Negocjacje w sprawie budżetu unijnego spełzły na niczym. Nie udało się ustalić jakiejkolwiek kwoty, która bez sprzeciwu mogłaby zostać przyjęta przez głowy państw i rządów, które pod koniec ubiegłego tygodnia spotkały się w Brukseli, aby ustalać infrastrukturę wydatków wspólnoty. No i od razu - w Polsce i za granicą - obudziły się narodowe "-izmy".
W różnych krajach członkowskich UE przekazy medialne pełne były optymizmu pomimo braku konsensusu ws. budżetu Unii - panuje bowiem przeświadczenie, że "na pewno się to jakoś ułoży". Jest to jednak "optymizm pesymistyczny", gdyż pomimo zapewnień, że może uda się dogadać w sprawach finansowych za kilka miesięcy, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Gdybym mógł sporządzić rekomendację, Polska powinna trwać przy swoim stanowisku i napędzać grupę The Friends of Cohesion (Przyjaciele Spójności), ale równocześnie wykazać elastyczność kiedy sytuacja będzie bez wyjścia (tj. płatnicy netto nie będą skorzy do ustępstw). W przypadku polityki rolnej za sojuszników mamy Francuzów, którzy od zawsze kładli największy nacisk na dopłaty do rolnictwa, a to dobra karta przetargowa w negocjacjach. Natomiast jeżeli spojrzymy na grupę "sojuszników" w boju o unijny budżet (w TFC są: Bułgaria, Czechy, Chorwacja, Estonia, Grecja, Węgry, Litwa, Łotwa, Malta, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Hiszpania) widać, że jesteśmy nie tylko jej motorem napędowym negocjacji, ale także państwem członkowskim z najprężniejszą gospodarką. Trzeba się więc z nami liczyć. Powstaje pytanie: tylko w jakim stopniu?
![]() |
Kto z kim przystaje i o co walczy |
Jeżeli nie uda się wynegocjować wspólnej wersji perspektywy finansowej na lata 2014-2020 wszystkich czeka prowizorium budżetowe, czyli funkcjonowanie finansów Unii w trybie awaryjnym. Taki tryb uniemożliwiłby dalekosiężne planowanie wydatków infrastrukturalnych w krajach UE. Można zadawać sobię pytanie czy opcja prowizorium nie będzie lepsza od "oferty" proponowanej przez płatników netto. Odpowiedzi na ten dylemat zostały analitycznie przedstawione w artykule portalu forsal.pl pt. Prowizorium budżetowe UE lepsze dla Polski niż propozycja płatników netto. Pojawienie się takiej opcji świadczy, że w Unii, która powinna wspólnie opowiadać się za każdym z krajów, zaczynają być widoczne partykularyzmy. Unia wielu prędkości to fakt, a każdy kto się z tym nie zgadza niech lepiej przyjrzy się państwom, które lobbują w UE na różnych płaszczyznach
Izmów nie brak także w Polsce. "Prowincjonalny zaścianek" jest podgrzewany przez populizm prezesa PiS i jego drużynę. Odwołując się do semi-nacjonalizmu Kaczyński nawołuje do wetowania wszystkiego co będzie mniejsze niż 300, a nawet 400 mld PLN. Taka postawa nigdzie nie prowadzi - to gra o sumie zerowej, która nie może być zrealizowana w unijnych warunkach (koncyliacja i dyplomacja oraz rozmowy kuluarowe nie zakładają rządów twardej ręki). Co więcej, Polska chcąc być w unii krajem o "średniej sile" (Middle Power) nie ma realnej możliwości narzucania swojego dyktatu (w szczególności Niemcom!). Po prostu nie mamy asa w rękawie i trzeba się z tym pogodzić i odgradzić się od politycznego populizmu.
Czy sytuacja zmieni się na lepsze? Mam nadzieje, że tak jednak czas zweryfikuje zarówno mój optymizm w kwestiach wspólnotowych jak i stabilność UE oraz słabnący impet integracyjny wspólnoty. W tym czasie nie dajmy się opanować żadnemu z izmów.