Amerykanie nie wkroczyli do Syrii. W poprzednim zdaniu można by wstawić wyraz "jeszcze", jednak mam nadzieje, że prezydent Obama uspokoi emocje i nie wkroczy w kolejny konflikt doprowadzając do zwiększenia ilości ofiar. Wczoraj mimowolnie ułatwił mu to sekretarz stanu USA John Kerry, który powiedział, że interwencję zbrojną Amerykanów może powstrzymać jedynie oddanie broni chemicznej przez reżim Baszara al-Asada i dokładna jej ewidencja. Kerry podpuszczony przez dziennikarzy odpowiedział tak, jakby mówił o rzeczach niemożliwych od realizacji, dlatego nie przypuszczał dalszego zwrotu akcji. Rosjanie bacznie obserwują i czekają na odpowiedni moment. Natomiast Asad udziela wywiadu dla telewizji CBS i obawia się, że atak USA jedynie pogorszy sytuację. To bezsprzecznie prawda.
liderzy państw uczestniczących w nowej zimnej wojnie - źródło: http://images.indiatvnews.com |
Dobrym wyjściem z problemu byłoby oczywiście podjęcie działań lub choćby zajęcie jednolitego stanowiska przez ONZ, jednak Chiny i Rosja czując, że nie jest im to na rękę (geopolitycznie i biznesowo) blokują decyzję w Radzie Bezpieczeństwa, ku frustracji państw UE i USA. Ciesze się, że Ławrow przychylił się do bezprzemocowego rozwiązania problemu broni chemicznej, ale jak ewidencjonować i niszczyć taką broń w państwie niestabilnym i ogarniętym konfliktem? Pomimo, że wyjście "sprawdzam i niszczę (broń)" jest lepsze od "niszczę i sprawdzam", to walki w Syrii trwają dalej, tak samo jak trwa walka pomiędzy Federacją Rosyjską a Stanami Zjednoczonymi o prymat w nowoczesnej zimnej wojnie.
Warto dodać, że we wczorajszych "Faktach po Faktach" minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stwierdził, że ma satysfakcję z faktu, że jego "wezwanie" Rosji do wzięcia odpowiedzialności za konflikt w Syrii (rekomendacje wydane podczas wywiadu dla "Le Monde" 29.08.2013 roku) jest realizowane. Co również istotne - [rozwiązanie problemu broni chemicznej] wymaga bardzo szybkich i rzetelnych działań ze strony wszystkich aktorów sceny międzynarodowej. To będzie skrajnie trudne - stwierdza Sikorski.
***
Gowin Stanowczy - źródło fot.: PAP, Bartłomiej Zborowski |
Partia rządząca nie zgadza się na działania dezintegrujące ugrupowanie, a doskonale widać to po jej ostatnich działaniach ws. "konserwatystów". A trzeba pamiętać, że jeszcze jeden głos mniej to utrata większości sejmowej - wraz z PSL, ale bez zawieszonego Jacka Żalka to 232 głosy. Nie można jednak zapominać, że w Sejmie jest wielu posłów, którzy chętnie poprą PO w decyzjach, które wymagają większości - mogą to być renegaci z Ruchu Palikota, bądź posłowie niezrzeszeni. Więc rozdmuchiwanie przez media opinii, że "Platforma wisi na Żalku" uważam za naiwne. Polityka to bardzo zawikłana i wielopłaszczyznowa gra o władzę, więc nie należy wykluczać wszelkich scenariuszy, włączając w nie przedterminowe wybory, na które żadne z ugrupowań nie jest gotowe.
***
W stolicy naszego państwa problem. Związkowcy wyszli na ulicę i się domagają. Ta sytuacja powtarza się co jakiś czas, a jej skutki można przewidzieć. Pikiety i demonstracje, które organizują działacze "Solidarności" to ich konstytucyjne prawo. Jednak Warszawa będzie zblokowana, nieprzyjazna dla turystów i jeszcze bardziej głośna. Setki ludzi spóźnią się do pracy, a działania wielu urzędników zostaną utrudnione. Mało tego, media od samego rana relacjonują przybywanie kolejnych grup związkowców do miasta, tak jakby to był czas Igrzysk lub przeddzień wojny. "Przyjeżdżają kolejne grupy ... zablokowane będą ulice ... rząd nie będzie rozmawiał ... związkowcy będą stacjonować w swoim miasteczku namiotowym ... wszyscy zamierzają iść na Sejm ... nie widać możliwości rozmowy". To opis jakiejś sceny batalistycznej, a nie konstruktywnego spotkania. No tak, bo jak można rozmawiać z tłumem na ulicy. Byłoby ciężko. Dobrą opcją wydawałaby się sprawna praca komisji trójstronnej ds. społeczno-gospodarczych (pracodawcy prywatni, reprezentanci związkowców, strona rządowa), jednak ta wydaje się nie tyle nie spełniać swojej funkcji, co nie działać. Dlaczego liderzy tych podmiotów zamiast dążyć do spotkania muszą się do niego zmuszać. Tak bardzo boimy się spokojnej wymiany racji, że doprowadzamy do całkowitego braku dialogu.
Związki zawodowe, a w szczególności NSZZ "Solidarność" z panem Dudą na czele wydają się być coraz bardziej związane ze sprawami, od których teoretycznie się dystansowały. Pomimo deklarowanej secesji od działań politycznych, wpływanie na dyskurs polityczny, gdzie zyskują poparcie partyjne jest w ich przypadku widoczne. Nie pomoże nawet prezes PiS'u, który zabronił swoim ludziom pokazywania się na manifestacji, bo łatwo zauważyć, że zarówno środowiska katolickie i związkowe trzymają z prezesem. Obecnie nawet SLD zapowiedział, że przyłączy się do demonstracji, jeżeli zostanie zaproszony.
duet wzajemnej adoracji - źródło: wprost.pl |
Czy partie mają być petentem związków? A może odwrotnie? Obie sytuacje to patologia. Niejasną sprawą są same związki, których członkowie nie mogą zostać zwolnienie, nie muszą także pracować na rzecz przedsiębiorstw, które reprezentują, a koszt ich utrzymania dałby możliwość stworzenia operatywnych miejsc pracy. Dla takiego PKP na 189 związków idzie rocznie 25 mln PLN - to dużo pieniędzy, które można przeznaczyć na wynagrodzenie dla zwyczajnych pracowników. Jednak obecnie bycie w strukturze "związek" daje przywileje i ciężko wyjść z grupy, która daje tak wiele swobód i korzyści. Uważam, że można zgadzać się z postulatami związków, ale nie można rozmawiać w taki sposób i w obecnej atmosferze - konieczna jest rekonstrukcja komisji trójstronnej i odejście samych związków od aparatów partyjnych. Wtedy oprócz petard może coś huknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz