Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Przejazdem

Wróciłem po raz kolejny. Który to już "kolejny raz"? Nie liczę, więc nie wiem, ważne że siedzę na tyłku we własnym domu, przynajmniej przez jakiś czas. Będąc na życiowej diasporze w różnych częściach Polski wiele informacji zdaje się mnie omijać, co jest zresztą oczywiste przez brak kontaktów z jakimikolwiek mediami. W zamian za brak informacji medialnych, otrzymuje doświadczenie własne związane z niemym i niespisanym wywiadem środowiskowym w miejscowościach (i miejscach) w których zagościłem przynajmniej na trochę. Odnośnie odcięcia od mediów to dobrze i niedobrze. Dobrze dlatego, że nie muszę wszystkiego analizować i rozkładać na czynniki pierwsze (mimowolnie), dla innych to również pozytywne wieści, bo nie muszę im o tym wszystkim opowiadać, pytać o ich zdanie, kłócić się (no cóż, zdarza się). Jednak co jest negatywne w braku dostępu do mediów, to odcięcie od informacji instant, od wiadomości, które zmieniają i kształtują rzeczywistość na różnych płaszczyznach, ciągle i niezmiennie.

Będąc w Karwi, która jest niewielką nadmorską miejscowością położona około 20 km od Chałup dowiaduje się (nomen omen z Faktu), że minister obrony narodowej - Bogdan Klich - podaje się do dymisji, Tusk ową decyzję przyjmuje. Kolejne czyszczenie kadry rządowej przez premiera weszło chyba do porządku dziennego i nikogo już zbytnio nie dziwi. Zastanawiam się jakie były przyczyny odejścia Klicha, czy decyzja którą podjął była faktycznie w stu procentach jego. Media podają, że za głównym zarzutem były błędy związane z raportem z katastrofy smoleńskiej i co za tym idzie raportem Jerzego Millera. Ponadto Klich obwinia siebie za nie wdrożenie procedur wyjątkowych i zapobiegawczych jeżeli chodzi o bezpieczeństwo lotnicze po katastrofie CASY, oraz tego, że nie będzie w stanie tego zrobić (co jest oczywiste, gdyż kadencja rządu się kończy). Tym samym premier uznaje członka swojego rządu za nienaoliwiony tryb i przyznaje się do błędu w tworzeniu raportu Millera. Opozycja za pewne otwiera szampana i gromadzi nowe argumenty przeciwko rządowi, które zostaną zastosowane w debatach przedwyborczych za kilka miesięcy. Jednak, aby zachować ostatki szacunku dla Klicha, premier mówi: "że nie uważa Klicha za winnego katastrofy". Jeżeli powiedziałby inaczej straciłbym resztki zaufania w zdrowy rozsądek premiera.

Powracając jednak do Karwi, ta urocza miejscowość zdaje się jako jedna z niewielu przypominać jeszcze kurort wypoczynkowy nad polskim morzem. Sklepiki, wesołe kramy, wata cukrowa i atrakcje dla dzieci pokazały mi, że miejscowości takie jak Karwia funkcjonują jedynie dzięki turystą, gdyż cała kasa. którą przywożą owi turyści z miast jedzie wraz z nimi do miejscowości peryferyjnych/wypoczynkowych, uzależnionych de facto od przyjezdnych.

Po Karwi udałem się wraz z kumplem do Chałup. Tam sytuacja prezentuje się zupełnie inaczej. Kiedyś kojarzona z plażami dla naturystów i piosenką Zbigniewa Wodeckiego, dziś przypomina miejsce wybiegu i pokazu, który zdaje się nie kończyć. Małe enklawy w postaci pól kempingowych żyją swoim życiem - sklepy, wypożyczalnie sprzętu wodnego, dyskoteki i całą infrastruktura wewnętrzna sprawiły, że czułem się odcięty od prawdziwych Chałup, które jako dzieciak zapamiętałem zupełnie inaczej. W samym bowiem "mieście" nie dzieje się praktycznie nic, ot taka najzwyczajniejsza miejscowość zatokowa (bez rewelacji). Co innego natomiast na wspomnianych polach namiotowych. Trwa tam pokaz, show w którym uczestniczą bogaci ludzie ze swoim sprzętem i swoimi ubraniami, których metki koncentrują się wokół trzech firm (słynnych właśnie z tego że są drogie i łączą się ze sportami wodnymi). Niejednokrotnie przyszło mi odczuć ową bufonadę i wyższość, lecz z drugiej strony, może to ja jestem przewrażliwiony na tym punkcie? Nie będę już wspominał o cenach i samochodach, których uświadczyłem w Chałupach. Lans pełną gębą, ale w takim kurorcie co poniektórym chyba o to chodzi - trzeba się pokazać, trzeba zaznaczyć swoje miejsce w stadzie. Peryferia i miejscowości turystyczne żądzą się swoimi prawami i tak już zostanie. Oby te pojęcia nie były zawsze jednością.

Przez pocztę pantoflową to właśnie w Chałupach dowiaduje się, że Andrzej Lepper nie żyje. Ta informacja ogromnie mnie zaskoczyła, nie tylko ze względu na to że było to samobójstwo, ale również przez fakt, że stało się to (moim zdaniem), bez żadnych widocznych wcześniej przyczyn (jak miało to miejsce np. w przypadku śmierci Barbary Blidy). Lepper był Janosikiem politycznym i populistą społecznym w każdym calu, nie mogę powiedzieć, że go lubiłem, czy też nie, gdyż zawsze mnie ciekawił. Zdawał się być stańczykiem polskiej sceny politycznej, upustem myśli prostych ludzi i magnesem na elektorat zmęczony prawdziwą polityką (o ile taka istnieje w Polsce). Pomimo tego że koalicja PiS-LPR-Samoobrona, była klęską (lata 2006-2007) to sam Andrzej Lepper nie zasługiwał przez to na śmierć. Samobójstwo to straszna sprawa, lecz w trzęsawisku jakim jest polityka, nawet tak radykalne kroki wydają się czasami "dobrym" rozwiązaniem. Niemniej, szkoda mi Leppera, szkoda mi wszystkich których pochłonęła i zabiła polityka, albo jej konotacje. Nie wiem jednak jak odnieść się do wpisu na blogu Andrzeja Palikota, który twierdzi, że: "Pisowska wizja państwa, realizowana poprzez prowokacje, denuncjacje, naciski i podsłuchy służyła odbieraniu ludziom godności, niszczyła ich kariery, a nawet życie. Andrzej Lepper, trybun ludowy, któremu zaufały miliony Polaków, za alians z siłami IV RP zapłacił najwyższą cenę."

Po Karwi i Chałupach przyszedł czas na Przystanek Woodstock. Dokładnie tak drogi czytelniku, Kostrzyn nad Odrą stał się miejscem corocznych odwiedzin waszego autora, czyli mnie. To już będzie piąty raz, kiedy przyszło mi walczyć z podróżą "do" i "z" Kostrzyna . Jednak alkoholowo-bałaganiarska atmosfera nie zmieniła mojego postrzegania tego, jak najbardziej pozytywnego zjawiska jaką jest sama podróż, a dalej cały festiwal. Integracja wielu sub- i kontrkultur to proces jak najbardziej potrzebny, wymiana doświadczenia natomiast pozwala lepiej wzajemnie się zrozumieć. Choć niektórych ludzi nie zrozumiem nigdy, bo głupota i brak wyobraźni jaką pokazali, dalece odbiega od dobrej zabawy i integracji.

Woodstock to miejsce nie dla każdego, jednak nie ze względu na brak akceptacji dla kogokolwiek, co to to nie. Chodzi przede wszystkim o klimat i warunki, do których trzeba się dostosować. Jeżeli liczysz na ciepły prysznic i ciszę nocną, oraz wstrzemięźliwość alkoholową, to lepiej nie wybieraj się do Kostrzyna mój drogi czytelniku. Woodstock to przede wszystkim dobra i głośna zabawa i świetne zespoły na dużej i małej scenie, oraz w wiosce Kryszny (kompleks multitematyczny na Woodstocku skoncentrowany na sferach związanych z ideologią Kryszny - joga, mantra, medytacja, sztuka Indii, wegańskie jedzenie itp.). Muzyka na Woodstocku jest wszechobecna, można ją słyszeć (będąc w centralnych polach namiotowych) 24 godziny na dobę, zespoły, które występują na dużej scenie chwalą Polski Woodstock za świetną publiczność i niesamowity klimat, co więcej niejednokrotnie uważają występy na Woodstocku w Kostrzynie za swoje najlepsze. Mankamentem obozowania na Przystanku Woodstock są niewątpliwie kolejki, ale do tego też się da przyzwyczaić. Kolejka do toj-tojów (odnalezienie czystego to misja Argonautów), kolejka pod krany (tam można było się umyć), kolejka po jedzenie (najbardziej w pamięci zapadły mi ziemniaki z kefirem) i ostatecznie kolejka do Lidla, który po raz pierwszy pojawił się na Przystanku w wersji polowej. Pojawienie się Lidla (dzięki zgromadzeniu prze niego największej ilości gotówki podczas WOŚP) było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, gdyż za małe pieniądze można było zrobić naprawdę ogromne zakupy, a godziny otwarcia pozwalały na uzupełnianie zapasów niemal przez całą dobę (Lidl funkcjonował w godzinach od 6:00 do 3:00). Tragedią Woodstocku wg mediów, które jak co roku potraktowały ten niekomercyjny festiwal po macoszemu, były narkotyki i przeludnienie (700 tys. osób!), moim zdaniem ani narkotyki ("czy marihuana jest z konopi?"), które ograniczały się przeważnie do trawy i których nikt nikomu nie wciskał przy wejściu, oraz przeludnienie (można było się rozbić nawet za polem namiotowym bądź poprosić znajomych o przenocowanie w namiocie) nie były problemem. Kwestią problematyczną był powrót i organizacja infrastruktury, oraz podejście ludzki, którzy na Woodstocku nigdy nie byli i traktowali woodstockowiczów jako chamów i wyrzutków.

W drodze powrotnej w pociągu musiałem walczyć wraz z moimi znajomymi o każdy metr wolnej przestrzeni.W między jednym, a drugim "przedziałem bezprzedziałowym" w przejściu jechało 27 osób i muszę powiedzieć, że na samym końcu było ciężko. Jechaliśmy ponad 11 godzin w warunkach, które trudno było nazwać nawet "bydlęcymi" - brak kibla (trzymałem ostatniego Heinekena do chwili, gdy do końca tułaczki zostały 2 godziny), brak wody, brak żarcia i jakichkolwiek informacji, dodatkowo opóźnienie ok 1,5 h. No ale to pociąg woodstockowy i nie ma co narzekać, bo w końcu udało nam się dojechać w jednym kawałku. Szkoda, że w drodze powrotnej nasz los pozostawał wszystkim jakby obojętny.

I tak oto wróciłem po raz kolejny do domu, nie mając zamiaru zatrzymać się choćby na chwilę w karnawale życia. To gdzie udam się znowu, mój drogi czytelniku pozostaje tajemnicą nawet dla mnie. Zapomniałbym wspomnieć, że wracając przeczytałem równe 100 stron "Wielkiego Gatsby'ego" F. S. Fitzgeralda i przypomniało mi się na nowo, że autorów, którzy tak wytwornie i wciągająco piszą już nie ma. Kolejna refleksja to fakt, że na Woodstock przyjeżdżają również ludzie niechciani i niekochani, którzy właśnie festiwal w Kostrzynie traktują jako ujście swojej energii i samotności, tam mogą ocierać się o innych i poczuć ich bliskość.

2 komentarze:

  1. Świetnie ująłeś wszystko to, co kazdy kto chciałby przyjechać na Woodstock wiedzieć powinien aby się nie rozczarować.
    Mimo tych kolejek wszędzie i do wszystkiego, wszechobecnego brudu i hałasu, Woodstock jest miejscem tak magicznym i tak dobrym, trzeba tylko potrafić do dostrzec.
    Mnie przez pięć minut pod pewnym murkiem w Kostrzynie spotkało więcej dobra, niż przez ostatni rok. Ale na prawdziwe piękno trzeba długo czekać ;)


    Olga

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękno Wodstocku znajduje się pod grubą warstwą brudu i kolejek, nie mniej jednak - ciągle tam jest.

    OdpowiedzUsuń