Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 29 kwietnia 2011

Królewski nocnik napełniony milordzie

Witajcie moi drodzy. Dzisiaj świat dostał padaczki. No tak, ale spytacie się w której części dokładnie i padaczki czego. "Padaczka" czyli termin przeze mnie wykorzystany może wydać się mało klarowny. Już więc tłumacze. Jako Polak z krwi i kości (taki polski pyr) epokę królów przeżywam tylko przy większej wypłacie pieniędzy z bankomatu, ewentualnie jak mi się zechce włączyć "Powrót króla". Dlatego też, nawiązując do tytułu jestem w sprawach monarszych słabo rozeznany. Jednak pomimo mojego "polactwa" mam swoje zdanie na temat systemu monarchistycznego, oraz całej ceremonii zaślubin, której dziś na całe szczęście w całości nie obejrzałem.

Wszystko zaczęło się od tego, że w kuchni mam remont. No ale nie jakiś zwariowany w stylu: burzymy ścianę, przewieszamy sufit i zmieniamy meble - to kwestia renowacji jednej ze ścian, a raczej jej odnowienia za pomocą nowych, lepszych (?) kafelków. No i właśnie, remont sprawił, że nie mogę nic zjeść, bo w kuchni praca wre, dlatego też żeńska część moich rodziców dała mi pieniądze na "coś na mieście" (mowa o pożywieniu). Korzystając więc z faktu, że chińska knajpka o jakże wymyślnej nazwie "Chińczyk" znajduje się jakieś 300 metrów od mojego miejsca zamieszkania, postanowiłem tam udać się rowerem. Taka ładna przecież pogoda. No i wynoszę swoją maszynę, ot zwykły rower bez przerzutek w wersji plażowej z wymienionymi pedałami, uchwytami, siodełkiem i kilkoma innymi modyfikacjami. Już mam przecinać gębą powietrze i pedałować do baru, lecz... Niestety, jakieś dziwne fatum, które zawisło nad moją głową od czasu pierwszej przejażdżki rowerowej chwili kapitulacji zimy, wydaje się nadal mnie prześladować. Jak nie deszcz to łańcuch, jak nie łańcuch to deszcz. Dzisiaj padło na deszcz, a chciałbym zaznaczyć, że nie jechałem dalej niż 300-1000 metrów. Po dotarciu (lekko zmoczony) do puściutkiego "Chińczyka" i zamówieniu kilku sajgonek wlepiam oczy w duży telewizor zamieszczony na jednej ze ścian. Jako, że w knajpce nie było nikogo oprócz kucharza-Wietnamczyka (no i później mnie) telewizor ustawiony był na stację VTV 4 (wnioskuje że Vietnam TV ). Wietnamski to bardzo ciekawy język muszę stwierdzić. Lecz nawet oni nie opamiętali się od obłędu ślubu księcia Williama z Kate Middleton! I transmitują ten ślub i puszczają napisy z paskiem info live i tłumaczą uroczystość na swój egzotyczny i dźwięczny język. Ech chyba po prostu nie lubię skamieniałej tradycji monarszej Brytanii. Nawet sajgonki tracą swój klimat.
Ale teraz zupełnie na serio.
Wspominałem już że królowa Elżbieta II to szczwana babcia? Jest największym posiadaczem ziemi w całej Wielkiej Brytanii, co więcej, żeby ogrzewać Buckingam Palace wydawała państwowe pieniądze. Jednak jak wiemy "Królowa panuje ale nie rządzi" - czyli w każdym kraju gdzie jest głową państwa, jej funkcje sprawuje kto inny (np. premier Cameron w WB). natomiast sama królowa władczynią jest ziem wielu:

Z Bożej łaski Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, Antigui i Barbudy, Australii, Bahamów, Barbadosu, Belize, Grenady, Kanady, Jamajki, Nowej Zelandii, Papui-Nowej Gwinei, Saint Kitts i Nevis, Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyn, Tuvalu i Wysp Salomon Królowa, przewodnicząca Wspólnoty Narodów, Obrończyni Wiary.

"Sprawdzając" Elżbietę II wyniknie tak samo wiele kontrowersji co w przypadku jej obu synów: księcia Karola, czyli człowieka który przed spróbowaniem każdej potrawy ją wącha, oraz ma hopla na punkcie środowiska (podczas wykonywania prac remontowych kazał robotnikom pracować tylko za dani aby nie wykorzystywać energii nocą) i księcia Andrzeja, który nie raz może być uchwycony przez fotoreporterów w dziwnych miejscach (np. na balu "Dziwki i alfonsy", zabawy w Tajlandii z gołymi Tajkami, oraz podczas wprowdzania "na salony" Gogi Ashkenazi, czyli kochanki milionera z Kazachstanu - tak donosi Newsweek 16/2011, Królewska czarna owca). No i do tej zwariowanej paczki należała też księżna Diana, która zginęła również przez (nomen omen) obłęd medialny, kiedy jej samochód rozbił się, gdy jej szofer próbował uciec przed wścibskimi paparazzi.
Nie zmienia to faktu, że wszyscy Brytyjczycy kochają królewskie plotki i życie "z dworu". Tak najwidoczniej im wpojono i nie wyobrażają sobie życia bez skostniałej monarchii, która obecnie przypomina raczej wieczny bal i niekończące się headline'y od The Sun po The Guardian, oraz masę dowcipów o tejże tematyce. I nagle całe społeczeństwo Wielkiej Brytani, ba zapowiadane 2 miliardy przed telewizorami! Wszyscy wlepiają wzrok w cudowny obraz z bajki, której nigdy nie doświadczą. Namioty przed trasą orszaku stoją od kilkudziesięciu godzin każdy chce być bliski księcia i przyszłej księżnej. Sklepy z pamiątkami, puby i restauracje prześcigają się w wymyślaniu gadżetów z podobiznami Billa i Kate - każda możliwa rzecz może być z nimi powiązana, od prezerwatyw po lalki barbie.

Nie chciałbym nic przypominać, ale w moim wpisie "Na ulicach i na salonach" wspominałem o tym, że w ramach podniesienia czesnego obrzucili samochód księcia Karola farbą i kamieniami, a cała monarchia była obwiniana za brak decyzyjności. Czyż nie mam racji? Jeżeli nie to podkreślam raz jeszcze. Brytyjczycy, otwórzcie oczy. Pomimo problemów z mniejszościowym rządem i brakiem jego decyzyjności, wysokim bezrobociem i deficytem wynoszącym ZALEDWIE 8,981,000,000,000 $ (dane z CIA Factbook na Lipiec 2010), Brytyjczycy na tą "magiczną chwilę" zapominają o wszystkim co złe i niewygodne. Media natomiast, zalewają internet, rubryki w gazetach, programy TV i wszystko co da się tylko zalać, zapełnić i zapchać informacjami o ślubie, który za samą asystę i ochronę ma pochłonąć 20 mln funtów. No ale po co trąbi o tym cały świat? Dlaczego? Po co? Polska również uległa i przeżywa ślub jak własny, choć tradycja monarsza wymarłą wraz z ucieczką Stanisława Augusta Poniatowskiego podczas III rozbioru. Czy nie wystarczyłaby więc zaledwie wzmianka, lub krótki programik? Nie. Trzeba zapchać wszystkie kategorie  news  na serwisach 24/7 trzeba emitować filmy o tym jak "młodzi piękni, cudowni i bogaci" poznali się (chyba na TVN ostatnio) i o tym że monarchia Brytyjska to opoka tradycji i każda uroczystość ma być royal. Boże chroń królową...

A na koniec ślub w liczbach (taki fluf troszkę, no ale zobaczcie jakie "to" ma rozmiary):

- jeden złoty pierścionek w tradycyjnym (?) wzorze otrzyma na palec K.M.
- dwa torty weselne: tradycyjny owocowy i czekoladowy (ulubiony Williama)
- 6 "ex"- tyle para zrosiła na ślub swoich "byłych".
- 10 dzwonów na Westminster Abbey - tyle dzwonów będzie dzwoniło przez 30 minut po zaślubinach..
- 35 psów tropiących - znajdzie się na uroczystości do "wywęszenia" ładunków wybuchowych
- 160 koni w pełnym rynsztunku wystawi policja
- 1,900 tyle "szczęśliwców" zostało wylosowanych na uroczystość
- 11,000 barierek zostało ustawionych aby odgrodzić drogę między Buckingam Palace i Westminster Abbey
- 2.5 miliona koktajlowych kiełbasek sprzedała firma Marks and Spencers na uroczystość ślubną
- 3.5 miliona pamiątkowych kubków zostało wypuszczonych przed ślubem
- 2 miliardy widzów ma zgromadzić przed telewizorami ślub księcia Williama z Kate Middleton

2 komentarze:

  1. no ciekawe, ciekawe ; ) ale wiesz, jak podatnicy chcą, niech sobie płacą za posiadanie królewskiego rodu, ich na to stać : ) a to, że cały świat na chwilę odpoczął od Smoleńska to tylko lepiej

    OdpowiedzUsuń
  2. ze skrajności rzekłbym w skrajność

    OdpowiedzUsuń