Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

wtorek, 26 lutego 2013

Nowa (de)generacja


Wszystko zaczęło się od dwóch czynników, które uświadomiły mi, że nie wszyscy mają powody do narzekania. Po pierwsze, wczoraj widziałem się z Białorusinką Alesią, która zapoznała mnie z rzeczywistością panującą w jej niezbyt przyjaznym kraju. Po drugie, czytając artykuł w „Dzienniku Gazecie Prawnej” pt. McKorporacje, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że każdy wybór musi być przemyślany i dokonany samodzielnie (szczególnie jak jest się młodym) i nie ma co sugerować się trendami i modą psującą naszą optykę.

Młodzi Białorusini nie mają łatwo
Łukaszenko i jego syn Mikołaj - źródło: wiadomości.wp.pl

O ich losach dowiedziałem się z moich rozmów, które wielokrotnie przeprowadzałem z kolegami i koleżankami z państwa Łukaszenki. Młodzi, którzy mają pęd do zdobywania wiedzy wyjeżdżają za granicę i tam szukają „europejskiego” dyplomu i pracy. Pracownicy fizyczni udają się za to w stronę Rosji, gdzie zarobią pieniądze o niebo lepsze niż w kraju dręczonym centralnie sterowaną gospodarką i totalitarnym systemem państwowym. Sam Baćka dobrze się trzyma, a jego młodszy syn Mikołaj jest namaszczany na spadkobiercę reżimu – to przypomina mi obłędną sytuację z Korei Północnej. Sama Białoruś to miejsce bardzo nieprzyjazne dla wszystkich opozycyjnych zrywów i innowacyjnych działań – nie dziwi mnie więc fakt, że ludzie z tamtą uciekają. Alesia nie jest wyjątkiem.

Co innego jest w przypadku młodych Europejczyków, do których poprzez fakt bycia członkiem Unii zaliczają się także Polacy. Pomimo bezrobocia wśród młodych Polaków, które wynosi obecnie 28 proc. (w porównaniu do Grecji i Hiszpanii jest u nas bajkowo), ciągle jest dużo miejsc pracy i możliwości rozwoju zawodowego w kraju. Zweryfikować należy jednak wszystkie „umiejętności”, które zostały zdobyte przez absolwentów na studiach. Niech każdy wreszcie sobie uświadomi, że uczelnie nie służą do przygotowania na wejście do rynku pracy, ale nauczenia studenta myślenia oraz wyrobieniu u niego podstawowych wartości i mechanizmów działania. Mit o „modnych” kierunkach, które zapewniają zatrudnienie (i tych „niemodnych”, po których nigdzie nie ma pracy) to największa bzdura – wszystko czego potrzebujemy jest w nas samych. Oczywiście doświadczenie i znajomość języków nie zaszkodzą.

Należy obalić mit o modnych kierunkach studiów - źródło: polskieradio.pl

Bohater filmu „Matrix” o pseudonimie Cypher (grany przez Joe Pantoliano) powiedział, że nieświadomość to błogosławieństwo i że bardziej woli żyć w wyimaginowanym świecie niż w tym prawdziwym. Odnoszę wrażenie, że wielu Polaków także wybiera matrix. Dając się skusić na stanowiska okraszone angielskimi tytułami, tj. supervisor, staff manager, young assistant, czy junior helpdesk, młodzi wpadają w korporacyjny młyn i natrafiają na gówniane firmy, które nie oferują im awansu, rozwoju, solidnej umowy i perspektyw na przyszłość. Jedynym constans w tym przypadku jest praca w McKorporacji, gdzie czas stażu pracy jest przekładany na hierarchię. W zatrudnieniu bywają też wyjątki, jednak jest ich niewiele, bo w ich przypadku mamy do czynienia z sytuacją, gdzie dzieci zostają zatrudnione u swoich rodziców na bardzo dobrych stanowiskach. Ot, taki neonepotyzm tworzący miejsce pracy o nazwie „syn” / „córka”.

Rozwój młodych ludzi zmierza w kierunku, który trzeba wziąć pod lupę. Z jednej strony można się wypalić zawodowo do 30 roku życia, a z drugiej, wcale nie pracować i skakać po praktykach i stażach aż do osiągnięcia wieku chrystusowego. Rynek pracy wcale nie pomaga – każdy chciałby przyjmować kandydata-cyborga z umiejętnościami przekraczającymi zdolności samych zatrudniających. Pracodawca wymaga od młodego człowieka wszystkiego (włącznie ze znajomością wielu języków obcych, stażem zawodowym i kilkoma dyplomami) w zamian za niewiele do zaoferowania. W całym procesie nie można wyłączać  jednak także własnej samooceny i popadać w konformizm.

Szczególnie poruszył mnie komentarz we wspominanym artykule z „DGP”, że najlepszy student z roku „wziął odmóżdżającą” pracę w call center i ciągnie ją przez cztery lata. To potwierdza, że nie był pn najlepszym studentem, ale kujonem, bo taki konformizm zaprzecza działaniom jednostek wybitnych. Inna bohaterka artykułu, 26-letnia Karolina (po stosunkach międzynarodowych) narzeka, że po stażu w Brukseli, robiąc doktorat musi wykonywać „małpią” pracę za trzy tysiące złotych miesięcznie. Karolino! Nie od razu Rzym zbudowano – wszystko powoli. 26 lat to nie 66, no i jeszcze 3 tys. PLN. Bez przesady. W przypadku niektórych, ambicje zdają się przerastać ich zdolności adaptacyjne. I tak to jest kiedy skusimy się na pracę w call center, „firmach outsourcingowych”, telemarkecie, copywritingu czy w serwisach internetowych. Trochę wyobraźni i zasięgnięcia opinii nie zaszkodzi, aby się uchronić przed McKorporacjami.

Poprzez niedopasowanie do społeczeństwa powstają kreatury społeczne

Jednak najpierw warto skupić się na stwierdzeniu pisarza Paula Beremana, który zauważa tragiczną postawę w młodych radykałach (lewica) lat 80 XX wieku, które może być paralelą do tego co dzieje się dzisiaj. Według Bermana młodzi lewicowcy „w imieniu młodego pokolenia, które nie było w stanie przystosować się do własnego wygodnego życia” szuka lekarstwa na „kompleks niższości moralnej, która w większym lub mniejszym stopniu dotyka wszystkie zamożne demokratyczne społeczeństwa”.

Yuppies - źródło: details.com
Tak jest też dzisiaj. Jakiś czas temu utworzyła się grupa społeczna nazywana w książce Benjamina Barbera mianem Yuppies (young urban professionals – młodzi przedstawiciele wielkomiejskiej klasy średniej). Jak dla mnie bardziej adekwatna i popularna nazwa to „bananowa młodzież” (ale nie ta z PRL lat 60). Yuppies kręcą drogie restauracje, luksusowe produkty i apartamenty w wielkich miastach. Żyją oni w american dream, który potęgowany jest przez ciągle powstające pragnienia konsumpcyjne. W nieodległej przeszłości „wykluły” się także Soccer moms – kobiety z przedmieść, które są zawodowo aktywne i chcą pogodzić bycie matką z byciem pracownikiem. Barber twierdzi, że Soccer Moms dużo kupują i starają się pojednać „wszystkie funkcje społeczne” przez swój multitasking. Dodam, że owe kobiety jeszcze więcej czasu spędzają w Internecie pisząc blogi i testując produkty, które dostają jako sample od małych i dużych firm. Trzecia grupa to Bobo (określenie wymyślił David Brooks). Są to ludzie stanowiący „miejską bohemę” - łączą hipisowskie trendy kulturowe, ciężką pracę i co ciekawe występują we wszystkich rozwiniętych społeczeństwach konsumpcyjnych. Lubią pić drogie kawy i ekodrinki, kupują kosztowne i tak na prawdę nikomu niepotrzebne elementy wystroju wnętrza oraz ulegają obłędnej modzie na wszystkie (modne) elektroniczne nowinki, które zobaczą na reklamach. Czy określenie ich hipsterami (abstrahując od ciężkiej pracy) byłoby krzywdzące?

