Dzień dobry drogi czytelniku. Poniedziałek wita wszystkich Polaków nieprzyjemnym wiatrem, szarówką i wysokim ciśnieniem. Już niebawem zmiana czasu, bardzo dziwny wymysł ku oszczędzaniu energii, która dodatkowo zdemoluje co poniektórym zegar biologiczny. A mi urwało głowę, to już chyba kolejny raz w tym roku.
Ciężko chodzić tak bez głowy, szczególnie, jeżeli trzeba się zaprezentować wyborcom, zjeść rodzinny obiad, czy nawet zrobić głupie zakupy. Nikt nie zobaczy uśmiechu ani grymasu, a co najgorsze nikomu nie powiem "dzień dobry" oraz "jak się masz". Urwanie głowy ma też swoje dobre strony. Nikt nie napluje Ci w twarz i nie powie, że "niewyraźnie wyglądasz" - po prostu nie będzie miał ku temu możliwości, bo jest urwanie głowy i tyle. Bez głowy nie dostanę także w gębę od nieprzychylnych ludzi. No i ona też mnie nie pocałuje w policzek, bo policzek urwany z całą głową, a ja nie zarumienię się wstydliwie, bo jak.
Urwanie głowy sprawia, że nie mam czasu na troski codzienne, małe smutki i te większe także. Bo jak tu się nad wszystkim rozczulać, skoro największym problemem jest ów urwanie głowy i cała otoczka z tym związana. Myślałem w zasadzie, że jeżeli wszystko mi się uda wziąć na przysłowiową klatę, to jakoś to poukładam, poszufladkuję, zdobędę uznanie bliskich, którzy powiedzą "ten to potrafi sobie wszystko zorganizować" i tak dalej. A tu niespodzianka nieprzyjemna, nadmiar obowiązków urwał mi głowę, choć funkcjonuję i mam się dobrze (dziękuję, że pytasz). Ba, nie muszę się teraz nawet martwić się o to czy mam dobrą fryzurę i czy do twarzy będzie mi w jakiejś czapce. Tylko tak jakby czegoś mi brakuje. Bo zapominam jeść, bo nie pamiętam, że trzeba szczotkować zęby, że wypadałoby przeczytać jakąś książkę, czy obejrzeć chociaż jakiś serial, co wszyscy, żeby z ów wszystkimi było o czym porozmawiać. Wszystko jednak niemożliwe... Bo jak, skoro mam urwanie głowy?
No i na koniec, warto zaakcentować moje słowa jakimś cytatem. Niech to będzie zatem zbitka słów sprzed czasów utraty tego ważnego organu. Dajmy na to, że będzie to Piłsudski, który tak oto pokrzepiająco zwracał się do rannych żołnierzy: "Czego krzyczysz… co noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy, a ty o takie głupstwo."
I tym dziwnym akcentem rozpoczynam drogi czytelniku nasz poniedziałek 20 października. A mi urwało głowę, to już chyba kolejny raz w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz