Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

środa, 30 listopada 2016

Piasek w szklanych trybach

Rzeczy się zmieniają, to nie ulega wątpliwości - stary porządek upada i zastępuje go nowy, zarówno w polityce, technologiach jak i kontaktach międzyludzkich. Czy lepszy? Potrzeba będzie jeszcze kilku lat żeby odpowiedzieć na to trudne pytanie. Osobiście chciałbym jednak, żeby było mniej newsów, po których stwierdzam „o kurwa”. Szczególnie jeżeli chodzi o nasze podstawowe prawa.

Najpierw jednak informacja już trochę przeterminowana, lecz ciągle warta poruszenia: wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrywa szaleniec o złotej grzywie, który uzyskał poparcie większej ilości elektorów (ale mniejszej ogółu głosujących obywateli).
"Nienawiść, mizoginizm, narcyzm, demagogia -
to nie tupecik, one są prawdziwe"
źródło: http://media.cagle.com
Wygraną Trumpa zapowiadał lewicowy reżyser i aktywista Michael Moore w swoim artykule „5 reasons why Trump will win”. Ta przepowiednia się sprawdziła i BUM! Człowiek, który nigdy nie zaznał normalnego życia i nie ma pojęcia o polityce zagranicznej zostaje przywódcą „światowego policjanta”. To na pewno będzie wielki test dla ludzi mieszkających za Wielką Wodą, test czy potrafią jeszcze ze sobą rozmawiać i współpracować - nie tylko na Facebook’u, Instagramie czy Snapchacie, ale przede wszystkim w RZECZYWISTYCH interakcjach. Po drugie, wszyscy muszą obudzić się z szoku po przegranej Hillary Clinton, sytuacja nie jest najlepsza, ale to jeszcze nie koniec świata! Choć „Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump” brzmi bardzo dziwnie, nie tylko jako zwrot, ale także jako zapowiedź na najbliższe 4 lata. Clinton miała sporo na sumieniu i była zbyt pewna swojej wygranej, niemniej była politykiem stabilnym z solidnym zapleczem. A może, drogi czytelniku, za bardzo dramatyzuje i wcale nie będzie tak źle, bo to przecież prezydent na miarę obecnych Stanów Zjednoczonych?

Z kolei w czarny piątek, dzień wielkich wyprzedaży i święta konsumeryzmu, umiera Fidel Castro, przywódca rewolucji socjalistycznej, który przez lata odcinał swoich obywateli od nowinek i rozwoju. To dopiero dziwny zbieg okoliczności. Castro można oceniać bardzo różnie, ale jedno jest pewne, obalił znienawidzonego przez Kubańczyków prawicowego prezydenta-dyktatora Fulgencio Batiste i powstrzymał Amerykanów od uczynienia swojego państwa kolejną marionetkową satelitą, tak jak miało to miejsce w wielu krajach, które opisałem w ramach artykułu „USA wybiera szefa wszystkich szefów nr 45”. To co stało się tuż po rewolucji to zupełnie inna bajka – Castro wpadł w pułapkę zwycięstwa i nie potrafił doprowadzić gospodarki do stanu, w którym będzie działała inaczej niż zależnie od Wielkiego Brata (ZSSR) i jego przyjaciół oraz w nie w trybie nakazowo rozdzielczym. To samo tyczy się rozliczania osób przeciwnych rewolucji oraz zabetonowania sceny politycznej, które trwa po dziś dzień. Niemniej, Castro ze swoją brodą, cygarami i dwoma roleksami stał się symbolem – zarówno walki z kapitalizmem jak i zacofania kraju.


To może jakiś epilog? Ostrzegam, że nie będzie wesoły.

Dojeżdżam teraz do pracy w centrum stolicy. Zatłoczone pociągi i tramwaje, ludzie z różnych miejsc i pokoleń różnie ubrani wielbiący różne wartości lub nie mający żadnych. Zanim wejdę do tramwaju, którym podjadę na Plac Konstytucji przechodzę przez tzw. „Patelnię” - obszar przed stacją metra Centrum oraz wejściem do podziemi.


To właśnie "Patelnia" - miejsce przez które przewijają się tysiące osób dziennie
źródło: http://warszawa.onet.pl

Na owej Patelni różne rzeczy się dzieją: ulotkarze dają ulotki o chwilówkach i kursach dosłownie wszystkiego, nowe grupy handlarzy sprzedają słodkie bułki po niskich cenach, ubrania, a czasami jest nawet góral z oscypkami. Jeszcze dalej pojawia się kilku aktywistów z Greenpeace’u lub Amnesty International szukających darczyńców – mają jednak zły timing, bo przez patelnię przechodzą przeważnie zabiegani ludzie. Z kolei w czwartki ktoś nawołuję do wiary w Boga, który da odpuszczenie wszystkich grzechów (rozdają zupę więc można się skusić), czasami ktoś coś zagra lub zaśpiewa lepiej lub gorzej.

Moją uwagę przyciągają jednak zawsze trzy postaci. Pierwsza z nich to mężczyzna z wąsami, który siedzi cicho na schodach prowadzących z PKP Śródmieście do metra z wyświechtaną kartonową tabliczką, z której wyczytuje, że zbiera na jedzenie. Wiem jak to jest być głodnym więc czasami daje mu pieniądze, które zostaną mi z biletu. Druga postać to kobieta, widzę ją prawie codziennie. Ma twarzą naznaczoną rozpaczą, stoi z kartonem – czytam, że potrzebuje pieniędzy na leczenie syna, chorującego na białaczkę. Moja ciocia umarła na białaczkę dość młodo, pozostawiając dwie nastoletnie córki i męża. Dałem jej dwadzieścia złotych, wiem, że to za mało. I ostatnia osoba, którą mijam to mężczyzna w średnim wieku, musi stać bardzo długo lub na dwie zmiany, bo widzę go zarówno w drodze „do”, jak i „z” pracy. Na kartonowej tabliczce napis „MAMA UMIERA POTRZEBUJE PIENIĘDZY NA LECZENIE”. Za każdym razem mnie zatyka i wpadam w niebyt, gdy go mijam, bo mogę się jedynie domyślać, przez co musi przechodzić. Czasami patrzę w portfel, wyciągam wszystko co mam wrzucam do kubka który trzyma i odchodzę. 

Wiem, że to za mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz