OD AUTORA: W tej części troszkę dowaliłem z kontaktami międzyludzkimi, więc muszę dać adnotację w stylu: nie masz 18 lat? Nie czytaj dalej bo jest opisanych tu wiele aktów seksualnych itp. itd. Czytasz na własną odpowiedzialność i żeby nie było, że nie pisałem.
Czerwony koronkowy stanik
Czerwony koronkowy stanik
Czego
tu szukasz, mój stary przyjacielu?
Po
latach spędzonych w oddaleniu przybywasz,
Niosąc
ze sobą wspomnienia,
Któreś
przechowywał pod obcym niebem,
Z
dala od swej ziemi.
Jorgos Seferis
Spojrzał w niebo.
Kiedyś Adam patrzył na gwiazdy, a
one patrzyły na niego. Później nie mógł znaleźć już dla nich więcej czasu i po
prostu o nich zapomniał. Wielki i mały wóz dawno gdzieś odjechały, koziorożec
zgubił rogi, a Andromeda uciekła z nieba północy. Czas stracił linearność. Wspomnienia
o przeszłych wydarzeniach wydawały się odległą historią, która powracała tylko
czasami w snach. No, może za wyjątkiem tego jednego, o którym nie mógł
zapomnieć.
Los potrafi płatać figle,
pomyślał, tyle razy staramy się o czymś nie pamiętać, lecz myśli płoną i żaden
strumień nowych wrażeń nie jest w stanie ich ugasić. Tak, jak kiedyś zapomniał
o gwiazdach, tak samo zapomniał o swojej niewinności, a wszystko, co wydawało
się odległe i zakazane nagle spłynęło na niego niczym szatańska aura. Zapytany
o czym myśli, nie potrafił odpowiedzieć i chyba nadal nie potrafi. Jednak samo
pytanie o jego stan było czymś, co dawało radość, bo przecież ktoś się
interesował jego wnętrzem. Brak konkretów w odpowiedziach dotyczących głębszych
przemyśleń spowodowany był tym, że Adam zawsze był daleko od „tu i teraz”,
ciągle wybiegał myślami o wiele dalej, w bezkresne konstelacje nienazwanych
pojęć.
Pierwsze pocałunki wydawały się
mu teraz czymś ulotnym i mistycznym, czymś co dawało niesamowite przeżycie.
Wszystko zmarnowała proza życia i brak wyrozumienia. Nie było to jednak
związane z emocjonalnością Adama, bo chłopak kalkulował życie na chłodno. Może
tylko z wyjątkiem chwil, kiedy ona była blisko. Wtedy oddawał się
spontaniczności i emocjom. Jego podejście do świata sprawiało, że to przez
innych ludzi poznawał samego siebie. Widział swój obraz w innych dziewczynach,
z którymi był lub sypiał, choć nie był nigdy przekonany, czy one widzą jego.
Również przez te same dziewczyny doświadczał uczuć. Jednak tylko ona dała mu
szczęście i światło.
Jakie przeciwstawne uczucia mogą
targać duszą człowieka? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale jedno jest pewne
- w tych czasach uczucia przybierały różne formy. Ekscytacje mogą funkcjonować
stale, bądź sprawiać, że ci, którzy ich nie doświadczają są wewnętrznie zimni
jak lód. Można założyć, że uczucia to wewnętrzne uderzenia, jakie czujemy na
widok danej osoby lub podczas jakiegoś ważnego wydarzenia.
Ktoś stwierdził, że najpierw
trzeba daną osobę poznać, a później pokochać. Adam wiele razy popełniał błąd
mylenia kolejności. Zakochiwał się w nieznanym dziewczynach i przechodził różne
rozterki, z których nie mógł wyciągnąć go nikt, nawet Bruno. Chłopak trafił
jednak kiedyś na nią i wszystko stało się inne. Powiedział jej „kocham”, a te słowo
brzęczało mu w głowie, za każdym razem, gdy o niej myślał. Jej już nie było,
obecnie nic nie przypominało „kiedyś”.
***
Smród wydobywający się z
przepełnionych śmietników nie był najlepszym lekarstwem na stan po spożyciu
alkoholu. Głowa Adama robiła się coraz cięższa, a mięśnie odmawiały
posłuszeństwa. Musiał przysiąść na schodkach. Jakiś wynędzniały szary kot
przebiegł kilka metrów przed nim i przecisnął się przez małą szparę prowadzącą
niewidomo gdzie. W korytarzu słychać było szybkie kroki. Przyszła Kaja. Dziewczyna,
która zostawiła wszystkich znajomych wewnątrz akademika o dziwnej nazwie „Gehenna”
była cała czerwona na swojej bladej twarzy.
- Człowieku! Dobrze, że
wyszliśmy, bo w środku zrobiło się naprawdę nerwowo i chyba większość osób ma
jakieś wątpliwości co do twojej osoby. Chodźmy stąd zanim wszyscy się połapią,
że istnieje coś takiego jak drugie wyjście.
- A widziałaś grubego, eee, to
znaczy Bruna?
- Nie, ale pewnie udało mu się
prześlizgnąć przez tłum i wyjść frontowymi drzwiami, choć w jego przypadku
słowo „prześlizgnąć” jest całkowicie nie na miejscu. Wstawaj, idziemy, twój
kolega na pewno da sobie radę.
Adam otrzepał spodnie i wstał,
uderzyła go nieznośność grawitacji.
- Gdzie idziemy? – zapytał
chłopak, bo w zasadzie plany na resztę wieczoru nie istniały.
- No jak to gdzie, przecież sam
mówiłeś, że masz drugie picie u swojego znajomego. Wiesz, czuje się jak
wywłoka, ale nie miałam zamiaru tam siedzieć, więc dobrze, że gdzieś idziemy.
Mam nadzieję, że Nat ogarnie te naprute damy i… - Kaja zaczęła wyrzucać z
siebie wiele różnych zdań, jednak Adam musiał powiedzieć jej, jak w
rzeczywistości mają się sprawy.
- Kłamałem z tą imprezą. Po
prostu musieliśmy stąd spieprzać, bo Bruno robił się nerwowy, że kumple od tego
zjeba w kiblu mnie zabiją – powiedział Adam matowym głosem – nie ma żadnego
drugiego picia.
Chłopak myślał, że Kaja
zdenerwuje się na niego, zacznie prawić mu uwagi w stylu „To po co ja szłam?” i
tak dalej lub po prostu strzeli go w gębę za zawracanie tyłka i zdekomponowanie
wieczoru.
- Masz szczęście, że nie
poszedłeś z kimkolwiek innym bo już dawno dostałbyś z liścia za takie gierki –
powiedziała dziewczyna i poprawiła kolczyk w nosie, a jedna z opcji, o której
myślał Adam, na szczęście dla niego, nie będzie zrealizowana.
- Zresztą nieważne, skoro mam
kluczę do mieszkania, a patrząc na was obu (tu dziewczyna wyobraziła sobie
lokum Adama i Bruna) wnioskuję, że mieszkacie w Purgatorium, a tam nie
chciałabym trafić. Jedziemy do mnie, mam jeszcze butelkę z jakimś gównem, może
to nas postawi na nogi – na te słowa Kaja zamachała przed twarzą Adama jakimś
zielonym płynem, na dnie którego pływały bliżej niezidentyfikowane obiekty.
Blondynka, którą kilka godzin temu
poznał Adam należała do osób, którym lepiej nie odmawiać, a w szczególności
wtedy, gdy obie strony wlały już w siebie sporo alkoholu. Adam chciał jeszcze
coś wyjaśnić, powiedzieć, że nie chciał, aby ten wieczór tak się kończył i
zamydlić jej oczy w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób, ale ona była
szybsza. Dziewczyna złapała go za przegub ręki za i zaczęła prowadzić uliczką,
która wychodziła na większą ulicę.
- Musimy złapać taryfę, mieszkam kawałek
stąd – powiedziała Kaja.
- Możesz sobie odpuścić, o tej
godzinie nic nie jeździ – stwierdził zrezygnowany Adam. Jednak w życiu tak
przeważnie bywa, że prawo Murphy’ego działa zawsze kiedy się tego nie
spodziewamy. Zza węgła z piskiem opon wyjechał pojazd z małym neonem „TAXI” na
dachu.
- Coś mówiłeś? – zapytała
łobuzersko Kaja i wyszła na środek drogi. Nie wiadomo czy miała taką manierę w
zatrzymywaniu taksówek, czy po prostu bała się, że nikt ich nie zauważy. A może
byłą tak nawalona, że było jej wszystko jedno?
Pojazd zatrzymał się tuż przed
nią trąbiąc nieznośnie klaksonem.
Przepraszam, czy panią do reszty
popierdoliło? – powiedział kierowca ze gniewem w głosie wychylając się przez
otwarte okno – przecież mógłbym przejechać!
- Ostatnio dwie taksówki mnie
olały, kiedy machałam na nie ręką, więc tym razem postanowiłam, że trzecia w
nocy to nie najlepszy czas, żeby wracać piechotą na Szare Osiedle – powiedziała
Kaja imitując wielkie rozczarowanie usługami świadczony przez wszystkie taryfy
w mieście.
- Dobra dzieciaki wsiadajcie i
nie róbcie tak więcej, bo was w końcu coś pierdolenie, a szkoda by było - powiedział
wąsiaty kierowca i zlustrował na szybko wsiadającą do wozu Kaję.
Adam też wsiadł, choć związki
chemiczne, które teraz osłabiały jego reakcje sprawiły, że wydawało mu się
jakby wsiadał do czołgu a nie starego mercedesa. Usiadł wygodnie i zobaczył, że
dziewczyna, która uratowała mu tyłek patrzyła się na niego tak jak gepard
patrzy na swoją ofiarę. To było jednoznaczne, lekko rozchylone usta i szkliste
spojrzenie sprawiało, że Adamowi robiło się podwójnie gorąco. Po pierwsze przez
alkohol, po drugie, przez jej dekolt, cycki, spojrzenie, zgrabne nogi i wspomnienie
o tyłku w jeansach.
Taksówka przemykała ulicami
miasta, a w oknie można było dostrzec prozaiczny krajobraz, który towarzyszył
większości skupiskom ludzi żyjących w miastach. Tu sklep, tam sklep, kawałek
zieleni, sex-shop, monopolowy, boisko (- o pomnik Zwycięzców – pomyślał Adam
widząc znane mu miejsce, które śmignęło za oknem), główne skrzyżowanie, znowu
sklepy, blokowisko, fabryka, o której nikt nic nie wiedział i wiele innych
mniej lub bardziej interesujących elementów krajobrazu, które ulatywał wraz z resztkami
przytomności.
W radiu słychać było jakąś smutną
piosenkę. Kaja rozpoznała ją od razu. Miała głowę do zapamiętywania takich
utworów i potrafiła przywołać je w myślach nawet, gdy była mocno wstawiona. A
była mocno wstawiona i czuła to po temperaturze, jakiej nabrało jej ciało. Nie
czekając na jakiś widoczny znak otworzyła butelkę, którą udało się jej porwać z
Gehenny. W taksówce uniósł się owocowy zapach trunku. Dziewczyna wypiła dwa
łyki, skrzywiła twarz i podała Adamowi. Odmówił i powiedział, że nie może pić
jak jedzie samochodem.
- Kurwa, przecież to nie on
prowadzi – pomyślała dziewczyna – zresztą nieważne, jak tylko dojedziemy do
mnie mam zamiar pokazać mu kilka ze swoich sztuczek. Dobrze, że Nat została. Całe
mieszkanie wolne. Mam ochotę na seks.
- Tylko mi tam nic nie
porozlewajta – powiedział wąsacz z nutką radości w głosie, która mogła być
wywołana zapachem trunku albo widokiem młodej blondynki (lusterko środkowe),
która już zdążyła się oblać, a zielona nalewka cienką stróżką spływała po jej
szyi, a dalej po piersi.
Radio wypluwało kolejne wersy
piosenki.
You were my Sun
You were my Earth
But you didn't know all the ways I loved you, no…
You were my Earth
But you didn't know all the ways I loved you, no…
Adam
wsłuchiwał się i coraz bardziej odpływał w świat mar sennych. Zamknął oczy a w
głowie zapętliło mu się „Cry me a river”, które leciało w radiu taksówki. Nie
minęły sekundy, gdy chłopak odpłynął w świat nocnych mar.
Stała
przed nim ubrana w najlepszą sukienkę i jego ulubione buty. Dobrze wiedział, że
zakłada je tylko na specjalne okazje, albo wtedy, gdy on ją o to prosił.
Znajdowali się zupełnie nigdzie, zawieszeni w nienazwanym i nieskategoryzowanym
miejscu. Ona miała minę Mona Lisy i ciągle coś mówiła, ale Adam nic nie mógł usłyszeć.
Próbował jej odpowiedzieć, spytać się co u niej, dotknąć i pocałować, jednak nie
wydając żadnego dźwięku poruszał tylko ustami. Chciał podejść, ale nie mógł, bo
będąc zawieszonym w przestrzeni poruszał tylko nogami, a każdy krok oddalał ją
od niego. A ona odpływała, z wielkim zdziwieniem na twarzy, z niewypowiedzianymi
zdaniami, z nieporuszonymi tematami. Adam krzyczał bez dźwięku. Chłopak usłyszał
głos, dochodzący jakby z oddali.
Bez czerwonego
koronkowego stanika
Nigdy nie odkładaj do jutra
przyjemności, którą możesz mieć dzisiaj.
Lenina
Crowne
A. Huxley,
„Nowy Wspaniały Świat”
-
Bierz ją… - ktoś mówił łagodnie.
-
No bierz ją – stanowczość wzrosła.
Sen
uleciał, a Adam widział przed sobą kierowcę taksówki, który wyszedł z wozu i
szturchał go przez otwarte tylne drzwi dla pasażerów.
-
Zabieraj swoją dziewczynę i zwijajcie się stąd – mówił zirytowany czekaniem
kierowca - a za kurs trzy dychy kolego.
Adam
rozejrzał się przecierając oczy z krótkiego, ale intensywnego snu. Kaja też
opadła z sił. Zasnęła z otwartą butelką w ręku. Chłopak zapłacił kierowcy
podszedł do dziewczyny i obudził ją najdelikatniej jak umiał. Delikatnie potrząsnął
jej ramieniem. Zdezorientowana dziewczyna po kilku sekundach odzyskała
przytomność, wstała i, co bardzo osobliwe, wypiła dwa łyki i od razu ruszyła w
określonym kierunku.
-
No choć, przecież wiem, gdzie mieszkam – powiedziała Kaja średnio przytomnym
głosem i machnęła ręką na Adama.
Chłopak
ruszył za nią. Szare Osiedle zdecydowanie zasługiwało na swoją nazwę. Położone
daleko od centrum, zamieszkałe przez ludzi, których nie było stać na osiedlenie
się w głównej arterii miasta. Domeną tego miejsca była niezliczona ilość betonowych
molochów i krętych uliczek między nimi. To wszystko sprawiało, że każdy „przyjezdny”
czuł się osaczony i zagubiony. Szarość była widoczna nawet w nocy, w świetle
latarni. Za chwile zacznie się poranek, choć świt i lato nie zmienią okropnego
oblicza tej betonowej dżungli.
Adam
szedł za poznaną kilka godzin wcześniej dziewczyną, o której praktycznie nic
nie wiedział i zastanawiał się czy dobrze zrobił przyjeżdżając w to miejsce.
Gdyby był dziewczyną to na pewno by się na coś takiego nie zgodził. Miał w
głowie nagłówki prasowe z lokalnych gazet, które czerwonymi literami krzyczały
„Morderstwo!” albo „Gwałt!”. Jednak chłopak w obecnych okolicznościach zdawał
się tym nie przejmować, bo był przecież facetem. Kaja prowadziła go przez
chodniki przecinające mrówkowce, obok klatek schodowych, na których pomimo
zwariowanej pory stali jacyś ludzie, niedaleko smutnych placów zabaw. Szli
uliczkami i chodnikami, aż wreszcie doszli do jej klatki schodowej.
Winda.
Piąte piętro. Drzwi po prawej stronie. Weszli, a może raczej wpadli do środka.
Jedyne co zdążył zauważyć Adam, to to, że mieszkanie było typowe. Wszystko
urządzone dla i przez studentów - meble z Ikei, schnące pranie, porozrzucane
notatki. Dla Kai jednak musiało to być
pewne sanktuarium, które potęgowało swoje sacrum, gdy ona mogła robić w nim to
co chciała, nie bacząc na innych lokatorów.
W
mieszkaniu było duszno, bo betonowe ściany nagrzały się za dnia i nie zdążyły
jeszcze oddać ciepła. Robiło się lepko i oboje to czuli. Dziewczyna straciła
resztki hamulców, które miała jeszcze kilka godzin temu. Zamknęła za sobą drzwi
i dosłownie rzuciła się na Adama. Wszystko zawirowało. Całowała go ze zwierzęcą
namiętnością sprawiając, że jego usta zaczęły boleć. Jednym szybkim ruchem
złapała go i wpadli do pokoju, który mógł być jej. Pchnęła go na duże łóżko i
powiedziała patrząc na niego drapieżnie:
-
Słuchaj, nie wiem czy będziesz chciał to jutro pamiętać, ale dziś jestem cała
twoja.
Adamowi
podniosło się ciśnienie. Znał i pieprzył się z wieloma dziewczynami, ale
niewiele miało tak ognisty temperament. Nawet po alkoholu.
-
Co tu zrobić, trzeba się w końcu trochę oderwać od tego gówna - pomyślał
chłopak i zdjął podkoszulek na którym byli członkowie zespołu i lista piosenek
„Korna”.
Kaja
upadła na niego jak tygrys. On zaczął całować ją po szyi, a później po
dekolcie. Dziewczyna w ułamku sekundy wyślizgnęła się ze swojej bluzki
odsłaniając stylowy, czerwony koronkowy stanik, który zakrywał dwie kształtne
piersi. Ręce dziewczyny, jak dwa węże pieściły Adama po wszystkich częściach
ciała. Jako osoba z pewnym doświadczeniem w sprawach łóżkowych, chłopak jednym
ruchem ręki rozpiął jej czerwony biustonosz, a jego oczom ukazały się dwie
piersi średniej wielkości, które zwieńczone były dwoma małymi sutkami. Zaczął
je całować i lizać, a ona rozpływała się na łóżku. Jego język wędrował także po
jej karku i brzuchu. Nie pamięta jak, ale po kilku minutach namiętnego
całowania, lizania i drapania zostali już tylko w majtkach.
Adama
na nieszczęście (albo na szczęście?) założył bokserki, więc jego fiut sterczał
teraz tworząc osobliwy namiot. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i chwyciła penis
Adama ręką. Chłopak kontrował i zaczął pieścić ją przez majtki, także czerwone
i koronkowe. Kaja zaczęła jęczeć z rozkoszy, a jej małe sutki stały się bardzo
twarde. Dziewczyna wiła się jak łasica, kiedy Adam, jeszcze przez bieliznę
czynił cuda ze swoich zdolności manualnych. Ona nie chciała chyba pozostać
dłużna, bo zsunęła się niżej i dosłownie rozebrała „namiot”.
W
takich sytuacjach Adam zastanawiał się, co było w innych czasach, gdy ludzie
mieli więcej pruderii. Czy z pieprzeniem dziewczyny, która jest na ciebie
napalona trzeba było czekać do ślubu? A jeżeli tak, to skąd taka dama mogła
mieć jakiekolwiek umiejętności w obsłudze męskiego kutasa? Chyba tylko z
zagranicznych książek. Adam cieszył się, że mógł żyć w rzeczywistości, gdzie „dotarcie”
do dziewczyny było kwestią temperamentu, umiejętności oraz wypitego alkoholu.
Kaja
wzięła do ust naprężonego do granic możliwości kutasa Adama i zaczęła
metodycznie ssać, pomagając sobie przy tym ręką. Chłopaka przytkało, bo dawno
nie spotkał takich umiejętności oralnych. Podniósł Kaję, położył się na plecach,
a ją odwrócił, tak, że wagina, w którą wcześniej wkładał palce znalazła się
teraz przy jego ustach. Ciała znowu splotły się w rozkoszy, a obie strony
przesyłały sobie niesamowite impulsy, które mogą być zrozumiałe jedynie dla
tych, którzy tego doświadczali. Kaja jęczała z rozkoszy i robiła się coraz
bardziej mokra na całym ciele. Alkohol zaczął parować zarówno z niej, jak i z
Adama.
Po
kilku chwilach dziewczyna dosłownie odkleiła się od Adama i padła na plecy.
Chwyciła obie ręce niedawno poznanego bruneta i przyłożyła sobie do ładnych
piersi, zaciskając je dość mocno.
-
Bierz mnie – powiedziała cicho, a jej blade policzki zdążyły przybrać już kolor
malin.
-
Hmm? – Adam zdawał się nie dosłyszeć w ferworze tego co powiedziała
-
Bierz mnie jak ci się tylko podoba, zerżnij mnie i zbij jeżeli masz ochotę,
dojdź mi na twarz albo piersi, po prostu we mnie wejdź! – głos Kai drżał, jej
ciało nabrało temperatury pieca kaflowego, a kobiecość była wilgotna ja klasowa
gąbka nasączona wodą.
Do
Adama doszedł ten prosty i wydawałoby się pierwotny komunikat, który mógł być
przekazywany od kobiety do mężczyzny już setki tysięcy lat temu. Nie myśląc
zatem wiele skończył działanie językiem, które zaiste wymagało w takiej pozycji
niezłej kondycji. Zszedł z łóżka klęknął przy jego krawędzi i odwrócił dziewczynę
mocnym ruchem w swoją stronę i wszedł w nią. Rzeczywiście była ciepła, niesamowicie
wilgotna i przyjemnie ciasna. Kaja objęła go nogami. Adam wchodził w nią z
metodycznością, ale po chwili postanowił, że będzie ją penetrował mocniej i
trochę bardziej dziko. Złapał ją mocno za piersi. Kaja wydała z siebie odgłosy
rozkoszy. Kiedy już zaczęły boleć go kolana z powrotem wszedł na łóżko i
położył się na plecach.
-
Co jest, zmęczyłeś się? – spytała Kaja z rozczarowaniem w głosie.
-
Nie, wskakuj na górę, pora żebyś trochę pojeździła – powiedział Adam i pomógł
dziewczynie umieścić w niej swojego penisa.
Tak,
jak wcześniej Kaja była nakręcona, tak po wejściu na Adama wyszedł z niej
prawdziwy demon. Dziewczyna jak w transie dotykała się sama przejeżdżając
dłońmi po piersiach, szczypiąc za sutki i mierzwiąc blond włosy. W półmroku
pokoju Adam zauważył także kolczyk w sutku. Przez cały ten czas go nie wyczuł i
nie zauważył. Zastanawiał się jak to możliwe.
-
Czyli kółko w nosie ma kolegę – pomyślał przelotnie chłopak, który sam nigdzie
nie miał kolczyka.
Kaja
jęczała i wiła się na Adamie, a po chwili, po kilku głośnych „aaaaach” wypięła
się jak struna i lekko opadła na chłopaka dotykając piersiami jego klatki
piersiowej. Dobrze wiedział co to znaczy, ale nie zamierzał się jeszcze żegnać
ze sprawianiem przyjemności zarówno sobie jak i dziewczynie. Delikatnie zsunął
ją z siebie i ustawił się tak, że była teraz plecami do niego. Dziewczyna,
pomimo upływu zaledwie chwili po szczytowaniu, wiedziała o co chodzi Adamowi.
Wypięła się jak jedna z lasek, które można było ujrzeć na filmach, a ręką pod
sobą zaczęła pobudzać swoją łechtaczkę. Adama niesamowicie to nakręciło, więc
wszedł w nią od razu. Kaja cichutko stęknęła, a chłopak wchodził mocno, co
chwilę dając jej solidnego klapsa w zgrabny tyłek, który rozchodził się pustym
dźwiękiem po enigmatycznym pokoju. Złapał ją mocno za włosy, a ona wypięła się
w łuk dysząc z rozkoszy. Adam był coraz bliżej i czuł, że nadchodzi moment, w
którym przy braku zabezpieczenia liczy się refleks.
Podobno
człowiek nie myśli tylko podczas wykonywania dwóch czynności – kichania i
orgazmu. Ta zasada przestała obowiązywać u Adama. Bowiem będąc bardzo blisko
wytrysku przywołał sobie ją w myślach. Trwało to może sekundę, jednak jej obraz
mignął mu w głowie pozostawiając dziwne halo. Chłopak szybko wyszedł z Kai. Ta
odwróciła się do niego, a on, tak jak go prosiła, spuścił się na jej twarz i na
piersi. Dziewczyna chwyciła jeszcze jego fiuta i zaczęła go powoli ssać. Po
kilku chwilach zmęczenie stron wydawało się brać górę.
-
Idę pod prysznic – powiedziała wielce zmęczonym głosem dziewczyna, która wciąż
miała na sobie sporo białej wydzieliny Adama.
Chłopak
wytarł się o coś, jakby koc, co okrywało łóżko. Wciągnął wilgotne jeszcze
bokserki i zapadł w głęboki sen o niczym, do którego utulił go hipnotyzujący
dźwięk prysznica, gdzie prawie nieznajoma mu dziewczyna zmywała właśnie jego
spermę ze swojej twarzy.
Bierz go!
Piekło to jesteśmy my sami.
Thomas
S. Eliot
Szturchanie
wyrwało Adama ze snu, a raczej jego braku, bo czas, w którym zamknął oczy i je
otworzył trwał jakby sekundę. Nad łóżkiem, które jeszcze kilka godzin temu było
miejscem ostrego seksu, stała Kaja. Była czysta, lekko podmejkapowana, miała na
sobie białą bluzkę z podwijanymi rękawami i jakimś napisem oraz czarne obcisłe
jeansy.
-
Jak one to robią – pomyślał Adam patrząc mętnym wzrokiem na Kaje, a następnie
na swoje zmięte i rzucone na ziemie ubrania, które były już mocno „wysłużone”.
-
Wstawaj, musisz się zbierać zaraz wpadają do mnie starzy z wizytacją, a muszę
jeszcze ogarnąć ten barłóg – powiedziała dziewczyna i gestem rąk ogarnęła cały
pokój. – Jak chcesz możemy się jeszcze spotkać kiedyś, a przy sprzyjających
okolicznościach może zrobimy coś więcej od łóżkowej gimnastyki – dodała i
uśmiechnęła się.
Adam,
pomimo dobrych odczuć z końcówki ostatniego wieczoru, nie czuł się najlepiej,
co oczywiście można było zwalić na alkohol, zmęczenie i wszystko inne, co
odsuwałoby go od faktu, że czuje się źle wewnętrznie. Kaja była w jego oczach niezwykłą
dziewczyną, z którą mógłby spędzać całe wieczory uprawiając dziki seks, po
którym jego penis byłby obolały, a plecy podrapane. Kaja nie była jednak ciągle
nią i żadna siła i żadne wydarzenie nie potrafiły tego zmienić. Myśli które powracają
na trwale zamieszkały w jego głowie. Chłopak założył na siebie ubrania nie
zważając na ich opłakany stan i wciągnął trampki, które jakimś magicznym
sposobem znalazły się pod łóżkiem. Udał się w stronę drzwi.
-
To zadzwoń do mnie, jak będziesz chciał się znowu spotkać, może tym razem będą
to trochę mniej zwariowane okoliczności – powiedziała Kaja i znowu uśmiechnęła
się do Adama. – Jak chcesz się dostać pod swój akademik to najlepiej autobusem,
wysiądziesz przy parku. Na przystanek trafisz bez problemu, bo jest niedaleko
stąd. Jak wychodzisz z klatki, ciągle w lewo aż do głównej ulicy.
-
Ok, dzięki i do zgadania się – odpowiedział chłopak pocałował ją w policzek, a
kątem oka dostrzegł, że Kaja nie miała stanika, a przez białą bluzkę przebijały
się jej ciągle sterczące sutki.
Równie
dobrze mógł jej powiedzieć, że jest łatwą szmatą i nigdy się do niej nie
odezwie, bo kilka tygodni temu rozpieprzył telefon o chodnik. Poczuł jednak, że
może ją lubić i pomimo niewielkiego prawdopodobieństwa, że się odezwie
postanowił nie palić mostów. Dziewczyna zamknęła drzwi na których był numer
„69”.
-
Do prawdy, ciekawy zbieg okoliczności – pomyślał Adam odtwarzając w myślach
jeden z niewielu fragmentów, które spamiętał z poprzedniej nocy.
Brzydką
windą dojechał do parteru. Wyszedł przez jeszcze brzydszą klatkę schodową. Na
zewnątrz było jasno i już zaczynało robić się bardzo ciepło. Która mogła być
godzina? Ósma? Jedenasta? Bez zegarka ciężko odgadnąć. Szczególnie, że ludzi na
zewnątrz nie było wiele. Poszedł więc w lewo, tak powiedziała mu Kaja, która
jeszcze kilka godzin wcześniej w podobny sposób instruowała go w Gehennie.
Osiedle
na którym się znalazł było naprawdę nieciekawe, jedno z miejsc, w którym może i
jest tanio mieszkać, ale okolice przyprawiają o dziwne uczucie osaczenia i
obserwacji. Wszędzie kilkunastopiętrowe betonowce o wielu klatkach, jakieś stare
nieodnawiane place zabaw, gdzie przesiadują lokalne żule, a koty z piwnic w
piaskownicy załatwiają swoje potrzeby. Jak ponuro musi wyglądać to miejsce w
zimę? Adam minął grupkę wygolonych fanów sportowej odzieży. Karma może wrócić w
najbardziej nieoczekiwanych momentach.
-
Brudas jebany – powiedział właściciel ortalionowych spodni i skórzanej kurtki.
-
No straszna pizda, aż szkoda patrzeć – potwierdził słowa kolegi drugi z
osiedlowych dresiarzy.
-
Kurwa świetnie, tylko spokojnie i bez żadnych słów – pomyślał Adam spuszczając
wzrok. Wiedział, że nie jest na swoim terenie, a garstka karków, która wracała
zapewne z jakiejś imprezy mogłaby sprawić mu większy wpierdol niż Edward „obity
nos” i jego kumple.
-
Ej ty, cipowaty wypierdku – powiedział łysol, który miał wątpliwości co do
stanu higieny Adama – Daj mi przekręcić do kumpla, bo mi komóra padła.
Pozostała
czwórka zarechotała wiedząc, że ich ziomek ma naładowany telefon, a prośba ma
zupełnie inny charakter.
-
Nie mam telefonu, rozpierdolił mi się jakiś czas temu – powiedział Adam
przelotnie patrząc na byczka w dresach.
-
Nie pierdol kurwa, przecież wy wszystkie cioty macie fony, wypierdalaj
kieszenie na lewą stronę – do rozmowy włączył się drugi z grupy, ten który
razem z liderem czynił na początku uwagi wobec Adama.
Adam
wywrócił na drugą stronę kieszenie ze swoich przetartych jeansów. Z jednej
kieszeni wypadły drobniaki pozostałe z poprzedniego wieczora, a z drugiej
nakrętka od wiśniówki.
-
No to nie kłamałeś pizdo, ale masz na pamiątkę – powiedział lider osiedlowych
dresiarzy i strzelił Adama z pięści w twarz.
Świat
zawirował, ale wizja na szczęście została. Adam przysiadł na krawężniku i
nienawistnym wzrokiem odprowadzał grupkę śmiejących się ortalionowców. To
zdecydowanie nie był najlepszy sobotni poranek w jego życiu. Po kilku minutach
rekonwalescencji wstał i doszedł do przystanku, który wnioskując po wybitej
szybie w wiacie i rzygach na chodniku przed nim, także miał ciężki wieczór. A
może i ranek?
Przyjechał
autobus, kierowca wpuścił Adama bez biletu (pieniądze wypadły mu przy
„sprawdzaniu kieszeni”). Adam zaległ na siedzeniu. Wnioskując po wyglądzie,
obok niego siedział pracownik fabryki. Mężczyzna był ubrany w kraciastą
czerwoną koszulę i czarny kaszkiet, na szyi miał smycz z identyfikatorem
włożonym w kieszeń na piersi. Typ około czterdziestki z kilkudniowym zarostem sprawiał
wrażenie zmęczonego. Trudno było się dziwić, bo przecież praca w sobotę nie
jest najprzyjemniejsza, szczególnie jak na piątek wypada jakiś ważny mecz
ulubionej drużyny, albo niespodziewane imieniny szwagra. Mimo wszystko lokalny robotnik
był troszkę mniej zmarnowany niż Adam.
Z
kolei chłopaka czuł się fatalnie. Alkohol przestał tłumić ból, zmęczenie
nawarstwiło się z wrażeniem puchnącą twarzy, do tego nic nie jadł od kilkunastu
godzin. Charyzmy ujmował mu także wygląd zewnętrzny i przekrwione oczy. Starając
skupić się na czymś, aby nie zasnąć i wysiąść przy parku, obserwował monotonne
krajobrazy za oknem. Jeżeli karma miała towarzyszyć ludziom, to tego sobotniego
ranka można było powiedzieć, że Adam całkowicie ją stracił.
Pojazd
zatrzymał się na kolejnym z przystanków, usytuowanym przy jednej z bogatszych
dzielnic, gdzie ludzie jeździli do centrum drogimi samochodami, a autobus był
symbolem desperatów. Drzwi otworzyły się i weszła tylko jedna osoba. Adam
otworzył szeroko oczy i poczuł się tak, jakby każdy centymetr jego ciała
podłączony był do prądnicy, jakby rzeczywistość straciła wszelkie prawa. Nie
dalej niż dwa metry od miejsca, gdzie siedział, stanęła i patrzyła się prosto na niego ona. Nie
wyglądała gorzej niż w jego taksówkowym śnie.
Wygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń