Wypity w słońcu alkohol, sprawił że powoli, i w sumie już standardowo, po dotarciu i rozłożeniu się na miejscu zaczęliśmy cofać się intelektualnie. Najpierw po wspomnieniu filmu "Predators" cali wysmarowaliśmy się błotem ze zbiornika wodnego, po czym zarządziliśmy wojnę na błotne kule. No i właśnie w takich sytuacjach człowiek zastanawia się, czy kiedykolwiek dorośnie, czy będzie dobrym ojcem i czy w ogóle jest w stanie funkcjonować w społeczeństwie. Cóż, socjalizacja nie obejmuje wszystkich...
Żeby wszystko nie skończyło się happy end'em, rozprułem sobie nogę w wodzie o wystający z podłoża kamień, kiedy uciekałem przed skaczącym z pseudo-trampoliny kolegą (szrama nabrała intensywności dopiero dzisiaj - może alkohol mnie zakonserwował?). Kolejno po rozpoczętej wojnie na błotne piguły, po trafieniu mojego kolegi w głowę błotną breją, stałem się celem jego odwetu i dostałem w prawą część czachy równie wielką kulką błota i mułu. Chyba miałem mniej szczęścia niż on, bo muł i glina zawarte w pocisku zatkały mi prawe ucho i słyszę teraz jakbym był pod wodą...Laryngolog będzie miał ubaw pytając mnie co mi się stało.
A wam życzę więcej fantazji :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz