Post został napisany we Wrocławiu i uzupełniany w drodze powrotnej do Warszawy, więc może się w nim znaleźć kilka błędów różnego rodzaju - ale oczywiście nie musi.
Wciąż poszukuje prostych słów, które opiszą wszystkie skomplikowane wydarzenia, które zachodzą wokół mnie. Pomimo przerwy w postaci wakacji (miesięcy pozornie letnich w naszym kraju) dzieje się w naszym kraju i poza jego granicami zbyt wiele, abym mógł przymknąć na wszystko oko i powrócić do zatracania się w drinkach z palemką i kieliszkach bez jakichkolwiek ozdób.
Po raz kolejny wielkie monotematyczne partie RP pokazują co to znaczy brak szacunku do prawa, w którego tworzeniu same uczestniczyły. Stworzenie „akcji informacyjnej” ukazuje głębię ich subtelnej hipokryzji. Ktoś powie „ale zaraz, przecież nie miało być kampanii reklamowych polityków”, no tak, to nie jest formalne reklamowanie kandydatów do polskiego parlamentu. To informowanie. Tak na przykład SLD reklamuje swój program do którego nie omieszkam zajrzeć już w krótce, Pan Prezes (z wiadomej partii na „P”) określa się jako premier i sam już nie wiem czy mam to odnieść do wydumanych i chorych ambicji, czy do nieudanego rządu lat 2006-2007. Ponadto Kaczyński co jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe, bierze udział w spocie reklamowym (informacyjnym!), w którym informuje o tym, że żyje i ma się dobrze (reklama gdzie otwiera drzwi pozwalając młodzieży wbiec do pomieszczenia ). Pomniejsze figury partii oferują pomoc prawną, pomoc naukową, albo po prostu dają znać, że są. Proste, bez sensu i kapitałochłonne. PO wycofuje się jednak z kampanii informacyjnej „Polska w budowie” (opcja informowania Polaków w ich domach na temat zmian w państwie wdrożonych przez okres rządów PO) – Nie chcemy, żeby powstały wątpliwości, czy nasza akcja jest kampanią informacyjną, czy niedozwoloną agitacją wyborczą – komentuje dla Wyborczej wiceszefowa PO Małgorzata Kidawa-Błońska. Dobre i to skoro co poniektórzy na czas włączyli rozum. A inni? Przecież nie mieli oni wydawać pieniędzy na takie właśnie rzeczy – politycy są lustrem społeczeństwa, Pinokiowie nowej ery.
Drugi przypadek, który mnie zasmucił i rozbawił jednocześnie, to sprawa „ News of the World”, czyli jednego z dzienników (brukowców) medialnego imperium News Corp. Ruperta Murdocha (syn Ruperta – James - jest jego zastępcą w rodzinnym interesie). No ale o co tu chodzi? Już wyjaśniam drogi czytelniku. Chodzi o pieniądze (jak nie wiadomo o co chodzi…), Bulwarówka z królewskich wysp, której renoma i poziom mogą być porównywane do polskiego Faktu, bądź Super Expressu, postanowiła (właściciel postanowił?) wejść na nową drogę życia i tym samym zakończyć swoją 30-sto letnią działalność w echu głośnej eksplozji afer. A pieprznęło nieźle, gdyż etyka i moralność dziennikarska, o którą de facto wypytywany był właściciel w przesłuchaniu przed brytyjskim parlamentem, stanowiła jedynie zapis, pustą zasadę, która niby jest, ale niewielu kiedykolwiek do niej zajrzało. U nas zresztą też nie jest z tym krystalicznie ( jedynie małe wzmianki o etyce w prawie autorskim…) , ale poziom machlojek „NoTW” przerósł każdego, od prostego obywatela, po głowy państw. Macki skorumpowanych (ciekawe czy to właściwe słowo) dziennikarzy i współpracujących z nimi detektywów (jednemu zostały przedstawione wcześniej zarzuty inne zbrodnie pospolite) sięgnęły dosłownie wszędzie. Od kasowania (i czytania oczywiście) wiadomości z poczty głosowej porwanej dziewczynki, po inwigilację rodziny królewskiej i wgląd w dokumenty żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie. Podsłuchy były procedurą „pozyskiwania informacji” na początku dziennym. Ktoś bezsprzecznie za to beknie. Jak na razie Rupert Murdoch został jedynie zaatakowany pianką do golenia przez sfrustrowanego/podstawionego/oszukanego Brytyjczyka.
No i otwiera się nam kolejny głośny rozdział historii, „bo afera medialna” to nowa jakość infoteinmentu, dezawuująca misję „czwartej władzy”, czyli mediów w Wielkiej Brytanii. Pogoń za pieniędzmi wypacza jednostki funkcjonujące w ogromnych maszynach multimiliarderów z samej góry łańcucha pokarmowego. Może brzmię jak jakiś lewicowy agitator, ale chyba nikt z nas, drogi czytelniku, nie chciałby mieć swoich danych pod lupą bulwarówki. Granice etyczne i misja jednej z wielu gazet Murdocha zostały przekroczone. Najbardziej jednak podobał mi się fakt wydania ostatniego numeru News of the World dla pieniędzy, które szły na cele charytatywne. Jak uroczo.
Spytasz się (albo w ogóle nawet o tym nie pomyślisz) co u mnie. Otóż całkiem daje sobie radę. Moje tournée po Polsce trwa, postanowiłem bowiem, że kraj moich przodków (ale to lirycznie brzmi) pozostawał dla mnie zbyt długo ziemią nieznaną. Niektóre „podróże” związane są z konkretnymi wydarzeniami Bostów przy Starachowicach to Wesele, na Krynice przypadał pogrzeb, a Wrocław, z którego właśnie tworzę ten tekst był moim własnym celem podróży. Postanowiłem, że może nie tyle pozwiedzam (to zrobię jak dożyje 60 lat) , co pobędę i „pożyje” w Europejskiej Stolicy Kultury 2016, tym samym będę mógł poprzebywać z kumplami, którzy mają bardzo dobre podejście od otaczającej nas rzeczywistości. Nie zdawałem sobie sprawy, że przebywając nawet krótki czas z mieszkańcami danego miasta można się tyle dowiedzieć o samym mieście jak i nich samych (czasami nawet bez zwiedzania czegokolwiek).
Na sam koniec pozostaje mi polskie morze, Kostrzyn nad Odrą, no i mam nadzieje, że również Lublin. Zobaczymy czy czas pozwoli na eksploracje Polski i gdzie dalej poniesie mnie karnawał mojego życia. Choć jak skończę już unikać zapuszczania korzeni, chciałbym się na chwilę zatrzymać i odpowiedzieć sobie na pytanie „dlaczego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz