Dzisiaj nie napiszę o raporcie MAK, choć aż się prosi żeby skomentować obłęd wypowiedzi Marcina Dubienieckiego, pełnomocnika córki zmarłego Lecha Kaczyńskiego, który zawzięcie twierdzi, że katastrofa w Smoleńsku to najprawdopodobniej zamach i wszystkiemu winni są Rosjanie, a co więcej jest ku temu (w jego/jej mniemaniu) wiele podstaw. Najwidoczniej polityka "ukrytego wroga" i obłęd są rodzinne. Mógłbym również napisać o tym, jak po raz kolejny "przetrząsano" czarne skrzynki rozbitej "tutki", aby dowiedzieć się czegoś więcej o katastrofie i ustalić, która ze stron ma rację (winni polscy piloci, czy rosyjskie służby naziemne?), oraz tym samym dać pożywkę i punkt zwrotny dla mediów i polityków. Ale tego nie zrobię i powstrzymam się od powielania i tak już do granic możliwości pomnożonych tematów o polskim obłędzie związanym z 10.04.2010.
Świat to nie Polska, Polska to nie świat. Nie ja jeden to dostrzegłem. Za granicami naszego kraju dzieje się tak wiele, lecz nikt nie wkłada trudu, aby owe informacje zostały ukazane szerszej grupie odbiorców (czy to radiowych, telewizyjnych, czy prasowych). Powódź w Brazylii (Rio de Janeiro, Nova Friburgo, Teresopolis, Petropolis i inne) wywołana ulewami zabrała ponad 600 żywotów, straty oceniane są na miliardy dolarów. Polska powódź roku 2010 to przy tym (nie bagatelizując oczywistej tragedii Polaków) zaledwie drobny problem pogodowy. Liczba ofiar wciąż rośnie, kolejne domy, samochody i ludzie zalewani są zarówno przez brudną wodę jak i lawiny błotne. Jak zwykle najbardziej cierpią najbiedniejsi, którzy swój dobytek (jeżeli go tak można nazwać) tracą w kilka chwil po pierwszej fali - to slumsy Rio, miasto boga. To bezsprzecznie będzie wielki test dla nowo wybranej pani prezydent Dilmy Rousseff, która będzie musiała wyciągnąć ten prężny gospodarczo kraj Ameryki Południowej dosłownie spod wody. Martwi mnie fakt, że trochę o tym wszystkim cicho. Nie wiem czy TVN, TVP1 i Polsat poświęcili łącznie 2 minuty na cały ten temat. A sprawa jest przecież poważna i pilna.
foto z http://fakty.interia.pl
Kolejna kwestia, również oddalona od Polski, to Tunezja. O tym liberalnym kraju muzułmańskim jest jednak trochę głośniej - może ze względu na to że własnie tam odpoczywają urlopowicze z Polski, albo dzieje się coś związanego z polityką (trudno stwierdzić). Wklepując frazę "Tunezja" do wyszukiwarki, na pierwszych stronach pojawi się nam mnóstwo linków do tamtejszych kurortów wypoczynkowych, biur podróży, informacji o państwie, oraz innego nie związanego z zamieszkami śmiecia. Dopiero na kolejnej stronie jest wspomniane o tym, że jakiś amerykański dziennikarz został postrzelony w Tunezji podczas zamieszek. Czyli jednak oprócz odpoczywania wczasowiczów coś się tam dzieje! Oj dzieje się...
A tak zupełnie na poważnie. Jak dowiadujemy się ze strony polskiej ambasady w Tunezji (wpis z 12.01.2011) "[społeczeństwo tunezyjskie] manifestuje niezadowolenie z panującej sytuacji polityczno-ekonomicznej, kierując swoje działania przeciw Prezydentowi, jego rodzinie oraz rządowi", miasta zostały zajęte przez wojsko, dodatkowo Tunis wprowadza godzinę policyjną. Kolejne komunikaty (13 i 14 stycznia) odradzają Polakom podróż do Tunezji, a tym którzy znajdują się w ośrodkach wypoczynkowych, ambasada zaleca nie opuszczanie obiektu.
Zamieszki w tym kraju rozpoczęły się od samospalenia 26 letniego sprzedawcy warzyw i owoców (17 grudnia 2010) było to odpowiedzią na konfiskatę jego straganu przez policję. Był to punkt zapalny dla grup społecznych takich jak studenci i bezrobotni, którzy rozpoczęli zamieszki w związku z niskim standardem życia w kraju. Owa sytuacja doprowadziła do obalenia prezydenta Zina el-Abidin Ben Alego, który niepodzielnie sprawował swój urząd od 20 lat (to trochę jak w większości krajów afrykańskich).
Zamieszki w tym kraju rozpoczęły się od samospalenia 26 letniego sprzedawcy warzyw i owoców (17 grudnia 2010) było to odpowiedzią na konfiskatę jego straganu przez policję. Był to punkt zapalny dla grup społecznych takich jak studenci i bezrobotni, którzy rozpoczęli zamieszki w związku z niskim standardem życia w kraju. Owa sytuacja doprowadziła do obalenia prezydenta Zina el-Abidin Ben Alego, który niepodzielnie sprawował swój urząd od 20 lat (to trochę jak w większości krajów afrykańskich).
Dalej sytuacja potoczyła się lawinowo. Prezydent zmuszony został do opuszczenia kraju (uciekł do miasta Dżudda w Arabii Saudyjskiej), a Tunis nawiedziła fala wandali, huliganów i osób, które chętnie korzystały z chaosu i bezprawia (złodzieje, szabrownicy itp.). Jednak wojsko zachowało na tyle dyscypliny, aby doprowadzić do mobilizacji oddziałów i przeciwdziałać anarchii i złodziejom - chroniąc tym samym polskich i innych, zagranicznych turystów. Władzę w państwie tymczasowo przejął premier Mohammed Ghannuszi, obiecuje on przywrócenie porządku - czy tak się stanie zobaczymy. Jak na razie liczba ofiar to 20-60 ofiar (zależy komu wierzyć - "władzą" Tunezji czy niezależnym obserwatorom), miejmy nadzieje, że te liczby nie wzrosną i nie znajdzie się w nich żaden krajan. Jak donosi ambasada RP "Wczoraj (15 bm.) ewakuowano 43 polskich turystów w samolotem wyczarterowanym przez biura podróży. W Tunezji pozostaje nadal 284 turystów z kraju w grupach zorganizowanych." Oby wszystko zakończyło się co najmniej konsensualnie - zarówno dla turystów jak i Tunezyjczyków. Tutaj wszelkie wysiłki musi włożyć zarówno polskie MSZ jak i Tunezyjski ośrodek władzy i wojsko.
foto z http://newsfeed.time.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz