Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

czwartek, 17 marca 2011

Tak płacze kraj samurajów - jak Japonia przeżywa kataklizm

Każdy dzień wydaje się niezwykły dla kogoś, kto wnika w mezalianse polityki międzynarodowej, lub choćby obserwuje globalne zmiany na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Nie da się jednoznacznie określić co stanie się jutro, a tym bardziej za rok, dwa, czy dekadę. Jak macie okazję zaobserwować jestem badaczem (choć dotychczas niestety w większości przypadków "stacjonarnym") zmian i konfliktów na terenie globu i kraju. W związku z tym z większą, bądź mniejszą precyzją przekazuje informacje tak jak wyglądają naprawdę, oraz tak jak zniekształcają to media (takie porównanie). Sytuacja Japonii w naturalny sposób zwróciła moją uwagę i wywołała impuls do napisania owego artykułu, tak samo zresztą jak miało to miejsce w związku z wydarzeniami w Haiti, Sudanie, Tunezji, Egipcie, Libii itp. - wystarczy przejrzeć poprzednie posty. Wydarzenia ostatniego tygodnia, które miały miejsce w państwie, którego gospodarka plasuje się na 3 miejscu na świecie (kliknijcie: gospodarka Japonii) sprawiły, że to prężne państwo solidarnych ludzi przechodzi teraz próbę najwyższej wagi - musi walczyć o powrót do normalności.
źródło: Newsweek 11/2011, s.19




Nigdy specjalnie nie interesowałem się krajem Kwitnącej Wiśni. Pomimo tego zawsze podczas analizowania sytuacji stabilności krajów, to właśnie Japonia była dla mnie przykładem i wzorem pewnych inwestycji, koncentracji zasobów know-how i patentów intelektualnych. Nigdy nie myślałem, że w jednym tygodniu spotka ją potrójne nieszczęście: trzęsienie ziemi, tsunami i ogromny problem reaktorów jądrowych.
źródło: PAP
8,9 w skali Richtera - to najsilniejsze od 140 lat trzęsienie ziemi  (w video-wpisie pomyliłem się mówiąc że takie zdarzają się raz na rok) jakie nawiedziło Japonię i wywołało spore jak dotąd straty. Marcin Bosacki, rzecznik MSZ wydaje się w sposób standardowy informować opinię publiczną o "odradzaniu" wizyt w Japonii, sama zaś placówka RP w Japonii na swojej stronie (kliknijcie tutaj) wydaje potrzebne wskazówki na temat tego, jak należy postępować w związku z zaistniałą sytuacją, uruchomione zostały również dodatkowe linie telefoniczne informujące o bieżącej sytuacji w kraju. Niestety ambasada RP nie może nadal skontaktować się z 11 Polakami przebywającymi w zagrożonych terenach Japonii. Stolica kraju - Tokio - wydaje się funkcjonować całkiem sprawnie, pomimo sparaliżowanej komunikacji, solidarność ludzi w działaniu kryzysowym w całym kraju rodzi u mnie uczucie szacunku i smutku. Szacunek wynika z ogromnej integracji całego społeczeństwa i empatii w sytuacjach krytycznych, ale czuję smutek, gdy porównuje dyscyplinę Azjatów z "solidarnością" Polaków.

Giełda w Tokio notuje spadki - 11 % w stosunku do kursów "sprzed" tragedii naturalnej. Ucierpią na tym wszystkie rynki, co do tego nie ma wątpliwości. Japonia to przecież dom firm: Toshiba, Hitachi, Toyota, Honda, Nissan, Sony i wielu wielu innych, których niedowład odbija się już teraz od Tokio po Nowy Jork (nawet giełda w Warszawie zanotowała niewielkie spadki). Ten ogromny eksporter będzie musiał teraz zacząć importować, aby przywrócić swoją koniunkturę i tym samym podnieść rynkowo się ze zgliszczy zniszczonych miast.
Jedno jest pewne, Japonia potrzebuje pomocy - i to natychmiast. Trzeba zdać sobie sprawę, że Japonia to nie Haiti, tam nie trzeba pomocy na każdej płaszczyźnie (państwo było ekstremalnie biedne już przed trzęsieniem ziemi, a wstrząsy które wyniosły tam 7 w skali Richtera wywołały w reperkusjach walkę o wpływy org. humanitarnych i epidemię cholery). Lecz sytuacja ciągle wymaga zorganizowanej interwencji, a przede wszystkim działania w kwestii prewencji i ograniczenia promieniowania. Najbardziej zagrożone (promieniowaniem i reperkusjami tsunami) są prefektury Miyagi i Fukushima, gdyż te położone na Północ od Tokio dystrykty (a ogólnie na północnym-wschodzie kraju) to epicentrum radiacji uszkodzonych reaktorów jądrowych. Lecz o promieniowaniu napiszę w dalszej części artykułu.
źródło: PAP
Premier kraju Naoto Kan (nie kojarzycie prawda? Ja też do nie dawna nie znałem człowieka) z Partii Demokratycznej traci swoją popularność z miesiąca na miesiąc, obecnie popiera go zaledwie 20% krajan (Tusk to przy nim imperator opinii publicznej). Premier zdawał się być nieobecny podczas tragedii, gdyż nie można było uświadczyć większej ilości wypowiedzi w jego wykonaniu o stanie Japonii po trzęsieniu ziemi. Niemniej jednak wyznaczył on 100 tys. personelu do pomocy w radzeniu sobie z katastrofą naturalną i nuklearną (jednostki SDI), trwają również prace nad specjalnym budżetem pomocowym, gdzie opozycja ściśle współpracuje z rządem dla wspólnej sprawy. Co do kwestii pomocowych, pełną aktywność zapowiedzieli również Japoński Czerwony Krzyż, 500 strażaków z Toki (którzy jednak lepiej radzą sobie ze skutkami trzęsień niż napromieniowaniem), Barack Obama w kwestiach wysłania specjalistów ds. atomowych, oraz Unia Europejska (H. Rompuy i J. Barosso) gotowa pomóc w sprawach problematyki nuklearnej (decyzja zapadła we wtorek 15.03.2011). Jak widać, pomimo tego, że Japończycy są doskonale  przygotowani do trzęsień ziemi (elewacja budynków, szkolenia od przedszkolaków do starców, oraz świetna infrastruktura), wciąż mogą liczyć na pomoc "z zewnątrz" a to bardzo ważne w ramach międzynarodowego solidaryzmu.

Tak jak już wspominałem, najgorzej sytuacja przedstawia się okręgach administracyjnych Miyagi i Fukushima. We wtorek 15 marca nastąpiły eksplozje w elektrowni Fukushima Daichi, a pożar który nastąpił po wybuchu jednostek reaktora, spowodował powstanie radioaktywnej chmury (spokojnie to nie Czarnobyl, ale...) która wniknęła do atmosfery i doprowadziłą do powiększenia promieniowania w sferze wybuchu i poza nią. Owa chmura widziana była nawet z oddalonego o wiele kilometrów Tokio, tam również podwyższył się poziom promieniowania.W Fukushimie panuje obecnie ciężka sytuacja, te liczące 340 tys. mieszkańców miasto nie do końca wie co dalej czynić w perspektywie wycieków i pożarów reaktorów atomowych. Władze lokalne zalecają stanowczo, aby zostać w domu i nie otwierać okien i drzwi. Telefony do rzeczników władz lokalnych dzwonią bez przerwy - "Co robić?", "Czy będzie ewakuacja miasta?" - padają pytania do przedstawiciela władz. Na razie trzeba przeczekać - twierdzą lokalni radni. Jak donosi Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA), 23 osoby pracujące przy reaktorze w Fukushimie są skażone promieniowaniem. Jednak zarówno Japończycy i Amerykanie (śmigłowce z wodą w gotowości) robią wszystko, aby nie doprowadzić do przegrzania się rdzeni elektrowni. Sytuacja jednostek elektrowni w Fukushimie i problemów z promieniowaniem, w dobry sposób zaprezentowana jest przez poniższy schemat (kliknijcie dla powiększenia).

źródło: The Wall Street Journal, 16.03.2011, s.7
Jeżeli tyczy się kwestii promieniowania... To na pewno nie jestem tu ekspertem, bo z tą tematyką miałem tyle wspólnego co wyniosłem z tekstów o Hiroszimie, Nagasaki, Czarnobylu i wyniosłem z gry Fallout. Jednak po "doedukowaniu" się wiem więcej. Kraj Kwitnącej Wiśni (północno-wschodnie tereny) może przestać nim być ze względu na promieniowanie wywołane wyciekami z uszkodzonych reaktorów atomowych. Deszczy i wiatr mogą przenieść promieniowanie nawet o 18 mil od miejsca w którym ono powstało - tak więc duża część Japonii jest zagrożona. Dochodzi tutaj również fakt, że jest to państwo mocno zaludnione (127 mln obywateli), a ich największe skupiska tworzą się w miastach (toki to aż 36 mln ludzi) - i taki stan rzeczy jest bardzo niebezpieczne jeżeli chodzi o promieniowanie. 
Przeciętny Amerykanin absorbuję dawkę 620 miliremów rocznie (jednostka promieniowania jonizującego, skale przedstawię później), owe promieniowanie ma najróżniejsze źródła - od telewizora po promieniowanie z kosmosu. Tomograf to 150 miliremów, a prześwietlenie (x-rays) to dawka 40 tys. miliremów (czyli stosunkowo dużo). Osoby pracujące przy materiałach radioaktywnych otrzymują dodatkowo 5 tys. miliremów rocznie. Pamiętajmy, jednak, że my (Polacy) i inne nacje, czyli nie tylko Amerykanie, również otrzymują dawki promieniowania np. w owocach i warzywach, napojach, poprzez działanie czujników i sensorów (np. anty-pożarowych, fotokomórek itp.). Jednak do czego zmierzam, The Federation of Electric Power Companies of Japan w poniedziałek 14 marca odnotowała, że w elektrowni atomowej w Fukushimie (i terenach tuż przy) promieniowanie wynosiło 313 mikroremów na godzinę, czyli połowę tego co Amerykanin otrzymuje przez 8760 godzin (rok) i sześc razy więcej ponad limit. Jednak aby promieniowanie było szkodliwe, albo śmiertelne konieczne są duże dawki promieniowania zaabsorbowane przez organizm w krótkim czasie. Z tego co wyczytałem dawki mniejsze niż 10000 mikroremów (teoretycznie) nie powodują trwałych uszkodzeń. Pod spodem umieszczam co się dzieje, jeżeli przyjmie się za dużo promieniowania w krótkim czasie:
5-10 remów - zmieniony skład chemiczny krwi
10-55 remów - nudności i złe samopoczucie
55-70 - wymioty i utrata włosów
400 i więcej - śmierć w czasie 2 miesięcy (chyba że promieniowanie było w krótkim czasie - wtedy umiera się szybciej).
Jak więc widać, promieniowanie w Japonii związane z zepsutym systemem chłodzenia niektórych reaktorów to ogromne niebezpieczeństwo dla wszystkich organizmów, które poddane będą promieniowaniu dużych dawek niebezpiecznych substancji. Ten problem zaklasyfikowano (przez IAEA) na "6" w skali pomiaru niebezpieczeństwa radioaktywnego, wyżej jest nr "7" - tak właśnie został sklasyfikowany Czarnobyl. Dla Polski na szczęście chmura radioaktywna nie jest zagrożeniem, ale Japonia i kraje graniczące przez Morze Japońskie (Kora Płn i Płd, Chiny i Rosja) powinny się zastanowić "co dalej". O prewencji samej Japonii nie trzeba wspominać.

No i dokładnie tak, czyli w ciemnych barwach, maluje się nam obecny stan Japonii. Jednak społeczeństwo Azji Wschodniej jakie stanowią Japończycy jest świetnie zorganizowane i solidarne (podkreślam raz jeszcze).  Japonia to nie Haiti, no ale w tym drugim państwie nie było aż tylu mieszkańców co w Japonii, oraz nie zanotowano zniszczonych reaktorów atomowych (bo ani jednego tam nie było). Przyglądajmy się więc prężnej i mocnej gospodarce świata i miejmy nadzieje, że podniesie się ze zgliszczy i rozwieje radioaktywne chmury, a Japonia nadal będzie eksporterem nr 1 i ekspertem w dziedzinie "elektronika".
źródło: PAP


do artykułu wykorzystałem fragmenty artykułów z gazet: Newsweek, oraz The Wall Street Journal (kolejno z 20.03.2011 i 16.03.2011)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz