Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 8 września 2014

Nie mogę przejść rzeki

Przeszedłem przez akapity, ciężkie rymy i parabole. Udało mi się być w miejscach, o których czasami chcę zapomnieć, poznać osoby, które nie każdy chce znać. Dałem nawet radę przetrwać wszystkie chwile rozpadu. Przechodziłem przez lasy. Błądziłem w górach i gubiłem się w obcych miastach. Jednak dzisiaj po raz kolejny staję przed rwącą rzeką i nie mogę się ruszyć.

Człowiek jest z natury egoistyczny, otwarty, zagubiony, szczęśliwy i mściwy.





Najgorzej jest z rana (ciężki przypadek, nieuleczalny) kiedy budzę się kilkanaście minut wcześniej przed tym, jak planowo powinienem i ogarnia mnie to okropne uczucie. Czuje, że organizm się budzi, elektrownia ciała wysyła sygnały do kończyn i organów funkcyjnych, ale myśli niszczą cały proces bezkarnie powracając do krain odmętu. Ze strachem, nierealnym spojrzeniem spoglądam na zegarek i zdaję sobie sprawę, że już nawet wstawanie spieprzyłem, bo te kilkanaście minut w świecie snu nie trwa wcale, jest mierzone zamknięciem i otwarciem oka. Wstaje jednak automatycznie wykonuje rytuał i zastanawiam się dlaczego wstaje i po co robię rzeczy. Wykonuję czynności, które jakoś niedawno (lata/miesiące/tygodnie) smakowały bardziej słodko, sensowniej.

Przez okno dochodzą mnie dźwięki dzieciaków idących do szkoły. Chyba gdzieś podświadomie bardzo chciałbym wrócić do liceum. Być ubezwłasnowolniony przez rzeczy, które będą mi podane i wpajane, a ja będę chłonął, tym razem jak gąbka. A muszę przyznać, że byłaby to postawa zgoła inna od tej, którą reprezentowałem jako wykolejony uczeń ogólniaka. Chyba zaczynam się starzeć, a ostatnie dni końca lata nie prorokują, aby miało przestać padać w moim życiu. Kiedy wyjdzie słońce? Będę musiał chyba sam do niego dolecieć.

Nie ukrywam, że biegnę bez przerwy. Brzydko powiedziawszy: zapierdalam. Tempo często się zmienia, jednak ciągle jest to bieg, a wszystko w myśl zasady ZAB'ij (zwolnij, ale biegnij). Po drodze wypadają mi rzeczy z kieszeni, sprawy z głowy i jakieś nieopisane płaszczyzny z serca. Ostatnio wypadło ze mnie chyba więcej niż mógłbym się spodziewać i mógłbym sprostać. Może to kawałek jelit, albo wątroba? Jakoś dziwnie, bo wszystko chyba wskazuje na serce. Tak, tak, smutki w przedostatnim poście nie wzięły się znikąd drogi czytelniku. Mój blog znowu, mimowolnie ma w tym poście charakter terapeutyczny. No, ale każda reakcja wywołana jest akcją, choć ja jestem już strasznie poobijany i rozdarty od tych reakcji. Ciężko mi normalnie zasnąć, no i jak już wspominałem wstać.

Pracując samotnie, mieszkając samotnie i jedząc samotnie coraz bardziej doskwiera mi ów przeklęta samotność. Czynnikiem, który wydaje się być jedyną drogą odżegnującą wszelkie samotności są inni ludzie. Osoby, które choć nie rozumieją tego co się dzieje ze mną i we mnie i raczej nie przeczytają tej wiadomości, potrafią wtłoczyć trochę światła do jaskini.




Sytuacja międzynarodowa nie pomaga w mojej walce z cieniami. Wszędzie nienawiść, egoizm i dbanie o własną dupę. Widzę zdjęcia fanatyków odcinających ludziom głowy, bogatych szych, które chcą być jeszcze bardziej bogate i sławne, przez ekran komputera i okularów przewijają mi się dziesiątki pustych osób, które nie mają celu innego niż rozrywka. Chciałbym napisać pozytywniej, tak bardzo przerzucić się na narrację człowieka, który opisuje sukcesy. Jednak od pewnego czasu jestem martwy (choć żyję). Może to taka innowacyjna opcja na bunt? "Pokolenie ludzi-zombie", hmmm, raczej brzmiałoby tandetnie. Mam ochotę odpalić Rekwiem w tonacji D moll Mozarta, bo tak samo jak on obawiam się, że to co tworzę może być rekwiem dla mnie samego.

Udało mi się przejść przez rozpacz i pustkę. Przebiegłem przez pustynie żałoby. Podbijałem kolejne egzaminy niczym zdobywca i nie raz wywinąłem się śmierci. Pokonywałem wszystko i wszystkiemu ulegałem, ale od niepamiętnych czasów nie mogę przejść rzeki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz