Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Oślepieni wybuchem

Patrzenie na słońce przez dłużej niż kilka sekund powoduje, że można trwale utracić wzrok. Kiedy będziemy starali się patrzeć na największą z gwiazd naszego układu przez trochę krócej, to w chwili, gdy odwrócimy wzrok będziemy mieli przed oczami mrugający, multikolorowy punkt. To czysta paralela historii katastrofy smoleńskiej, która jest pisana ciągle od nowa i nie widać jej końca. Kiedy patrzyliśmy na "karnawał smoleński" przez krótką chwilę nie różniliśmy się niczym od milionów ludzi w Polsce, gdyż była to kwestia, która przez krótko rozpraszała nasze "normalne spojrzenie" na to, co się dzieje poza "Smoleńskiem". Jednak niektórzy zostali trwale oślepieni i do dziś nie mogą dostrzec już nic innego poza rozbitym samolotem.

Owi ślepcy zyskują na sile, są mocnym lobby dla całej sceny politycznej po prawej stroni linii ideologicznej. Trotyl i zamach idą w parze ze ślepotą Ziemkiewicza, Macierewicza i Kaczyńskiego - oni nie pamiętają już chyba Polski sprzed "wybuchu". Taka sytuacja jest na rękę wszystkim polityką z PiS, gdyż zarówno grupy poparcia dla smoleńskiego obłędu (solidarni 2010), gazety rozpowszechniające niesamowite tezy spiskowe ("Gazeta Polska" i "Rzeczpospolita") jak i rodziny ofiar nie dają zapomnieć o tym, że Pan przezs będzie walczył o prawdę, a w spektrum owej prawdy leży ruski spisek z Putinem i Tuskiem na czele. Oślepieni (lub gruntownie oszukani) zostali także zwykli ludzie, którzy w to wszystko uwierzyli - tacy obywatele duszą w sobie wiele gniewu, rozterek i być może kompleksów - stąd kanalizacja ich niechęci w postaci poparcia dla nekrofilii politycznej. Nie będę już wspominał już o kwestii związanej z ekshumacjami, którą należy przemilczeć. Katastrofa smoleńska to także woda na młyn PO, która umacnia swój elektorat nie wierzący w  "historię z zamachem". Ten elektorat to także opozycja dla "podstarzałych" wyborców PiS, którzy kupują wszystko co sprzeda im Kaczyński, Błaszczak, Hofman i inne stworzenia prawicy.

Wszystkie tragedie rozdmuchane przez media - od Smoleńska po śmierć "małej Madzi" oraz wypadek Kubicy - przesłaniają nam oczy i sprawiają, że zaczynamy wierzyć, że nic dobrego się w Polsce nie dzieje. Takie wiadomości są dla ludzi szukających krwi i mocnych wrażeń, osobiście staram się podchodzić do wszystkiego z przynajmniej małym dystansem. Dlatego warto popatrzeć na zagranicę.

***

Jutro w Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie. Demokrata, Afroamerykanin i protestant, czyli Barack Obama zmierzy się republikaninem, mormonem - Mittem Romneyem. W sondażach kandydaci idą łeb w łeb i nie wiadomo, kto wygra zostając tym samym czterdziestym piątym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Warto dodać, że kontynent amerykański to bardzo specyficzne miejsce, gdyż społeczeństwo obywatelskie, inaczej niż w Europie, wkłada bardzo dużo trudu i wysiłku w czasie kampanii swojego kandydata - tam walka trwa we wszystkich stanach i na każdej płaszczyźnie życia społecznego. A sama kampania należy do najdroższych w historii świata, bo w styczniu 2010 roku amerykański Sąd Najwyższy zniósł pułap dotacji od  związków zawodowych i korporacji na działalność polityczną (tzw. hard money) - stąd zawrotna suma 7 mld USD dotacji dla kandydatów. Amerykanie przepełnieni kulturą obrazków i konsumpcji idealnie wpisują się w rolę "medialnego wyborcy", który "karmiony" jest setkami spotów wyborczych z różnych źródeł. Jutro zadecydują, który showman zostanie ich prezydentem.

Czy wybór prezydenta supermocarstwa będzie ważny dla Polski? Oczywiście tak, a kto sądzi inaczej niech zrewiduje historię współpracy Polsko-Amerykańskiej od 1989 roku. Ciężko jednak powiedzieć, czy wybór obywateli USA przyniesie jakiekolwiek istotne zmiany w stosunkach bilateralnych. Obama słabo spisał się jako sojusznik Polski: wycofał się z budowy tarczy antyrakietowej, ominął temat wiz (choć w spotkaniu z prezydentem Komorowskim twierdził, że ciągle o tym pamięta) i odwrócił się w stronę swoich dawnych przeciwników - Chin i Rosji. Z kolei Romney niby był w Polsce i mówił, że należy "odświeżyć" dawne sojusze, ale to tylko kiełbasa wyborcza i zanęta dla obywateli USA o polskich korzeniach. Niech zatem wygra lepszy, choć sam jestem za Obamą bo nie lubię amerykańskich konserwatystów (choć w każdym stanie mają oni inną optykę spojrzenia na kwestie polityczne).

A, warto jeszcze dodać, że jutro odbędą się także wybory do Izby Reprezentantów liczącej 435 miejsc.

PS. Łącząc się w bólu z matką Katarzyny W., której matka zgłosiła dziś jej zginięcie nie zamieszczam żadnych zdjęć i obrazków. Mam nadzieje, że Kasia powróci do swojego naturalnego koloru włosów i wszystko się wyjasni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz