Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 7 marca 2014

Nieme kino

Zastanawiam się od kiedy skończyło się moje systematyczne oglądanie filmów. Może wtedy, gdy mój wolny czas skurczył się do minutowych rozmiarów? Czy może wtedy, gdy w telewizji i na ekranach kina zaczęły pojawiać się filmy, które nie wymagają od widza myślenia? Ciężko stwierdzić. Dzięki możliwości utrwalania obrazu na dłużej niż czas emisji oraz rozwojowi szerokopasmowego internetu dostęp do klasyki oraz pożądanych tytułów kinematografii nie jest już problemem. Pojawia się tylko pytanie, czy kino ma jakikolwiek inny cel niż dostarczenie odbiorcom rozrywki. Patrząc na wydarzenia 86. galę rozdania Oskarów mam bardzo mieszane uczucia, no ale kinematografia to nie tylko Oskary i Hollywood.

Nie jestem krytykiem filmowym i raczej nie zamierzam nim być, ale jak każda istota mająca zdolność do abstrakcyjnego myślenia, w oparciu o wiedzę i doświadczenie staram się analizować wytwory świata kina, które przyjdzie mi oglądać. W przypadku filmów, jak na każdej płaszczyźnie, mogą być dzieła dobre i złe. Tutaj nie odkrywam nowych lądów. Kiedy oglądałem wręczenie Oskarów 2014 coś w środku kazało mi przyznać się, że jest to wydarzenie  nie dla samej twórczości, ale dla celebrytów różnego szczebla, ich kreacji i zachowań. Oczywiście najwięcej było tam celebrytów aktorów. No i własnie oni robili wówczas bardzo dziwne rzeczy. 

Pomijając fakt, że najwięcej statuetek zdobył film "Grawitacja", a "Zniewolony" uzyskał Oskara za najlepszy film, uroczystość zmieniła się w małpi gaj. Dla przykładu, kultura obrazkowa wygrała, gdy najpopularniejszym zdjęciem Internetu stało się selfie (fota z ręki) sławnych aktorów, którzy "spontanicznie" ustawili się, aby utrwalić swoje gęby.



Niestety nie rozumiem także w ogóle dlaczego ktoś zamówił (?) pizzę, a wystrojeni aktorzy zjedli z wilczym apetytem. No i dodatkowo można również przemilczeć potknięcie się Jennifer Lawrence,wygłupy Jareda Leto za plecami Anne Hathaway i zbyt dużo "fuck" w twitterowym komentarzu Leonarda diCaprio, który nie otrzymał żadnej figurki za "Wilka z Wall Street". Ciężko mi to zrozumieć, tak samo, jak odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo wystudiowane były wszystkie gesty gali. I dlaczego do cholery nie ma to nic wspólnego z kinematografią? Możliwe, że nie rozumiem znaczenia słowa "rozrywka", ale staram się ocenić to co widziałem.


Przejdźmy jednak do czegoś co nie jest związane z Oskarami 2014. Skupmy się na kinie i kinematografii. Kilkanaście dni temu zostałem zaproszony do Gostynina, aby przed maratonem filmowym powiedzieć parę słów na temat roli kina we współczesnym świecie oraz kierunkach, w którym ono zmierza. Przyznasz drogi czytelniku, że po pierwsze, temat ogromny, a po drugie, dlaczego miałbym do diabła mówić o kinie? Przecież nie jestem reżyserem, ani aktorem.
Nawiązując do pierwszego zagadnienia, myślałem czy mam powiedzieć przed pokazem filmów coś o Wernerze Herzogu (niemiecki reżyser, "Stroszek", "Zły Porucznik", "Fitzcarraldo") i Darenie Afanofskym (amerykański reżyser "Pi", "Rekwiem dla Snu", "Czarny łabędź") czy raczej o wytworach polskiego kina ostatnich lat, a może podjąć jakieś popularniejsze wątki? Jak widać, tematyka szeroka - wziąłem więc szczyptę wszystkiego. 
A dlaczego to własnie ja miałem mówić o kinie? Dlatego, że mam coś do powiedzenia na ten temat, a wiele osób uważa, że moje słowa w tej kwestii mają sens i są interesujące. Niemniej, doświadczenia aktorskie ograniczyłem do występowaniu w przedstawieniach koła teatralnego kilka ładnych lat temu, epizodycznych rolach w serialach i monologach w ramach wideowpisów na niniejszego bloga. Musze też dodać, że lubię dobre kino i jestem wstanie o nim rozmawiać, więc czemu by nie podzielić się wiedzą z innymi. Kurtyna.

Przed maratonem filmowym w Gostyninie.
Od lewej: Maks Urbański i ja, wasz narrator
W Gostyninie zastanawialiśmy się czy nie dominuje przypadkiem tendencja do odchodzenia młodych ludzi od starego kina. Jest to prawda i nieprawda, bo z jednej strony u wielu nastolatków widać powrót do tradycji i sięganie po stare produkcje, lecz przyjmując inna optykę współczesne dzieła kinowe oferują lepsze efekty wizualne, a rynek filmowy w Hollywood działa na zasadzie "szybko, na bogato i z efektami", no i do tego dochodzi jeszcze ogromna promocja, reklamy i cała infrastruktura związana z blockbuster'ami. Niechęć do starych filmów może wynikać także z czynników subiektywnych takich, jak zły gust młodego pokolenia czy inny obraz świata oraz odmienne wartości prezentowane w starszych produkcjach (kolejne pytanie, co uznać za "starsze produkcje"?). Jednak, gdy spojrzymy na oskarowego "Artystę" (2011, M. Hazanavicius) widać powrót do korzeni kina, co zainteresowało wszystkich. Niecodziennie można bowiem oglądać nowe filmy nieme z tak niesamowitą stylizacją.

kadr z filmu "Artysta"
Tematem ogromnie obszernym jest także zagadnienie, w jakim kierunku zmierza współczesne kino. To zależy gdzie spojrzymy (Hollywood vs Bollywood), bo kino Azjatyckie (np. dzieła Kim Ki-duka) jest diametralnie odmienne od tego, co na co dzień widzimy na dużym i małym ekranie. Osobiście wydaje mi się, że wszystko przyspiesza i staje się bardziej efekciarskie, niestety kosztem fabuły. Na szczęście nie jest ot regułą, bo np. "Nimfomanka" Larsa von Triera czy "Pod Mocnym Aniołem" Wojtka Smarzowskiego wcale nie są "szybkie" ani przesączone efektami. Jednak przeciwwagą dla nich ciągle może być "Hobbit" i "Grawitacja", filmy, które nie zrobią na nas wrażenia, gdy obejrzymy je na ekranie monitora. Warto także wspomnieć tu o nowoczesnym sprzęcie i studiach nagraniowych, które dały np. możliwość stworzenia całego "Sin City" Roberta Rodrigueza w jednym wielkim hangarze.  

Nie trawię tej aktorki, Apple'a (plaga filmów)
 i product placement'u
Obecnie w filmie przemycane są produkty, marki i idee. To zjawisko product placement'u oraz idea placement'u, gdzie w filmie oprócz standardowej Coca-coli są eksponowane marki samochodów, produkty Apple'a czy Samsunga. Niemniej, przemycanie idei jest bardzo ważne i stanowi poniekąd działalność misyjną wszystkich mediów - w tym kina. Duża jest także promocja kina niezależnego, a widać to m.in. po filmach Michaela Moora ("Zabawy z bronią", "Farenheit 9.11") oraz festiwalach filmów dokumentalnych takich, jak Planet + Doc Film Festival czy międzynarodowy Watch Docs. Nowoczesne kino to także otwartość na nowe trendy w postaci choćby na przykład filmów animowanych (Tim Burton) czy tych kręconych "z ręki", aby nadać tworowi dynamizm i realizm ("Blair Witch", fragmenty filmu "Clip", "REC", "Paranormal Activity"). 

Nie można zapominać także o ekspansji techniki 3D, która w wielu przypadkach jest ciekawa, jednak w niektórch filmach jest ona implementowana zupełnie bez sensu i zamysłu. Jak zatem widać, sporo się zmieniło od czasów, kiedy ludzie uciekali z kinowych foteli przed nadjeżdżającym parowozem w filmie "Napad na ekspres" Edwina Portera z 1903 roku lub przecierali zdumione oczy gdy oglądali "Podróż na Księżyc" reżyserii Georgesa Meliesa z 1902 roku. Kino, tak jak cały świat, nie stoi w miejscu i nie znosi próżni. 

baner reklamujący "Podróż na Księżyc" (1902)

A jakie są główne zagadnienia poruszane przez owoce dzisiejszej kinematografii? Odpowiedź brzmi oczywiście "zróżnicowane", ale gdyby przyjrzeć się bliżej, można zaobserwować pewne tendencje, które przodują we współczesnych filmach. Poniżej moja mała lista, tego co gości we współczesnych filmach.

  • ludzkie słabości: "Wstyd" S. McQueena (uzależnienie od pornografii), "Nimfomanka" von Triera (uzależnienie od seksu), "Trainspotting", "Rekwiem dla snu", "Traffic", "Blow" (uzależnienie od narkotyków)
  • problem nietolerancji i wykluczenia: wspominany wcześniej oskarowy "Zniewolony" S. McQueena, "Slumdog. Milioner z ulicy" D. Boyle'a, "American History - X" T. Kaye'a, "Fanatyk" H. Bean'a, "Miasto Gniewu" (trzy Oskary w 2006 roku) P. Haggis'a
  • konflikty zbrojne z przeszłości: "Szeregowiec Ryan" (pięć Oskarów w 1999) Spielberga, "Operacja Argo" (trzy Oskary w 2013) Afflecka, "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł" (złoty orzeł za muzykę, 2012) Antoniego Krauze, "Kamienie na szaniec" Roberta Glińskiego (miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z reżyserem i aktorami zorganizowanym 4 marca tego roku)
  • wychodzi z szafy także tematyka LGBT - warto przywołać tutaj ostatni film Jean-Marc Vallee'a "Witaj w Klubie" 
  • dość popularny w kinematografii jest też kryzys finansowy: "Chciwość" J. C. Chandora, "Inside Job" Ch. Fergusona (narratorem jest Matt Damon), "Wall Street. Pieniądz nie śpi" O. Stone'a
"kino krzepi"
Na sam koniec muszę napisać, że oglądanie filmów w kinie ma funkcje integrującą. Spędzamy bowiem wtedy czas z innymi ludźmi, a odbierając przekaz ze srebrnego ekranu, możemy razem z nimi współodczuwać to co widzimy. Kino integruje i zbliża, a czasami także dzieli w opiniach wydawanych na temat konkretnego dzieła. Nie ma tendencji do pustoszenia kin, jednak wiele do życzenia pozostawiają najnowsze superprodukcje. Niemniej, ludzie lubią chodzić do kina i doświadczać najnowszych filmów. Kino to także sposób na integrowanie ludzi, ukazywanie problemów, które trapią społeczeństwo. Niektóre filmy potrafią także odmienić życie lub zachęcić do określonych działań (także za sprawą idea placement'u).

W Gostyninie zostałem zapytany o swoje ulubione filmy. Ciężko mi było odpowiedzieć, bo to sprawa indywidualna i trudno znaleźć "te/ten najlepszy". Jednak, jeżeli chciałbyś wiedzieć drogi czytelniku, to w moim "top 4" znajduje się "Memento" Ch. Nolana, "25 godzina" S. Lee, "Fight Club" D. Finchera oraz "American History - X" T. Kaye'a. Nie oglądałeś któregoś z nich? Może pora nadrobić.




2 komentarze: