Witajcie. Teraz zaczyna się czas, kiedy jest dostęp do internetu, a chwil na płodzenie kolejnych artykułów coraz mniej. Tak to już bywa, jednak przyzwyczaiłem się do tego - z klepsydrą nie da się walczyć. Nie mniej postanowiłem zamieścić tego posta i motywować was do czytania a siebie do pisania (obopólne korzyści jak się patrzy).
Czyli tak, ostatnio zgubiłem kilka godzin, a muszę się wam przyznać, że często mi się to już nie zdarza. Powód pierwszy - moje spożycie napojów ze znaczkiem "%" zmalało odkąd dowiedziałem się, że mam problem z moim organicznym filtrem - wątrobą. Ale nie o swoim eks-zamiłowaniu do tracenia czasu na spożywaniu i "urwanych filmach" chcę napisać. Za każdym razem, co nie jest jak zauważyłem tylko moją bolączką, kiedy trzeba zerwać się wcześnie rano z łóżka (jak dla mnie to przedział 6-7) dzieje się coś dziwnego. Kiedy patrzymy na zegarek, który wskazuje na godzinę dajmy na to 6, albo jakąś wcześniejszą godzinę (a musimy wstać o siódmej) zamykamy oczy na kilka sekund, a czas odchodzi od ustalonych zasad i po owych sekundach zegarek wskazuje na 7 i trzeba wstawać. Nawet nie zastanawiam się skąd ta dylatacja czasu. Jak to możliwe, przecież subiektywnie trwało to tyle co nic. Niektóre zjawiska przyjmuje więc takimi jakie są i nie wgłębiam się w ich analizę. Co innego jeżeli chodzi o zmiany w kraju i na świecie. Tutaj potrzeba wglądu i argumentów, żeby wszystko zrozumieć.
Kiedy patrzę na Polskę, nie oczekuje, że jak zamknę oczy obudzę się 10 lat później, nie liczę nawet na to, że odnajdę się w miejscu innym co do czasu i przestrzeni. To ciągle będzie mój kraj w chwili "teraz" a miejscu "tu". To dobrze i źle. Dlaczego więc dobrze? Każda zmiana wymaga świadomych decyzji podmiotu, który ją wprowadza, jeżeli zmiana nastąpi bez ingerencji podmiotu (człowieka/ludzi) będzie to albo koincydencja sytuacji, albo ewolucja, czy wypadek niezależny od wpływu człowieka. Ciesze się, że jak otworzę oczy świat nie pogna o x lat do przodu, jestem w końcu "tu i teraz" i chcę być świadomy zmian jakie teraz zachodzą, bez względu na to czy będą dobre, czy złe. Nie dotyczy to tylko Polski, bo zmiany zachodzą teraz na całym świecie i nie sposób wymienić wszystkich epicentrów. Jednak przykładów jest wiele: Tunezja, Egipt, Sudan, Libia, Japonia, UE itd.. Jednak trochę mi ciężko z jednym faktem. Chodzi mi o wybiórczość naszej uwagi, skakaniem z tragedii na tragedię z rozłamem na rewolucję, z rewolucji na katastrofę z katastrofy na zasadność (czy też jej brak) atomistyki. Media tworzą łańcuchy z ruchomą kotwicą, które rzadko na dłuższy czas pozostają w jakimś miejscu - ale czy dla nas naprawdę jest ważne co z "..." dalej? Czy może wolimy być uwagą wszędzie i nigdzie, bo to dla nas wygodne.Chciałbym, żeby każdy z rodaków choć trochę "chciał i mógł".
Dlaczego zatem to źle (powracając do pytania), że po zamknięciu oczu i otworzeniu ich ponownie, będę ciągle w tym samym miejscu, o tym samym czasie. Dlatego, że tak naprawdę podczas tak krótkiego życia, jakim obdarzony jest człowiek nie da się doświadczyć i przeżyć wszystkiego (z tym się już pogodziłem), ale obawiam się najbardziej, że przez wiele lat, stan rzeczy w Polsce może się wcale nie zmienić, albo zmieni się na "nie-do-funkcjonowania", a ja ostatecznie stracę nadzieje pokładane we władzy. Jak pisał Nietzsche - "Zostaliśmy wtłoczeni w taką rzeczywistość, w której przyszło nam żyć" (czy jakoś podobnie). Nie spaprajmy więc swojego życia na zamartwianiu się tym co będzie "jak nas nie będzie", abstrachując oczywiście od zrównoważonego rozwoju i tworzeniu kultury i zwyczajów. Konieczne jest tu i teraz i jutro.
Sam trzymam się jednej wersji, każdy z nas tworzy niepowtarzalną historię (rolnik, bezdomny, prezydent, czy profesor), owe historię przeplatają się i łączą kiedy współdziałamy, a kończą jak ostatni człowiek, który o nas pamięta umiera, albo zapomina kim byliśmy. Nie zdziwiłbym się, gdyby za jakieś 100, możne 75 lat wnuczek zapytał pra pra dziadka: "Dziadku co to były samochody na benzynę i gaz", na co dziadek odpowie "A to takie stare maszyny, których kiedyś używali ludzie, lecz przez to że zatruwał innych ludzi i środowisko, oraz ropa się wyczerpała, już niemi nie jeździmy". Dlatego, co może jest dość dziwnym i fatalistycznym wtrąceniem przytoczę fragment filmy "Truman Show".
Truman Burbank (Jim Carrey) pyta się przy drzwiach wyjścia z zamkniętego, fikcyjnego świata, w którym żył od urodzenia (gdyż chce uciec do prawdziwej rzeczywistości) - "Co tam jest?", po chwili ciszy odpowiada mu smutny głos z ukrytego megafonu "Bezmiar ludzkiej głupoty".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz