Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

piątek, 26 lutego 2010

Grønland. Państwo, którego nie było.


Każdego dnia  norweski okręt patrolowy klasy Norna, NoCGV Heimdal patroluje norweską strefę ekonomiczną na Oceanie Arktycznym. Podobnie jak nordycki bóg-stróż wrót Asgardu, krainy bogów, tak dziś strzeże północnych bram świata skandynawskich interesów.
Wrażenie, że trafił przed bramy Asgardu,  nieominęło zapewnie Eryka Rudobrodego. Syn żeglarza i wojownika, dwukrotny zbieg i morderca, znalazł wreszcie swoje własne niebiosa. W 982 roku jego statki przybiły do znanej z opowieści krainy, którą właśnie nazwał – Grønland, zieloną ziemią, znaną pod nazwą Grenlandii do dnia dzisiejszego. Jedni mówią, że rzeczywiście, klimat wyspy z X wieku był dużo łagodniejszy, inni zaś, że Eryk stworzył legendę magicznej wyspy, która przyciągała typy spod ciemnej gwiazdy z całego świata nordyckiego.
Podobnie jak ówczesna Islandia, Grenlandia Eryka Rudobrodego była oparta o klany, zarówno organizujące produkcję, wymierzające sprawiedliwość oraz zapewniające bezpieczeństwo osadom, początkowo powstałym we wschodniej części wyspy, z czasem obejmując dalsze części wybrzeża. W ciągu następnych dziesięcioleci liczba osadników zbliżyła się do 5 tysięcy.
 Utrzymująca kontakty handlowe z Islandią i Norwegią wyspa nie pozostała poza bacznym okiem ‘wielkiego świata’. Już w pierwszej połowie XI wieku zataczające coraz szersze kręgi chrześcijaństwo doprowadziło do utworzenia pierwszej diecezji w Garðar, wkrótce powstały 4 kolejne.  Korona Norweska także nie pozostała bezczynna. W ciągu kilku lat (1261-1264) pod jej zwierzchność oddały się Islandia, Wyspy Owcze oraz Grenlandia.  Jednak wraz ze spadkiem zainteresowania pozyskiwaną na Grenlandii kością morsa (cenioną wówczas na równi z kością słoniową) kontakty między Grenlandią a Norwegią, czy nawet pobliską Islandią stopniowo zamierały. Norwegia, zajęta polityką wobec najgroźniejszego rywala – Dani, a wkrótce i współmałżonka w dziwacznym tworze państwa duńsko-norweskiego, zapominała coraz bardziej o Zielonej Wyspie potomków Eryka.
Wyspa na krańcu świata została odkryta ponownie dopiero w roku 1712 gdy król Danii i Norwegii wysłał ekspedycję na Grenlandię, szukając nordyckich osadników. Poza budynkami zbudowanymi w niewątpliwie nordyckim stylu oraz nagrobnymi stellami z wyobrażeniami skandynawskich bogów nie znaleźli oni nic, co mogło by potwierdzić, iż Grønland nie było jedynie legendą. Nikt nie przeżył, by osobiście opowiedzieć co się wydarzyło. Jedynymi mieszkańcami wyspy pozostali Innuici, ludy azjatyckie, którzy przybyli na wyspę nieco później niż Normanowie.
Co stało się z dumnymi wyznawcami Odyna i Heimdala? Naukowcy podejrzewają, że niewielki zasób materiału genetycznego doprowadził, do zwiększonego występowania chorób dziedzicznych. Inni, obwiniają gwałtowne ochłodzenie się klimatu. Początkowo podejrzewano Innuitów, jednak nieznaleziono wykopalisk potwierdzających zbrojne utarczki między Wikingami a przodkami dzisiejszych Eskimosów.  Zresztą Ci ostatni w owym czasie zamieszkiwali jedynie zachodnie części wyspy, do których Normanowie nigdy się nie zapuszczali. Ich los znają tylko Norny, boginki losu. Kto wie? Może rzeczywiście znaleźli krainę bogów?
Według definicji Jedlinka państwo, to ludność zamieszkująca określone terytorium posiadająca suwerenną władzę. Grenlandia w 1261 roku przekazała władzę Norwegom, około XV wieku straciła ludność. A jednak przetrwała – w sagach, w legendzie o mitycznej Zielonej Wyspie. Legendzie o państwie, którego nigdy nie było.


Artykuł napisała Marta Różalska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz