Żyjemy w świecie zmian, gdzie społeczeństwo wolnego czasu zmieniło się w społeczeństwo konsumpcji i rozmytych wartości. Napawamy się "tu i teraz" nie patrząc na to, co jest dalej oraz nie mając szacunku dla tego, co już było. Toksyny są dla nas żeby zapomnieć.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Na lotnisku, w kinie, w głowie

Ostatnimi czasy doskwiera mi brak przekazu medialnego, który pozbawiony byłby przykrego albo tragicznego oddźwięku. Wszystko zaczęło się od "polskich trąb powietrznych", które przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Po pierwsze, ze względu na to, że nie wierzyłem iż takie zjawiska pogodowe (na taką skalę i zasięg) są możliwe w naszym pięknym kraju, a po drugie, że większość ludzi z którymi rozmawiam nie dostrzega ingerencji człowieka w to co się dzieje z naszą planetą. Może jestem przewrażliwiony w kwestii ochrony klimatu i dbania o środowisko naturalne, ale uwierz mi drogi czytelniku, jak żyję nie widziałem, aby w Polsce trąba powietrzna zerwała tak wiele dachów i doprowadziła do ruiny wiele rodzin.

Później na lotnisku w Bułgarii (miejscowość Burgas) atak terrorystyczny na turystów z Izraela. W wyniku eksplozji ładunku wybuchowego w autobusie ginie 6 osób, a 33 są ciężko ranne. Izrael oskarża organizacje terrorystyczne powiązane z Iranem, a dalej nawet samo państwo Ahmedinedżada. Człowiek posądzony o podłożenie bomby, którego wychwyciły kamery nie wygląda podejrzanie - krótkie spodenki, długie włosy, niebieski t-shirt i czapka z daszkiem - świadczy to o nieliniowości zamachów terrorystycznych oraz pokazuje, że zamachowcem może być niestety każdy. Ta sytuacja potwierdza spostrzeżenie Samuela Huntingtona - stosunkami międzynarodowymi rządzi anarchia, konflikty plemienne i narodowościowe są na porządku dziennym, ale to te, które powstają między przedstawicielami różnych cywilizacji są najniebezpieczniejsze (tj. najbardziej wyniszczające, krwawe i naznaczone odwetem). Warto także zwrócić także uwagę na fakt, że wraz z rozwojem technologii militarnej małe państwa zyskały siłę wojskową i możliwość oddziaływania, a nawet wysuwania postulatów, takich samych jak mocarstwa. Świetnie w tą teorię wpasowuje się mały, ale uzbrojony po zęby i niesłychanie zaciekły Izrael. Zobaczymy jaki będzie kolejny krok ze strony Żydów.

Kino w Littleton nie jest jedynie miejscem najnowszej części przygód Batmana. James Holmes, mój równolatek, student prestiżowego kierunku neurobiologii ustalił, że wcieli się w rolę Jokera i postrzela do osób zgromadzonych w kinie. Tak krwawego pokazu nie było nigdy (nawet) w Stanach Zjednoczonych. Co prawda jest to państwo, gdzie poprzez łatwy dostęp do broni (legitymizowany poprawką do konstytucji), luki w systemie edukacji i "niedociągnięcia" w wychowaniu zdarzało się już wiele podobnych sytuacji, o niektórych nawet niedawno pisałem w artykule "Dzisiejsze zabawy z bronią", ale to co stało się w stanie Kolorado po raz kolejny mną wstrząsnęło. W związku z faktem, że zarówno ja jak i ty, drogi czytelniku, znamy tą sprawę (12 osób nie żyje, w tym kobiety i dzieci, dziesiątki rannych, psycholog do końca życia dla niektórych itd.) pobawimy się w grę "co by było gdybym..."

* * *

Ja lub ty, a może nawet my, siedzimy na pokazie premiery filmu, którego serię uwielbiamy. Wszystko dzieje się w mieście Littleton w kinie Century. Emocje są wielkie, już niedługo zacznie się film, wszystkie sale są pełne, pachnie popcorn, popijasz coca-colę i wiercisz się na kinowym fotelu. Po dziesiątkach reklam i zwiastunów zaczyna się film, jak zahipnotyzowany śledzisz fabułę i podziwiasz najnowsze dzieło Ch. Nolana. Zastanawiasz się co tym razem zrobi Batman, kogo pokona, z kim będzie walczył. Jednak coś jest nie tak, do pomieszczenia wpadają puszki z gazem łzawiącym i granatami dymnymi - to raczej nie są "dodatkowe efekty" zafundowane przez kino. Wybucha panika, dziesiątki osób biegną w stronę wyjścia, wiele osób po usłyszeniu strzałów pada na ziemię, niektórzy padają martwi. W gardle czuć przerażającą suchość i smak gazu łzawiącego. Jakiś mężczyzna o pomarańczowych włosach i w masce gazowej strzela do przypadkowych osób. Widzisz, że nie może narzekać na brak naboi bo ma przy sobie kilka sztuk broni. Pocisk dosięga grubego mężczyznę, który siedział w rzędzie przed tobą, na twoich oczach kule trafiają matkę z dziećmi, chłopaka, który ciągnie ku wyjściu za rękę swoją dziewczynę, w plecy dostaje także kilkuletnia dziewczynka. Tobie udaje się cudem ujść z życiem, serce łomocze a przez głowę przepływa strumień myśli. Co się stało?

* * *

I dlatego strasznie smuci mnie, że od dawna nie słyszałem pozytywnych wiadomości, takich które dałyby mi choć cień szansy na to aby przekonać się, że ludzie są z natury dobrzy, albo choćby neutralni. Fakty wskazują na to, że człowiek jest  jak maszyną do tworzenia zagrożenia i strachu.

środa, 18 lipca 2012

Trawka

Witajcie! Przeciwstawiając się tezie Giovanniego Sartori stwierdzam, że z nowych mediów, które reprezentuje m.in. telewizja można coś jeszcze wykrzesać. Nie jest to argument bez pokrycia, gdyż pomimo faktu, że stacje publiczne kuleją pod względem działalności misyjnej, to  funkcja edukacyjno-dydaktyczna została przejęta przez stacje prywatne. Warto zauważyć, że prym pod tym względem wiodą stacje takie jak National Geographic Chanel, Discovery Chanel i Planet. Niemniej, TVP kultura od czasu do czasu również zaskoczy widza ciekawym przekazem. No to tyle na temat walki misji z wszechobecną rozrywką - tematem, który szerzej rozwinąłem w mojej pracy dyplomowej. Niebawem zamieszczę ją na blogu, tak samo zresztą jak pracę o Półwyspie Koreańskim.

Nawiązując do edukacji, pierwsza z wymienionych stacji (NGC) rozpoczęła transmisję serii programów o marihuanie. Ów program nosi tytuł "Trawka" i jest emitowany od końca czerwca. Żeby nie tracić czasu na opisywanie o-co-chodzi w programie, zamieszczam krótkie streszczenie z portalu media2.pl

Od 26 czerwca na antenie stacji czteroodcinkowa "Trawka". Kolorado przeżywa drugą gorączkę złota... chociaż teraz można ją nazwać "zieloną gorączką". Chodzi o leczniczą marihuanę, która okazuje się być niezłym biznesem. "Trawka" pokaże nową kulturę przedstawiając grupę plantatorów, pacjentów, właścicieli szpitalnych aptek, policjantów, opiekunów, przedsiębiorców, popierających i sprzeciwiających się przedsięwzięciu. Marihuana zmieniała ich życie. Niektórzy z czterech bohaterów są nieobliczalni, inni poważni, ale każdy do uprawy podchodzi z pasją.

     Czyli już mniej więcej drogi czytelniku wiesz "co w trawie piszczy". Program jest o tyle ciekawy, gdyż nie pokazuje jedynie jałowych informacji w stylu "narkotyki są złe" lub "czy marihuana jest z konopi?", a oferuje przekrój przez wszystkie płaszczyzny związane z tym kanabinolem. Mam na myśli nie tylko świat palaczy, ale również całą infrastrukturę medycznej marihuany, kulturę palących, hodowlę i marketing oraz przestępsta związanych z trawką. Program ukazuje bowiem także omawiany aspekt z policyjnego punktu widzenia, czyli nielegalne posiadanie, uprawę i handel jak i również powiązania marihuany z innymi ("twardymi") narkotykami lub zwyczajnymi przestępstwami.


     Powinienem napisać na samym początku, że głównym celem tego artykułu jest temat leczniczej marihuany, ale zostawiłem sobie ten wątek na koniec. To, że marihuana ma działanie lecznicze jest szokiem dla konserwatystów i wszystkich niedoinformowanych przeciwników, którzy aby zbić ten argument podają surrealistyczne fakty o tym, jak marihuana niszczy społeczeństwo, zdrowie i państwo prawa. To duża hipokryzja z ich strony, nieprawdaż drogi czytelniku? Z jednej strony istnieje poparcie dla alkoholu i papierosów, które destabilizują każdą (czytaj każdą) dziedzinę życia i od których państwo odprowadza ogromne podatki, nie mówiąc już o "kulturze picia/palenia", która trwale zadomowiła się w Polsce.
      Z marihuaną jest zupełnie inaczej. Nikt nie jest w stanie zrozumieć, że pobudza ona apetyt (zwalczanie anoreksji, wspomaganie diety u osób z nowotworami), uśmierza ból i rozluźnia mięśnie (dla osób ze stwardnieniem rozsianym, takich jak moja mama), zmniejsza ciśnienie gałki ocznej (dla osób z jaskrą) i przede wszystkim pozwala na fizyczne i psychiczne rozluźnienie dla wszystkich, którzy po wielu godzinach ciężkiej pracy psychicznie nie radzą sobie z życiem i problemami.

     Moje rozważania są poparte nie tylko obserwacjami, informacjami i wiedzą, ale także doświadczeniem własnym. Jakieś dwa lata temu wykryto u mnie (podczas oddawania krwi) żółtaczkę typu C - największego skurwiela ze wszystkich żółtaczek. Moje życie troszkę się wtedy posypało, odstawiłem alkohol ale nie zrezygnowałem z "popalania". Po traumie tej informacji i wykonaniu dziesiątek badań, kiedy przyszła czas na kontrolę (po roku), okazało się, że w moim organizmie nie ma wirusa. Zniknął. Czy było to wywołane tylko i wyłącznie marihuaną? Ciężko stwierdzić, ale wiem, że dzięki niej odeszły również moje problemy z żołądkiem i jelitami, a więc coś się zmieniło.

     Mój przykład nie jest odosobniony. W programie "Trawka" pewien chłopak dowiedział się, że ma raka jelita cienkiego w trzecim stadium rozwoju. Jego droga byłą jednokierunkowa: setki leków, chemioterapia, brak apetytu (również tego na życie), depresja. Kiedy ów mężczyzna zaczął w jednym z miast Colorado zażywać medycznej marihuany (specjalnej odmiany, której niestety nie pamiętam) jego życie się zmieniło - nabrał apetytu ("jem za trzech"), odstawił leki na bazie opioidów (bardzo mocne, uzależniające przeciwbólowce)  i zaczął żyć. Po roku, podczas wizyty u lekarza, chłopak dowiaduje się, że komórki nowotworowe zniknęły z jego organizmu, a on jest zdrowy. Takie informacje sprawiły, że odzyskał on także apetyt na życie. Mam z nim wiele wspólnego.

Mówię Ci to ja, drogi czytelniku, magister :)















poniedziałek, 9 lipca 2012

życie i śmierć... a demografia sobie

     Witaj drogi czytelniku. Po zakończeniu wielu spraw o charakterze personalnym i domknięciu na ostatni guzik kwestii "wykształcenie wyższe" znów mogę swobodnie kontynuować działalność piśmienniczą. Warto na samym początku podkreślić, że edukacja i nauka zajmują bardzo ważne miejsce w moim życiu, gdyż nie tylko dają mi one możliwość rozwijania siebie, ale także weryfikują poziom treści przedstawianych na niniejszym blogu. Pozostaje mi zatem czekać na kolejny etap rekrutacyjny na studia III stopnia. Może tam rozpocznę pracę na wieloma projektami, które siedzą w mojej głowie. To wszystko tak w ramach króciutkiego wstępu z nutką osobistą.
***
     Kilka dni temu pochowałem babcię, natomiast w moje urodziny, które odbyły się kilka dni temu, mojemu znajomemu z uczelni urodziła się córeczka - jest więc dokładnie o 24 lata młodsza ode mnie. To szmat czasu, prawie ćwierć wieku, można by powiedzieć, że trudno jest wyobrazić sobie świat za 24 lata. Dobrym przykładem braku umiejętności prognozowania będą filmy z lat 80 czy 90, które rok 2020 widziały jako niekończącą się wojnę ludzi z ludźmi, maszyn z ludźmi, czy bardziej futurystycznie, maszyn z maszynami. Rzeczywistość i nieubłaganie płynący czas weryfikują fantastyczne tezy. Córka mojego kolegi będzie 2050 dorosłą dziewczyną, która może już w owym czasie mieć nawet swoje dziecko. Czy aby na pewno?

     Zarówno rynek globalny, jak i rynki krajowe biorąc na poprawkę na kryzys zmieniają swój popyt i podaż na wielu płaszczyznach. W Hiszpanii, która niedawno zdobyła puchar EURO 2012, ponad 24 proc. ludzi jest bezrobotnych, dla młodych osób ten odsetek wynosi aż 50 proc. Hiszpania nie jest osamotniona bo załamanie się wielu rynków, nie tylko w sektorze zatrudnienia, przechodzą inne kraje grupy PIIGS lub GIPSI. Nie ma już mowy o wyjazdach na prace sezonowe do Włoch, Portugalii i Hiszpanii, te kraje poprzez różnego rodzaju "bańki" (np. w Hiszpanii "bańka mieszkaniowa") walczą o pomoc zagraniczną i równowagę wewnętrzną, choć jak na razie przypominają pijanego starca balansującego z parasolką na linie rozwieszonej nad przepaścią. Grecja oczywiście wiedzie prym i ku frustracji Niemiec nie wiadomo co dalej z radykalnymi reformami kolebki filozofii. Niemniej, (co jest światełkiem w tunelu) zeszłą niedziele rząd Grecji uzyskał wotum zaufania i poparty przez konserwatywną Nową Demokrację i socjalistyczny Pasok (co za misz-masz!) uzyskał 179 z 300 głosów parlamentarzystów i ma możliwość wdrażania zmian. Pożyjemy zobaczymy. 

     U nas jest w miarę dobrze. Analizując dane zebrane przez GUS (Departament Pracy) stwierdzam, że w okresie od kwietnia do maja 2012 liczba bezrobotnych jak i sama stopa bezrobocia nieznacznie spadły - na obecną chwilę to ok.12,6 proc. Jednak w ogólnym, rocznym zestawieniu bezrobocie wzrosło o 0,2 proc. To niepokojący wynik, aczkolwiek do Hiszpanii jest nam na szczęście ciągle daleko. Raport GUS-u zaznacza:

W stosunku do kwietnia 2012 r. spadek liczby bezrobotnych odnotowano we wszystkich województwach, najbardziej znaczący w: warmińsko-mazurskim (o 4,3%), zachodnio-pomorskim (o 4,0%), lubuskim (o 3,5%), lubelskim i małopolskim oraz podkarpackim (po 3,3%). W porównaniu z majem 2011 r. bezrobocie zwiększyło się w 15 województwach, najbardziej znaczący wzrost odnotowano w województwach: łódzkim (o 6,3%), małopolskim i opolskim (po 4,8%), mazowieckim (o 4,2%), śląskim (o 4,0%). W województwie zachodniopomorskim liczba bezrobotnych spadła o 1,1%.
"Miesięczna informacja o bezrobociu rejestrowanym w Polsce w maju 2012 roku" Materiał na konferencję prasowa w dniu 26 czerwca 2012 r., GUS
     Co ciekawe, w ujęciu krajowym podział na centrum i peryferia pod względem zatrudnienia (tak odczuwany w wielkich krajach rozwijających się i tych już rozwiniętych) nie ma racji bytu. Południowe województwa (śląskie, małopolskie) mają stopę bezrobocia zbliżoną do "centrum", tj. mazowieckiego i wielkopolskiego. Sprawa komplikuje się znacznie w województwach północnych - zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim, gdzie omawiany współczynnik wynosi kolejno 17, 3 i 19,7 proc., a to bardzo dużo.

     Społeczeństwo polskie musi się zmagać również z innymi problemami gruntu społeczno-ekonomicznego. Według  raportu Diagnoza społeczna 2011 występują problemy natury "technicznej" w pogodzeniu posiadania dzieci z pracą zawodową. Jednak Polak potrafi, stąd też przydatne dla pracodawców i  instytucji państwa odpowiedzi respondentów badania na pytanie o udogodnienia w pogodzeniu dwóch płaszczyzn - zawodowej i rodzinnej (uszeregowane malejąco, począwszy od odpowiedzi, które najczęściej padały):
  1. wydłużenie urlopu macierzyńskiego - odpowiadała tak co czwarta kobieta i co piąty mężczyzna
  2. lepsza możliwość elastycznego dostosowania czasu pracy - odpowiedź często wskazywana przez członków gospodarstw domowych, w których nie ma dzieci
  3. lepsza możliwość opieki poza domem nad dziećmi do 7 roku życia
     Warto wspomnieć, że młodzi i niedoświadczeni rodzice, jak i również rodzice posiadający więcej niż dwoje dzieci są za wydłużeniem płatnych urlopów i zwiększeniem zasiłków rodzinnych. Problem może być zatem rozwiązany dzięki większym nakładom ze strony państwa (m.in. opieka nad dziećmi do 7 roku życia i zasiłki) i/lub osób prywatnych (m.in. elastyczne godziny pracy i wydłużenie płatnych urlopów). Wszystkie działania wiążą się z nakładami pienięznymi, które w obecnej sytuacji ciężko jest wyłożyć obu podmiotom. 

     Nawiązując do tytułowego, dualnego zagadnienia życia i śmierci. Mamy obecnie do czynienia z kolejnym przejściem demograficznym,  czyli zjawiskiem (wg. D.J. ban de Kaa) gdzie zauważalny jest spadek dzietności, wynikający z chęci zapewnienia możliwości samorealizacji się obojga rodziców w codziennym życiu współczesnego społeczeństwa. A to dość spory problem bo jego objawem są:
  • starzenie się ludności -> w 2050 w Polsce będzie ok 33-35 mln obywateli
  • spadek umieralności -> większe nakłady socjalne na osoby w podeszłym wieku, na 3 emerytów pracował będzie jeden "młody"
  • spadek rozrodczości -> zmniejszenie się liczebności młodszych roczników i jego wpływ na roczniki starsze


    I jak tu się cieszyć, skoro wszystko wskazuje na to, że model rodziny atomowej (2+1) jest coraz bardziej popularny, a młodzi ludzie (w tym ja i może Ty drogi czytelniku) wcale nie garną się do zawierania związku małżeńskiego, z którego "powstanie" wiele ślicznych bobasków. Można by zatem stwierdzić, że dane statystyczne  to jedna płaszczyzna, a życie to druga choć zupełnie odmienna.

    Wszystko to kwestia osobista. W wielu przypadkach dzieci rodzą się nieplanowane i/lub w większej ilości niż spodziewali się rodzice, a z drugiej strony inni umierają niespodziewanie i nagle. Doświadczyłem tego procesu na podstawie własnych obserwacji i wiem, że nie ma jednolitej definicji zarówno na śmierć jak i życie. W tak pięknych warunkach pogodowych, aby zwiększyć pozytywny trend narodzeń warto przywołać tytuł ostatniej księgi "Pana Tadeusza", który niech zabrzmi dwuznacznie: Kochajmy się!

czwartek, 5 lipca 2012

Pięcioelementowa definicja życia


     Czasami chciałby, żeby tak jak w teorii którejkolwiek z nauk każdy aspekt życia dało się wytłumaczyć według konkretnej definicji. Jednakże rzeczywistość i chaos w nią wkraczający nie trzymają się określonych reguł, nie pozwalają na stworzenie jednolitej definicji, z którą można by polemizować – dlatego każdy dzień jest niesłychanym odkryciem lub wielkim rozczarowaniem. Zmienną pozostaje ciągle poziom szczęścia i nieszczęścia w nieusystematyzowanym życiu.

     W zasadzie wszystko powinienem zacząć od początku czyli od chwili, kiedy przestałem pisać. Powinienem także podać dobry powód, aby móc sprostać oczekiwaniom wszystkim, którzy czasami lub regularnie odwiedzają „moją stronę”, zacznę jednak, tak jak powinienem - od początku.


     (przepraszam za ciche nagranie - na głośnikach da się zwiększyć głośność - jednak głośne mówienie do kamery kiedy jest się samemu sprawia, że wiele osób dziwnie się patrzy)

     To prawda, zdziwienie było wielkie, kiedy babcia umarła na zawał w jednym z najgorętszych dni w roku. Taka wesoła i żywotna kobieta ot tak, odeszła. Tak się nie robi. No i jeszcze wtedy byłem w trakcie nauki do obrony pracy magisterskiej, nastąpiła więc całkowita dezorganizacja. Od śmierci babci wzięliśmy pod swój dach dziadka, który ma swoje bolączki natury mentalnej. Rodzina to jednak rodzina i jest się z nią na dobre i na złe.

A może trochę pozytywniej?


     (przepraszam za ciche nagranie - na głośnikach da się zwiększyć głośność - jednak głośne mówienie do kamery kiedy jest się samemu sprawia, że wiele osób dziwnie się patrzy)


     Według wielu tak zwanych polityków i komentatorów sportowych wszystko można zrobić lepiej. Można lepiej zagrać podczas meczu, można lepiej powołać polską kadrę piłkarską, można lepiej (taniej i szybciej) budować stadiony, można lepiej utworzyć rząd, można lepiej prowadzić politykę itd. Dosłownie wszystko można ”lepiej”, jeżeli tylko zrobi to ktoś inny albo owi „eksperci”, ot taki mały egoizm i samochwalstwo. Wszystko tak, jakby nie dało się dostrzec piękna w tym co jest, w tym w co wiele osób włożyło trud i ciężką pracę. Dlatego wielu polityków opozycji nie potrafiło docenić sprawnej organizacji Euro 2012. Niektórzy jakby na siłę starali się 

Pora jechać dalej.

     (przepraszam za ciche nagranie - na głośnikach da się zwiększyć głośność - jednak głośne mówienie do kamery kiedy jest się samemu sprawia, że wiele osób dziwnie się patrzy)

Ten "przepiękny" pomnik jest również miejscem, gdzie za lat młodzieńczych wiele win (o takiej właśnie marce) zostało przelanych. po stronie którą filmuje widnieją głowy polskich żołnierzy, po drugiej są, jak to określił mój kolega, "kacapskie gęby".

film bonusowy: świat oczami roweru

Żeby tego było mało odłączyli mi wodę, jednak życie toczy się dalej. Należy więc umarłych pozostawić ziemi, a samemu robić codziennie tyle, aby każdy dzień był tym ostatnim i


najsłodszym.