źródło: Newsweek 11/2011, s.19 |
Nigdy specjalnie nie interesowałem się krajem Kwitnącej Wiśni. Pomimo tego zawsze podczas analizowania sytuacji stabilności krajów, to właśnie Japonia była dla mnie przykładem i wzorem pewnych inwestycji, koncentracji zasobów know-how i patentów intelektualnych. Nigdy nie myślałem, że w jednym tygodniu spotka ją potrójne nieszczęście: trzęsienie ziemi, tsunami i ogromny problem reaktorów jądrowych.
źródło: PAP |
Giełda w Tokio notuje spadki - 11 % w stosunku do kursów "sprzed" tragedii naturalnej. Ucierpią na tym wszystkie rynki, co do tego nie ma wątpliwości. Japonia to przecież dom firm: Toshiba, Hitachi, Toyota, Honda, Nissan, Sony i wielu wielu innych, których niedowład odbija się już teraz od Tokio po Nowy Jork (nawet giełda w Warszawie zanotowała niewielkie spadki). Ten ogromny eksporter będzie musiał teraz zacząć importować, aby przywrócić swoją koniunkturę i tym samym podnieść rynkowo się ze zgliszczy zniszczonych miast.
Jedno jest pewne, Japonia potrzebuje pomocy - i to natychmiast. Trzeba zdać sobie sprawę, że Japonia to nie Haiti, tam nie trzeba pomocy na każdej płaszczyźnie (państwo było ekstremalnie biedne już przed trzęsieniem ziemi, a wstrząsy które wyniosły tam 7 w skali Richtera wywołały w reperkusjach walkę o wpływy org. humanitarnych i epidemię cholery). Lecz sytuacja ciągle wymaga zorganizowanej interwencji, a przede wszystkim działania w kwestii prewencji i ograniczenia promieniowania. Najbardziej zagrożone (promieniowaniem i reperkusjami tsunami) są prefektury Miyagi i Fukushima, gdyż te położone na Północ od Tokio dystrykty (a ogólnie na północnym-wschodzie kraju) to epicentrum radiacji uszkodzonych reaktorów jądrowych. Lecz o promieniowaniu napiszę w dalszej części artykułu.
źródło: PAP |
Tak jak już wspominałem, najgorzej sytuacja przedstawia się okręgach administracyjnych Miyagi i Fukushima. We wtorek 15 marca nastąpiły eksplozje w elektrowni Fukushima Daichi, a pożar który nastąpił po wybuchu jednostek reaktora, spowodował powstanie radioaktywnej chmury (spokojnie to nie Czarnobyl, ale...) która wniknęła do atmosfery i doprowadziłą do powiększenia promieniowania w sferze wybuchu i poza nią. Owa chmura widziana była nawet z oddalonego o wiele kilometrów Tokio, tam również podwyższył się poziom promieniowania.W Fukushimie panuje obecnie ciężka sytuacja, te liczące 340 tys. mieszkańców miasto nie do końca wie co dalej czynić w perspektywie wycieków i pożarów reaktorów atomowych. Władze lokalne zalecają stanowczo, aby zostać w domu i nie otwierać okien i drzwi. Telefony do rzeczników władz lokalnych dzwonią bez przerwy - "Co robić?", "Czy będzie ewakuacja miasta?" - padają pytania do przedstawiciela władz. Na razie trzeba przeczekać - twierdzą lokalni radni. Jak donosi Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA), 23 osoby pracujące przy reaktorze w Fukushimie są skażone promieniowaniem. Jednak zarówno Japończycy i Amerykanie (śmigłowce z wodą w gotowości) robią wszystko, aby nie doprowadzić do przegrzania się rdzeni elektrowni. Sytuacja jednostek elektrowni w Fukushimie i problemów z promieniowaniem, w dobry sposób zaprezentowana jest przez poniższy schemat (kliknijcie dla powiększenia).
źródło: The Wall Street Journal, 16.03.2011, s.7 |
Jeżeli tyczy się kwestii promieniowania... To na pewno nie jestem tu ekspertem, bo z tą tematyką miałem tyle wspólnego co wyniosłem z tekstów o Hiroszimie, Nagasaki, Czarnobylu i wyniosłem z gry Fallout. Jednak po "doedukowaniu" się wiem więcej. Kraj Kwitnącej Wiśni (północno-wschodnie tereny) może przestać nim być ze względu na promieniowanie wywołane wyciekami z uszkodzonych reaktorów atomowych. Deszczy i wiatr mogą przenieść promieniowanie nawet o 18 mil od miejsca w którym ono powstało - tak więc duża część Japonii jest zagrożona. Dochodzi tutaj również fakt, że jest to państwo mocno zaludnione (127 mln obywateli), a ich największe skupiska tworzą się w miastach (toki to aż 36 mln ludzi) - i taki stan rzeczy jest bardzo niebezpieczne jeżeli chodzi o promieniowanie.
Przeciętny Amerykanin absorbuję dawkę 620 miliremów rocznie (jednostka promieniowania jonizującego, skale przedstawię później), owe promieniowanie ma najróżniejsze źródła - od telewizora po promieniowanie z kosmosu. Tomograf to 150 miliremów, a prześwietlenie (x-rays) to dawka 40 tys. miliremów (czyli stosunkowo dużo). Osoby pracujące przy materiałach radioaktywnych otrzymują dodatkowo 5 tys. miliremów rocznie. Pamiętajmy, jednak, że my (Polacy) i inne nacje, czyli nie tylko Amerykanie, również otrzymują dawki promieniowania np. w owocach i warzywach, napojach, poprzez działanie czujników i sensorów (np. anty-pożarowych, fotokomórek itp.). Jednak do czego zmierzam, The Federation of Electric Power Companies of Japan w poniedziałek 14 marca odnotowała, że w elektrowni atomowej w Fukushimie (i terenach tuż przy) promieniowanie wynosiło 313 mikroremów na godzinę, czyli połowę tego co Amerykanin otrzymuje przez 8760 godzin (rok) i sześc razy więcej ponad limit. Jednak aby promieniowanie było szkodliwe, albo śmiertelne konieczne są duże dawki promieniowania zaabsorbowane przez organizm w krótkim czasie. Z tego co wyczytałem dawki mniejsze niż 10000 mikroremów (teoretycznie) nie powodują trwałych uszkodzeń. Pod spodem umieszczam co się dzieje, jeżeli przyjmie się za dużo promieniowania w krótkim czasie:
5-10 remów - zmieniony skład chemiczny krwi
10-55 remów - nudności i złe samopoczucie
55-70 - wymioty i utrata włosów
400 i więcej - śmierć w czasie 2 miesięcy (chyba że promieniowanie było w krótkim czasie - wtedy umiera się szybciej).
Jak więc widać, promieniowanie w Japonii związane z zepsutym systemem chłodzenia niektórych reaktorów to ogromne niebezpieczeństwo dla wszystkich organizmów, które poddane będą promieniowaniu dużych dawek niebezpiecznych substancji. Ten problem zaklasyfikowano (przez IAEA) na "6" w skali pomiaru niebezpieczeństwa radioaktywnego, wyżej jest nr "7" - tak właśnie został sklasyfikowany Czarnobyl. Dla Polski na szczęście chmura radioaktywna nie jest zagrożeniem, ale Japonia i kraje graniczące przez Morze Japońskie (Kora Płn i Płd, Chiny i Rosja) powinny się zastanowić "co dalej". O prewencji samej Japonii nie trzeba wspominać.
No i dokładnie tak, czyli w ciemnych barwach, maluje się nam obecny stan Japonii. Jednak społeczeństwo Azji Wschodniej jakie stanowią Japończycy jest świetnie zorganizowane i solidarne (podkreślam raz jeszcze). Japonia to nie Haiti, no ale w tym drugim państwie nie było aż tylu mieszkańców co w Japonii, oraz nie zanotowano zniszczonych reaktorów atomowych (bo ani jednego tam nie było). Przyglądajmy się więc prężnej i mocnej gospodarce świata i miejmy nadzieje, że podniesie się ze zgliszczy i rozwieje radioaktywne chmury, a Japonia nadal będzie eksporterem nr 1 i ekspertem w dziedzinie "elektronika".
źródło: PAP |
do artykułu wykorzystałem fragmenty artykułów z gazet: Newsweek, oraz The Wall Street Journal (kolejno z 20.03.2011 i 16.03.2011)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz