego jak tygrys. On zaczął całować ją po szyi, a później po dekolcie. Dziewczyna w ułamku sekundy wyślizgnęła się ze swojej bluzki odsłaniając stylowy, czerwony koronkowy stanik, który zakrywał dwie kształtne piersi. Ręce dziewczyny, jak dwa węże pieściły Adama po wszystkich częściach ciała. Jako osoba z pewnym doświadczeniem w sprawach łóżkowych, chłopak jednym ruchem ręki rozpiął jej czerwony biustonosz, a jego oczom ukazały się dwie piersi średniej wielkości, które zwieńczone były dwoma małymi sutkami. Zaczął je całować i lizać, a ona rozpływała się na łóżku. Jego język wędrował także po jej karku i brzuchu. Nie pamięta jak, ale po kilku minutach namiętnego całowania, lizania i drapania zostali już tylko w majtkach.

Adama na nieszczęście (albo na szczęście?) założył bokserki, więc jego fiut sterczał teraz tworząc osobliwy namiot. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i chwyciła penis Adama ręką. Chłopak kontrował i zaczął pieścić ją przez majtki, także czerwone i koronkowe. Kaja zaczęła jęczeć z rozkoszy, a jej małe sutki stały się bardzo twarde. Dziewczyna wiła się jak łasica, kiedy Adam, jeszcze przez bieliznę czynił cuda ze swoich zdolności manualnych. Ona nie chciała chyba pozostać dłużna, bo zsunęła się niżej i dosłownie rozebrała „namiot”.

W takich sytuacjach Adam zastanawiał się, co było w innych czasach, gdy ludzie mieli więcej pruderii. Czy z pieprzeniem dziewczyny, która jest na ciebie napalona trzeba było czekać do ślubu? A jeżeli tak, to skąd taka dama mogła mieć jakiekolwiek umiejętności w obsłudze męskiego kutasa? Chyba tylko z zagranicznych książek. Adam cieszył się, że mógł żyć w rzeczywistości, gdzie „dotarcie” do dziewczyny było kwestią temperamentu, umiejętności oraz wypitego alkoholu.

Kaja wzięła do ust naprężonego do granic możliwości kutasa Adama i zaczęła metodycznie ssać, pomagając sobie przy tym ręką. Chłopaka przytkało, bo dawno nie spotkał takich umiejętności oralnych. Podniósł Kaję, położył się na plecach, a ją odwrócił, tak, że wagina, w którą wcześniej wkładał palce znalazła się teraz przy jego ustach. Ciała znowu splotły się w rozkoszy, a obie strony przesyłały sobie niesamowite impulsy, które mogą być zrozumiałe jedynie dla tych, którzy tego doświadczali. Kaja jęczała z rozkoszy i robiła się coraz bardziej mokra na całym ciele. Alkohol zaczął parować zarówno z niej, jak i z Adama.

Po kilku chwilach dziewczyna dosłownie odkleiła się od Adama i padła na plecy. Chwyciła obie ręce niedawno poznanego bruneta i przyłożyła sobie do ładnych piersi, zaciskając je dość mocno.

- Bierz mnie – powiedziała cicho, a jej blade policzki zdążyły przybrać już kolor malin.

- Hmm? – Adam zdawał się nie dosłyszeć w ferworze tego co powiedziała

- Bierz mnie jak ci się tylko podoba, zerżnij mnie i zbij jeżeli masz ochotę, dojdź mi na twarz albo piersi, po prostu we mnie wejdź! – głos Kai drżał, jej ciało nabrało temperatury pieca kaflowego, a kobiecość była wilgotna ja klasowa gąbka nasączona wodą.

Do Adama doszedł ten prosty i wydawałoby się pierwotny komunikat, który mógł być przekazywany od kobiety do mężczyzny już setki tysięcy lat temu. Nie myśląc zatem wiele skończył działanie językiem, które zaiste wymagało w takiej pozycji niezłej kondycji. Zszedł z łóżka klęknął przy jego krawędzi i odwrócił dziewczynę mocnym ruchem w swoją stronę i wszedł w nią. Rzeczywiście była ciepła, niesamowicie wilgotna i przyjemnie ciasna. Kaja objęła go nogami. Adam wchodził w nią z metodycznością, ale po chwili postanowił, że będzie ją penetrował mocniej i trochę bardziej dziko. Złapał ją mocno za piersi. Kaja wydała z siebie odgłosy rozkoszy. Kiedy już zaczęły boleć go kolana z powrotem wszedł na łóżko i położył się na plecach.

- Co jest, zmęczyłeś się? – spytała Kaja z rozczarowaniem w głosie.

- Nie, wskakuj na górę, pora żebyś trochę pojeździła – powiedział Adam i pomógł dziewczynie umieścić w niej swojego penisa.

Tak, jak wcześniej Kaja była nakręcona, tak po wejściu na Adama wyszedł z niej prawdziwy demon. Dziewczyna jak w transie dotykała się sama przejeżdżając dłońmi po piersiach, szczypiąc za sutki i mierzwiąc blond włosy. W półmroku pokoju Adam zauważył także kolczyk w sutku. Przez cały ten czas go nie wyczuł i nie zauważył. Zastanawiał się jak to możliwe.

- Czyli kółko w nosie ma kolegę – pomyślał przelotnie chłopak, który sam nigdzie nie miał kolczyka.

Kaja jęczała i wiła się na Adamie, a po chwili, po kilku głośnych „aaaaach” wypięła się jak struna i lekko opadła na chłopaka dotykając piersiami jego klatki piersiowej. Dobrze wiedział co to znaczy, ale nie zamierzał się jeszcze żegnać ze sprawianiem przyjemności zarówno sobie jak i dziewczynie. Delikatnie zsunął ją z siebie i ustawił się tak, że była teraz plecami do niego. Dziewczyna, pomimo upływu zaledwie chwili po szczytowaniu, wiedziała o co chodzi Adamowi. Wypięła się jak jedna z lasek, które można było ujrzeć na filmach, a ręką pod sobą zaczęła pobudzać swoją łechtaczkę. Adama niesamowicie to nakręciło, więc wszedł w nią od razu. Kaja cichutko stęknęła, a chłopak wchodził mocno, co chwilę dając jej solidnego klapsa w zgrabny tyłek, który rozchodził się pustym dźwiękiem po enigmatycznym pokoju. Złapał ją mocno za włosy, a ona wypięła się w łuk dysząc z rozkoszy. Adam był coraz bliżej i czuł, że nadchodzi moment, w którym przy braku zabezpieczenia liczy się refleks.

Podobno człowiek nie myśli tylko podczas wykonywania dwóch czynności – kichania i orgazmu. Ta zasada przestała obowiązywać u Adama. Bowiem będąc bardzo blisko wytrysku przywołał sobie ją w myślach. Trwało to może sekundę, jednak jej obraz mignął mu w głowie pozostawiając dziwne halo. Chłopak szybko wyszedł z Kai. Ta odwróciła się do niego, a on, tak jak go prosiła, spuścił się na jej twarz i na piersi. Dziewczyna chwyciła jeszcze jego fiuta i zaczęła go powoli ssać. Po kilku chwilach zmęczenie stron wydawało się brać górę.

- Idę pod prysznic – powiedziała wielce zmęczonym głosem dziewczyna, która wciąż miała na sobie sporo białej wydzieliny Adama.

Chłopak wytarł się o coś, jakby koc, co okrywało łóżko. Wciągnął wilgotne jeszcze bokserki i zapadł w głęboki sen o niczym, do którego utulił go hipnotyzujący dźwięk prysznica, gdzie prawie nieznajoma mu dziewczyna zmywała właśnie jego spermę ze swojej twarzy.


Bierz go!
Piekło to jesteśmy my sami.

Thomas S. Eliot

Szturchanie wyrwało Adama ze snu, a raczej jego braku, bo czas, w którym zamknął oczy i je otworzył trwał jakby sekundę. Nad łóżkiem, które jeszcze kilka godzin temu było miejscem ostrego seksu, stała Kaja. Była czysta, lekko podmejkapowana, miała na sobie białą bluzkę z podwijanymi rękawami i jakimś napisem oraz czarne obcisłe jeansy.

- Jak one to robią – pomyślał Adam patrząc mętnym wzrokiem na Kaje, a następnie na swoje zmięte i rzucone na ziemie ubrania, które były już mocno „wysłużone”.

- Wstawaj, musisz się zbierać zaraz wpadają do mnie starzy z wizytacją, a muszę jeszcze ogarnąć ten barłóg – powiedziała dziewczyna i gestem rąk ogarnęła cały pokój. – Jak chcesz możemy się jeszcze spotkać kiedyś, a przy sprzyjających okolicznościach może zrobimy coś więcej od łóżkowej gimnastyki – dodała i uśmiechnęła się.

Adam, pomimo dobrych odczuć z końcówki ostatniego wieczoru, nie czuł się najlepiej, co oczywiście można było zwalić na alkohol, zmęczenie i wszystko inne, co odsuwałoby go od faktu, że czuje się źle wewnętrznie. Kaja była w jego oczach niezwykłą dziewczyną, z którą mógłby spędzać całe wieczory uprawiając dziki seks, po którym jego penis byłby obolały, a plecy podrapane. Kaja nie była jednak ciągle nią i żadna siła i żadne wydarzenie nie potrafiły tego zmienić. Myśli które powracają na trwale zamieszkały w jego głowie. Chłopak założył na siebie ubrania nie zważając na ich opłakany stan i wciągnął trampki, które jakimś magicznym sposobem znalazły się pod łóżkiem. Udał się w stronę drzwi.

- To zadzwoń do mnie, jak będziesz chciał się znowu spotkać, może tym razem będą to trochę mniej zwariowane okoliczności – powiedziała Kaja i znowu uśmiechnęła się do Adama. – Jak chcesz się dostać pod swój akademik to najlepiej autobusem, wysiądziesz przy parku. Na przystanek trafisz bez problemu, bo jest niedaleko stąd. Jak wychodzisz z klatki, ciągle w lewo aż do głównej ulicy.

- Ok, dzięki i do zgadania się – odpowiedział chłopak pocałował ją w policzek, a kątem oka dostrzegł, że Kaja nie miała stanika, a przez białą bluzkę przebijały się jej ciągle sterczące sutki.

Równie dobrze mógł jej powiedzieć, że jest łatwą szmatą i nigdy się do niej nie odezwie, bo kilka tygodni temu rozpieprzył telefon o chodnik. Poczuł jednak, że może ją lubić i pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa, że się odezwie postanowił nie palić mostów. Dziewczyna zamknęła drzwi na których był numer „69”.

- Do prawdy, ciekawy zbieg okoliczności – pomyślał Adam odtwarzając w myślach jeden z niewielu fragmentów, które spamiętał z poprzedniej nocy.

Brzydką windą dojechał do parteru. Wyszedł przez jeszcze brzydszą klatkę schodową. Na zewnątrz było jasno i już zaczynało robić się bardzo ciepło. Która mogła być godzina? Ósma? Jedenasta? Bez zegarka ciężko odgadnąć. Szczególnie, że ludzi na zewnątrz nie było wiele. Poszedł więc w lewo, tak powiedziała mu Kaja, która jeszcze kilka godzin wcześniej w podobny sposób instruowała go w Gehennie.

Osiedle na którym się znalazł było naprawdę nieciekawe, jedno z miejsc, w którym może i jest tanio mieszkać, ale okolice przyprawiają o dziwne uczucie osaczenia i obserwacji. Wszędzie kilkunastopiętrowe betonowce o wielu klatkach, jakieś stare nieodnawiane place zabaw, gdzie przesiadują lokalne żule, a koty z piwnic w piaskownicy załatwiają swoje potrzeby. Jak ponuro musi wyglądać to miejsce w zimę? Adam minął grupkę wygolonych fanów sportowej odzieży. Karma może wrócić w najbardziej nieoczekiwanych momentach.

- Brudas jebany – powiedział właściciel ortalionowych spodni i skórzanej kurtki.

- No straszna pizda, aż szkoda patrzeć – potwierdził słowa kolegi drugi z osiedlowych dresiarzy.

- Kurwa świetnie, tylko spokojnie i bez żadnych słów – pomyślał Adam spuszczając wzrok. Wiedział, że nie jest na swoim terenie, a garstka karków, która wracała zapewne z jakiejś imprezy mogłaby sprawić mu większy wpierdol niż Edward „obity nos” i jego kumple.

- Ej ty, cipowaty wypierdku – powiedział łysol, który miał wątpliwości co do stanu higieny Adama – Daj mi przekręcić do kumpla, bo mi komóra padła.

Pozostała czwórka zarechotała wiedząc, że ich ziomek ma naładowany telefon, a prośba ma zupełnie inny charakter.

- Nie mam telefonu, rozpierdolił mi się jakiś czas temu – powiedział Adam przelotnie patrząc na byczka w dresach.

- Nie pierdol kurwa, przecież wy wszystkie cioty macie fony, wypierdalaj kieszenie na lewą stronę – do rozmowy włączył się drugi z grupy, ten który razem z liderem czynił na początku uwagi wobec Adama.

Adam wywrócił na drugą stronę kieszenie ze swoich przetartych jeansów. Z jednej kieszeni wypadły drobniaki pozostałe z poprzedniego wieczora, a z drugiej nakrętka od wiśniówki.

- No to nie kłamałeś pizdo, ale masz na pamiątkę – powiedział lider osiedlowych dresiarzy i strzelił Adama z pięści w twarz.

Świat zawirował, ale wizja na szczęście została. Adam przysiadł na krawężniku i nienawistnym wzrokiem odprowadzał grupkę śmiejących się ortalionowców. To zdecydowanie nie był najlepszy sobotni poranek w jego życiu. Po kilku minutach rekonwalescencji wstał i doszedł do przystanku, który wnioskując po wybitej szybie w wiacie i rzygach na chodniku przed nim, także miał ciężki wieczór. A może i ranek?

Przyjechał autobus, kierowca wpuścił Adama bez biletu (pieniądze wypadły mu przy „sprawdzaniu kieszeni”). Adam zaległ na siedzeniu. Wnioskując po wyglądzie, obok niego siedział pracownik fabryki. Mężczyzna był ubrany w kraciastą czerwoną koszulę i czarny kaszkiet, na szyi miał smycz z identyfikatorem włożonym w kieszeń na piersi. Typ około czterdziestki z kilkudniowym zarostem sprawiał wrażenie zmęczonego. Trudno było się dziwić, bo przecież praca w sobotę nie jest najprzyjemniejsza, szczególnie jak na piątek wypada jakiś ważny mecz ulubionej drużyny, albo niespodziewane imieniny szwagra. Mimo wszystko lokalny robotnik był troszkę mniej zmarnowany niż Adam.

Z kolei chłopaka czuł się fatalnie. Alkohol przestał tłumić ból, zmęczenie nawarstwiło się z wrażeniem puchnącą twarzy, do tego nic nie jadł od kilkunastu godzin. Charyzmy ujmował mu także wygląd zewnętrzny i przekrwione oczy. Starając skupić się na czymś, aby nie zasnąć i wysiąść przy parku, obserwował monotonne krajobrazy za oknem. Jeżeli karma miała towarzyszyć ludziom, to tego sobotniego ranka można było powiedzieć, że Adam całkowicie ją stracił.

Pojazd zatrzymał się na kolejnym z przystanków, usytuowanym przy jednej z bogatszych dzielnic, gdzie ludzie jeździli do centrum drogimi samochodami, a autobus był symbolem desperatów. Drzwi otworzyły się i weszła tylko jedna osoba. Adam otworzył szeroko oczy i poczuł się tak, jakby każdy centymetr jego ciała podłączony był do prądnicy, jakby rzeczywistość straciła wszelkie prawa. Nie dalej niż dwa metry od miejsca, gdzie siedział, stanęła i patrzyła się prosto na niego ona. Nie wyglądała gorzej niż w jego taksówkowym śnie. 

2 komentarze: