fot. AFP
Miejscem zapalnym, latarnią, czy wskazówką ("beacon") dla wszystkich ruchów "oddolnych", bo nie narzuconych przez władzę a realizowanych przez społeczeństwo, było samospalenie studenta w Tunezji w grudniu ubiegłego roku (o czym wspominałem we wcześniejszym poście). Ten człowiek (27 letni student-kramarz) stał się męczennikiem i latarnią dla społeczeństw krajów Afryki Północnej. Najpierw w Tunezji zamieszki i ogólnospołeczne niezadowolenie doprowadziły do ustąpienie i ucieczki z kraju prezydenta, oraz delegitymizacji dla całego rządu, następnie za przykładem tego państwa-kurortu poszła Algieria, gdzie tak samo jak w sąsiednim kraju, Algierczycy wystąpili przeciwko niskim standardom życia, podwyżką cen i bezrobociu - miało tam również miejsce samospalenie mężczyzny przed parlamentem i kilka innych prób tego czynu w wykonaniu zdesperowanych obywateli.
źródło: www.boingboing.net |
Kair staje w ogniu, tysiące ludzi na ulicach, 75 osób nie żyje, dziesiątki (a może i setki rannych), spalone czołgi, zrabowane sklepy, barykady na ulicach. Gdyby to było w Polsce ktoś powiedzieć by mógł - "Nie o taką Polskę walczyliśmy", no ale porównywanie tak odległych kultur, rządów i systemów wartości uważam za bezcelowe. Trzeba się więc skupić na tym co jest. Kair występuje głośno (słyszalnie na całym świecie) przeciwko Hosiniemu Mubarakowi. Muszę powiedzieć że wcale mnie to nie dziwi - 30 lat zastanych rządów i fałszowanych wyborów, brak parlamentaryzmu, brak zdrowej walki politycznej - taki układ nie będzie trwał wiecznie. Egipcjanie chcą aby tak jak w Tunezji prezydent zrzekł się stanowiska i (nomen omen) opuścił kraj udając się (np.) do Arabii Saudyjskiej. Mubarak ma chyba inne plany, bo zdymisjonował wszystkich (dosłownie WSZYSTKICH) oprócz siebie i jak dotąd nadal piastuje urząd prezydenta. "W związku z aktualną sytuacją w Egipcie, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza podróżowanie do tego kraju do czasu uspokojenia sytuacji. Osoby podejmujące na własną odpowiedzialność i ryzyko decyzję o wyjeździe do Egiptu powinny uwzględnić wzrastające zagrożenie przestępczością pospolitą, pogarszające się zaopatrzenie oraz utrudnienia komunikacyjne." - no i na stronie MSZ mamy cytat, który jest powtórką z rozrywki sytuacji Tunezji, więc lepiej na razie nie odwiedzać (zamkniętych) piramid.
fot. PAP/EPA/KHALED EL FIQI |
Ale to jeszcze nie koniec. Pamiętamy przecież (albo nie pamiętamy), że w Sudanie odbywa się liczenie głosów w związku z referendum, które miało zadecydować o podziale (secesja) albo jedności (unitarność) tego państwa. Powstać ma bowiem Sudan Południowy, który ma do swojej legitymizacji pełne prawo w związku z pokojową deklaracją po wojnie domowej w 2005 roku. Samo referendum już się zakończyło (frekwencja 90% !). Dzisiaj nastąpi koniec liczenia głosów, a oficjalne ogłoszenie wyników nastąpi 14 lutego w Chartumie. Bardzo ważna kwestia, gdyż referendum odpowie na pytanie czy 3,9 osób uprawnionych za głosowaniem ("jedna czy dwie ręce") poprze powstanie nowego państwa - Sudanu Południowego, które jak się uda będzie 197 państwem na świecie.
Powinienem napisać: "No to na tyle do przeczytania w następnym poście", ale to ciągle nie koniec! Synergia o której wspominałem na samym początku bywa ograniczana - tak jak udało się jej skumulować w krajach Afryki Północnej, tak ominęła Libię, gdzie socjalistyczne rządy sprawuje faktycznie Muammar al-Kaddafi - protoplasta chorego systemu. Państwa, które "śpią na ropie" w środowisku międzynarodowym wydają się mieć zupełnie inny status i inną drogę dialogu. I to jest chore i przygnębiające zarazem. Jemen i Jordania też nie chcą być gorsze niż ich zachodni sąsiedzi. Tak samo jak w Maroku, wszędzie wybuchają antyrządowe zamieszki, postulaty są również zbliżone treścią - "chleba i igrzysk" wydawałoby się krzyczą tłumy. Lecz tak naprawdę chodzi i możliwość decydowania o swoim losie i demokracji w jakiejkolwiek wersji.
Reasumując. Co najważniejsze mieszkańcy Maroka, Algierii, Tunezji, Egiptu, Jordanii i Jemenu chcą normalnie żyć i zarabiać, oraz mieć jakiekolwiek perspektywy na przyszłość - chcą godnego życia. "Teoria Domina bis"? Zobaczymy czy Eisenhower miałby rację również w Afryce. Tak czy inaczej synergia zaczęła świecić i pulsować i nic już jej nie zatrzyma.
fot. Goran Tomasevic/Reuters