W innych miastach
ludzie chodzą po ulicach. Ocierają się o siebie, wpadają na innych. W (tu wstaw
swoje miasto) nikt nikogo nie dotyka. Zawsze oddziela nas metal i szkło. Tak
bardzo brakuje nam tego dotyku, że zderzamy się ze sobą, żeby cokolwiek poczuć.
The
Crash
Piątkowe
popołudnie – kontakt z siłami przedwiecznymi
W małym
pokoju z jednym oknem, dwoma wysłużonymi łóżkami, stołem ukraszonym pustymi
butelkami oraz dużą komodą padł na kolana, a jego usta bezgłośnie zaczęły
szeptać.
- Boże
lub bogowie, ktokolwiek, kto może mnie wysłuchać i zmienić całe to bagno, w
które wpadłem. Chciałbym nie bliżej być królestwa mroku, choć o kilka kroków
oddalić się od przepaść, od czerni, w którą patrzę, poczuć szczęście radość i
spełnienie. Jakiekolwiek, kiedykolwiek, tak długo już czekałem. I wciąż tylko
pragnę. Siły prastare, albo całkiem nowe a silne, dajcie mi jakikolwiek znak,
cokolwiek co pozwoli zapomnieć o tej dziwce, co mi nóż w plecy wbiła… Kurwa
mać, miałem o niej nie mówić „dziwka”. Tak więc, boże lub diable, ktokolwiek
sobie z was lepiej poradzi, przepraszam z góry, że was zestawiam, ale wybór mi
się ograniczył po tym jak mnie buddyści wyjebali ze świątyni, dajcie mi jakiś
znak, jeden pierdo...
Drzwi do
pokoju otworzyły się, a u progu stanął grubszy, wyglądający na dwadzieścia parę
lat chłopak ubrany w dresowe spodnie i podkoszulek z wielkim napisem „Lamb of
God”.
-Adam,
rozumiem, że dawno nie pieprzyłeś i tak dalej, ale co ty kurwa robisz? Do
reszty cię popierdoliło? Przecież ty na komunię swoją ostatni raz byłeś w
kościele, a teraz klęczysz i wyglądasz jakby ktoś cię kapciem po mordzie
przeżegnał.
Adam
wybity z transu, który wydawał się być ostatnią deską ratunku w sytuacji, w
której się znalazł, wstał i spojrzał na grubego chłopaka nienawistnym wzrokiem.
Trudno, będzie wytłumaczyć kumplowi z pokoju co robił na kolanach, z
zamkniętymi oczami i skupionym wyrazem twarzy. W ogóle co można powiedzieć,
kiedy ktoś spotyka cię w takiej pozycji, a ty się modlisz lub przynajmniej
udajesz, że to robisz, a wszystko z powodu beznadziejności sytuacji i braku
innych rozwiązań.
- Bruno
czy ty wyniosłeś z domu cokolwiek więcej niż kasę od swoich starych? Nie wiesz,
że przed wejściem gdziekolwiek trzeba pukać, bo ktoś w środku może na przykład
być goły, albo nie wiem, zajęty czymś ważnym – powiedział Adam, a jego głos
drżał ze złości.
-Yyy,
stary nie wiem czy wiesz, ale to też mój pokój, a w akademiku to wszyscy
wchodzą bez pukania, nawet do kibla. Zresztą gdybyś był goły to nic wielkiego
by się nie stało, bo kiedyś na basenie pod prysznicem widziałem twoją fujarę i
powiem, że bez rewelacji – powiedział Bruno przywołując w myślach dziwne sceny
ze swojego życia – co innego, gdyby przyszła Iz z twoją byłą, to wtedy by było
zabawne i krępujące. Albo gdyby twoi starzy wpadli, gdy sobie robisz dobrze
przed zdjęciami tych lasek z pierwszego roku.
- Po
pierwsze, nie wspominaj ani słowem o mojej byłej jebana klucho, albo zedrę z
ciebie ubranie i przywiążę do słupa, żeby każdy pierwszak widział twoje obwisłe
sadło. Po drugie, klęczałem bo mi szkło kontaktowe spadło, a wiesz, że bez nich
gówno widzę, a starzy mnie nie odwiedzają i nie odwiedzą, więc daruj sobie te
durne insynuacje.
-
Przecież nosisz okulary. A zresztą nie moja sprawa, jak dla mnie to możesz
nawet dymać tą grubą laskę, co się do mnie przystawiała na ostatnim koncercie. Ale
proszę cię stary, nie rób tego na moich oczach – stwierdził z rozbawieniem współlokator Adama, po czym dodał – kupiłem sporo browarów, musisz mi pomóc, no
i jeszcze to – Bruno wyciągnął z kieszeni trzy wielkie skręty i zrobił smutną
minę, pozując na bezradnego.
- Na
razie daj mi chwilę, czy ty nigdy nie chciałeś być przez chwilę sam? A zresztą,
nie odpowiadaj, po prostu czekaj na dole, będę za kilka minut – powiedział
Adam, po czym wypchnął grubego z pokoju i strzelił za nim drzwiami. Butelki,
które stały na jedynym stoliku niebezpiecznie się zatrzęsły.
To
prawda, Adam nosił okulary i to tylko do czytania. Wyglądał w nich zwyczajnie
głupio, a ona zawsze mówiła, że jest inaczej. No i kto na kolanach szuka
jednodniowej soczewki, która spadła na brudną podłogę? A co do tej grubej
dziewczyny z koncertu o której wspominał Bruno, to wolałby chyba przespać się z
matką grubasa. Bo należy zaznaczyć, że „laska z koncertu” mogła być bez problemu dublerką maskotki
Mischelina.
Jeżeli
chodzi o Adama to nie był może przystojniakiem w stylu Beckhama czy Patisona, ale
nie straszył też wyglądem. Wysoki, jako-tako zbudowany z krótko obciętymi
czarnymi włosami i przenikliwym spojrzeniem sprawiał, że dziewczyny raczej nie
uciekały na jego widok. No i do tego jeszcze bystre teksty, które przywłaszczał
z książek, gazet a nawet odmętów Internetu. Jego największą wadą było to, że
nie przywiązywał zbytniej wagi do wyglądu i nie mógł zapomnieć wielu faktów z
przeszłości. Co innego Bruno, który zapewne pocił się teraz schodząc ze
schodów. Gruby z dłuższymi włosami nijakiego koloru, które ciągle mu się
przetłuszczały i kołtuniły. Do tego dochodziło nieskończone zamiłowanie do
mocnej muzyki, co blokowało mu rozmowy na jakikolwiek inny temat niż właśnie
mocna muzyka. I jeszcze psucie wielu sytuacji, w których uczestniczyły niezłe
dziewczyny, które z powodzeniem mogły poznać Adama bliżej. To był cały Bruno,
typowy przykład osoby wychowanej przez zdewociałych rodziców, którym trzeba
było się w końcu postawić.
- Dokończyć
to durne błaganie, tą pseudomodlitwę czy nie? –Adam zastanawiał się, czy
powiedzieć coś jeszcze wobec wszystkich sił, które jego zdaniem były ostatnią
deską ratunku, promykiem nierealnej nadziei, którą wytworzył w swojej głowie –
pieprzyć to, trzeba działać, może czas będzie lepiej leczył rany, niż
zagłębianie się w JEJ temacie.
„Jej
temat” był sferą tabu. Wszystko co wiązało się z „nią” wywoływało u Adama
uczucie bezsilności, połączonej z rozpaczą i gniewem. Ta niebezpieczna
mieszkanka sprawiała, że gdy tylko o niej myślał, na co dzień w miarę opanowany
chłopak czuł się, jakby ktoś chwytał go za gardło, a krew odpływała mu z całego
ciała do jakiejś niematerialnej strefy. Wtedy też nie za bardzo miał ochotę na
cokolwiek. Choć wewnętrznie zdawał sobie sprawę, że przecież trzeba było jakoś
funkcjonować, nawet, gdy od tego wydarzenia minęło już trochę czasu.
Bruno
nie zdziwił się, gdy Adam, którego zastał w tak niecodziennej pozycji strzelił
mu drzwiami przed twarzą. Chłopak miał wyrobione zdanie o Adamie („Mój kumpel,
ale ostatnio popierdoliło go do reszty”), tak samo jak i o dziewczynach („Same
przyjdą, nie?”), życiu w akademiku („Carpe diem!”) i studiowaniu („Jutro”).
Kilka skrętów w kieszeni i wielopak piwa, który pulchny chłopak trzymał pod pachą sprawił, że fan
mocnego brzmienia zapomniał o tym, co widział w pokoju, który dzielił z Adamem.
Odwrócił się na pięcie i ruszył spokojnym krokiem w stronę schodów, mijając po drodze kilku niezbyt trzeźwych
pierwszaków sprzeczających się o to, kogo widzieli w pod pomnikiem Zwycięzców.
Adam z
jedynej szafki, która stała w pokoju wyjął kilka elementów garderoby, które
jego zdaniem mogły nadawać się do noszenia. Powąchał czerwony podkoszulek z
napisem „California” i stwierdził, że raczej nie nadaje się do niczego z
wyjątkiem pełnienia mało zaszczytnej funkcji szmaty do podłogi. Próby nie
przeszły także dwa następne t-shirty, więc musiał wyjąć coś z szuflady Bruna. Z
całego spektrum zespołów widniejących na czarnych, mocno spranych podkoszulkach,
zdecydował się na „Korna”. Przynajmniej ich znał i nawet lubił niektóre kawałki,
szczególnie te o niespełnieniu. Wciągnął wytarte na kolanach dżinsy, zawiązał
wysłużone trampki i wyszedł z pokoju, chcąc zapomnieć o dziwnej próbie
komunikacji z zaświatami i w ogóle o wszystkim, o czym myślał.
Konfrontacje
Jak się żyje w
wesołym miasteczku, nie sposób powstrzymać się od śmiechu.
Spotkali
się na dole.
- Nie
wiedziałem, że jesteś fanem Korna stary – rzucił Bruno, który wygodnie
rozsiadłszy się na pobliskiej ławce sączył pierwsze piwo.
-
Wszystkie moje ubrania nie nadają się do noszenia.
-
Wąchałeś czy patrzyłeś?
-
Wąchałem, nie przeszły testu.
-
Nieważne, jak uwalisz mi ten podkoszulek to zabiję cię we śnie, a teraz ruszamy
dupę, nasi zieloni przyjaciele czekają?
- Kto
kurwa?
- Adam,
ogarnij się! – powiedział Bruno wskazując palcem na kieszeń swoich dresowych
spodni robiąc przy okazji dziwną minę.
- Aaa,
dobra nieważne, to gdzie idziemy? Pod fabrykę, do parku, na boisko czy przy
pomnik?
- Pod
fabrykę mi się nie chce, bo za daleko. Na boisku grają teraz jakieś dzieciaki,
więc też odpada, nie chcemy przecież robić konkurencji klechom. Pomnik
okupowany przez lokalnych żuli, bo dzisiaj ciepło i pewnie większość z nich tam
będzie kimała. Dawaj do parku, jest blisko, są ławki i dużo fajnych lasek.
- Myślałem,
że wyjdziemy gdzieś dalej, bo lato nie będzie trwało wiecznie, a w tym parku
spędzamy chyba większość życia, tak samo zresztą jak w akademiku.
- Jak
wybudują w okolicy taki wyzwolony lunapark, gdzie można przychodzić z własnym
„prowiantem”, to uwierz, że będziemy tam pierwsi, a teraz zawijamy na łono
natury.
Park
znajdował się kilka minut drogi od akademika, co oznaczało, że w tak ciepły
dzień będzie stanowił on matecznik dla wszystkich, którzy chcieli się napić, uprawiać
spontaniczny seks poza widokiem lub też na nim, albo tak, jak Adam i Bruno po
prostu się rozerwać w jeszcze mniej legalny sposób.
W rzeczy
samej, kiedy tylko weszli do parku ich oczom ukazała się
scena, która nie
odbiegała od festiwali muzycznych i trzeba dodać, że miejsce nie stanowiło w
żadnym wypadku łona natury. Ludzie siedzieli na ławkach lub leżeli na kocach
rozłożonych na trawie, niektórzy przynieśli nawet własne leżaki. Kosze na
śmieci były wypełnione po brzegi pustymi butelkami po najróżniejszych rodzajach
trunków. Ktoś rozpalał przenośnego grilla.
Większość piła mniejszość czytała
gazety i książki. Wydawało się, że park był teraz pod okupacją wszystkich, których
doszczętnie wykończył tydzień, osób, które były tak samo spragnione powietrza
jak i alkoholu i siebie wzajemnie.
-
Potrafimy się bawić co? – Bruno zagadał do Adama mając chyba na myśli cały
kolektyw młodych ludzi, którzy spędzali czas podobnie do niego – O, wolna
ławka!
Bruno
rzucił się w stronę siedziska tak, jakby od szybkości z jaką tam dotrze
zależało całe jego życie. Wyglądało to bardzo zabawnie: chłopak mający problem
z tuszą, trzymający dwunastopak piwa pod pachą biegł jak rozpędzony nosorożec w
stronę ostatniego źródła wody. No ale dopiął swego, bo usiadł na rzeczonej ławce.
Wyrazem triumfu na jego twarzy świadczył o jakimś prymitywnym spełnieniu i
małym zwycięstwie, które nigdy nie miało miejsca na innej, bardziej
wysublimowanej płaszczyźnie. Bruno machał ręką na Adama, aby się pospieszył,
tak jakby wszyscy mieli się nagle rzucić, żeby usiąść obok niego.
- Stary
wyluzuj, zawsze mogliśmy usiąść na trawie – zauważył Adam.
-
Pieprzyć trawę, albo nie, jeszcze lepiej – wyciągnął z kieszeni pomiętego
skręta (bieganie nie służy tak delikatnym rzeczom) rozpalił i podał Adamowi – Masz, pal i nie
myśl za wiele.
Adam
wziął skręta od Bruna i zaciągnął się solidnie. Po drapaniu w gardle i
iskierkach, które widoczne były przy rozpalaniu chłopak zwątpił, aby
zapewnienia współlokator o tym, że „Czarny na pewno sprzedaje nam super naturę”
były prawdziwe. No, ale dym to dym i jak na razie nie trzeba się martwić o
zdrowie, pomyślał Adam. Nastała kontemplacja ciszy, a rytuał kultywowany przez
najstarsze plemiona, przeniesiony teraz w ostoję miejskiej dżungli, trwał w
najlepsze. Chłopak przejechał ręką po desce ławki, która znajdowała się między
jego nogami. Wyczuł, że jakiś niedoszły rzeźbiarz miał coś do przekazania.
Spojrzał na ławkę i odczytał na głos:
- „Nie
ma róży bez kolców”
- Adam,
mianuje cię poetą roku – powiedział Bruno zmęczonym głosem – do prawdy, słyszę
tak piękne słowa pierwszy raz w życiu.
- To nie
ja napisałem klucho – odwarknął Adam i pogrążył się w płytkiej zadumie.
Kiedy
tak siedzieli i palili popijając tanie piwo, przed nimi pojawiły się dwie
osoby. I to nie byle jakie, bo dziewczyny z pierwszego roku – obiekty słabości
i fantazji erotycznych Bruna. Pierwsza z nich, wysoka blondynka z krótszymi
włosami i kolczykiem w nosie, miała na sobie krótkie szorty ukazujące wystające
kieszenie i podkoszulek na ramiączka z napisem „Guns’n’Roses” widniejącym nad
jednym z obrazków z któregoś albumu zespołu. Obok niej zmaterializowała się
długowłosa brunetka średniego wzrostu w
dżinsach i flanelowej koszuli zawiązanej na wysokości piersi. Adam dostrzegł,
że dziewczynie z blond włosami przez duże wycięcia na rękawy widać czerwony
koronkowy stanik. Brunetka nie nosiłą go wcale. Bruno z miną w stylu „o kurwa” spojrzał
na Adama, który pomimo niespodziewanej sytuacji pojawienia się tych
współczesnych nimf pozostał niewzruszony.
- Cześć
chłopaki – zaczęła dziarsko blondynka – Siedziałyśmy obok i doleciał do nas przyjemny
zapach i zastanawiałyśmy się, czy nie macie może w nadmiarze jakiegoś zielska,
bo nasz dostawca się wykruszył, a razem z Nat chciałybyśmy coś zorganizować na
wieczór.
- Yyy,
tak pewnie mamy, ale jak na razie tylko dla siebie – zaczął niepewnie i
niezgrabnie Bruno, którego czerwone oczy nie byłyby przekonywujące nawet dla
żuli spod pomnika Zwycięzców – Ale jeżeli powiecie, gdzie idziecie wieczorem,
to razem z Adamem na pewno coś zorganizujemy.
- Co za
skończony idiota – pomyślał Adam i patrzył jak uśmiech dziewczyn trochę osłabł
– Bruno daj koleżankom skręta, a jak się im spodoba to niech do Ciebie
zadzwonią, czy ty do końca straciłeś rozum i nie wiesz, że takich spraw nie
załatwia się w parku? – Powiedział Adam starając się naprawić atmosferę.
- O, to
dobry pomysł – przemówiła brunetka – to daj mi swój numer, puszczę ci dzwonka
to jakoś się ustawimy – powiedziała dziewczyna we flaneli.
Uśmiech,
który powstał na twarzy Nat, kiedy spojrzała na Adama mógł sugerować, że albo
podziela jego pomysł, albo też lubi Korna (spojrzała na „jego” podkoszulek)
albo uważa, że wieczór może skończyć się ciekawie, kiedy ich nagie ciała złączą
się w najdziwniejszych pozycjach. Niestety dla wszystkich scenariuszy, Adam nie
miał telefonu, bo rozwalił go o chodnik po jednej z nieudanych prób komunikacji
z „nią”, zresztą ostatnio i tak nikt do
niego nie dzwonił.
-
Zostawiłem w pokoju – skłamał – ale możesz wziąć numer od Bruna, tak będzie szybciej.
Bruno
zaczął się pocić i robić czerwony. Nie wiadomo czy wywołane to było kontaktem z
dziewczynami i perspektywą posiadania numeru jednej z nich, czy odwlekanym w
czasie rezultatem wysiłku fizycznego połączonego ze sporym skrętem, którego
wypalili kilka minut temu.
- W
porządku niech będzie – powiedziała brunetka z drobnym rozczarowaniem w głosie,
po czym podyktowała swój numer telefonu. Bruno wyciągnął z kieszeni dwa mocno
pogniecione skręty i dał blondynce, po czym zadzwonił na podany numer. Po kilku
sekundach telefon dziewczyny zaczął wygrywać „Tainted love” Merlina Mansona.
– Dobra
mam, będziemy dzwonić za jakiś czas, a tymczasem idziemy się przejść. Choć Kaja
– powiedziała do blondynki, po czym bez słowa oddaliły się i zniknęły Adamowi i
Brunowi z pola widzenia.
- O
kurwa, ale laski – wysapałł Bruno cały czerwony na twarzy, nie mogąc uwierzyć,
że nie dość, że ma numer takiej dziewczyny, to jeszcze ma ona w telefonie
ustawiony na dzwonek utwór Mansona.
- Stary
spokojnie, bo padniesz na zawał po tylu emocjach. A po drugie nie napalaj się
tak, chciały od ciebie tylko trawę, a nie żebyś im wylizał cycki albo tyłek –
skwitował chłodno Adam.
- Nie
pierdol, widziałem jak się na nas patrzyły! Zresztą w taki piątek trzeba coś
wymyślić – powiedział i podał Adamowi kolejną puszkę mocnego.
- No to
coś wymyśl, ja nie za bardzo mam ochotę na cokolwiek.
Gdy tak
siedzieli i rozmawiali sącząc kolejne piwo, nie zauważyli, że wokół nich liczba
osób korzystających z ładnej pogody zmniejszyła się a dźwięki parkowej popijawy
dziwnie ucichły. Tak jak niespodziewanie zjawiły się dziewczyny, tak samo
nieoczekiwanie przed nimi pojawił się dwuosobowy patrol policji.
Zanim
padły słowa, „Dzień dobry, policja” Bruno wystrzelił jak z procy i pognał w
stronę środka parku. Wyglądało to niezwykle śmiesznie, tak jakby zmusić Bukę z
„Muminków” do biegu. Adam siedział jeszcze przez ułamek sekundy z rozdziawioną
gębą nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Kątem oka spojrzał na równie
zdziwione miny dwójki policjantów odprowadzających wzrokiem Bruna, którzy
stanowić mogli przykład tego jak ma wyglądać funkcjonariusz – no wiecie, taka
kwadratowa twarz bez zarostu, wielkie okulary przeciwsłoneczne i wypastowane buty, idealny mundur itd.
– Idiota zapomniał, że oddał wszystko
dziewczynom – pomyślał na szybko Adam – ale ja nie zamierzam dostać mandatu od
tych świń.
Chłopak,
zanim policjanci zdążyli odwrócić się do niego po tym Bruno wykonał sprint
bizona, przeskoczył przez oparcie ławki
i najszybciej jak mógł pobiegł w stronę przeciwną do tej, którą obrał jego
kumpel.
- Gonimy
ich? – policjant spytał się swojego partnera.
- Na łeb
upadłeś? W taki upał znowu byłbym cały spocony, a w tych butach chujowo się
biega. Daj spokój pewnie chłopaczki obsrały gacie, bo bały się, że im dowalimy
za picie w miejscu publicznym i sprawdzimy kieszenie znajdując jednego skręta.
O i jeszcze cztery puszki zostawili – zauważył policjant wyciągając
pozostałości z wielopaku spod ławki i jakby nigdy nic przywłaszczając je sobie.
- No
dobra, niech będzie zwijamy się do radiowozu, tylko szybko, bo nie chcę żeby
ktokolwiek nas zobaczył z tymi browarami – powiedział pierwszy z
funkcjonariuszy, po czym obaj oddalili się szybkim krokiem ku radiowozowi
zaparkowanemu przed wejściem do parku.
Pomnik
Zwycięzców
Ponieważ miał czas by być a nie być na czas.
Serj Tankian, „Businessman vs Homeless”
Bruno
dobiegł do środka parku, gdzie znajdowała się zadaszona konstrukcja, która
zapewne miała służyć jako schronienie dla wszystkich ludzi, którzy nie
wiedzieli, że przebywanie wśród drzew, gdy pada nie jest dobrym pomysłem. Zziajany
i czerwony na twarzy chłopak oparł się o jedną z belek stanowiącą podporę
dachu.
- O
kurwa, zaraz umrę – pomyślał, po czym odruchowo wyciągnął telefon, żeby
zadzwonić do Adama, ale przypomniał sobie, że jego telefon jest już w niebie
dla urządzeń mobilnych.
- Muszę
się ogarnąć i sprawić, żeby końcówka dnia nie była tak popaprana, jak to teraz –
taka myśl zaświtała w głowie chłopaka, po czym wykręcił on numer do znajomego
drobnego dilera Majka. Majk widniał w telefonie pod nazwą „Marysia”. Nacisnął
słuchawkę i po kilku sygnałach usłyszał głos:
- Siema
grubasie!
- Majk wiesz
przecież, że to wina genów i nic nie poradzę, że tak jest. Zresztą nieważne. Słuchaj,
miałbyś może załatwić mi dwa piękne portrety na dziś? – Szyfr, którego używał
Bruno był do prawdy komiczny, ale przynajmniej zrozumiały dla wtajemniczonego
rozmówcy.
-Pewnie,
że tak, wszystko dla mojego otyłego przyjaciela – powiedział ze sztuczną
radością diler, po czym dodał metodycznie – za 20 minut przed pomnikiem.
Ciągły sygnał
sugerował, że Bruno nie będzie miał już możliwości pertraktowania godziny, ani
miejsca spotkania. Pomnik Zwycięzców, bo o nim mowa, znajdował się 20 minut
drogi od parku, co oznaczało, że musiał już teraz ruszyć w drogę. Taki trening
dla kogoś, kto nie przywykł do spieszenia się i pokonywania w krótkim czasie
dużych dystansów, był dla Bruna metaforycznym ciosem b brzuch.
- Ja
pierdolę, kurwa, ja pierdolę – syczał Bruno
wiedząc, że takie spacery nie do końca współgrają z jego zwyczajami i stylem
życia. Ale przecież trzeba było pomóc tym dziewczynom, a takie jak one wymagają
poświęceń.
- Może
później uda mi się zmacać cycki tej brunetki, albo nawet coś więcej - tak całą
sprawę tłumaczył sobie Bruno.
Adam
zatrzymał się kilkanaście metrów przed drugim, mniej uczęszczanym wejściem do
parku. Inaczej niż grubas, nie miał on najmniejszych problemów z
ustabilizowaniem tętna i szybkości oddychania. Kiedyś grał w kosza i możliwe,
że dzięki temu już mu tak zostało. No bo przecież to nie przez papierosy, które
stanowiły w jego życiu rzecz „must have”. Adam wyciągnął z paczki Marlboro przedostatniego
przyjaciela dni samotnych i już spokojnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Przez jedną
z bram przechodziły trzy osoby: dwie laski i jeden typ, który był o pół głowy
niższy od nich, co wyglądało zabawnie. Tak jakby dwa białe klawisze od
fortepianu szły z tym małym czarnym. Adam rozpoznał wszystkich bez chwili
zastanowienia. Laski, dwie wylaszczone blondynki, kojarzył z imprez w akademiku
i wiedział, że ich nogi mają w kolanach coś jakby magnesy o takich samych
biegunach i rozchylają nogi częściej niż je łączą, bo ciągle słyszał, że ktoś z
jego znajomych je przeleciał. Z kolei tym niskim chłopaczkiem by nie kto inny
jak Majk, który ubrany w obwisłe spodnie, przyduży podkoszulek z logo jakiejś
hip-hopowej firmy i czapką odwróconą daszkiem do tył, był chyba najbardziej
rozpoznawalnym dilerem w mieście. A to na pewno nie była dobra cecha.
- O
proszę! Kogo ja tu widzę – zaczął wesoło Majk, gdy tylko zobaczył Adama, a dwie
blondyny z którymi szedł przyjęły filmowe pozy, tak jakby ktoś miałby im zrobić
jakieś wstępne zdjęcie do jakiegoś pornomagazynu.
- Co ty Adam, przejąłeś stylówę od Bruna, bo
widzę, że ten rozciągnięty podkoszulek z jakimś szatanem to chyba nie twój –
powiedział rozbawiony chłopak lustrując mocno sfatygowany strój Adama.
- Siema
Majk, co tam słychać – Adam zaciągnął się petem i zmienił temat – uważaj na
psiarnię, bo kręcą się tutaj i nie wygląda to najlepiej, a ty zawsze masz coś
po kieszeniach.
-
Pewnie, że mam, ale nie po kieszeniach – powiedział diler puszczając oko
Adamowi – a właśnie, twoje grube alter ego dzwoniło do mnie i prosiło o pomoc,
więc jak chcesz to zawijaj tyłek z nami i choć w stronę Zwycięzców, tam jest
spokojnie, nawet pomimo obecności żuli.
Adam i
tak nie miał nic lepszego do roboty, więc razem z drobnym przestępcą i jego
dwoma lachonami udali się szybkim krokiem przez park w stronę wspominanego
miejsca. Trzeba zaznaczyć, że pomnik Zwycięzców znajdował się w mniej ciekawej
części miasta i okupowały go grupy meneli sączących ostentacyjnie rozpacz w
płynie i palących znalezione niedopałki.
Kiedy
doszli pod wskazane miejsce chodnikiem, w którym co druga płyta była nieznośnie
popękana, Adam i Majk od razu zauważyli, że coś jest nie tak, bo kilka kroków
od grupy kloszardów ubranych na niezmienną cebulkę (albo na pora) stał grubszy
chłopak wlepiający wzrok w punkt inny niż krajobraz zmarnowanych możliwości
życiowych. Na widok zbliżającego się Majka, Adama i blondyn, które krzywiły
swoje silnie wymejkapowane twarze na widok bywalców pomnika, Bruno zerwał się z
miejsca i wyszedł im naprzeciw.
- Dzięki
bogu, że się spotkaliście i dobrze, że w ogóle jesteście – powiedział Bruno poddenerwowanym
głosem – jakaś menelica chciała mi obciągnąć za paczkę fajek.
-
Szkoda, że nie palisz – zażartował Majk, a dziewczyny, które trzymały się
blisko niego wybuchły wymuszonym, piskliwym śmiechem – no ale do rzeczy, masz
kasę?
- Ja
płacę – powiedział Adam, przypominając sobie, że jego gruby kolega stawiał wcześniej.
- Dobra,
mi wszystko jedno, byle się zgadzał pieniądz – powiedział Majk wyjmując z gaci
dwie zwinięte kulki (Adam zawsze zastanawiał się ile takich zawiniątek może
zmieścić się do bielizny, zanim zaczną się problemy z normalnym chodzeniem i
obcieraniem fujary) – trzymaj i miłego wieczoru, a, i uważajcie bo możecie się
po tym rozchorować. Jak coś to nigdy się nie poznaliśmy.
- Spoko,
dzięki, pozdro – powiedział Bruno w wystudiowanym stylu.
Majk
wraz z dwiema łatwymi laskami oddalił się od miejsca transakcji.
- Dobra,
mamy wszystko, dzwonie do lasek i postaram się nas wkręcić gdziekolwiek. Kurwa
zaraz się zrzygam – wysapał chłopak, kiedy jeden z meneli zwymiotował na
swojego śpiącego kompana – spierdalamy stąd.
Może
będzie ciężko w to uwierzyć, ale po dodzwonieniu się do Nat, nie dość, że Bruno
załatwił miejscówkę na wieczór w pobliskim akademiku mózgowców, to jeszcze zorganizował
podwózkę spod stacji benzynowej niedaleko pomnika. Po kilku minutach czekania i
gapienia się w międzyczasie na co ładniejsze dziewczyny, które zalewały baki w
samochodach swoich ojców, podjechało do nich starsze volvo, w którym Adam
dostrzegł Kaję i Nat.
Usiedli
z tył, a Bruno niepewnie zaczął rozmowę.
-
Jesteśmy i mamy – rzekł z triumfem w głosie Bruno.
-Super –
odparła matowo Nat, która siedziała na fotelu pasażera obok kierowcy – no to
jedziemy do Gehenny, podobno dzisiaj jest tam jakaś popaprana noc picia. A i
tak w ogóle to fajnie, że nam się udało ustawić z wami. To takie spontaniczne.
-
Spontaniczne to by było, gdybym w tobie doszedł podczas seksu na przystanku –
pomyślał lubieżnie Bruno, wlepiając tępo wzrok w brunetkę.
-
Posiedzimy tam trochę, a później zobaczymy – dodała Nat odwracając wzrok od
Bruna, którego spojrzenie było co najmniej krępujące.
-
Jesteśmy na miejscu - zakomunikowała Kaja, po tym jak po kilku minutach
zatrzymała samochód przed wysokim budynkiem zaprojektowanym w jakimś obezwładniająco
komunistycznym stylu – Mam nadzieję, że wam się spodoba, tutaj zawsze jest
ciekawie – powiedziała dziewczyna z uśmiechem, a Adam mógł przysiąc, że
blondynka puściła mu oko.
Wszyscy
wyszli z samochodu i stanęli przed miejscem, które wyglądało jak przedsionek do
socrealistycznego raju. Adam zastanawiał się dlaczego ten dziwny akademik nosi
nazwę „Gehenna”.
CDN.
Od autora:
To dość długie opowiadanie, które podzieliłem na kilka części. Postaram się za kilka dni wrzucić kolejną część. Pozostańmy razem drogi czytelniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz