Sytuacja, która zapanowała po opublikowaniu przez (rzekomo) amerykańskiego Żyda i Kopta pewnego diablo kontrowersyjnego filmu podgrzała do czerwoności nastroje społeczne w krajach muzułmańskich. Eskalacje niepokoju społecznego są widoczne obecnie w krajach takich jak Tunezja, Libia, Egipt, Afganistan, Jordania, Jemen a nawet Turcja czy Australia. Wszystko przez produkcję o tytule "Niewinność muzułmanów" (budżet 20 mln USD, usunięty z sieci), w którym niejaki Sam Bacile (tu ciągle wielka niewiadoma czy na pewno - raczej jest osobą działającą na czyjeś zlecenie) i współtwórca Nakoula Basseley obrażają doktryny islamu, jego wyznawców oraz samego proroka Mahometa (padają m.in. zarzuty o pedofilie). Moim zdaniem to okropna konfabulacja stworzona po to, aby wywołać określony efekt. Kimkolwiek był pomysłodawca - udało się zrealizować zadanie. Chaos trwa.
Islamscy protestujący na ulicach Sydney. Fot. Simon Bullard, źródło: The Australian |
Wystąpienia przeciwko Stanom Zjednoczonym, Amerykanom i symbolom amerykańskim są dziś szeroko widoczne w wyżej wymienionych państwach. Chodzi tu o działania, które rozciągają się w spektrum od palenia flag po ataki na ambasady amerykańskie stacjonujące w krajach o wkurzonych grupach społecznych. Jedno jest więc pewne - Amerykanie mają kolejny poważny problem do rozwiązania. Pozostaje pytanie jak to zrobić, bo przecież wolność słowa to podstawowy przymiot demokracji. Choć w obliczu chaosu minionych dni może się wydawać, że w niektórych sprawach jednostki posuwają się w owej wolności za daleko. Jak głosi stara maksyma "Moje wolności kończą się tam, gdzie zaczynają się wolności innych". Istnieje też opcja, że administracja Obamy, bo niby dlaczego by miały brać odpowiedzialność za jednego z obywateli, który de facto miał prawo wyrazić swoje zdanie. Choć oczywiście zrobił to w odrażający i niewłaściwy sposób. Dylemat pozostaje jak na razie nierozwiązany.
Pierwszą ofiarą gniewu ze strony muzułmanów padł ambasador USA w Libii Christopher Stevenson i trzy osoby z personelu dyplomatycznego. To ogromny cios jeżeli chodzi o stosunki międzypaństwowe. Warto żebyś wiedział drogi czytelniku, że ambasady są całkowicie nietykalne z punktu widzenia kraju, który je gości - stanowią autonomiczny teren na obszarze innego państwa (stąd też charakterystyczne "warownie" USA w newralgicznych punktach na globusie). W przypadku zamieszek w Egipcie personel dyplomatyczny zmuszony był do opuszczenia siedziby placówki, a wojska strzegące ambasady nie dały rady przeciwstawić się demonstrującym. W Egipcie na obszarze ambasady flaga USA została zastąpiona czarną flagą Al-Kaidy. Oto jak wyglądał incydentu.
To skłania mnie do głębszych refleksji. W sytuacji, w której państwa Afryki Północnej i Półwyspu Arabskiego (oprócz Syrii) przeszły mniej lub bardziej pomyślnie przez "Arabską Wiosnę", mamy do czynienia z podmiotami, które zrzuciły piętno wieloletnich dyktatorów i pokazały, że potrafią postawić na swoim. Istnieje również prawdopodobieństwo, że na swoim postawią ugrupowania skrajnie ekstremistyczne, których ideą jest zniszczenie Izraela i/lub USA. W warunkach braku "twardej ręki", gdzie rząd ludu dopiero raczkują ekstremizm ma podatny grunt do działania.
Samuel Huntington wspominał, że konflikty zachodzące na świecie (czy to międzyplemienne, czy międzypaństwowe) są zjawiskami naturalnymi, jednakże najgorsze stanowią te, które zachodzą pomiędzy cywilizacjami. Takie wydarzenia, nazwijmy je Arabską Wiosną bis, mogą stanowić preludium do rzeczywistego zderzenia kultur poprzedzonej kolejną eskalacją skierowana przeciwko konkretnym podmiotom. Dziś z jednej strony mamy wiernych islamu rozsianych po wielu miejscach na świecie, którzy domagają się przeprosin ze strony USA i ukaraniu reżysera filmu. Z drugiej natomiast stoją Stany Zjednoczone, będące mocarstwem uniwersalnym i wielopłaszczyznowym decydentem, który od wielu dekad boryka się z wieloma problemami na arenie międzynarodowej. Dla Amerykanów pech chciał, że wszystko dzieje się w przeddzień wyborów prezydenckich. Prezydent Obama musi zatem napiąć polityczne muskuły, aby obie strony chaosu były usatysfakcjonowane. Pojawia się jednak pytanie pytanie "jak?" Może najlepszym rozwiązaniem będzie bierność i dodatkowe zabezpieczenie placówek zagranicznych. Choć z drugiej strony takie działanie zaprzepaści działania Obamy ku ociepleniu stosunków z Bliskim Wschodem i "misyjnej" działalności USA. Jedno jest pewne - arabski świat ma mały dystans do siebie i jeżeli ktoś obraża ich religię musi spodziewać się odzewu. Zmiany w świecie Maghrebu i Mashreku ponownie nadchodzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz