Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

niedziela, 15 grudnia 2013

Po burzy wychodzi słońce

Witaj drogi czytelniku, już tyle miesięcy jesteśmy razem. Mam nadzieje, że ciągle czerpiesz przyjemność z czytania moich słów. Jeżeli tak, to dobrze, bo jest to jedna z kilku rzeczy, które sprawiają mi radość. Na samym wstępie tego tekstu muszę Cię ostrzec, że jest on dość osobisty, nie dotyczący bezpośrednio żadnej z płaszczyzn, które dotąd opisywałem. Jeżeli nie zrazi Cię taki charakter naszej komunikacji, to bardzo się ciesze. Bo będziemy musieli się rozstać do końca roku, a o przyszłej aktywności zadecyduje tylko i wyłącznie moje życie. Za to wszystko z bardzo Cię przepraszam.

Zapewne przeczytasz tego posta w domu, w pracy, na telefonie, tablecie lub komputerze. Będziesz zastanawiał się dlaczego jest ostatni i co się dzieje. Nie martw się, na te pytania próżno szukać odpowiedzi. Choć mógłbym się założyć o skrzynkę piwa, że niejedna z osób czytających moje słowa, które staram się układać w całość z jak największą precyzją, może mieć pewne domysły. Bardzo ciężko jest pisać o sobie, jednak niech mój przykład posłuży za impuls do jakiegokolwiek działania dla każdego, kto dotrze do tego tekstu.

Powinienem zacząć od samego początku. Kiedy byłem dzieciakiem moi rodzice mieli ze mną dużo problemów. Uciekłem z przedszkola przez ogrodzenie, co przyprawiło wszystkich o stan przedzawałowy. Na szczęście dla wszystkich, byłem zaradnym pięciolatkiem i sam wróciłem z placówki, którą postanowiłem opuścić. Bez niczyjej pomocy. Kierowany niezwykłą siłą, która niejednokrotnie ratowała mi zdrowie i życie dotrwałem do teraz i mogę dzielić się swoimi spostrzeżeniami, które jednych denerwują, a innym mogą poprawić humor i zachęcić do refleksji. 

Sam dokładnie nie pamiętam ile razu powinno mnie tu nie być. Najpierw jako dziecko przebywałem w szpitalu z dziećmi chorymi na białaczkę, bo wykryli u mnie jakąś nieznaną dotąd chorobę. Pamiętam ten czas, gdy widziałem jak młodzi ludzie powoli gasną, a ja nie do końca zdawałem sobie z tego sprawy. Bardzo się wtedy bałem. Później też było niebezpiecznie. Ciągle chorowałem, miałem krzywy kręgosłup i nie potrafiłem poradzić sobie z nauką. Lekarz powiedział, że mogę zapomnieć o sporcie. W podstawówce od potrącenia przez samochód uratował mnie tylko refleks kierowcy. W gimnazjum wyskoczyłem z pociągu i nie odniosłem praktycznie żadnych obrażeń. Wtedy także żyłem w dużym stresie przez grupkę uczniów, którzy nie wynieśli z domu szacunku do innych. W liceum było względnie spokojnie, ale za to na studiach wielokrotnie przez własną głupotę byłem na skraju. No może nie zawsze z własnej winy, bo raz, kiedy oddawałem krew przed świętami przyszła do mnie wiadomość, żebym stawił się do Stacji Krwiodawstwa na Saskiej Kępie. Pojechałem tam po nowym roku i dowiedziałem się, że mam wirusowe zapalenie wątroby typu C. Załamałem się psychicznie i nie mogłem znieść myśli, że każdy kolejny dzień mojego życia będzie tak ciężki oraz nieprzewidywalny. Kiedy tak trwałem w zawieszeniu postanowiłem podjąć wszelkie kroki, które opóźnią chorobę. Zmieniłem swoje życie i badałem się regularnie. Po pół roku dostałem od lekarza wiadomość, że wirusa nie ma w moim organizmie a ja jestem zdrowy. Do dzisiaj jestem gotów zmieniać swoje życie za każdym razem, kiedy wiem, że sprawa jest najwyższej wagi.

Wszystko to nauczyło mnie zarówno szanować swoje życie jak i pokładać wielką nadzieję w ludziach, obdarzając ich równocześnie szacunkiem. To prawda, że czasami walczę z wiatrakami i porywam się z motyką na słońce, jednak wierzę, że mogę coś zmienić. Jestem idealistą, który wierzy w to co robi. Chwilami przed lustrem wykrzywiam twarz, ale w odbiciu nikt się nie cieszy. Wstając z rana bywa tak, że mam złe myśli (teraz jakby częściej), ale muszę walczyć. Pamiętaj drogi czytelniku, jeżeli tylko podniesiesz się z łóżka to bądź pewien, że nie ma rzeczy niemożliwych, że świat stoi otworem, a każda napotkana osoba i przeżyta sytuacja jest kopalnią wiedzy. 

W tym momencie muszę napisać coś specjalnie dla Ciebie, coś o błędzie, którego nie można popełnić.

Nie krytykuj ludzi, a staraj się ich zrozumieć. Jednak najważniejszą sprawą jest abyś kochał swoich bliskich, a drugiej połówce okazywał nieskończone uczucie, wiedział, że dzięki twoim słowom będzie bezpieczna i szczęśliwa. Mimo zamętu dnia codziennego, w pracy, w szkole, w domu, niech nie przestaje o Tobie myśleć. Niech nie owładnie cie nałóg dawania reprymend i wynajdywania błędów, miej czas by być a nie być na czas. To dziś takie ważne, choć często o tym zapominamy i gubimy się w gonitwie za rzeczami, które może i są ładne, ale nie zawsze ważne. Nie krytykujmy, nawet nie dlatego, że kogoś nie kochamy, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że wymagamy od najbliższych zbyt wiele. Oceniamy ich na miarę własnych lat i doświadczeń, zakładając jeden punkt widzenia. Pomimo tego, że w zachowaniu najbliższych jest tyle dobra, prawdy i delikatności. Serca innych są wielkie tak jak wstające słońce nad górami, a ich radość widoczna jest w małych gestach takich, jak spontaniczny pocałunek na dobranoc, jak życzenie miłego dnia. To takie proste, dlatego nie można o tym zapominać. Często jesteśmy tak pewni lojalności swoich bliskich, że nie przychodzi nam do głowy powiedzieć im, jak bardzo ich cenimy. Pamiętaj drogi czytelniku, bez uznania każdy usycha.

Ostatnio tak bardzo mi tego brakuje, tak mocno trzymam się nadziei. Zakładam teraz maskę cierpliwego wojownika i muszę się uczyć na nowo wytrwałości, bo to jedyna nadzieja i ostatni impuls, który pozwala przenikać. Tyle spraw przestało już zależeć ode mnie, jednak się z tym godzę. Cenię Twoją niezależność i umiejętność oceny, jednak proszę zostań przy mnie i daj mi radość tworzenia, nawet jeżeli będą to rzeczy, z którymi nie zawsze się zgadzasz, w których wielce się różnimy. Nie jestem w niczym lepszy od Ciebie, a sam bardziej Ciebie szanuje niż kogokolwiek innego. Jesteś zapewne studentem, fryzjerką, informatykiem, uczniem, motorniczym, prawnikiem, sprzedajesz różne rzeczy lub je kupujesz, możesz wcale nie pracować, mieć rodzinę lub być samotnikiem. Kimkolwiek jesteś, szanuje Cię najbardziej, bo wytrwale czytasz i dajesz mi powód abym nie przestał. Nawet jeżeli w moim sercu trwa próba, a w głowie myśli nie nadążają za czynami.

Pisałem wiele rzeczy o świętach Bożego Narodzenia, które po raz kolejny zagoszczą w naszym życiu. Wszystkich, którzy poczuli się urażenie lub zniesmaczeni moimi słowami muszę napisać przepraszam. W głębi bardzo lubię ten czas, ale nie znoszę tej całej zakupowo-komercyjnej gorączki, przez którą wiele osób musi pracować w cięższych warunkach, bez możliwości wytchnienia. Tak bardzo mi przykro, że ten czas zamienia się w okazję do robienia pieniędzy. Jedyne czego pragnę na te święta to realizacja nadziei, której tak bardzo się trzymam, uczucia, że to co do tej pory zrobiłem, ma jakikolwiek sens, że nie trafia w próżnie, a ludzie potrafią znaleźć w sobie zwykłe dobro i pokazać innym, że warto się starać. Postaraj się więc i Ty drogi czytelniku, aby w ten czas wyjątkowy dla Ciebie i dla twojej rodziny  wszystko było ułożone, pełne prostych, ale niesamowicie ważnych rzeczy. Spraw, żeby inni czuli się szczęśliwsi. Może to troszkę samolubne, ale ja też chciałbym, aby pewna osoba pokazała mi, że mogę dalej tworzyć, bo tylko ona jest motorem napędowym tej układanki. 

Pragnę jeszcze napisać parę słów w imieniu karpia, który kazał mi je Tobie przekazać, mój drogi czytelniku.

To moje pierwsze Święta. I chyba ostatnie. Zapowiada się miło, sporo znajomych. I nagle bach! Wielkie łopaty, potem wielka ciemność. Upadek boli do teraz. A potem jakieś nowe miejsce. Nie bardzo pamiętam, bo miałem kłopoty z oddychaniem. Na początku było miło, nowi znajomi. Ale potem zabrakło jedzenia. Głoduję. I zrobiło się tak ciasno, że ranimy się o siebie. Niektórzy zasypiają i już się nie budzą . Przed chwilą wielka łapa zabrała mojego kolegę. Czułem jego przerażenie. Nie wiem czy go jeszcze zobaczę. I nie wiem, co będzie ze mną . Tak bardzo, bardzo się boję, to nawet silniejsze niż krwawiące rany. Gdybyśmy nie mieli się już spotkać: wesołych świat.

Karp jest moim bardzo dobrym przyjacielem, a jego sytuacja daje mi wiele do myślenia, uczy mnie empatii i szacunku do wszystkich, którzy żyją. Teraz jednak pada u mnie deszcz, a stalowe niebo nie daje mi zbyt wiele powodów do radości. Wszystko jednak można zmienić, wystarczy tylko i wyłącznie chcieć, spojrzeć w głąb siebie i poczuć innych ludzi. Patrzeć im w oczy. Przytulać kiedy tylko jest okazja. Mówić, że są dla nas najważniejsi. Inaczej rozbijemy się jak porcelana, będziemy w małych kawałeczkach, które po sklejeniu nigdy nie będą takie same.

Na sam koniec tej długiej wiadomości zamieszczam piosenkę mojego mentora i mistrza. Nie jest długa, ale zasługuje na wielokrotne wysłuchanie. 


Dziękuję Ci drogi czytelniku za całą uwagę jaką poświęciłeś na przeczytanie tej wiadomości i wszystkich poprzednich. Nie zapominaj o tym, co Ci powiedziałem, to bardzo ważne. Pozdrowię od Ciebie karpia i jego przyjaciół, daj jednak przykład dobroci każdemu wokół i spraw, abym był z Ciebie dumny. Codziennie i zawsze. To moja ostatnia wiadomość w tym roku i do odwołania. Wesołych Świąt.



2 komentarze:

  1. http://koniectoksycznych.blogspot.com/2013/12/jak-toksyczna-kobieta-robi-ci-pranie.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy artykuł, ale ona taka nie jest. To zupełnie inny typ osoby, w której pokładam uczucia i nadzieje z własnej woli, a nie ze względu na jej naciski.

    OdpowiedzUsuń