Bobos - źródło: salon.com
Kiedy przebrnęliśmy przez opis kondycji ówczesnego społeczeństwa globalnego, które z pokolenia X  zmieniło się w Yuppies i Bobos, mogę wyciągnąć pewne wnioski z procesu, który jest podstawą dla zmian społecznych XXI wieku. Barber (ponownie przywołując) nazwał zjawiska jako Dżihad (nie odnoszący się w żaden sposób do Islamu) i McŚwiat. Pierwszy termin opisuje wszystkie społeczeństwa (państwa) i grupy skrajne ideologicznie, ekstremistyczne, skonfliktowane z pozostałymi nie skore do asymilacji, z kolei McŚwiat to „wytwór kultury masowej napędzanej przez niepohamowaną komercję (…) Wzornik jest amerykański, forma- szykowna, towarami są obrazy”. Konkludując, w przypadku obu terminów autor zauważa, że „nie trzeba wielu słów, by logiczny wywód ukazał przerażającą prawdę: zarówno Dżihad, jak i McŚwiat osłabiają państwa. Dżihad rozbija je na drobne kawałki, lecz zwiększa ich zależność od McŚwiata. McŚwiat wyciąga je ze stanu izolacji i autarkii, ale czyniąc zależnymi ogranicza ich potęgę.”

Makdonaldyzacja społeczeństw państw rozwiniętych jest patentem, który zyskuje swoją historię. Młody bez pracy w USA jest tak samo sfrustrowany jak ten w Europie czy Azji (wschodniej). Wzorce zachowań i kultury są także outsourcingowane – to wielka akulturacja. Zwiększa się szybkość życia, wzrasta odsetek ludzi na studiach, spadają płace, rynek pracy się kurczy, a w raz z tym młodzi lądują na bruku. Upadla się także strefa intymna i kulturowa, a „krach” jest tożsamy nawet dla kultury spożywania posiłków. Styl spożywania, pisze B. Barber w książce sprzed 16 lat, „w McDonaldzie to styl życia, ideologia o wiele bardziej inwazyjna, choć przy tym nieporównywalnie subtelniejsza, niż jakikolwiek marksizm czy maoizm”. Patent „szybko, tanio i nowocześnie” zdominował większość obszarów życia, spłycając tym samym odczucia estetyczne.

Pod koniec można stwierdzić więc parę rzeczy. Po pierwsze, co już było wspominane, szkoły wyższe nie mają na celu przygotować człowieka do wejścia na rynek pracy, lecz spowodować, że horyzonty i percepcja studentów zostaną poszerzone, a  taki zabieg ułatwia pośrednio funkcjonowanie w środowisku pracy. Po drugie, zmiany pokoleniowe zachodzą w dziwnym kierunku. W przypadku młodszych grup społecznych widać tendencje do przewartościowania swoich umiejętności i skoncentrowaniu się na sobie (w Korei mówi się na to „me-generation”). No i po trzecie, aby nie ulec zarówno niedemokratycznym i ubezwłasnowolniającym McŚwiatu i Dżihadowi powinniśmy żyć świadomi zachodzących wokół nas procesów, bo kiedy będziemy tylko i wyłącznie elektoratem lub konsumentem, okaże się drogi czytelniku, że zamiast rządzić się sami i/lub wybierać tych, którzy mają nami rządzić, pozostaniemy bez podmiotu, do którego możemy się zwrócić. To będzie upadek społeczeństwa obywatelskiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz