Witaj drogi czytelniku. Po zakończeniu wielu spraw o charakterze personalnym i domknięciu na ostatni guzik kwestii "wykształcenie wyższe" znów mogę swobodnie kontynuować działalność piśmienniczą. Warto na samym początku podkreślić, że edukacja i nauka zajmują bardzo ważne miejsce w moim życiu, gdyż nie tylko dają mi one możliwość rozwijania siebie, ale także weryfikują poziom treści przedstawianych na niniejszym blogu. Pozostaje mi zatem czekać na kolejny etap rekrutacyjny na studia III stopnia. Może tam rozpocznę pracę na wieloma projektami, które siedzą w mojej głowie. To wszystko tak w ramach króciutkiego wstępu z nutką osobistą.
***
Kilka dni temu pochowałem babcię, natomiast w moje urodziny, które odbyły się kilka dni temu, mojemu znajomemu z uczelni urodziła się córeczka - jest więc dokładnie o 24 lata młodsza ode mnie. To szmat czasu, prawie ćwierć wieku, można by powiedzieć, że trudno jest wyobrazić sobie świat za 24 lata. Dobrym przykładem braku umiejętności prognozowania będą filmy z lat 80 czy 90, które rok 2020 widziały jako niekończącą się wojnę ludzi z ludźmi, maszyn z ludźmi, czy bardziej futurystycznie, maszyn z maszynami. Rzeczywistość i nieubłaganie płynący czas weryfikują fantastyczne tezy. Córka mojego kolegi będzie 2050 dorosłą dziewczyną, która może już w owym czasie mieć nawet swoje dziecko. Czy aby na pewno?
Zarówno rynek globalny, jak i rynki krajowe biorąc na poprawkę na kryzys zmieniają swój popyt i podaż na wielu płaszczyznach. W Hiszpanii, która niedawno zdobyła puchar EURO 2012, ponad 24 proc. ludzi jest bezrobotnych, dla młodych osób ten odsetek wynosi aż 50 proc. Hiszpania nie jest osamotniona bo załamanie się wielu rynków, nie tylko w sektorze zatrudnienia, przechodzą inne kraje grupy PIIGS lub GIPSI. Nie ma już mowy o wyjazdach na prace sezonowe do Włoch, Portugalii i Hiszpanii, te kraje poprzez różnego rodzaju "bańki" (np. w Hiszpanii "bańka mieszkaniowa") walczą o pomoc zagraniczną i równowagę wewnętrzną, choć jak na razie przypominają pijanego starca balansującego z parasolką na linie rozwieszonej nad przepaścią. Grecja oczywiście wiedzie prym i ku frustracji Niemiec nie wiadomo co dalej z radykalnymi reformami kolebki filozofii. Niemniej, (co jest światełkiem w tunelu) zeszłą niedziele rząd Grecji uzyskał wotum zaufania i poparty przez konserwatywną Nową Demokrację i socjalistyczny Pasok (co za misz-masz!) uzyskał 179 z 300 głosów parlamentarzystów i ma możliwość wdrażania zmian. Pożyjemy zobaczymy.
U nas jest w miarę dobrze. Analizując dane zebrane przez GUS (Departament Pracy) stwierdzam, że w okresie od kwietnia do maja 2012 liczba bezrobotnych jak i sama stopa bezrobocia nieznacznie spadły - na obecną chwilę to ok.12,6 proc. Jednak w ogólnym, rocznym zestawieniu bezrobocie wzrosło o 0,2 proc. To niepokojący wynik, aczkolwiek do Hiszpanii jest nam na szczęście ciągle daleko. Raport GUS-u zaznacza:
W stosunku do kwietnia 2012 r. spadek liczby bezrobotnych odnotowano we wszystkich województwach, najbardziej znaczący w: warmińsko-mazurskim (o 4,3%), zachodnio-pomorskim (o 4,0%), lubuskim (o 3,5%), lubelskim i małopolskim oraz podkarpackim (po 3,3%). W porównaniu z majem 2011 r. bezrobocie zwiększyło się w 15 województwach, najbardziej znaczący wzrost odnotowano w województwach: łódzkim (o 6,3%), małopolskim i opolskim (po 4,8%), mazowieckim (o 4,2%), śląskim (o 4,0%). W województwie zachodniopomorskim liczba bezrobotnych spadła o 1,1%.
"Miesięczna informacja o bezrobociu rejestrowanym w Polsce w maju 2012 roku" Materiał na konferencję prasowa w dniu 26 czerwca 2012 r., GUS |
Co ciekawe, w ujęciu krajowym podział na centrum i peryferia pod względem zatrudnienia (tak odczuwany w wielkich krajach rozwijających się i tych już rozwiniętych) nie ma racji bytu. Południowe województwa (śląskie, małopolskie) mają stopę bezrobocia zbliżoną do "centrum", tj. mazowieckiego i wielkopolskiego. Sprawa komplikuje się znacznie w województwach północnych - zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim, gdzie omawiany współczynnik wynosi kolejno 17, 3 i 19,7 proc., a to bardzo dużo.
Społeczeństwo polskie musi się zmagać również z innymi problemami gruntu społeczno-ekonomicznego. Według raportu Diagnoza społeczna 2011 występują problemy natury "technicznej" w pogodzeniu posiadania dzieci z pracą zawodową. Jednak Polak potrafi, stąd też przydatne dla pracodawców i instytucji państwa odpowiedzi respondentów badania na pytanie o udogodnienia w pogodzeniu dwóch płaszczyzn - zawodowej i rodzinnej (uszeregowane malejąco, począwszy od odpowiedzi, które najczęściej padały):
- wydłużenie urlopu macierzyńskiego - odpowiadała tak co czwarta kobieta i co piąty mężczyzna
- lepsza możliwość elastycznego dostosowania czasu pracy - odpowiedź często wskazywana przez członków gospodarstw domowych, w których nie ma dzieci
- lepsza możliwość opieki poza domem nad dziećmi do 7 roku życia
Warto wspomnieć, że młodzi i niedoświadczeni rodzice, jak i również rodzice posiadający więcej niż dwoje dzieci są za wydłużeniem płatnych urlopów i zwiększeniem zasiłków rodzinnych. Problem może być zatem rozwiązany dzięki większym nakładom ze strony państwa (m.in. opieka nad dziećmi do 7 roku życia i zasiłki) i/lub osób prywatnych (m.in. elastyczne godziny pracy i wydłużenie płatnych urlopów). Wszystkie działania wiążą się z nakładami pienięznymi, które w obecnej sytuacji ciężko jest wyłożyć obu podmiotom.
Nawiązując do tytułowego, dualnego zagadnienia życia i śmierci. Mamy obecnie do czynienia z kolejnym przejściem demograficznym, czyli zjawiskiem (wg. D.J. ban de Kaa) gdzie zauważalny jest spadek dzietności, wynikający z chęci zapewnienia możliwości samorealizacji się obojga rodziców w codziennym życiu współczesnego społeczeństwa. A to dość spory problem bo jego objawem są:
- starzenie się ludności -> w 2050 w Polsce będzie ok 33-35 mln obywateli
- spadek umieralności -> większe nakłady socjalne na osoby w podeszłym wieku, na 3 emerytów pracował będzie jeden "młody"
- spadek rozrodczości -> zmniejszenie się liczebności młodszych roczników i jego wpływ na roczniki starsze
I jak tu się cieszyć, skoro wszystko wskazuje na to, że model rodziny atomowej (2+1) jest coraz bardziej popularny, a młodzi ludzie (w tym ja i może Ty drogi czytelniku) wcale nie garną się do zawierania związku małżeńskiego, z którego "powstanie" wiele ślicznych bobasków. Można by zatem stwierdzić, że dane statystyczne to jedna płaszczyzna, a życie to druga choć zupełnie odmienna.
Wszystko to kwestia osobista. W wielu przypadkach dzieci rodzą się nieplanowane i/lub w większej ilości niż spodziewali się rodzice, a z drugiej strony inni umierają niespodziewanie i nagle. Doświadczyłem tego procesu na podstawie własnych obserwacji i wiem, że nie ma jednolitej definicji zarówno na śmierć jak i życie. W tak pięknych warunkach pogodowych, aby zwiększyć pozytywny trend narodzeń warto przywołać tytuł ostatniej księgi "Pana Tadeusza", który niech zabrzmi dwuznacznie: Kochajmy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz